Rynek, który kusi łatwym i olbrzymim zyskiem przy małych nakładach. Forex rozpala wyobraźnie milionów ludzi na świecie. Co dzień wygrywają, ale i tracą miliardy dolarów. Teraz Najwyższa Izba Kontroli sprawdza jak gracze są chronieni przez polskie urzędy, których zadaniem jest monitorowanie rynków walutowych.
Czy klienci rynku Forex mogą liczyć na polski nadzór finansowy? Na to pytanie mają teraz odpowiedzieć pracownicy Najwyższej Izby Kontroli. Pod koniec czerwca pięć ekip kontrolerów weszło do Komisji Nadzoru Finansowego, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, Biura Rzecznika Finansowego, Ministerstwa Finansów oraz Narodowego Banku Polskiego. Działania Izby są tu niezwykle kompleksowe i wyników nie należy się szybko spodziewać. – Wyniki kontroli będą znane najprawdopodobniej w I kwartale 2017 roku – mówi „Gazecie Finansowej” Dominika Tarczyńska, rzecznik NIK.
Posługując się przez chwilę urzędniczym językiem, tytuł kontroli to: „Ochrona praw nieprofesjonalnych uczestników rynku walutowego”. Jak czytamy w planie prac NIK na rok 2016, celem jest odpowiedź na pytanie: „Czy instytucje odpowiedzialne za nadzór nad rynkiem walutowym zapewniają nieprofesjonalnym uczestnikom rynku wystarczająca ochronę ich praw?”. Tłumacząc z biurokratycznego na polski, działania kontrolerów mają sprawdzić, czy rynek Forex jest skutecznie przez nasze urzędy kontrolowany.
Dotychczas Forex nie znajdował się pod lupą inspektorów NIK. Takie działania wykonują po raz pierwszy. Co ciekawe, nie mamy do czynienia z kontrolą doraźną, a zaplanowaną pod koniec ubiegłego roku. – Kontrola na temat ochrony praw nieprofesjonalnych uczestników rynku walutowego jest inicjatywą własną Najwyższej Izby Kontroli. Podczas kontroli sprawdzimy, czy instytucje odpowiedzialne za nadzór nad rynkiem walutowym zapewniają nieprofesjonalnym uczestnikom rynku wystarczającą ochronę ich praw – wyjaśnia Dominika Tarczyńska. Skąd jednak taka zmiana? Czy do NIK wpłynęły informacje, że polskie urzędy dotychczas nie działały prawidłowo? Na te pytania nie dostaliśmy odpowiedzi. – W związku z tym, że procedura kontrolna dopiero się rozpoczęła – nie możemy udzielić więcej informacji na interesujący Pana temat – stwierdziła rzecznik NIK.
Czysty hazard
„Uwaga! Ta wiadomość może zupełnie odmienić twoje życie! Grupa niemieckich matematyków opracowała inteligentny program, który handlując na giełdzie, przynosi niesamowite zyski. Nigdy się nie myli i dokonuje kupna tylko w przypadku 100 proc. pewności, że zaowocuje ono zyskiem. Dopóki nie wiedzą o nim inni, dopóki jest on dostępny, a jego używanie nie jest zabronione, to masz możliwość wykorzystania swojej szansy i zmiany swojego życia na lepsze!” – tej treści maile, zachęcające do wejścia na rynek Forex codziennie lądują w dziesiątkach tysięcy skrzynek pocztowych. Większość wychwytują filtry spam. Jednak jakaś część jest czytana. Zwykle przez odbiorców, którzy o transakcjach walutowych wiedzą tylko tyle, że to coś, co robi się w kantorze przed wyjazdem na wakacje. Większości z nas taka wiedza zresztą wystarczy. Oczywiście, dopóki treść takiej reklamówki nie skłoni nas do myśli w stylu „a może by warto kilka złotych w to włożyć?” Rynek Forex (od angielskiego Foreign Exchange – wymiana zagraniczna), to hurtowy, międzynarodowy rynek walutowy, działający 24 godziny na dobę, pięć dni w tygodniu. Nie ma jednej siedziby. Jest całkowicie zdecentralizowany. To właściwie informatyczna platforma, na której brokerzy i dealerzy („pośrednicy”) negocjują bezpośrednio ze sobą.
Do uczestnictwa zachęca nie tylko perspektywa ogromnych zysków, ale i prosty i szybki dostęp do miejsca, gdzie obraca się już nie miliardami, ale bilionami dolarów. Dziennie. Wystarczy mieć komputer z dostępem do Internetu i nawet niewielkie wolne pieniądze, by zagrać z najlepszymi o wielkie stawki. Jest jednak haczyk. Zwykłemu człowiekowi do gry potrzebny jest broker, który udostępnia mu swoją platformę inwestycyjną. Jednak broker określa także kursy wymiany i zarabia na różnicy pomiędzy kursem rynkowym a własnym. Co więcej, jako że to broker wykonuje same transakcje, zestawiając przeciwstawne zlecenie i kupując lub sprzedając powstałą nadwyżkę na rynku, to manipulując chwilowo kursem może powiększyć swój zysk – kosztem klienta. Specyfiką Forex jest możliwość dokonywania transakcji za pieniądze, których nie mamy. Zapewnia to mechanizm tzw. dźwigni finansowej. Najłatwiej to wyjaśnić na przykładzie. Mając na koncie 100 zł można np. dokonać transakcji na dźwigni 200, czyli za 20 000 zł. Potencjalny zysk z tych 100 zł może – na jednej zaledwie transakcji – wynieść kilka tysięcy złotych. Brzmi kusząco? Niestety jest jeszcze druga strona medalu. Jeżeli nie trafimy, to te kilka tysięcy, zamiast wpaść nam do kieszeni, staną się długiem wobec brokera. Czyli można zyskać, ale i można stracić. „Inwestycje w instrumenty pochodne, w tym kontrakty na różnice (CFD) oparte są na efekcie dźwigni finansowej. Wysoki poziom ryzyka potencjalnie skutkuje bardzo wysokimi stratami, które poniesie klient” – stwierdza ostrzeżenie wydane przez KNF.
Można zawierzyć kuszącym hasłom reklamowym, ale oficjalne statystyki są bezlitosne. „Z analiz przeprowadzonych przez UKNF w ostatnich latach wśród krajowych domów maklerskich i biur maklerskich oferujących klientom możliwość inwestowania na rynku Forex w ramach internetowych platform transakcyjnych, wynika, że ponad 80 proc. aktywnych klientów korzystających z internetowych platform transakcyjnych rynku Forex ponosi stratę” – czytamy w oficjalnym komunikacie wydanym przez Komisję Nadzoru Finansowego. Manipulacje kursem to jedno, ale nie są rzadkością inne oszustwa. To np. celowe zawieszenie systemu informatycznego, by opóźnić wykonanie zlecenia. Faktycznie indywidualny inwestor nie ma żadnej kontroli. Może jedynie zaufać dobrym intencjom swojego brokera. Część z nich podlega nadzorowi. Jednak jest też sporo podmiotów, które są poza wszelką kontrolą. „UKNF przypomina, aby przed skorzystaniem z usług maklerskich jakiegokolwiek podmiotu, inwestor sprawdził, czy podmiot ten jest uprawniony do ich świadczenia w Polsce. Krajowa firma inwestycyjna (dom maklerski, bank prowadzący działalność maklerską) bądź bank krajowy jest upoważniony do wykonywania zleceń klientów, jeżeli posiada odpowiednie zezwolenie KNF. Natomiast zagraniczna firma inwestycyjna może wykonywać te czynności, jeżeli posiada zezwolenie organu państwa macierzystego i przeszła procedurę notyfikacyjną z udziałem KNF” – ostrzega w specjalnym komunikacie Komisja. Obecność na rynku szemranych firm to nie tylko polska specyfika. „W niektórych krajach Unii Europejskiej wzrosła liczba nielicencjonowanych firm oferujących transakcje lub platformy transakcyjne związane z walutowymi instrumentami pochodnymi na rynku Forex” – czytamy w ostrzeżeniu wystosowanym przez Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych.
Śmiertelne ryzyko
Stracić pieniądze to jedno, ale jak pokazują ostatnie wydarzenia, można stracić dużo więcej. Pod koniec lipca 2016 r., trójmiejskie media poruszyła informacja o tajemniczej śmierci młodego (zaledwie 32 lata) gdańskiego biznesmena. Właściciel spółki maklerskiej był od jakiegoś czasu pod lupą KNF. Zamieściła jego firmę nawet na liście ostrzeżeń publicznych. Sprawą zainteresowała się również prokuratura. Miał zarzuty za wyłudzenia kredytów, ale też za prowadzenie biura maklerskiego bez uzyskania licencji. Chodziło właśnie o prowadzone przez niego i jego biuro inwestycje na rynku Forex. Odbywały się według znanego schematu – klienci tracili, właściciel zyskiwał. Do czasu.
Na drodze krajowej nr 7, w pobliżu leżącej koło Gdańska miejscowości Przejazdów, biznesmen wypadł z przejeżdżającego samochodu. Nie wiadomo, czy ktoś go z niego wypchnął, czy próbował uciekać. To teraz ustala prokuratura. Ofiara nic na ten temat już nie powie. Mężczyzna zmarł w szpitalu, nie odzyskując przytomności, po pięciu dniach w śpiączce. Sekcja zwłok wykazała, że obrażenia powstałe na skutek wypadnięcia z pojazdu były jedyną przyczyną zgonu. W chwili zamykania tego wydania „Gazety Finansowej” niewiele było wiadomo o przyczynach i przebiegu zdarzenia. Według świadków zdarzenia samochód nie tylko się nie zatrzymał, ale nawet nie zwolnił, gdy wypadł z niego człowiek. Wiadomo, że część drogi, na której doszło do zderzenia, jest w zasięgu kamer monitoringu, ale nie oznacza to automatycznie, że zarejestrowały sam moment tragedii. Przede wszystkim jednak nie wiadomo, jakie motywacje kierowały porywaczami, a może i zabójcami, ale sprawa rozliczeń z grającymi na Forexie jest jedną z podstawowych hipotez śledztwa.