3.6 C
Warszawa
wtorek, 24 grudnia 2024

Śmierć prawnika

Nadchodzą gorsze czasy dla rynku usług prawniczych – złe już są.

Mnogość wydziałów i „wydzialików” prawa sprawiła, że obecnie łatwiej zostać prawnikiem niż wykwalifikowanym stolarzem. Popularny ostatnio dowcip głosi, że jeżeli poszukujesz pracownika fizycznego na budowę, zatrudnij prawnika. Wyjdzie taniej i będziesz miał darmową obsługę prawną w pakiecie. Rzeczywiście młodym prawnikom na rynku jest niezwykle ciężko, a i stare wilki coraz częściej przymierają głodem. Problem jest kompleksowy i dotyczy niemal wszystkich prawników. Zaczynając od adwokatów i radców prawnych a kończąc na komornikach.

Zawód bez przyszłości?

W październiku rozpocznie się nowy rok akademicki. Tysiące studentów pierwszego roku zaczną swoją przygodę z prawem. Część z nich uzna niniejszy artykuł za prowokacyjny, mający zniechęcić ich do studiowania wymarzonego kierunku. Pytanie tylko, gdzie za 5-8 lat widzą się rozpoczynający właśnie naukę młodzi ludzie?

Sytuacja na rynku prawniczym po faktycznym otwarciu tego zawodu przypomina tą panującą przed drugą wojną światową w Małopolsce. Przesyt prawników na rynku sprawił, że nie mogli oni znaleźć zatrudnienia i dorabiali, pisząc „pokątnie” pozwy i inne pisma procesowe. Swoich klientów przyjmowali w barach i knajpach z kuflem piwa w ręku. W końcu jaka zapłata, taka obsługa… Obecnie liczy się posiadanie klienta. Nie jego obsługa i wygranie sprawy. Sukces odnosi ten prawnik, który potrafi znaleźć klienta i to wypłacalnego. Bo każdy, prędzej czy później przekona się, że samo znalezienie klienta i wygranie sprawy to dopiero połowa sukcesu. Druga połowa to otrzymanie umówionego honorarium. Niestety nikt nie uczy tego młodych prawników. Zamiast tego, ich chłonne wiedzy umysły są faszerowane historią prawa, etyką prawniczą i innymi przedmiotami, których najpewniej nigdy nie wykorzystają w toku przewodu sądowego.

O tym, że prawnikom jest ciężko, przekonują się ci, którzy postanowili poszukać pracy już na początku studiów. To, co oferuje im rynek, to tak naprawdę tylko praktyki. Oczywiście bezpłatne i najlepiej w pełnym wymiarze czasowym. W zamian możemy „pracować w miłej atmosferze i zdobyć cenne doświadczenie” – najczęściej biegając na pocztę, czy kserując dokumenty. Nie dziwi więc, że coraz więcej absolwentów prawa nie podejmuje pracy w zawodzie, za to z odnoszą sukcesy w innych branżach i powodzi im się całkiem nieźle.

Komornicy mają gorzej?

Komornicy biją na alarm. Coraz więcej z nich chce zamykać swoje kancelarie. Coraz częściej im samym grozi egzekucja komornicza. Zawód przestał być zwyczajnie opłacalny. Statystyczny komornik nie jest już człowiekiem bogatym. Dorabiająca za 1600 złotych w Warszawie żona komornika z Legionowa czy Wołomina nikogo już nie dziwi. Zarobki na sprzedaży nieruchomości w toku egzekucji są znaczne, ale bywa, że nieruchomości stoją latami, a egzekucja tkwi w martwym punkcie. Prawdziwą udręką komorników są sprawy, w których muszą się napracować, a tak naprawdę zysk jest symboliczny, lub go nie ma w ogóle. Są to sprawy dłużników, którzy w zasadzie nic nie mają lub to, co mieli, stracili. Czynności trzeba jednak podjąć, a koszty rosną. W efekcie komornik dołącza do grona wierzycieli takiego dłużnika i nic poza tym. Komorników zarzynają wysokie koszty utrzymania kancelarii komorniczych. Drogie systemy teleinformatyczne, konieczność utrzymania odpowiedniego lokalu czy pracowników. Wyjazdy służbowe też kosztują swoje.

Największy cios dla komorników przyszedł jednak z samych sądów. Według stanowiska Naczelnego Sądu Administracyjnego podstawą opodatkowania komornika są opłaty egzekucyjne pomniejszone o podatek VAT. Wcześniej ten sam sąd uznał, że komornicy są podatnikami podatku od towarów i usług. Czyli komornik z własnej kieszeni musi zapłacić VAT. NSA ostatecznie uznał, że obciążenie komornika obowiązkiem zapłaty podatku VAT w istocie nie narusza zasady neutralności, bo koszt podatku należnego i tak ponosi „nabywca usługi”, czyli dłużnik. Przedstawiciele tego środowiska już twierdzą, że niszczy to ich zawód. Jest to pierwszy zawód prawniczy, który przeżywa tzw. wymieranie. Sytuacja jest tak poważna, że wkrótce może zabraknąć komorników do prowadzenia egzekucji.

Nie tylko komornicy

Kryzys dotyczy też syndyków czy notariuszy. Syndykiem może być osoba fizyczna, która ma pełną zdolność do czynności prawnych i licencję doradcy restrukturyzacyjnego. Syndykiem może też być spółka prawa handlowego, której wspólnicy ponoszący odpowiedzialność, lub będący członkami zarządu, posiadają taką licencję. W trakcie postępowania upadłościowego syndyk jest kierownikiem jednostki, której upadłość prowadzi. Ile warta jest praca syndyka i na jakie zarobki mogą liczyć najwięksi syndycy? Dwa lata temu głośno było o rekordowej wypłacie warszawskiego syndyka, który za 12-letnie zarządzanie majątkiem upadłego Metro-Projekt zainkasował prawie 7,5 mln złotych. Jednak to promil w stosunku do ogólnej liczby wypadków. Zdecydowana większość upadłości to firmy wydmuszki, z których nie ma wielkich pieniędzy, a pracy jest niemało. Do tego należy doliczyć ryzyko związane z ewentualnym błędem.

Podobnie mają się notariusze, którzy narzekają na znaczną konkurencję. W 30-tysięcznym mieście bywa nawet siedem kancelarii notarialnych. Oznacza to, że wygrywa ta, która oferuje najtańsze usługi. Dlatego większość właścicieli kancelarii z nostalgią wspomina czas „prywatyzacji” samorządu notarialnego, kiedy na akt czekało się nawet pół roku.

Konsekwencje

Teoretycznie młodzi ludzie oblegają prawnicze kierunki studiów. O stałym poziomie zainteresowania ma świadczyć liczba kandydatów na jedno miejsce. Na Uniwersytecie Warszawskim jest to tradycyjnie kilkunastu kandydatów. W rzeczywistości dane te są zakłamane. Reforma szkolnictwa wyższego wicepremiera Gowina wymusiła zmniejszenie liczby miejsc na roku. Wiele prywatnych uczelni rozważa nawet całkowitą rezygnację z tego kierunku. Siłą rzeczy współczynnik kandydatów na jedno miejsce pozostaje na stałym wysokim poziomie. O tym, jaka jest kondycja rynku prawniczego, świadczy za to liczba kandydatów na egzaminy wstępne na aplikacje oraz liczba osób, która skończyła aplikacje i wykonuje swój wymarzony zawód. Tu dane nie są już tak optymistyczne i świadczą, że na rynku usług prawniczych jest za ciasno oraz nie ma już wielkich pieniędzy do zarobienia.

Być może polskie środowisko prawnicze jeszcze musi odrobić swoją lekcję, którą dawno za sobą mają ich niemieccy koledzy. Gdzie prawnicy po studiach czy aplikacji zostawali masowo taksówkarzami. Młody adwokat czy radca prawny rozpoczynając karierę na swoim, musi liczyć się ze stałymi kosztami rzędu tysięcy złotych i to bez względu na to, czy zarobi w danym miesiącu, czy też nie. Najem lokalu to koszt około 2 tysięcy złotych. Do tego należy doliczyć obowiązkowe składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne, prąd, internet, telefon, paliwo, co stanowi co najmniej kolejne 2 tysiące złotych. Na start młody mecenas powinien co miesiąc zarobić 4 tysiące złotych tylko po to, żeby wyjść na zero. W przypadku notariuszy czy komorników koszty te są znacznie większe, bo tu w grę wchodzi utrzymanie drogich systemów teleinformatycznych, czy zaplecza. Jeśli dodać do tego składki na samorząd oraz koszt obsługi księgowej, koszty będą jeszcze większe. Dlatego młodzi prawnicy, mający prawo wpisu na listę adwokatów czy radców prawnych, bardzo rzadko decydują się na własną działalność.

Czy wszędzie jest źle?

Nie. Przykładem są zarobki sędziów i prokuratorów. Prokurator prokuratury rejonowej w małym mieście zarabia miesięcznie około 10 tysięcy złotych. Przy czym jest to dolna granica zarobków. Podobnie zarabiają sędziowie. Pewność zatrudnienia, praca od 8 do 16 sprawiają, że to najbardziej opłacalne zawody prawnicze w Polsce. Świadczy o tym liczba kandydatów na aplikację sędziowską czy prokuratorską. To ostatnie bastiony opłacalności na rynku usług prawniczych.

FMC27news