Niezwykle mnie cieszy, kiedy, zamiast ostrzegać przed niebezpiecznymi pomysłami, mogę pochwalić dobre rozwiązania.
A jeśli takie rozwiązania satysfakcjonują wszystkie strony, to naprawdę trzeba o tym mówić jak najgłośniej. Coś podobnego zdarzyło się w ostatnią środę: sejmowa Komisja Finansów Publicznych jednogłośnie przyjęła poprawkę do tzw. matrycy VAT, utrzymującą 5-procentową stawkę VAT na napoje zawierające co najmniej 20 proc. soku. W piątek tę poprawkę, wraz z całą ustawą, przyjął Sejm.
Pisałem już o tej sprawie, ale przypomnę. Ministerstwo Finansów, całkiem zresztą rozsądnie, postanowiło uporządkować chaos panujący w stawkach VAT. Dlaczego bowiem pączki objęte są kilkoma stawkami, dlaczego połapanie się w tym systemie wymaga zatrudnienia specjalisty od podatków? Jednak przy okazji postanowiono wprowadzić rozwiązania, które budziły kontrowersje. Największą był pomysł podniesienia do 23 proc. stawki podatku na napoje z dodatkiem soku. Nawet napój, w którym byłoby 90 proc. soku, zostałby obłożony niemal pięć razy wyższym podatkiem.
Eksperci i producenci wskazywali na negatywne skutki takiej koncepcji. Po pierwsze, wbrew zapewnieniom legislatorów, Polacy nie przerzuciliby się na czyste soki, tylko na tańsze napoje gazowane. Bo jeżeli kogoś stać na kupno czystego soku, to kupuje go już obecnie, a jeśli ktoś musi oszczędniej gospodarować domowym budżetem, to wybierze napój owocowy. I dobrze, bo lepszy napój z dużą ilością naturalnych składników, niż kolorowy płyn bogaty w związki chemiczne. Po drugie, spadłoby zapotrzebowanie na polskie owoce, z jabłkami i porzeczkami na czele. Sadownicy i tak muszą się borykać ze skutkami embarga nałożonego przez Rosję – po co kolejny problem?
Sprawa stała się na tyle głośna, że po fali krytycznych wypowiedzi ekspertów, po głosach posłów opozycji i niektórych posłów rządowej koalicji w marcu projekt ustawy dosłownie zdjęto z obrad Sejmu. Wrócił dopiero teraz, ale z autopoprawką, utrzymującą 5-procentowy VAT na napoje z dodatkiem soku. Patrzę i oczom nie wierzę: w dobie brutalnej walki politycznej i konfliktów społecznych udało się doprowadzić do rozwiązania, które powoduje, że wszyscy czują się zwycięzcami. Co prawda trochę w stylu przysłowiowej kozy rabina, ale nie bądźmy małostkowi. Producenci i sadownicy mają satysfakcję, bo uniknęli kłopotów. Opozycja może odnotować swój udział w tym sukcesie – jej głos został wysłuchany. Think tanki, z bardzo aktywnym w tej materii Instytutem Staszica i Instytutem Jagiellońskim na czele, również mają powody do zadowolenia: ich analizy zostały uważnie przeczytane i wzięte pod uwagę. No i oczywiście rząd: udało się rozwiązać konfliktową sytuację i pokazać, że władza nie ignoruje głosu wyborców. W rozwiązaniu tej sprawy duży i zaszczytny udział mają szczególnie dwie osoby: wicepremier Jacek Sasin i wiceminister finansów Leszek Skiba.
Cóż można dodać? Prosimy o więcej! Dlaczego spory i kontrowersje mają kończyć się ulicznymi manifestacjami i pozycyjną wojną polityków? Kwestia matrycy VAT pokazała, że można rozmawiać, że nie jest ujmą przyznanie się do błędu. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Dialog to wartość, która w polskim życiu publicznym jest coraz mniej doceniania, ba – bywa wyśmiewana jako objaw słabości. Okazało się, że dobra rozmowa i otwartość na argumenty pozwalają na wypracowanie rozwiązania, które nikomu nie pozostawia smaku porażki. Szkoda tylko, że dziś jest to wyjątek, a nie norma. Mam nadzieję, że będzie odwrotnie.