9.4 C
Warszawa
piątek, 29 marca 2024

Fiskus doprowadził firmę na skraj bankructwa

Koniecznie przeczytaj

Po wielu latach okazało się, że śląska spółka miała rację w sporze ze skarbówką.

Historia gliwickiej spółki Marketing idealnie nadaje się na scenariusz filmu ukazującego największe patologie administracji podatkowej. Jak w soczewce skupiają się tutaj: uznaniowość, brak kompetencji oraz zła wola urzędników. Na szczęście finał tej historii jest pozytywny – po wielu latach fiskus w końcu odpuścił i oddał spółce należne jej pieniądze, chociaż nie wszystkie. Przedsiębiorstwo wyszło z tej przygody całe poobijane. Wypowiedziane linie kredytowe. Zerwane umowy. Nadszarpnięta reputacja. A urzędnicy? Nic bynajmniej nie wiadomo o tym, by któryś z nich poniósł odpowiedzialność dyscyplinarną za doprowadzenie uczciwie działającej firmy na skraj bankructwa.

Reeksport i zwroty VAT

Geneza działalności spółki Marketing sięga połowy lat 90. To właśnie wtedy firma zaczęła stawiać pierwsze kroki w branży motoryzacyjnej. Handlowała używanymi pojazdami oraz prowadziła wypożyczalnię samochodową. Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. otworzyło spółce drogę do kolejnego, zyskownego modelu biznesowego polegającego na reeksporcie aut za granicę. Dochodowość tego typu działalności polegała głównie na różnicy w dostępności pojazdów w różnych krajach UE, a także na różnicach kursowych. Firma nabywała w Polsce nowe oraz używane samochody, by następnie sprzedawać je z zyskiem do zagranicznych kontrahentów. W tego typu działalności nie ma nic podejrzanego. Niektórzy znani producenci pojazdów również zarabiają na reeksporcie. Spółka Marketing w swoim szczytowym okresie potrafiła zainkasować blisko 20 mln zł rocznie. W samym 2018 r. firma wyeksportowała ok. 9 tys. pojazdów – głównie do zagranicznych wypożyczalni oraz dealerów.

Istotnym czynnikiem w sprzedaży reeksportowej są zwroty podatku VAT, które wynikają z unijnej zasady opodatkowania ostatecznego konsumenta. Nabywając samochody w kraju z naliczonym podatkiem, a następnie odsprzedając za granicę z zerowym VAT-em, spółka regularnie wykazywała w deklaracjach zwrot daniny w znacznych kwotach. Nie dziwi zatem, że firma była ciągle pod okiem fiskusa. Niemal każdy zwrot podatku podlegał kontroli skarbówki. Wystarczy powiedzieć, że w ciągu 10 lat spółka była kontrolowana 120 razy, co oznacza jedną kontrolę na miesiąc.

Nieoczekiwany ruch fiskusa

Przez wiele lat kontrolerzy nie mogli dopatrzyć się żadnych nieprawidłowości w rozliczeniach przedsiębiorstwa. W kolejnych protokołach kontroli fiskus nie kwestionował zasadności zwrotu daniny. Nieoczekiwanie na początku 2019 r. Naczelnik Pierwszego Urzędu Skarbowego w Gliwicach zakwestionował spółce dwie deklaracje VAT-7: za styczeń i luty. To zaś oznaczało zamrożenie około 25 mln zł, które firma planowała przeznaczyć na dalsze inwestycje oraz zakupy. Gliwicki fiskus wszczął kontrolę, co nie było dla firmy wielkim zaskoczeniem. Zazwyczaj weryfikacja deklaracji trwała około miesiąca. Tym razem fiskus regularnie przedłużał kontrolę i blokował wypłatę należnych spółce środków. Właściciele firmy byli zaskoczeni takim obrotem sprawy, urzędnicy doskonale znali bowiem model biznesowy spółki. Wiedzieli wszystko o jej kontrahentach, umowach i rozliczeniach. Nie było zatem żadnego racjonalnego powodu do kwestionowania zwrotu VAT i przedłużania kontroli w nieskończoność. Warto zauważyć, że przepisy ustawy prawo przedsiębiorców wprowadzają określone dzienne limity trwania kontroli, jednak nie odnoszą się one do weryfikacji zwrotu daniny. W takim przypadku urzędnicy mogą „siedzieć u podatnika” latami.

Zamrożenie środków oznaczało dla firmy poważne problemy. Spółka nie mogła dalej finansować reeksportu, spadły obroty oraz płynność finansowa. W konsekwencji banki wypowiedziały jej linię kredytową na przeszło 20 mln zł. Zerwane zostały również niektóre umowy z kontrahentami. W kolejnych deklaracjach firma nie wykazywała już zwrotu podatku tylko przeniesienie na następne okresy rozliczeniowe, ponieważ urzędnicy dali jej jasno do zrozumienia, że kolejne zwroty również zostaną wstrzymane. Fiskus w tym czasie wypytywał zagraniczne administracje podatkowe, czy samochody rzeczywiście zostały wywiezione z Polski. Kiedy okazało się, że kolejne państwa UE potwierdzały dostawy, wówczas gliwicka skarbówka postanowiła zwrócić spółce część zwrotu. W ten sposób upadła argumentacja urzędników, zgodnie z którą spółka Marketing wystawiała fikcyjne faktury sprzedaży. Później skarbówka twierdziła, że cały model transakcji był ukierunkowany na wyłudzanie podatku VAT. Ta teza również szybko została obalona, kontrolerzy nie znaleźli bowiem żadnego „znikającego podatnika”, który nie zapłacił należnego podatku.

Dalej tylko gorzej

Działania gliwickiego fiskusa były zaledwie początkiem problemów spółki. Kolejny nadszedł wraz z wybuchem pandemii Covid-19, która uderzyła w prowadzone przez firmę na lotniskach wypożyczalnie samochodów. Jakby tego było mało, to w maju 2020 r. urząd celno-skarbowy zarzucił podatnikowi, że ten w 2017 r. brał udział w tzw. karuzeli podatkowej. Kumulacja tych wszystkich zdarzeń sprawiła, że obroty w spółce spadłyby o blisko 98 proc. Na dobitkę Polski Fundusz Rozwoju regularnie odmawiał firmie pomocy publicznej w ramach tzw. tarczy antykryzysowej. O problemach spółki zrobiło się głośno, gdy w jej obronie publicznie wystąpił rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw. Sprawa nabrała na tyle dużego rozgłosu, że osobisty nadzór nad kontrolami w firmie Marketing objął minister finansów.

Kontrole podatkowe zakończyły się dla spółki negatywnie. Fiskus stwierdził, że przedsiębiorcy nie należy się zwrot podatku VAT. Firma złożyła zastrzeżenia do protokołu, które nie zostały uwzględnione. Następnie zostało wszczęte postępowanie w 1. instancji, zakończone analogicznymi konkluzjami. Marketing odwołał się od niekorzystnych decyzji i dopiero rozstrzygnięcie z kwietnia tego roku organu 2. instancji (dyrektora Izby Administracji Skarbowej w Katowicach) przyniosło nieznaczny przełom. Dyrektor IAS stwierdził bowiem, że spółce należy się zwrot VAT-u w kwocie 16 mln zł. Zmniejszona została również sankcja karna z 6 mln do 280 tys. zł, co zostało ponownie zaskarżone przez podatnika, który twierdził, że w ogóle nie powinien płacić żadnej sankcji, bo nie popełnił podatkowego deliktu.

Organ 2. instancji nie znalazł w rozliczeniach firmy żadnych fikcyjnych transakcji. Nie dopatrzył się również nieprawidłowości na wcześniejszych oraz późniejszych etapach transakcji. Zakwestionował jedynie dwie drobne transakcje zakupu (stąd sankcja). To oznacza, że pierwotne ustalenia gliwickiego fiskusa zostały całkowicie zakwestionowane. Po ponad 2 latach spółka ma szanse wyjść na prostą. Jednak od bankructwa dzieliło ją naprawdę niewiele. A wszystko za sprawą urzędników, którzy nie biorąc za to żadnej odpowiedzialności, oskarżyli firmę o wyłudzenia VAT-u i udział w nielegalnych transakcjach.

Podobnych sytuacji w Polsce jest znacznie więcej. Przeszło 3 lata temu z powodu działań fiskusa upadł notowany na giełdzie dystrybutor części komputerowych – spółka MGM. W marcu 2021 r. Naczelny Sąd Administracyjny przyznał rację tej ostatniej. Było jednak za późno, ponieważ spółka już dawno przestała prowadzić działalność.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze