7 na 10 dzieci, które uczą się w szkołach podstawowych, będzie pracować w zawodach, które jeszcze nie istnieją.
Według raportu World Economic Forum, do 2025 r. zniknie aż 85 mln miejsc pracy i powstanie niemal 97 mln nowych. Według Instytutu McKinsey’a do 2030 r. aż 375 mln pracowników będzie musiało się przekwalifikować. 7 na 10 dzieci (70 proc.), które obecnie uczą się w szkołach podstawowych, będzie pracowało w zawodach, które jeszcze nie istnieją. To, czego uczymy się teraz i co wiemy, może nie wystarczyć. Ważna staje się zatem umiejętność łączenia wielu kompetencji i umiejętności. Przede wszystkim zrozumienia i zaakceptowania faktu, że będziemy uczyć się całe życie.
Dwa scenariusze
Większość ludzi boi się zmian. W europejskich społeczeństwach wciąż silny jest obraz spokojnego i uporządkowanego życia człowieka. Zaczyna się w szkole, później następuje nauka zawodu, który będzie wykonywało się przez całe życie, a w końcu emerytura. To już od lat nieaktualne. Europejczykom trudniej to jednak zaakceptować niż Amerykanom. W USA pracownicy wciąż są dwadzieścia pięć razy bardziej mobilni niż w Europie. Sprzedaż wszystkich nieruchomości (i kłopotliwych ruchomości) i przeprowadzka na drugi koniec USA, do innego stanu, de facto innego państwa, to dla Amerykanów standard od początku istnienia ich kraju. Dlatego tam właśnie będzie miała miejsce rewolucja na rynku pracy. Przyniesie ją coraz powszechniejsza automatyzacja.
Politycy i specjaliści straszą ludzi, że powszechna automatyzacja spowodować będzie musiała powszechną biedę i bezrobocie. Przede wszystkim uderzy zaś w najsłabszych. Na naszych oczach znikają np. takie zawody jak kasjer sklepowy. Nawet w Polsce, która uchodzi za technologiczny skansen, testowanych jest już kilkanaście sklepów, w których w ogóle nie ma ludzkiej obsługi. Wchodzimy, wkładamy towary do koszyka, który automatycznie podlicza należność, i wychodzimy po zapłaceniu kartą lub telefonem.
W tym scenariusz postęp technologiczny ma być przekleństwem, które doprowadzi większość ludzkości do nędzy. Dlatego politycy próbują przekonywać (i przekupywać wyborców) perspektywą wprowadzenia tzw. dochodu gwarantowanego. Chodzi o to, że każdy obywatel państwa będzie otrzymywał pieniądze niezbędne do podstawowej egzystencji za sam fakt istnienie. Tego typu projekty rozważano w Finlandii i Szwajcarii, pomysł właśnie testowany jest w Niemczech. W dwu pierwszych państwach próby wypadły niekorzystnie. Szwajcarzy nawet wypowiedzieli się w 2019 r. w referendum, odrzucając koncepcję wypłacania pieniędzy bez pracy. W teorii to oczywiste. Wyobraźmy sobie, ile musiałyby kosztować prace takie jak wywóz śmieci czy przetykanie rur (o czyszczeniu szamba nie wspominając), gdyby każdy, kto dziś je wykonuje, miał zagwarantowaną pensję za nic. Specjaliści od uszczęśliwiania ludzi zapominają o takich przyziemnych sprawach.
Scenariusz numer dwa zakłada, że będzie miało miejsce dokładnie to samo, co wydarzyło się pod koniec XVIII i w XIX w. Wówczas nowe technologie, przede wszystkim automatyzacja, zlikwidowały większość miejsc pracy. Ludzie się bali. W Wielkiej Brytanii szalały bojówki tkaczy niszczące automaty do przędzenia. Faktycznie automatyzacja nie tylko nie zlikwidowała miejsc pracy, ale też doprowadziła w relatywnie krótkim czasie do największego wzrostu zamożności pracowników wykonujących proste prace.
Poszukiwany, poszukiwana
W przededniu rewolucji technologicznej na rynku pracy człowiek jest wciąż najbardziej poszukiwanym aktywem biznesowym. Pracodawcy walczą o znalezienie i zatrudnienie talentów, na całym świecie. Ta konkurencja o pracowników sprawia, że oferują coraz wyższe zarobki, dodatki i możliwości. Właśnie teraz możesz się rozwijać w swojej pracy i wejść na drogę do sukcesu zawodowego. Pracodawcy szukają ludzi, którzy mają już wiedzę, ale przede wszystkim nie boją się i chcą się uczyć.
Z najnowszego raportu firmy ManpowerGroup, która przeprowadziła ankietę wśród 45 tys. pracodawców w 43 krajach, wynika, że popyt na pracowników jest największy od 1962 r., czyli od kiedy prowadzone jest badanie. Raport firmy Monster wykazał z kolei, że w najbliższym czasie 8 na 10 pracodawców w USA planuje zwiększenie zatrudnienia.
Paradoksalnie pandemia doprowadziła do tego, że zarówno pracodawcy, jak i pracownicy zaczęli zastanawiać się na całym świecie nad przyszłością. Pracodawcy dostrzegli, że niekoniecznie potrzebują tylu pracowników, ilu mieli i niekoniecznie muszą oni siedzieć fizycznie w firmie, aby zarabiać dla nich pieniądze.
Pracownicy siłą przymuszeni zaś do siedzenia w domach odkryli, że mają rodziny i inny świat niż tylko pracę. To z kolei przełożyło się na to, że duża część ludzi dokonuje obecnie w swoim życiu zawodowej rewolucji, przekwalifikowując się z pracownika najemnego na przedsiębiorcę oferującego swoje usługi wielu firmom.
Teraz jest świetny czas na takie przegrupowanie i ocenę swoich celów zawodowych, organizacji, kultury, a nawet współpracowników. – Na całym świecie obserwujemy najwyższy i rosnący niedobór specjalistów, w tym w Stanach Zjednoczonych. Te rekordowe plany dotyczące zatrudnienia, gdy wychodzimy z pandemii, oznaczają, że naprawdę jest to teraz rynek pracowników – tłumaczy Ruth Harper, dyrektor ds. komunikacji i zrównoważonego rozwoju w ManpowerGroup.
Praca to podstawowy sposób, w jaki odnajdujemy sens życia, realizujemy się i przyczyniamy do rozwoju naszych społeczności. Żadna praca ani kariera nie są i nie będą idealne – będą rzeczy, które kochasz, w tym, co robisz, ale będą także te w nich, które nienawidzisz.
A teraz nadszedł czas, aby zresetować i przemyśleć rozwój swojej kariery. Jeżeli zaś jesteś rodzicem, to dobrze, abyś podobnego myślenia nauczył własne dzieci.
Świat, w którym człowiek raz na całe życie wybierał zawód, już nie istnieje. Nawet jeżeli ktoś decyduje się na bycie lekarzem, to musi zakładać, że będzie uczył się i studiował całe życie. W Polsce na razie można zdać egzamin lekarski i odbyć staż raz w życiu, aby móc leczyć ludzi. W USA trzeba potwierdzać wiedzę i uprawnienia do leczenia co kilka lat. To efekt tego, że postęp w dziedzinie jest tak ogromny, że ten, kto kończył studia medyczne w latach 80., a nie kształci się i nie sprawdza na bieżąco, jakie dokonują się zmiany w medycynie, może bardziej szkodzić niż leczyć.
Nowy rynek pracy pozwala nie tylko wybierać miejsce pracy, ale także zwiększa elastyczność zatrudnienia. W skrócie to od pracownika coraz częściej zależy, kiedy pracuje. Pracodawca bowiem zainteresowany jest efektem pracy, a nie godzinami, w których jest wykonywana. Ta ostatnia zmiana, to jeden z pozytywnych efektów pandemii.
Ze wspomnianego raportu ManpowerGroup wynika, że obecnie 4 na 10 (39 proc.) pracodawców oferuje bardziej elastyczne harmonogramy pracy, a 3 na 10 (28 proc.) oferuje wybór miejsca pracy. Po pandemii okazało się, że aż 95 proc. szefów firm uważa, że jakaś część ich pracowników będzie pracować zdalnie, w pełnym lub niepełnym wymiarze godzin. Ponadto firmy przewidywały, że 1/3 ich pracowników będzie pracować w pełni zdalnie, a jedna czwarta w modelu hybrydowym (trochę w siedzibie firmy, trochę w domu).
– Świat zmienił się w ciągu ostatnich 18 miesięcy. Pracownicy zmienili swoje podejście do równowagi między życiem zawodowym. Pracodawcy zrozumieli zaś, że nie muszą mieć pracowników w siedzibie firmy, aby mogli oni efektywnie wykonywać powierzone zadania – komentuje Scott Gutz, dyrektor generalny Monster, jednej z firm monitorujących tendencję na rynku pracy.
Zmiany, które na rynku pracy spowodowała pandemia koronawirusa, w połączeniu z coraz szybciej postępująca automatyzacją, sprawiają, iż warto dziś zastanowić się, co będziesz robił (robiła) za 5-10 lat. A jeżeli chodzi o nasze dzieci, to bardziej niż konkretnej wiedzy potrzebują nauczyć się umiejętności uczenia i przyzwyczaić się do perspektywy, że uczyć będą się prawie przez całe życie, do późnej starości.