Od 24 lutego nie jesteśmy już państwem wschodniej flanki, tylko krajem frontowym NATO i UE. Polskie społeczeństwo ofiarnie pomaga walczącej Ukrainie. Jednocześnie portfel każdego Polaka zaczyna odczuwać koszty rosyjskiej agresji, a wraz z upływem czasu straty się powiększą.
Nasze położenie geopolityczne sprawia, że gospodarka znajdzie się wśród najbardziej poszkodowanych w Europie. Co możemy zrobić dla siebie sami, a w jakim zakresie nasz rząd powinien domagać się wsparcia od Brukseli i Waszyngtonu?
Makroekonomia
Oceny medialne publikowane w pierwszych dniach po rosyjskiej agresji mogą w zdecydowanej większości trafić do kosza. Aktualności nie traci tylko bardzo ogólny wniosek, że wojna zmienia na naszych oczach stosunki międzynarodowe i ma ogromne znaczenie dla globalnej gospodarki.
Mimo buńczucznych zapowiedzi Kremla rosyjska gospodarka okazała się nieprzygotowana na sankcje. Z kolei międzynarodowe restrykcje nie powodują na Zachodzie takich szkód makroekonomicznych, jakimi od lat straszyli „pożyteczni idioci” Putina w Unii Europejskiej. Wyjątkiem są państwa frontowe, na czele z Polską. Gra idzie o straty ponoszone tu i teraz, a w jeszcze większym stopniu o nasz wzrost gospodarczy w dłuższej perspektywie czasowej, a więc o przyszły dobrobyt. O takie kwestie musimy się bić, zarówno z Rosją, jak i UE.
Zgodnie z analizą Reutera, wstrząs ekonomiczny wynikający z bezprecedensowej agresji i odwetowe sankcje nie muszą zwiastować kolejnej recesji globalnej. Rosja i Ukraina wytwarzają łącznie mniej niż 2 procent światowego PKB.
Po 48-godzinnych turbulencjach od chwili ludobójczej agresji światowe giełdy, na czele z Wall Street, wróciły do równowagi. Odcięcie części rosyjskich banków od systemu SWIFT oraz zamrożenie zagranicznych aktywów rosyjskiego banku centralnego zostało pomyślane tak, aby zachodnie rynki finansowe nie znalazły się z tego powodu w trudnej sytuacji.
Uspokajające komunikaty rozlegają się także z Berlina. Nawet gdyby Rosja zakręciła kurek z gazem, szkody gospodarcze dla Niemiec i UE byłyby niezwykle małe. Według Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii (IfW), w przypadku wstrzymania rosyjskich dostaw, niemiecki produkt krajowy brutto nadal utrzyma niewielki wzrost ok. 0,1 proc., podobnie jak unijny. Jeśli chodzi o skutki nałożonego na Rosję embarga, zgodnie z analizą IfW Zachód tylko początkowo odczuje mocniejsze niedogodności. W dłuższej perspektywie czasowej straty UE ograniczają się do 0,17 proc. PKB rocznie. Podobnie jak Reuter, także niemiecki instytut uważa, że Rosja ma dla Zachodu niewielkie znaczenie gospodarcze. W 2020 r. wymiana gospodarcza krajów Unii Europejskiej odpowiadała za 37,3 proc. całego rosyjskiego handlu zagranicznego. Natomiast import z Rosji stanowił jedynie 4,8 proc. unijnego bilansu w tej sferze. Dlatego zgodnie z oczekiwaniami, po nieudanych próbach dostosowania do warunków izolacji, rosyjska gospodarka będzie szybko słabła, natomiast zachodnie straty będą umiarkowane.
Pomimo niezaprzeczalnego optymizmu, zarówno analizy ONZ, MFW, jak i czołowych firm ratingowych ostrzegają, że rosyjska napaść na Ukrainę zagrozi poważnymi skutkami ekonomicznymi: – W niektórych krajach i gałęziach przemysłu – jak problem ujmuje na przykład Bank Światowy. „Chaos może oznaczać życiowe problemy dla milionów ludzi. Utrzymuje się niepewność rynków finansowych. W przeddzień wojny banki centralne przygotowały plan odwrócenia wieloletniej polityki łatwych pieniędzy i podniesienia stóp procentowych w celu walki ze wzrostem inflacji. Tymczasem wojna przekieruje na inne dziedziny wydatki budżetowe, zmniejszy konsumpcję i zwiększy ryzyko kolejnego spowolnienia” – ocenia Associated Press.
Z kolei Bloomberg zwraca uwagę na możliwość spowolnienia ożywienia gospodarczego Europy. Przyczyną może być kolejny wzrost i tak wysokich cen energii.
– Wojna stawia pod znakiem zapytania dwa fundamenty prognozowanego ożywienia wzrostu, jakimi są wydatki konsumpcyjne i wzrost aktywności przemysłowej – twierdzi z kolei firma analityczna Oxford Economics. Jak szacuje, roczna inflacja bogatych krajów grupy G-20 wzrosłaby średnio o 2 proc. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Analiza Oxford Economics pokazuje, że koszty gospodarcze, które w wyniku rosyjskiej agresji spadną na kraje zachodnie, będą nierównomiernie rozłożone. Najmocniej odczują wojnę kraje Europy Środkowej. Tegoroczny PKB Litwy zmniejszy się o 2,5 proc. a Łotwy i Estonii o 2 proc. Jednak już gospodarka niemiecka straci jedynie 0,4 proc. natomiast Austriacka – 0,3 proc. USA nie odczują konfliktu prawie wcale, tracąc 0,04 proc. PKB 2021 r.
Polskie szacunki
Jak na tym tle plasuje się Polska? Z pozoru nie najgorzej, czyli gdzieś pośrodku. Wstępne prognozy ekspertów banku PKO BP i ING mówią o spadku naszego PKB w przedziale 1,5 proc. Pamiętajmy jednak, że w stosunku do wcześniejszych założeń wzrostu o 4,3 proc. Także straty handlowe nie powinny być dla Polski dużym problemem.
Według danych GUS, w okresie styczeń-listopad 2021 r. polski eksport do Rosji wyniósł 8,7 mld dolarów, co stanowiło tylko 2,8 proc. całości obrotów naszego handlu zagranicznego. Natomiast jeśli policzyć wymianę sąsiedzką łącznię z Białorusią (0,7 proc.) i Ukrainą (ok. 2 proc.), wciąż mowa o niespełna 6 proc. globalnej wartości naszego eksportu.
Problematyczne są za to skutki pośrednie wojny, na czele ze wzrostem cen surowców energetycznych. Drogie paliwa obciążają zarówno producentów, jak i konsumentów, wpływając na inflację. Jedną z kluczowych obaw medialnych jest stagflacja. Polega na jednoczesnym wystąpieniu wysokiej inflacji oraz stagnacji gospodarczej lub względnie niskiego wzrostu gospodarczego. Może powodować wzrost cen towarów i usług, połączony z utratą wartości waluty krajowej.
Ryzyko stagflacji, choć mocno przesadzone, jest źródłem nerwowości związanej ze słabnącym złotym. To zjawisko jest z kolei wynikiem umieszczenia złotówki w koszyku 24 walut państw wschodzących EM (Emerging Markets), do którego należy wybitnie niestabilna turecka lira. Choć złoty znajduje się w podgrupie walut CEE (Central and Eastern Europe), to na naszą niekorzyść działa obecność rubla, hrywny i jak zwykle słabego węgierskiego forinta.
Na szczęście Narodowy Bank Polski jest regionalnym potentatem, jeśli chodzi o rezerwy walutowe i kruszcowe. W sumie wartość aktywów NBP umożliwiających obronę i stabilizowanie złotówki wynosiły pod koniec stycznia 144,3 mld euro, osiągając najwyższy poziom w historii.
Nieco inaczej wygląda kwestia inflacji. Na skutek wzrostu cen surowców energetycznych i konieczności finansowania nadzwyczajnych wydatków państwa wynikających z osłony gospodarki, plan podnoszenia stóp procentowych wygaszających wzrost cen stoi pod znakiem zapytania. Dwucyfrowy wskaźnik inflacji majaczy na horyzoncie w drugiej połowie roku. To powód do ogromnego niepokoju zwykłych zjadaczy chleba oraz importerów. Eksporterzy mają mniejsze powody do obaw.
Nie jest to wina polityki gospodarczej rządu ani NBP. W rezultacie wojny przed takim problemem stoją wszystkie banki centralne UE i amerykańska Rezerwa Federalna. Pytanie brzmi: Czy podnosić stopy procentowe, aby okiełznać rosnące oczekiwania inflacyjne, czy też utrzymać je na dotychczasowych poziomach, aby nie ryzykować dotychczasowym odbiciem gospodarczym po szoku pandemicznym?
Struktura strat
Premier Mateusz Morawiecki ma rację, uspokajając opinię publiczną, co do stabilnej sytuacji makroekonomicznej i finansowej Polski. Niestety straty naszej gospodarki, a szczególnie biznesu, są nieuchronne. Ich rachunek dotyczy branż związanych ze Wschodem. Niestety ma także strukturę regionalną, choć dotyka także szeroko rozumianej wymiany handlową UE z Ukrainą i Rosją.
Z danych Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu wynika, że w 2021 r. Polska była drugim po Chinach partnerem handlowym Ukrainy. Z kolei Ukraina była dla Polski czwartym partnerem handlowym spoza Unii Europejskiej.
Co ważne, rosła dwustronna dynamika. Wartość ubiegłorocznej wymiany handlowej zwiększyła się o ponad 37 proc. do kwoty 10,22 mld dolarów. W strukturze towarowej ukraińskiego eksportu dominowały produkty hutnicze (wyroby ze stali i jej stopów), górnictwa (ruda i koncentraty żelaza), przetwórstwa rolno-spożywczego (zboża, oleje), wyroby przemysłu drzewnego i meblarskiego.
Z kolei w strukturze towarowej polskiego eksportu importu dominowały pojazdy, maszyny, nawozy, paliwa, wyroby z tworzyw sztucznych, wyroby ze stali, skóry obrobione, produkty mleczarskie. Rekordowy wzrost dotyczył eksportu cukru i ziemniaków, wywołany brakami tych produktów w Ukrainie.
Natomiast Rosja była siódmym partnerem eksportowym Polski. Na szczęście nie należała do krajów istotnych z punktu widzenia najważniejszych branż, które są motorami naszego eksportu. Zgodnie z przekrojowymi danymi Polskiego Instytutu Ekonomicznego, od dwóch dekad następuje spadek znaczenia Rosji w naszym handlu zagranicznym.
W latach 1995 – 2021 udział Rosji w polskim eksporcie obniżył się dwukrotnie, z 5,6 proc. do 2,8 proc. Największe spadki odnotowały sektory żywnościowy, chemiczny i wyrobów wysoko przetworzonych, takich jak maszyny i obrabiarki. Uniezależnienie przyspieszyło w 2014 r. po aneksji ukraińskiego Krymu, dlatego polskie straty w porównaniu z rosyjskimi obrotami handlowymi Niemiec i Francji nie są wysokie. Jednak tylko relatywnie, ponieważ rynek rosyjski był i jest dla Polski atrakcyjny.
Według portalu Forsal.pl świadczy o tym fakt, że w2021r. wartość polskiego eksportu do Rosji wzrosła. Tylko w pierwszym kwartale ubiegłego roku o prawie miliard złotych w stosunku do tego samego okresu 2014 r. Działo się tak pomimo rosyjskiego embarga na szereg polskich produktów spożywczych, m.in. mięsa, mleka, warzyw i owoców.
Kreml chwalił się szeroko zakrojonym programem zastępowania importu krajowymi produktami aż w23 sektorach gospodarki. Jak zwykle w skorumpowanej gospodarce wszystko okazało się fikcją. Polskie towary broniły się w Rosji dobrą jakością, a polscy eksporterzy umiejętnie dostosowali się do wielkiej polityki. Dziś ten perspektywiczny kierunek dla eksporterów planujących dalszą ekspansję wydaje się zamknięty. Kilka dni po wprowadzeniu sankcji w Rosji brakuje cukru, mleka, a nawet materiału siewnego, na czele z niderlandzkimi sadzeniakami ziemniaków.
Natomiast przed nami trudna, niezwykle kosztowna, choć już rozpoczęta droga całkowitego uniezależnienia od rosyjskich surowców energetycznych. W latach 2006-2021 r. udział rosyjskiej ropy naft owej, gazu i węgla w polskim bilansie energetycznym spadł z 70 do 50 proc. To ciągle zbyt mało, a jak pokazała agresja, czasu brakuje. Zależność energetyczna to jednak kwestia całościowej reorientacji, a więc musi się dokonać w ramach UE i umów dwustronnych z nowymi dostawcami. Tymczasem przed największym wyzwaniem stoją polskie fi rmy obecne na rynkach rosyjskim i ukraińskim.
Jak nietrudno dostrzec, straty odnotuje branża rolno-spożywcza. Najbardziej dotkną małych przedsiębiorstw. Jeśli chodzi o Ukrainę, na tamtejszym rynku było obecnych ponad 2,5 tysiąca polskich podmiotów gospodarczych, z których pokaźna część zlokalizowała za granicą produkcję lub usługi. W przypadku Rosji mowa o ponad tysiącu polskich firm. Podobnie jak w Ukrainie, podmioty branży farmaceutycznej, kosmetycznej, odzieżowej i maszynowej, posiadają na terenie Rosji zakłady produkcyjne lub sieci handlowe.
Straty wojenne sięgną więc miliardów złotych w postaci zmniejszonych obrotów, niewyprodukowanych towarów i być może w majątku trwałym, jeśli Putin zdecyduje się na nacjonalizację mienia państw uznanych za wrogie. Tylko część z nich pokryją mechanizmy ubezpieczeniowe i gwarancyjne budowane na szczęście po załamaniu 2014 r.
Z pewnością państwowej interwencji będzie wymagał mały biznes, który wypracowywał zyski w małym ruchu granicznym. Chodzi przede wszystkim o sektor handlu, usług turystycznych i gastronomicznych oraz producentów żywności. Wbrew pozorom nie tylko z dwóch województw: lubelskiego i podkarpackiego, lecz w nieco mniejszym stopniu województw: podlaskiego (Białoruś), warmińsko-mazurskiego i pomorskiego (Rosja).
Nasze straty nie wynikają jedynie z nieuchronnego kryzysu ukraińskiej i rosyjskiej gospodarki, ale także z niedoboru ukraińskich pracowników zasilających polską gospodarkę. Z powodu wojennego załamania wymiany towarowej zarówno dwustronnej, jak i pomiędzy Ukrainą, Rosją, Białorusią iUE, w szczególnie trudnej sytuacji znalazł się sektor TSL (transport, spedycja, logistyka).
Brak szczegółowych danych o skali strat, jednak pewne odpowiedzi przynosi sondaż nastrojów polskiej przedsiębiorczości z sektora MŚB. Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że 34 proc. przedsiębiorstw uważa zagrożenie dla ich działalności za duże lub bardzo duże.
Przekonanie o tym, że wojna na Ukrainie bardziej zagraża istnieniu małych firm, wyraża 47 proc. przedsiębiorców. W przypadku dużych podmiotów, takiej sytuacji obawia się 13 proc. Jeśli chodzi o sektor TSL silny niepokój dotyczy 43 proc. firm. Z ogromem zniszczeń wojennych nastroje ulegają pogorszeniu. Pewne wyobrażenie, o tym co czeka naszą gospodarkę, dają straty poniesione w latach 2014-2015, choć skala ówczesnej agresji była nieporównywalnie mniejsza z obecną wojną. Według szacunków PIE dokonanych przed 24 lutego 2022 r. polski eksport, który w ubiegłym roku odbił po pandemii obrotami wyższymi o jedną czwartą, zanotuje „duże spadki”.
PIE przypomina, że w latach 2014- 2015 eksport na Ukrainę zmniejszył się o 30 proc. a do Rosji o 37 proc. W przeciwieństwie do poprzedniej wojny obecnie zagrożone są również polskie inwestycje. W przypadku Ukrainy z kwotą 130 mln dolarów jesteśmy czwartym partnerem Kijowa. Polskie nakłady kapitałowe w Rosji przekraczają miliard dolarów.
Wreszcie nieoszacowane są jeszcze koszty pomocy dla ukraińskich uchodźców wojennych. Otwarcie na ludzi uciekających przed rosyjskimi najeźdźcami jest naszym obowiązkiem i powinnością. 5 marca nasz bilans zamknął się liczbą miliona osób. Najnowsze szacunki mówią, że liczba Ukraińców w Polsce może wzrosnąć nawet do 3 mln osób, a perspektywy ich powrotu do zrujnowanego przez Rosjan kraju są mgliste.
To dobrze, że UE i USA przeznaczyły na pomoc dla uchodźców odpowiednio 500 mln euro, a zgodnie z deklaracjami sekretarza stanu – 1,5 mld dolarów. Tyle że jest to minimalna kwota doraźna. Tymczasem Ukraińcom trzeba stworzyć warunki życia zgodnie ze standardami zrównującymi ich położenie z mieszkańcami UE. A to oznacza elementarne warunki mieszkaniowe, dostęp do pracy, edukacji, opieki socjalnej, zdrowotnej. Wszystkie koszty poniesie nasz budżet. Od problemu nie uciekniemy, nawet po zakończeniu wojny.
Wniosek nasuwa się sam. Bezpośrednie straty gospodarcze, a szczególnie koszty pośrednie wynikające z podwyżek cen surowców, udziału w międzynarodowych sankcjach oraz solidarnego przyjęcia uchodźców czynią Polskę krajem najbardziej poszkodowanym rosyjską agresją w Unii Europejskiej. Nasze państwo i społeczeństwo wzięły na siebie ogromny ciężar ekonomiczny. Choć Polska jest zasobnym państwem, kroki przeciwdziałające wojennemu szokowi zajmą lata. Ich ceną będzie zahamowanie wzrostu gospodarczego, a więc narodowego dobrobytu. Nie można nie wpisać na listę strat wzrostu nakładów zbrojeniowych i w szeroko pojmowanej sferze bezpieczeństwa. Chodzi nie tylko o kwestie militarne, ale także gigantyczne zmiany strukturalne bodaj we wszystkich sferach gospodarki. Od infrastruktury komunikacyjnej i energetycznej, przez cyberbezpieczeństwo, obronę cywilną, aż po edukację i służbę zdrowia, aby wymienić tylko najważniejsze.
Przed polskim biznesem stoi zadanie dywersyfikacji eksportu, który zrekompensuje czasowe lub stałe zahamowanie wymiany handlowej oraz inwestycyjnej z Ukrainą, Białorusią i Rosją. Czekają nas gigantyczne wydatki, które wymagają przyciągnięcia kapitałów zagranicznych. W tym kontekście musimy pamiętać o potencjalnej zmianie klimatu inwestycyjnego, wynikającej ze statusu państwa frontowego. Wszystko razem zajmie najbliższe lata, dlatego nasze potrzeby muszą zostać uwzględnione w każdej perspektywie finansowej Unii Europejskiej.
Co możemy zrobić doraźnie? Zmusić Brukselę do utworzenia funduszu uchodźców wojennych z Ukrainy, który stale zasilany, powinien trafiać do Polski w proporcji odpowiadającej liczbie przyjętych uchodźców. Środki muszą być powiązane z funduszami odbudowy Ukrainy. Ponowne otwarcie rynku ukraińskiego na relacje gospodarcze leży w naszym interesie, co wymaga polskiego lobbingu w UE.
Wreszcie Unia powinna zaprzestać blokowania środków z europejskiego funduszu odbudowy gospodarczej po pandemii. W sytuacji wojennej 770 mld złotych to zastrzyk niezbędny dla Polski. Z tym że w miejsce finansowania zielonej energetyki, środki powinny zostać przeznaczone na obronę przed Rosją, a więc także na system dostaw kopalnych surowców energetycznych z innych źródeł.