e-wydanie

4.8 C
Warszawa
czwartek, 18 kwietnia 2024

Iran kluczem europejskiego bezpieczeństwa?

Jak najefektywniej pomóc Ukrainie w walce z rosyjską agresją? Jak zapewnić Europie bezpieczeństwo energetyczne i żywnościowe? Odpowiedź brzmi: znokautować ekonomicznie Moskwę. Aby osiągnąć cel, wystarczy embargo na import rosyjskich surowców energetycznych, które pozbawi kremlowskiego zbrodniarza pieniędzy na kontynuację wojny. Tymczasem klucz do pokonania Rosji leży w Teheranie.

Znokautować Putina Od chwili napaści na Ukrainę Polska konsekwentnie wzywa Unię Europejską do nałożenia całkowitego embarga na import surowców energetycznych z Rosji. Sami dajemy dobry przykład. Jak deklaruje premier Mateusz Morawiecki, z początkiem przyszłego roku do Polski przestaną płynąć rosyjski gaz, ropa naftowa i docierać węgiel.

Tym samym Warszawa dołączyła do Waszyngtonu, który już zablokował rosyjski import energetyczny. Podobne decyzje podjęły Wielka Brytania, Litwa, Łotwa i Estonia. Rezygnację z surowca Gazpromu zapowiedziała również Bułgaria. Nawet Włochy zdecydowały się szybko ograniczyć dostawy rosyjskiego gazu o 40 proc.

Niestety reszta Europy pozostała głucha na apele o zakręcenie rosyjskiego kurka energetycznego. Wprawdzie wicekanclerz Niemiec Robert Habeck deklaruje rychłe zakończenie współpracy węglowej i naft owej, ale w sprawie gazu perspektywa jest mglista. Może 2024, a najpewniej 2026 r. Inni odbiorcy rosyjskich paliw, głównie Austria, Słowacja, Węgry, w ogóle nie chcą słyszeć o przerwaniu dostaw.

Oczywiście w takiej sytuacji możemy wyrażać bardzo gorzką satysfakcję. Polska od lat uprzedzała Unię Europejską o tym, że Putin wykorzystuje surowce energetyczne jako broń. Cóż z tego, gdy dziś Europa nie jest wstanie zatrzymać rosyjskiej agresji zdecydowanymi sankcjami? Codziennie do wojennego skarbca Putina płynie miliard euro z tytułu płatności za gaz i ropę naftową. Tylko Niemcy dorzucają Kremlowi ponad 500 mln euro, aby miał za co i czym mordować Ukraińców. Lęki Unii skutecznie podsyca Moskwa. Grozi, że w razie bojkotu dostaw przekieruje europejską pulę eksportową do Azji, na czele z Chinami oraz Indiami.

To kłamstwo, które demaskują informacje o geograficznej strukturze rosyjskiego handlu ropą. Według raportu energetycznego BP, w 2020 r. Rosja wyeksportowała na europejski rynek 138,2 mln ton surowej ropy wobec 260 mln ton całkowitego eksportu tego surowca. Drugim odbiorcą były Chiny z 84 mln ton. Reszta świata, w tym Azja Południowo-Wschodnia, kupiła zaledwie 10 mln ton rosyjskiej ropy.

Jeśli chodzi o produkty ropopochodne, zależność Rosji od europejskiego rynku jest jeszcze większa. Aż 58mln ton z ok. 110 mln ton rocznie trafi a rocznie do UE. Głównymi odbiorcami są Holandia (16 proc. rosyjskiego eksportu) i Niemcy (8 proc.).

Zatem Putin nie ma gdzie przekierować jednego z kluczowych źródeł dochodów. Rosja nie ma na świecie większego rynku zbytu niż europejski. Oczywiście koncern Rosnieft może próbować dumpingu, jednak choćby wobec wyśrubowanych stawek europejskiego importu, straty rosyjskiego budżetu będą ogromne. W przypadku Gazpromu zależność od odbiorców z Europy jest jeszcze większa, co paradoksalnie Kreml zawdzięcza monopolistycznej roli koncernu w tym segmencie energetyki. Europa importuje 447 mld metrów sześciennych paliwa, z czego Gazprom dostarcza 160mld metrów. Tylko Niemcy importują ok. 110 mld metrów sześciennych gazu. Dostawcą 56 mld metrów jest Gazprom.

Jeśli Europa odmówi zawarcia dalszych kontraktów, rosyjski koncern znajdzie się w krytycznej sytuacji. Stanie przed odpowiedzią na pytanie, co zrobić z miliardami metrów sześciennych. W przekierowaniu gazu do Chin stoi na przeszkodzie brak rurociągów. Ich obecna przepustowość pozwala na import 35 mld metrów. Rosja nie ma również połączeń z Indiami oraz innymi chętnymi. Nie ma także zakładów LNG oraz pieniędzy i technologii na ich budowę. Tymczasem ze względu na uwarunkowania geograficzne (odległości) i transportowe (komunikacja oceaniczna) rynek azjatycki preferuje skroplony kondensat gazowy.

Skala rosyjskich strat byłaby zatem powalająca, zważywszy na to, że wpływy z eksportu surowców energetycznych zapewniają Rosji ponad 60 proc. budżetu federalnego. Dostawy ropy naft owej do UE napełniają kremlowski skarbiec w 10 procentach, ich wartość przekracza 100 mld dol. rocznie.

Łącznie z dochodami gazowymi chodzi zatem o roczną kwotę ok. 500mld dol., czyli tyle, ile oficjalnie Kreml wydał na modernizację sił zbrojnych przez ostatnie 8 lat. Zważywszy na konieczność zapewnienia społecznej stabilności, a więc wypłaty emerytur i pensji, dotowanie żywności i finansowania służby zdrowia, brak dewiz z eksportu paliw do Europy jest równoznaczny z rozbrojeniem rosyjskiej armii. Chyba że rosyjski przemysł zacznie seryjnie produkować maczugi i dzidy.

Nie tylko energetyka

Samowystarczalność rolno-spożywcza Polski sprawia, że nie dostrzegamy innego, równie groźnego aspektu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe UE, choć nie tylko. Zagrożenie wiąże się bezpośrednio z pytaniem, skąd zapewnić ropę i benzynę w miejsce dotychczasowego importu z Rosji?

Najnowszy raport Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) wskazuje, że Rosja i Ukraina odgrywają ważną rolę w światowej produkcji i dostawach żywności. Na przykład odpowiadają łącznie za 30 proc. światowej produkcji pszenicy, dlatego wojna stanowi istotny czynnik ryzyka dla bezpieczeństwa żywnościowego. Nie chodzi tylko o UE, ale o głównie producentów ropy naftowej i gazu, co może mieć fatalny wpływ na dostawy surowców do Europy.

Pod znakiem zapytania stają zbiory ukraińskiej pszenicy. Nawet jeśli tamtejsze rolnictwo wyprodukuje zboże, jego eksport będzie niemożliwy, ponieważ Rosja zablokowała ukraińskie porty Morza Czarnego, a więc podstawowy szlak handlu płodami rolnymi. Jeśli transport kolejowy i samochodowy przetrwają, ze względu na rosyjskie bombardowania ich wzmożone funkcjonowanie jest wątpliwe. Tymczasem gdy rosną ryzyka, skokowo wzrastają koszty wywozu, a więc ceny zbóż, oleju jadalnego oraz nawozów sztucznych.

Ponadto europejski sektor rolno-spożywczy pochłania ogromne ilości energii elektrycznej i paliw, nie zapominając o przemyśle dostarczającym środki chemiczne, maszyny i części zamienne. Sprowokowany przez Kreml deficyt gazu, a obecnie wojna, wywołują wzrost kosztów paliw i wytwarzania energii, co niesie negatywne skutki dla europejskiego rolnictwa. Jest to kluczowe zagrożeniem. Bez taniej energii nie ma wydajnej produkcji spożywczej ani jej dystrybucji. Ponadto Unia Europejska importowała z Ukrainy 52 proc. kukurydzy, ok. 19 proc. pszenicy i 23 proc. nasion oleistych, z przeznaczeniem na pasze dla zwierząt hodowlanych.

Ogromnym zagrożeniem są zaburzenia łańcuchów eksportowych, czyli globalny problem logistyczny. Zmiana tras kolejowych składów kontenerowych oraz przeciążenie szlaków morskich, wpływają tak samo na eksport, jak na import. Wąskie gardła odczuwają wszystkie państwa Unii oraz USA.

Tymczasem pszenica jest podstawowym źródłem wyżywienia dla ponad 35 proc. ludności świata. Kraje uzależnione od jej importu nie zwiększą szybko areału krajowych upraw ani nie zdywersyfikują źródeł dostaw. Od importu z Ukrainy i Rosji zależy bezpieczeństwo żywnościowe Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Każda destabilizacja obu regionów wpływa potencjalnie na zdolność państw producenckich do zwiększenia eksportu, tak potrzebnych Europie, ropy naft owej i gazu. Co więcej, zagraża nową falą imigracyjną do Unii.

Nawet jeśli defi cyt pszenicy zrekompensują inni eksporterzy, wyższe ceny zboża natychmiast znajdą odbicie w rosnących kosztach importu paliw przez państwa UE. Sytuacja wygląda analogicznie, jeśli chodzi o ukraiński olej słonecznikowy. Jego deficyt wpłynie na dostępność i ceny zamienników, takich jak oleje palmowy, sojowy oraz rzepakowy.

Nie zapominajmy, że wymienione problemy dotyczą również Polski, naszego rolnictwa, branży przetwórczej oraz transportu. Obecnie 66 procent krajowego zapotrzebowania na ropę pokrywamy importem z Rosji. Zmiana dostawcy wywołuje ryzyko szoku cenowego. W jeszcze większym stopniu identyczne wyzwanie dotyczy innych państw Unii Europejskiej.

Europejski komisarz ds. rolnictwa i rozwoju wsi Janusz Wojciechowski następująco podsumował kumulację wyzwań energetycznych i żywnościowych: – Nie grozi nam głód, nie grozi nam brak żywności w Europie, ale musimy bardzo wzmocnić nasz system i to szybko – żeby w przyszłości podobny kryzys rzeczywiście nie doprowadził do sytuacji, w której brakuje żywności.

Wojciechowski przestrzegł także przed nową falą imigracji z Afryki i Bliskiego Wschodu, zapowiadając działania humanitarne Brukseli dla ubogich społeczeństw obu regionów. Jednak według Associated, deficyt żywności dotyka także bogatych. W stolicy Kataru Doha, ceny podstawowych artykułów spożywczych wzrosły już o 150 proc. To skutek pełnej zależności monarchii Zatoki Perskiej od importu rolno-spożywczego. Jak uczy historia, zaburzenia głodowe i cenowe protesty obaliły niejeden rząd.

Klucze leżą w Teheranie

„Iran chce eksportować nawet 1,4 miliona baryłek ropy naft owej dziennie. Taką deklarację złożył irański minister ds. ropy Javad Ovji” – poinformowała agencja Reutera. Teheran ogłosił, że jest w stanie zwiększyć produkcję do 5,7 mln baryłek dziennie, a nawet do 6,5 mln baryłek. Na przeszkodzie stoi jeden problem. Iran jest objęty amerykańskimi sankcjami nałożonymi na eksport ropy.

Dlatego obecnie Stany Zjednoczone prowadzą rozmowy z Iranem, na temat przywrócenia umowy nuklearnej JCPOA. W 2015 r. społeczność międzynarodowa wynegocjowała zniesienie sankcji gospodarczych w zamian za wstrzymanie irańskiego programu broni nuklearnej. Po roku umowę zerwał Donald Trump. Dziś Joe Biden chce wycofać się z decyzji poprzednika. Powód jest prosty. Wobec konieczności wzmocnienia embarga wymierzonego w Kreml irańska ropa mogłaby częściowo zastąpić rosyjski surowiec.

Negocjacje z Teheranem to oczywiście fragment szerszej gry amerykańskiej, która ma na celu udzielenie Europie pomocy energetycznej. Z drugiej strony, starania Joe Bidena i Antony Blinkena nie byłyby tak potrzebne, a na pewno nie w trybie alarmowym, gdyby nie polityka demokratów.

Biden doszedł do władzy pod hasłem zielonej przebudowy USA. Elektryfikacja przemysłu motoryzacyjnego oraz transportu i oparcie energetyki na odnawialnych źródłach to dwa fi lary polityki Białego Domu. Tyle że demokratyczna administracja rozpoczęła realizację strategii od niewłaściwej strony. Zablokowała ukończenie kluczowych inwestycji wydobywczych i rurociągów gazu oraz ropy naftowej. Przede wszystkim zbudowała bariery prawne i administracyjne, które uczyniły eksploatację paliw kopalnych nieopłacalną. Po czym nadeszło tak silne odbicie gospodarcze po pandemii, które zderzyło USA z deficytem energetycznym i paliwowym. Dziś moce produkcyjne amerykańskich koncernów naftowych, gazowych i węglowych są maksymalnie wykorzystane. Nadwyżki stały się przedmiotem zażartej konkurencji cenowej pomiędzy Azją i Europą. W tym samym czasie Biden dał Putinowi i Merkel zielone światło ukończenia gazociągu Nord Stream-2. Kreml uznał decyzję prezydenta za przejaw słabości USA i rozpoczął gazowy szantaż Unii Europejskiej. Ropę naft ową dostarczał jednak regularnie, wzmacniając polityczną dywersyfikację Europy.

Skutek jest widoczny. To brak europejskiej jedności w sprawie całkowitego embarga oraz płatności w rublach pod groźbą odcięcia dostaw surowców. Dlatego Biden, który współodpowiada za kryzys energetyczny obszaru euroatlantyckiego na gwałt buduje koalicję dostaw energetycznych dla UE. A raczej próbuje, bo jej powstanie łamie żelazne kanony polityki zagranicznej USA.

Waszyngton rozpoczął nieoficjalne kontakty z Wenezuelą. Tymczasem skorumpowany dyktator Nicolas Mudro rządzący w Caracas jest nikim innym tylko Putinem Ameryki Południowej. Handlarz narkotykami i szef szwadronów śmierci mordujących opozycjonistów, który tłumi protesty społeczne, jest celem numer jeden amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Niestety Wenezuela objęta sankcjami USA i UE jest globalnym producentem ropy naft owej i należy do OPEC. Jednak to dostawy irańskie ze względów geograficznych oraz infrastrukturalnych są dla Unii jak manna z nieba. Tym bardziej że w przeszłości Teheran był jednym z ważnych graczy na rynku europejskim.

Co prawda import 1-2 mln baryłek dziennie nie zastąpiłby całkowicie rosyjskich dostaw, jednak walnie przyczyniłby się do zmniejszenia niedoborów. Sam fakt ogłoszenia planów zwiększenia irańskiego wydobycia zahamował nieprzerwany od wybuchu wojny wzrost cen. Ponadto nie chodzi o działania doraźne, tylko o długotrwałe i całkowite uniezależnienie energetyczne UE od Moskwy. Aby uniemożliwić silnemu prorosyjskiemu lobby powrót do polityki „biznes jak zwykle” z Moskwą, Europa potrzebuje dywersyfi kacji źródeł dostaw i dróg tranzytu ropy.

Tymczasem Iran ma ogromny potencjał naft owy. Do rewolucji islamskiej, która obaliła szacha, był drugim co do wielkości producentem wśród członków OPEC. Ma też jedne z największych udokumentowanych złóż tego surowca na świecie. Według Atlantic Council, przed nałożeniem sankcji na eksport ropy Iran produkował 3,8 mln baryłek ropy dziennie. Następnie wydajność spadła do zaledwie 1,9 mln baryłek, obecnie wynosi około 2,4 mln baryłek. Objęty embargiem technologicznym i handlowym Teheran ma kłopoty z wydobyciem.

Z pewnością powrót do dawnego poziomu eksploatacji potrwałby dłużej i wymagał sporych środków, lecz wkład kapitałowy UE byłby niezwykle opłacalny. Lepiej inwestować w irański przemysł wydobywczy, niż finansować Putinowi wojnę z Ukrainą i przedłużać w ten sposób prosperity zbrodniarza. Przy tym bogactwa naturalne Iranu nie kończą się na ropie naftowej.

Zgodnie z corocznym raportem statystycznym globalnego rynku energii publikowanym przez koncern BP, Iran to gazowa potęga. Udowodnione zasoby paliwa wynoszą 33,5 bln m3 , czyli 18 proc. światowych rezerw. Dla porównania Rosja dysponuje ok.32 bilionami m3.

Wreszcie Iran to rosnący sektor produkcji żywności. Polityka samowystarczalności w tej dziedzinie prowadzi do wymiernych rezultatów. Wprawdzie Teheran nadal importuje pszenicę, staje się jednak liczącym się eksporterem innych upraw w skali regionalnej. Podobnie jak w przypadku innych sektorów gospodarki, problemem irańskiego rolnictwa jest brak inwestycji i nowoczesnych technologii.

Ponadto w grę wchodzi scenariusz polityczny niezwykle interesujący z europejskiego punktu widzenia. Z powodu międzynarodowych sankcji polityka Teheranu skręciła w kierunku Rosji. Stronie irańskiej najbardziej zależy na rosyjskich maszynach, urządzeniach, technologiach na potrzeby modernizacji gospodarki i rozbudowy kolei. Eksperci szacują, że w ramach zakreślonych dozwolonymi odstępstwami od sankcji, Rosja dostarczyła Iranowi towary warte 45 miliardów dolarów. Wcześniej Kreml rozpoczął budowę irańskiej elektrowni atomowej oraz wbrew embargu zbroi irańską armię. Chiny z kolei pozostają głównym odbiorcą irańskich surowców, tak na mocy programu „surowce za żywność”, jak i w szarej strefie.

Jednak to Moskwa traktuje Iran niezwykle instrumentalnie. Oficjalnie jest rzecznikiem zniesienia sankcji wobec Teheranu, jednak opóźnia negocjacje, obawiając się irańskiej konkurencji na rynku ropy naft owej i gazu. Moskwa używa szyickich milicji oraz regularnych oddziałów irańskich jako mięsa armatniego w Syrii. Z drugiej strony paktuje z Izraelem i sunnickimi monarchiami w sprawie powstrzymania irańskiej rewolucji na Bliskim Wschodzie. Mówienie o rosyjsko-irańskim sojuszu jest błędem. Dla Teheranu Rosja, to taki sam wróg jak Stany Zjednoczone. Teheran i Moskwę łączy nikła zbieżność interesów, którą łatwo może przerwać reaktywowanie umowy jądrowej. Tyle że w tej sprawie decyzja leży w Waszyngtonie.

Węzeł gordyjski

Dali temu wyraz przedstawiciele Francji i Niemiec, wycofując się z ostatniego etapu wiedeńskich negocjacji. Wbrew logice, ponieważ zniesienie sankcji lub ich złagodzenie umożliwiłoby import irańskiej ropy naft owej i gazu do Europy. Na odmrożenie czeka także 100 mld dolarów zablokowanych Iranowi przez zachodnie banki.

Do działania są gotowe europejskie koncerny. Porozumienie osiągnięte w 2015 r. skutkowało zdjęciem większości ograniczeń handlowych i inwestycyjnych. Przed siedmiu laty w kolejce po irańską ropę ustawiły się, m.in. włoskie koncerny Eni i Saras, z którymi Teheran podpisał umowy eksportowe. Negocjacje prowadził również niemiecki BASF, który chciał zainwestować w irański przemysł petrochemiczny kwotę 4 mld euro. Dziś na przeszkodzi stoi węzeł gordyjski w trójkącie USA-Izrael-Arabia Saudyjska oraz Rosja. Zacznijmy od końca. W marcu tego roku, czyli po 11 miesiącach intensywnych rozmów pomiędzy Teheranem i grupą G6 (Niemcy, Francja i Wielka Brytania oraz USA, Chiny, Rosja), strony zaangażowane w negocjacje stwierdziły, że porozumienie jest bliskie. Jednak finalizację oddalił rosyjski minister spraw zagranicznych. Siergiej Ławrow zażądał od USA gwarancji, że rosyjski handel, inwestycje i współpraca wojskowo-techniczna z Iranem, nie zostaną zablokowane sankcjami wprowadzonymi po napaści na Ukrainę. Z kolei w Stanach Zjednoczonych negocjacje wiedeńskie stały się elementem wewnętrznej rozgrywki politycznej. Joe Biden deklaruje chęć powrotu do umowy jądrowej. Tymczasem były wiceprezydent Mike Pence powiedział Reuterowi, że jeśli demokratyczna administracja zdecyduje się na pełne otwarcie drzwi przed Iranem, republikanie natychmiast anulują takie porozumienie, jeśli wygrają kolejne wybory prezydenckie.

Z taką perspektywą naturalnie nie zgadza się Iran, który w celu wywarcia presji na USA wzmaga proxy war w Iraku oraz Jemenie, w której celem jest Arabia Saudyjska oraz jej sojusznik Zjednoczone Emiraty Arabskie. Bez ich decyzji OPEC nie zwiększy wydobycia ropy naftowej, która nie popłynie do Europy w miejsce rosyjskiej. Tymczasem monarchie Zatoki Perskiej mówią Waszyngtonowi w tej sprawie stanowcze nie, dopóki Iran nie wycofa poparcia szyickim powstańcom w Jemenie, którzy z rozkazu Teheranu atakują saudyjskie instalacje naft owe. W antyirańskim oporze Rijad i Abu Dhabi mają pełne poparcie Jerozolimy. Izrael łączy siły z sunnickimi krajami i sam naciska na Waszyngton, aby ten kosztem Europy zrezygnował z odnowienia jądrowej transakcji z Teheranem. Wabi Unię gazociągiem śródziemnomorskim zaopatrywanym z własnego złoża Lewiatan. W przyszłości, podczas gdy irańska ropa naft owa jest potrzebna Europie od zaraz.

Jak na razie amerykański prezydent i jego sekretarz stanu nie są w stanie rozwiązać łamigłówki, tak aby pogodzić interesy Iranu, Arabii Saudyjskiej, Izraela i Europy. Tymczasem bez pełnego embarga na rosyjskie surowce energetyczne mordercy Putina będą nadal bezkarnie mordować niewinnych cywilów i rujnować leżącą w Europie Ukrainę.

Najnowsze

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny