17.2 C
Warszawa
piątek, 29 marca 2024

Bój o tajwańską kulkę

Koniecznie przeczytaj

Wyspy Salomona, archipelag na północny wschód od Australii i zarazem kraj należący do brytyjskiej Wspólnoty Narodów, zgodził się zostać niezatapialnym chińskim lotniskowcem. To nie pierwsza taka zdobycz Chin w tym regionie, wcześniej zhołdowane zostały Nowa Zelandia i Królestwo Tonga, ale z zachowaniem pozorów starego status quo. Teraz nastąpiła jawna próba wywrócenia strategicznego ładu na Pacyfiku, co spowodowało nerwową reakcję Zachodu.

Wyspy Salomona to jedna z „tajwańskich kulek”, czyli małych krajów, które zrezygnowały z utrzymywania stosunków dyplomatycznych z Republiką Chińską na Tajwanie i w zamian nawiązały je z Chińską Republiką Ludową. Decyzja ta oznacza wyjście z danego państwa z amerykańskiej strefy wpływów i przejście na stronę Chin kontynentalnych. W ciągu pięciu ostatnich lat zdecydowało się na to pięć krajów Ameryki Środkowej i Oceanii, w tym Wyspy Salomona w 2019 roku. Ruch w drugą stronę wykonała tylko Litwa (listopad 2021), co ustaliło wynik meczu o geopolityczny prestiż na 5:1 dla Chin. Jednak ten jeden punkt okazał się mieć dla Pekinu walor łyżki dziegciu psującej całą beczkę miodu, czego skutki geopolityczne właśnie obserwujemy.

Wzajemne wyciąganie trzeciorzędnych krajów ze strefy wpływów przeciwnika stanowiło dotąd formę zastępczej rywalizacji pomiędzy USA a ChRL. Z jednej strony pozwalało to im unikać bezpośredniej konfrontacji politycznej, z drugiej miało dla Pekinu efekt wizerunkowy, szczególnie cenny w azjatyckiej kulturze wymagającej „zachowania twarzy” w każdych okolicznościach.

Dla Tajwanu ta polityczna twarz okazała się być warta okrągły miliard dolarów, w formie inwestycji zaoferowanych Litwie, jako rekompensata za retorsje ze strony Chin kontynentalnych. Gdyby Litwa ugięła się i po kilku miesiącach odwołała swojego ambasadora z Tajpej, dla Republiki Chińskiej kompromitacja byłaby niewyobrażalna.

Ten miliard dolarów Tajwańczycy wydali więc hojną ręką na chwilę narodowej radości z upokorzenia kontynentalnego sąsiada i doprowadzenia władz w Pekinie do nieskrywanej wściekłości. Rolę wisienki na tajwańskim torcie odegrał kieliszek litewskiego rumu, który stał się nagle najpopularniejszym trunkiem na Wyspie. Kiedy w grę wchodzi zachowanie własnej twarzy i odebranie jej przeciwnikowi, koszty nie grają roli. Takie rzeczy tylko w Azji Wschodniej!

Zauważmy teraz, że ta haniebna rysa na oficjalnie nieomylnym obliczu prezydenta Xi Jinpinga pojawiła się w niespełna rok przed jego spodziewaną aklamacją na kolejną kadencję przewodniczącego ChRL. Wprawdzie nie chodzi tu o demokratyczne wybory i zdanie chińskiej opinii publicznej mało się liczy, ale stanowisko szczytów partyjnej nomenklatury już jak najbardziej. Chińska Partia Komunistyczna to największa w historii ludzkości banda rozbójnicza, która jesienią tego roku ma potwierdzić wybór herszta. No chyba że ów się poszkapi i ośmieszy. A o to właśnie postarało się Tajpej, radośnie upojone litewskim rumem.

Taka zniewaga w chińskiej kulturze krwi wymaga i przez chwilę faktycznie zapachniało inwazją na Tajwan. Jednak przebieg wojny na Ukrainie i militarna kompromitacja Rosji ostudziły zapędy Pekinu. Wszak Tajwańczycy biliby się co najmniej tak samo dzielnie, jak Ukraińcy, a warunki naturalne mają dużo lepsze i też mogliby liczyć na hojne dostawy broni z USA. Mało tego, do wyobrażenia byłaby tu już bezpośrednia ingerencja Ameryki i jej azjatyckich sojuszników po stronie Wyspy. Wszak tajwańskie mikroprocesory są produktem o wiele bardziej strategicznym niż ukraińska kukurydza i olej słonecznikowy.

Generalnie więc USA odkryły piętę achillesową Chin, czyli wielką drażliwość Xi Jinpinga na punkcie osobistego wizerunku w oczach partyjnych towarzyszy, w roku jego kolejnej prezydenckiej aklamacji i zaczęły to z wyrachowaniem wykorzystywać. Na przykład, do zablokowania chińskiej mediacji w celu zakończenia wojny na Ukrainie. Rosja bowiem do początku kwietnia osłabła już w sam raz dla potrzeb Pekinu i dalsze jej słabnięcie grozi rozpadem całej Federacji Rosyjskiej, czyli przerwaniem łańcuchów dostaw i tranzytu kolejowego do krajów Unii Europejskiej. Wyraźnie w tym kierunku więc szły rozmowy ministrów spraw zagranicznych Ukrainy i Chin, przebiegle storpedowane przez USA, które nagle postawiły Pekinowi głośny zarzut, że ten za mało się stara, aby zaprowadzić pokój na Ukrainie. Gdyby po tym oświadczeniu Waszyngtonu, Chiny zaczęły naciskać na Rosję w celu wygaszenia konfliktu, wyszłoby, że Xi Jinping działa na rozkaz prezydenta Bidena, co byłoby już zupełną kompromitacją tego pierwszego. Tak, USA wystąpiły niestety w roli wyrachowanego podżegacza wojennego, który przegnał precz gołębia pokoju. Ponieważ w interesie Ameryki jest, aby ta wojna spowodowała istotne zmiany w globalnym układzie sił, a nie skończyła się li tylko udaną obroną niepodległości Ukrainy, czyli ten konflikt musi jeszcze potrwać, a nawet eskalować.

I oto, proszę zauważyć, od połowy kwietnia Pekin przestał zajmować się awanturą w Europie Wschodniej. Chiny zwróciły się w kierunku globalnego Południa i zaczęły budować ruch państw niezaangażowanych w nową zimną wojnę. Teraz Xi oficjalnie mówi: „Azja jest najważniejsza!”, a konkretnie Pakistan, Iran, Sri Lanka, Laos i Mjanma-Birma. Zatem poważnie należy liczyć się z likwidacją północnego korytarza Jedwabnego Szlaku 2 i przemieszczenia wolumenu na korytarze środkowy i południowy, a więc te omijające Polskę.

Stare porachunki z Tajwanem Pekin odłożył na później i szybko przekierował swoją orientację geopolityczną z Zachodu na Południe. Udało się to całkiem sprawnie, ale związaną z tym manewrem dyplomatycznym mimo wszystko wyraźną porażkę wizerunkową Xi Jinpinga trzeba było zrekompensować jeszcze jakimś sukcesem.

Okazję po temu dały właśnie Wyspy Salomona, położone bądź co bądź w strategicznym rejonie Pacyfiku. Archipelag ów przy odrobinie propagandowego wysiłku może być wart Tajwanu. Jak więc w Pekinie pomyśleli, tak zrobili i oto 19 kwietnia br. Chiny poinformowały o zawarciu umowy z Wyspami Salomona, o niejawnej treści, ale powszechnie interpretowanej jako zgoda na utworzenie tam chińskiej bazy wojskowej, co zelektryzowało Australię i jej sojuszników.

Dlaczego akurat Wyspy Salomona? Przede wszystkim dlatego, że od blisko 20 lat jest to państwo upadłe, które nie potrafi poradzić sobie zaprowadzeniem spokoju wewnętrznego. Powszechna korupcja i kryzys budżetowy doprowadziły do tak wielkiego chaosu, że latem 2003 roku musiano przysłać na Wyspy Salomona 2200 policjantów z 20 krajów Pacyfiku, w tym z Chin, co było ewenementem, gdyż ChRL z zasady nie prowadzi misji militarno-policyjnych poza własnymi granicami. Niewątpliwie ten fakt, a następnie klęski naturalne w 2007 roku, wykorzystał Pekin, aby wpłynąć na władze w Honiarze, skłaniając je do zerwania stosunków dyplomatycznych z Tajwanem, trzy lata temu, co spowodowało na Wyspach Salomona kolejne zamieszki, zlekceważone przez inne kraje brytyjskiej Wspólnoty Narodów, które ocknęły się dopiero teraz. I zaproponowały Salomończykom ich własne 500+, czyli 378 mln dolarów australijskich dotacji, co w przeliczeniu na liczbę ludności daje 580 dolarów na osobę.

To mniej więcej 20 proc. rocznego dochodu statystycznego mieszkańca tych Wysp, czyli chociaż klimat tam tropikalny, kokosy to nie są. Przy tajwańskim miliardzie dla Litwy wypada ta inicjatywa dosyć blado. Australia wyraźnie nie zrozumiała, że ten spór jest „twarzą podszyty” i to twarzą samego Xi, więc Chiny dadzą dużo więcej, by zachodnie oferty przelicytować. USA akurat rozumieją, że ta sprawa warta jest dla Pekinu każdych pieniędzy, więc posunęły się do gróźb militarnych, czyli zaczęły mówić o „adekwatnej odpowiedzi” na chińską bazę dla floty wojennej. Jak dalece poważnie można tę groźbę traktować? Raczej mało poważnie, zważywszy na przygodę, jaka przytrafiła się Nancy Pelosi, spikerce Izby Reprezentantów Kongresu USA, która niedawno postanowiła odwiedzić Tajwan i Pekin oznajmił, że jeśli ta kobieta postawi nogę na Wyspie, to ChRL zamknie nad Tajwanem przestrzeń powietrzną i sędziwa staruszka (82 lata) niczym kolejna Helena trojańska stanie się przyczyną otwartej wojny… Chiny raczej blefowały, ale Stany Zjednoczone nie odważyły się powiedzieć „sprawdzam”. Dokładnie następnego dnia u Pelosi wykryto koronawirusa i wizyta została odwołana ze względu na „stan zdrowia” pani spiker. To tyle, a właściwie trochę mniej, warte są amerykańskie groźby „adekwatnej odpowiedzi” w przypadku Wysp Salomona. Tę tajwańską kulkę Chińczycy trzymają mocno i na pewno nie dadzą jej sobie odebrać. Po prostu zależy od tego przedłużenie kadencji prezydenta Xi Jinpinga, więc nie ma to-tamto. Żadnych więcej rys na obliczu Drugiego Wielkiego Sternika być już nie może! My zaś mamy większy kłopot, gdyż jeśli Chiny zrezygnują z północnego korytarza JS2, to przestaną również trzymać Putina za rękę i wtedy naprawdę wszystko może się na Ukrainie zdarzyć. Wówczas adekwatna amerykańska odpowiedź będzie brzmiała: „Ups! Bardzo nam przykro… Modlimy się za was!”.

Najnowsze