e-wydanie

10.4 C
Warszawa
wtorek, 23 kwietnia 2024

Jak Zabłocki na ukraińskim rolnictwie

Sąsiedzi Ukrainy na czele z Polską zabiegają w Brukseli o większą ochronę krajowych producentów rolnych. To skutek otwarcia UE na ukraiński eksport. Nie chcemy przywracania barier celnych tylko uszczelnienia „korytarzy solidarnościowych”. Jednak w perspektywie akcesu Kijowa do UE wspólnotowe rolnictwo wymaga głębokiej reformy. 

Solidarnościowy zgrzyt

Na mocy układu stowarzyszeniowego Ukraina-UE z 2016 r. obowiązuje umowa o wolnym handlu i inwestycjach, która przyznaje Kijowowi bezcłowe kwoty eksportowe w poszczególnych kategoriach towarowych. Z chwilą rozpoczęcia wojny w geście solidarności 27 państw UE zniosło niemal wszystkie cła i kwoty w wymianie handlowej z Ukrainą. Oczywista pomoc gospodarcza dla ofiary agresji przynosi jednak Polsce oraz innym państwom sąsiedzkim wymierne szkody. Liberalizacja handlu geometrycznie zwiększyła import towarów rolno-spożywczych z Ukrainy do UE.

Główną przyczyną jest bałagan i luki w unijnych regulacjach. Jak wyjaśnił w Brukseli nasz minister rolnictwa Henryk Kowalczyk, zboże z Ukrainy, które zgodnie z zamierzeniem miało trafiać do Europy Zachodniej lub Afryki, częściowo pozostaje w krajach sąsiadujących, w tym Polsce. Nasi rolnicy nie mogą sprzedać własnego zboża ze względu na zapełnione magazyny.

Z inicjatywy Warszawy powstała doraźna koalicja państw dotkniętych problemem. Jak poważnym? Według informacji rozgłośni Deutsche Welle, w okresie styczeń-listopad 2022 r. import kukurydzy z Ukrainy do graniczących z nią państw wzrósł drastycznie. W przypadku Polski, z 6 tys. ton do 1,637 tys. ton. Import tego zboża na Słowację urósł z zera ton do 250 tys. ton. Ponadto bułgarscy rolnicy skarżą się na straty ponoszone w hodowli słonecznika, który do tej pory był głównym produktem eksportowym tego kraju. 20-krotny wzrost ukraińskiego importu spowodował spadek krajowych cen słonecznika prawie o połowę. Straty odnotowało ponad trzy czwarte lokalnych producentów. Z kolei Polska obok zbóż apeluje o pomoc dla sadowników, a zwłaszcza hodowców jabłek, dotkniętych wcześniej embargiem Rosji i Białorusi.

Dlatego koalicja rolno-spożywcza z udziałem Bułgarii, Czech, Rumunii, Słowacji i Węgier, wspólnie z Polską wystosowała apel do Komisji Europejskiej.

„Jeśli wzrost ukraińskich dostaw na rynki UE nie zostanie ograniczony, może wywołać poważne trudności dla europejskich producentów. Taka sytuacja wymaga pilnej reakcji, bo unijny sektor rolno-spożywczy już został mocno dotknięty wojną na Ukrainie. Chodzi, m.in. o rosnące koszty produkcji wywołane lawinowo rosnącymi cenami paliw, energii i nawozów” – stwierdzili wspólnie ministrowie sześciu państw interweniujących w Brukseli.

Działania KE stają się pilne w świetle niedawnego szczytu UE-Ukraina, który odbył się w Kijowie. Dotychczasowe instrumenty solidarnościowe Zjednoczonej Europy miały obowiązywać do czerwca 2023 r. Tymczasem Ursula von der Leyen zadeklarowała przedłużenie warunkowych preferencji celnych i kwotowych na kolejny rok.

Zdaniem portalu Politico, nie chodzi jedynie o polską koalicję rolną. Różne sektory gospodarcze innych państw UE sugerują wprowadzenie, tzw. bezpieczników na wypadek komplikacji spowodowanych nielimitowanym importem z Ukrainy. Tyle że podobny mechanizm nie zostanie wprowadzony, ponieważ rządy 27 państw Unii nie chcą przywrócenia barier handlowych sprzed rosyjskiej agresji. Także Polsce nie chodzi o limitowanie ukraińskiego eksportu, czyli zmniejszenie pomocy ekonomicznej dla Kijowa. Zamiast tego Warszawa wnioskuje, aby Bruksela zwiększyła finansowe wsparcie dla rolników państw sąsiadujących z Ukrainą.

Pieniądze są. Polska wskazuje na tak zwaną rezerwę kryzysową. Komisja Europejska może przekazać maksymalne 500 mln euro w ramach środków polityki rolnej. Oczywiście potrzebna jest jednomyślność wszystkich krajów Unii. Jednak jak zapowiedział komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski, jeśli Polska w imieniu koalicjantów wystąpi o odpowiednią rekompensatę, akurat w tej kwestii nie ma wyraźnego sprzeciwu wśród krajów UE. Pewnym utrudnieniem może być stanowisko Hiszpanii, Włoch i Francji, które chcą również coś ugrać na inicjatywie Warszawy. Paryż twierdzi, że interwencja finansowa KE powinna objąć całe rolnictwo europejskie, a nie tylko państw Europy Środkowo-Wschodniej.

Polska inicjatywa ma jednak daleko szersze następstwa. Uruchomienie rezerwy kryzysowej pozwoliłoby na udzielenie dodatkowej pomocy rolnictwu z budżetów krajowych. Taka forma dotacji dla działalności gospodarczej jest przewidziana unijnymi regulacjami. W przypadku ich uruchomienia zastrzyki finansowe z krajowych budżetów mogą być źródłem zasobniejszym niż wspólnotowa kwota UE. Takiego celu nie ukrywa Polska. – Chodzi o uruchomienie mechanizmu rezerwy kryzysowej po to, aby uzgodnić z KE dalszą pomoc rolnikom ze środków krajowych – oświadczył minister Kowalczyk po posiedzeniu ostatniej Rady Europejskiej.

Warszawa żąda także uszczelnienia „korytarzy solidarnościowych”, którymi przebiega ukraiński eksport rolno-spożywczy. Chodzi o specjalne trasy utworzone przez UE, jako lądowa alternatywa dla zagrożonego przez Rosję ukraińskiego transportu morskiego na Morzu Czarnym. Zdaniem Polski, korytarze wymagają lepszej kontroli, tak aby ukraińskie płody trafiały do faktycznych kontrahentów z Europy Zachodniej lub spoza UE. Tymczasem obecnie najbardziej opłacalna dla Ukraińców jest sprzedaż zboża w Polsce oraz w innych krajach sąsiadujących.

Wreszcie nasz rząd chce wprowadzenia dolnego pułapu ceny jabłek. Wskazuje na trudną sytuację sadowników wskutek dotychczasowego embarga. Uważa, że działalność naszych producentów nie powinna ulec dalszemu pogorszeniu z powodu wręcz dumpingowego importu z Ukrainy.

Ukraina w UE problemem?

Choć przewidywalny akces Kijowa to kwestia kilkunastu lat, Unia powinna rozwiązać związane z nim problemy już dziś. Wojna kiedyś się skończy i nasz wschodni sąsiad zaleje Europę swoją produkcją rolną. Jeśli obecny wywóz stwarza poważne problemy dla państw sąsiedzkich, reakcja prawna Brukseli jest tym pilniejsza i musi poprzedzać formalne członkostwo Ukrainy w UE.

Nawet w czasie wojny Ukraina jest nadal jednym z największych światowych eksporterów kukurydzy, pszenicy, słonecznika i innych zbóż, a także drobiu. Jak ocenia Politico, gdyby Ukraina została jutro członkiem, UE otrzymałaby zdecydowanie największą część pieniędzy z 386 mld euro wspólnotowej polityki rolnej. Ta bowiem premiuje kraje członkowskie zgodnie z wielkością areałów upraw. Tymczasem Ukraina przeznacza na ten cel obszar większy niż Włochy. Przeciętne gospodarstwo ma 1000 ha, tymczasem jego odpowiednik w UE jedynie 16 ha.

Takie obawy podziela lider unijnego stowarzyszenia producentów rolnych Copa & Cogeca. Fin Pekka Pesonen uważa wojenną pomoc Ukrainie za ze wszech miar słuszną. Jednak całościowe spojrzenie na europejskie rolnictwo każe rozmawiać o jego przyszłości w kontekście akcesu Kijowa. Trzeba pamiętać, że w XXI w. Ukraina zmieniła swój profil gospodarczy z przemysłowego na rolny. Gałąź agrarna przeszła prywatyzację, przyciągając ogromne kapitały największych oligarchów kraju. Ukraińscy miliarderzy zdali sobie sprawę, że rolnictwo stało się bardziej dochodowe niż zacofany przemysł ciężki, górnictwo i hutnictwo. Zainwestowane środki szybciej się zwracają. Dlatego przystąpili do rabunkowego wykupu ziemi i jej komasacji w holdingi agrarne. Dziś w sektorze dominują gospodarstwa wielkopowierzchniowe. Pod względem własnościowym 20 firm kontroluje 14 proc. gruntów rolnych. Niektóre holdingi liczą 300 tys. ha lub więcej. Ukraiński rząd przyznaje, że taka struktura rodzi napięcia i obawy unijnych rolników, a więc i polityków. Wiceminister rolnictwa Denis Kaczka namawia obie strony do inwestowania we wzajemne zrozumienie.

Tyle że z punktu widzenia Polski, kluczem jest opracowanie strategii i warunków integracji, która nie będzie stwarzała problemów europejskim producentom, ani nie wywoła katastrofy na unijnym rynku rolnym. Zdaniem Aurélie Catallo z francuskiego think tanku IDDRI, nie chodzi jedynie o pule dotacji. Ze względu na zdolność Ukrainy do produkcji milionów ton taniego zboża, obecni liderzy rolnictwa w UE, tacy jak Francja i Polska stanęliby w obliczu nagłej konkurencji. Nie mogą jej sprostać, ze względu na mniejsze areały i wyższe koszty produkcji. Jak twierdzi ekspert, perspektywa przystąpienia Ukrainy musi stanowić impuls do głębokiej reformy unijnego sektora rolnego.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze