8.6 C
Warszawa
wtorek, 8 października 2024

Kanał Ben Guriona przyczyną izraelsko-palestyńskiej eskalacji?

Izraelski plan budowy Kanału Sueskiego – bis był jednym z głównych czynników wojny na Bliskim Wschodzie? Jeśli hipoteza znajdzie potwierdzenie, o nieoczekiwanym ataku Hamasu nie ma mowy. Medialne wariacje na temat: jak państwo z doskonałym wywiadem i nowoczesną armią dało się zaskoczyć, ustąpi innemu: czy rzeź 7 października nie była efektem izraelskiej inspiracji? A może nie tylko, zważywszy na interesy USA, Arabii Saudyjskiej i Unii Europejskiej?

Robert Cheda

Co miał na myśli Joe Biden?

Mimo zaangażowania USA w obronę Ukrainy, Joe Biden nie zapomniał o Bliskim Wschodzie. Osobiście zaangażował się w mediacje pomiędzy Izraelem i Arabią Saudyjską. Jeszcze we wrześniu zanosiło się na przełomowe porozumienie, które mogło zmienić Bliski Wschód, wpływając na cały świat. Przebieg dwustronnych negocjacji pod amerykańskim patronatem skłaniał do optymizmu.

– Każdego dnia jesteśmy coraz bliżej – w wywiadzie dla telewizji Fox News potwierdził saudyjski negocjator, następca tronu Mohammed bin Salman. Z trybuny Zgromadzenia Ogólnego ONZ wtórował mu premier Benjamin Netanjahu, zapowiadając przełom na miarę zakończenia zimnej wojny. Niestety zbrodniczy atak Hamasu oraz izraelski odwet uniemożliwiły postawienie kropki nad „i”. Zamiast prestiżowego sukcesu, jakże ważnego przed wyborami prezydenckimi 2024 r. Joe Biden mógł jedynie ogłosić, że jednym z głównych celów palestyńskich terrorystów było zerwanie izraelsko-saudyjskiego układu pokojowego. Rijad ogłosił pauzę, zresztą silne emocje społeczne wpłynęły na władze państw arabskich, które wcześniej znormalizowały stosunki z Jerozolimą. Oficjalnie premier Netanjahu wyrażał z tego powodu ubolewanie. Apelował do Saudyjczyków: nie możecie jednocześnie popierać likwidacji terrorystów i żądać od Izraela zakończenia wojny z Hamasem. Mniej oficjalnie, poszlaki oraz fakty wskazują, że zarówno Jerozolima, jak i Rijad prowadzą podwójną grę. Czy obie stolice włączają wojnę z Hamasem w koszty przedsięwzięcia, które może radykalnie zmienić rozkład sił na Bliskim Wschodzie? Czy Joe Biden ma świadomość, że patronując zbliżeniu izraelsko-saudyjskiemu wywraca bliskowschodnią geopolitykę, przywracając USA rolę gwaranta nowego Pax Americana?

Kanał Ben Guriona

Jeśli spojrzeć na mapę Bliskiego Wschodu, maleńki w porównaniu z arabskimi sąsiadami Izrael jest de facto portem trzech mórz. Z jednej strony – Czerwonego, z drugiej – Śródziemnego, a z trzeciej – Martwego. Staje się więc kluczowym obszarem tranzytowym pomiędzy Afryką, Azją i Europą, o ile jego terytorium przetnie Kanał Sueski – bis. Niezrealizowany jeszcze projekt nosi nazwę Kanału Dawida Ben Guriona, pochodzącego z Płońska ojca-założyciela państwa żydowskiego. Plan gigantycznej inwestycji zakłada budowę wodnego połączenia pomiędzy Morzem Czerwonym i Śródziemnym. Punktem wyjściowym ma być izraelski kurort Eljat położony nad Zatoką Akaba. Jerozolima twierdzi, że dzięki nowoczesnym technologiom oraz korzystniejszej mapie geologicznej budowa i eksploatacja połączenia będzie opłacalniejsza od egipskiego. Ponadto Izrael planuje inwestycje hotelowe i rozrywkowe wzdłuż drogi wodnej, która zakłada dwustronnych ruch statków. Każdy z pasów pływania będzie miał ok. 50 metrów głębokości i 200 m szerokości, a to zapewni bezpieczną przepustowość jednostek o długości 300 i szerokości 110 m. Wprawdzie całkowita długość Kanału Sueskiego wynosi 193 km, zaś izraelskiej alternatywy ok. 300 km, jednak ostatnia wykuta w skalistym terenie, znacząco ograniczy koszty utrzymania, w porównaniu z piaskowymi problemami Egiptu. Historycznie rzecz biorąc, już w połowie XIX w. budowę połączenia przez Morze Martwe rozważali Brytyjczycy. W 1963 r. do idei powróciły Stany Zjednoczone. Dziś brzmi to anegdotycznie, ale ówczesny departament energetyki proponował innowacyjne metody budowy. Skaliste grunty Pustyni Negew miały wyrzeźbić eksplozje głowic jądrowych niewielkiej mocy, o czym świadczą dokumenty odtajnione w 1994 r. Projekt nie doszedł do skutku z powodów politycznych. Wnioskodawcy obawiali się aktywnego, w tym militarnego sprzeciwu państw arabskich. Jednak amerykańskie założenia geograficzne pokrywają się z marszrutą wytyczną obecnie przez Izrael. Połączenie Morza Śródziemnego z Zatoką Akaba, a tym samym Morzem Czerwonym i Oceanem Indyjskim pozostaje w pełni aktualne.

Gospodarka czy geopolityka?

Projekt izraelski nabrał kolorów dopiero z chwilą, gdy pod auspicjami administracji Donalda Trumpa doszło do Porozumień Abrahama. Normalizacja relacji Izraela ze światem islamskim radykalnie zmieniała krajobraz polityczny niestabilnego regionu. Miarą powodzenia jest fakt, że w 2020 r. izraelski koncern Europe Asia Pipeline Company i MED-RED Land Bridge ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, podpisały umowę transportu ropy z wykorzystaniem rurociągu Aszkelon-Ejlat. W związku z planami przekopania sueskiej alternatywy Izrael planuje budowę terminali, do których tankowce dostarczą surowce znad Zatoki Perskiej, a głównie z Arabii Saudyjskiej. Tam też skropleniu poddawany będzie izraelski gaz ze Złoża Lewiatan. Łącznie chodzi o eksport, który poważnie wpłynie na poprawę bilansu energetycznego Unii Europejskiej. Jest tylko jeden warunek. Chodzi o trwałe uspokojenie Strefy Gazy, ponieważ to na jej terenie znajdzie się większość infrastruktury decydującej o powodzeniu gigantycznej inwestycji. Jej koszt szacowany jest na 20-55 mld dolarów, a czas budowy na 5-6 lat, z udziałem 300 tys. robotników. Oczywiście jeśli będzie to czas spokojny, a prace przebiegną bez zakłóceń. Hamas nie może wystraszyć globalnych inwestorów, a następnie akcjonariuszy, a bezpieczeństwa wymaga także przyszła żegluga. Aż strach pomyśleć o konsekwencjach ostrzału wielkich zbiornikowców lub, co gorsza, ich przejęcia przez terrorystów. Zdetonowanie przewożonego gazu lub ropy to nie tylko ryzyko katastrofy ekologicznej ale groźba dla przepustowości kanału. O skali wyzwania mówi incydent na Kanale Sueskim z udziałem 400-metrowego kontenerowca, który osiadł na mieliźnie w 2021 r. Tygodniowa blokada pływania wywołała globalne perturbacje, zważywszy, że przez Egipt przepływa 12 proc. światowej ropy i gazu, a z kanału korzysta rocznie ponad 20 tys. jednostek. Dlatego już w kwietniu 2021 r. Izrael ogłosił rozpoczęcie budowy Kanału Ben Guriona, jednak do dziś prace nie zostały wszczęte. Obecnie losy inwestycji wydają się zależeć od wyników wojny z Hamasem. Pełną gwarancję daje tylko usuniecie wszystkich mieszkańców Strefy Gazy. W przypadku realizacji Kanał Ben Guriona nabierze kluczowego znaczenia geopolitycznego. Uwolni od szantażu związanego z dostępem do Kanału Sueskiego nie tylko Izrael ale cały Zachód. Izraelski projekt wbije także klin w chiński projekt geopolityczny Jednej Drogi-Jednego Pasa, utrudniając Pekinowi globalną ekspansję. USA już forsują alternatywny korytarz handlowy z Indii do Europy, obejmujący Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabię Saudyjską i Izrael. Wreszcie nastąpi uzależnienie Egiptu od współpracy ekonomicznej i politycznej z Izraelem oraz Arabią Saudyjską. Kair straci na Kanale Ben Guriona co najmniej połowę z prawie 7 mld dolarów rocznych opłat tranzytowych. W głębokiej defensywie znajdzie się także Iran, który kontrolując Cieśninę Ormuz szantażuje świat zachodni przerwaniem dostaw paliw. Jedno jest pewne, wzrost zainteresowania izraelskim projektem logistycznym zbiegł się w czasie z radykalnym planem ostatecznego wyeliminowania Hamasu i spacyfikowania Strefy Gazy.

FMC27news