Z Markiem Zuberem, ekonomistą z Akademii WSB, dla Info Kwadrans w FMC27NEWS rozmawiała Agnieszka Ludwisiak-Wypior.
Czy rzeczywiście granica psychologiczna 10 zł za kostkę masła została przekroczona?
Przede wszystkim nie wszędzie jest jeszcze tak źle, chociaż obawiam się, że w najbliższych dniach w większości miejsc ta cena rzeczywiście będzie na poziomie powyżej 10 zł. Wczoraj kupowałem masło i płaciłem 9 zł. Co ciekawe, to jest to masło, które uważane jest za markę premium irlandzkich producentów. Wynika to z tego, że mamy do czynienia z bardzo ciekawą – chociaż bardzo dokuczliwą – sytuacją. Ciekawą dlatego, że wzrost cen masła jest bardzo gwałtowny. Tak naprawdę dotyczy dosłownie ostatnich dwóch miesięcy. Jeżeli ktoś zaopatrywał się w masło – mówię tutaj o sieciach sklepów czy pojedynczych sklepach – to może się okazać, że te kilka tygodni temu kupował masło, nawet to teoretycznie droższe, w takiej cenie, że dzisiaj jest w stanie sprzedawać je poniżej ceny, która jest w tej chwili aktualna w dostawach hurtowych.
Rzeczywiście, ceny bardzo mocno wzrosły. Mamy kilka powodów tego wzrostu. Prawdą jest to, że masło podrożało – i to bardzo mocno – w całej Europie. To nie jest tylko kwestia tego, co dzieje się w Polsce. To jest przełożenie się sytuacji europejskiej na nasz kraj. Choć wiele elementów odgrywa w tym rolę, to ja bym zwrócił uwagę na dwa, i to nie są te, o których się najczęściej pisze.
Pierwszy – ten jest racjonalny – to kwestia zeszłego roku, kiedy mieliśmy relatywnie niską cenę masła. Myśmy nie widzieli jej tak bardzo mocno w polskich sklepach, natomiast na rynku europejskim, po bardzo gwałtownym wzroście w 2022 r., czyli w związku z eskalacją wojny w Ukrainie, cena masła mocno spadła i utrzymywała się na relatywnie niskim poziomie. To znaczy może nie niskim, ale wróciliśmy właściwie do tego, co było w latach 2019-2020 i przez kolejne miesiące. To oznaczało, że z punktu widzenia producentów nie było to tak opłacalne, a to sprawiło, że część z nich zrezygnowała z produkcji masła, a także z produkcji mleka pod masło. Efekt był taki, że zmniejszyła się podaż. Znamy to zjawisko w Polsce pod nazwą świńskiego dołka i świńskiej górki. Teraz już nie mamy tak bardzo często z tą sytuacją do czynienia, ale jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy wieprzowina drożała, wszyscy zaczynali ją produkować. W związku z tym po kilkunastu miesiącach czy po półtora roku jej cena bardzo mocno spadała, bo przecież wieprzowiny było za dużo i znów nikt jej nie chciał produkować. To sprawiało, że po kolejnych kwartałach jej cena bardzo mocno rosła.
Drugi efekt to moim zdaniem kwestia spekulacji i sztucznego utrzymywania cen. Obserwowaliśmy to także na początku 2023 r. Proszę zauważyć, że cena europejska spadła, euro zaczęło się osłabiać w stosunku do dolara, czyli dolar zaczął się umacniać. Tymczasem w polskich sklepach nie widzieliśmy spadku cen. To był pierwszy taki przypadek, kiedy właśnie te drogie masła duńskie i irlandzkie potrafiły być tańsze niż te produkowane w Polsce. No i teraz pytanie: czy to była kwestia utrzymywania bardzo wysokich cen przez producentów na zasadzie „mamy wzrost inflacji, a skoro wszędzie w mediach o tym słyszą, to spróbujmy to wykorzystać i na tym zarobić”? Czy też druga możliwość – i tutaj też często tak było – wiele sieci handlowych czy hurtowni obkupiło się tym drogim masłem, tym wynikającym z cen sprzed kilku miesięcy, czyli z apogeum w związku z wojną w Ukrainie. Nie chciały stracić, więc utrzymywały wysokie ceny.
Ile powinna kosztować kostka masła, żebyśmy z tą ceną dobrze się czuli?
Taką sytuację mieliśmy na początku 2023 r., kiedy masło z relatywnie niedługim terminem ważności – miesiąc, trzy tygodnie – można było kupować za 2,5 zł-2,70 zł. Polacy nie dali się wtedy „zrobić”, jeżeli mogę tak powiedzieć. Zaczęli np. kupować więcej margaryny, która też podrożała, ale dużo mniej. W związku z tym handel został zmuszony do tego, żeby obniżyć ceny, bo to masło by się przeterminowało.
Oczywiście mamy też inne przesłanki, bardziej obiektywne, chociaż moim zdaniem absolutnie niekluczowe, jeżeli chodzi o Europę. Na przykład niespotykane zjawiska klimatyczne, które ograniczają produkcję. Tak możemy przeczytać w mediach.
Po pierwsze, nie jest tak, że są one niespotykane, bo w Europie – np. w okresie międzywojennym – mieliśmy i powodzie, i wysokie temperatury. Było to dawno temu, ale było. I po drugie, nie uważam, żeby to miało aż tak wielki wpływ, żeby skutkowało tak mocnym wzrostem cen idącym w dziesiątki procent. Moim zdaniem ów sugerowany powód jest trochę po to, żeby wytłumaczyć działania spekulacyjne.
Jak się zarabia na spekulacji?
Jeżeli mamy zarobić na spekulacji, to musimy stworzyć taką atmosferę, że ta wyższa cena jest rzeczywiście umotywowana i że będzie na dłużej. Jeżeli taki spekulant dzisiaj kupowałby masło z dostawą na za miesiąc czy za dwa i w związku z tym doprowadził do wzrostu ceny, to gdyby zaczął sprzedawać to masło po tej wyższej cenie, to oczywiście byłaby większa podaż i ta cena masła by „zjechała”. Być może na całym tym swoim pomyśle w ogóle by nie zarobił. Jednak jeżeli on zmusi nas do myślenia, że ta wyższa cena już będzie na dłużej, to część z nas decyduje się kupować masło na zapas. Nie kostkę, nie dwie, tylko od razu 10 kostek. Oczywiście z relatywnie długim terminem, żebyśmy byli w stanie to masło zjeść. To oznacza większy popyt, a większy popyt – większy niż normalnie – umożliwia mu sprzedawanie tego, co kupił, z zyskiem. Ten spadek cen, jeżeli będzie, nie będzie taki znaczący. Więc moim zdaniem to jest istotny element, a nie to, że mamy jakieś nadzwyczajne wydarzenia klimatyczne w Europie.
Politycy pokazują kostkę masła w obecnej cenie jako symbol drożyzny, obrzucając się winą za ten stan rzeczy. Czy Pan widzi polityczne decyzje w tej wysokiej cenie?
Gwałtowny skok ceny, który obserwujemy w tej chwili, nie wynika ani z decyzji Tuska, ani z decyzji Morawieckiego. Takie tezy to jest oczywiście standardowa walka polityczna, ale nie takie rzeczy słyszeliśmy, jeżeli chodzi o obwinianie poszczególnych konkurentów politycznych.
Tutaj jest jednak jeszcze drugi element. Proszę zauważyć, że choć Europa to bardzo ważny element układanki, to jednak spora część masła, które sprzedajemy w Polsce, jest tutaj produkowana. Ostatni okres to bardzo mocny wzrost kosztów produkcji, przede wszystkim wzrost kosztów pracy i wzrost kosztów energii. Jedno i drugie dotyczy również produktów rolnych. Możemy się tylko zastanawiać, w jakiej skali. To oczywiście zależy od tego, o czym mówimy.
Kto doprowadził do tego, że cena pracy i cena energii tak mocno w Polsce wzrosły?
Najpierw kwestia energii. Tutaj akurat moim zdaniem wszystkie rządy. W końcu to 15 lat opóźnień w zmianach w kwestii produkcji i dystrybucji prądu. Przecież 15 lat podejmujemy decyzję o budowie elektrowni atomowej. Tak naprawdę dopiero teraz to wszystko rusza, mamy harmonogram i mam nadzieję, że będzie on utrzymany. Zaczęło się to za poprzedniego rządu PO-PSL, potem oczywiście PiS, który też bardzo powoli szedł do przodu. Myślę, że wcale nie szybciej niż poprzednicy, więc tak naprawdę odpowiadają za to wszystkie siły polityczne. To samo dotyczy oczywiście wymiany i rozbudowy sieci energetycznej.
Drugi element to praca. To już bardziej skomplikowana sytuacja, bo oczywiście wzrost wynagrodzeń wynika z sytuacji na rynku pracy, z braku pracowników, ale także z decyzji o większym niż poprzednio podnoszeniu płacy minimalnej.
To nie jest decyzja Tuska, tylko Morawieckiego. W szczególności dotyczy to 2023 r. czy największego w historii podniesienia tejże płacy. Jednak Tusk oczywiście tę decyzję poprzedniego rządu utrzymał.
Teraz mamy nakładanie się dwóch obszarów – z jednej strony koszty produkcji masła w Europie, a z drugiej koszty produkcji masła w Polsce, które bardziej wzrosły niż w Irlandii, w Danii czy innych w miejscach, w których to masło kupujemy.
Tak na marginesie, mamy jeszcze jeden element, który wpływa na sytuację rynku masła w Europie. To jest sytuacja w Nowej Zelandii, która rzeczywiście w tym roku mniej tego masła dostarcza na światowy rynek. Nowa Zelandia odpowiada za prawie 20 proc. eksportu na świecie. To jest ten najważniejszy eksporter.
Pytała pani o cenę masła. Taką uczciwą, moim zdaniem, nie licząc promocji. Dla mnie poziom równowagi to 7-8 zł. Nie 10-11zł – absolutnie nie. Te 7-8 zł powinniśmy moim zdaniem, jeżeli się nic nie wydarzy, zobaczyć za trzy, cztery miesiące. No, chyba że znowu będziemy mieli takie zagrywki jak w 2023 r.