Ze Zbigniewem Jagiełło, dyrektorem Global Investors Summit przy Europejskim Kongresie Finansowym, byłym prezesem banku PKO BP, rozmawia Paweł Wojciechowski.
Jakie wyzwania stoją przed polską gospodarką w kontekście nieprzewidywalnej polityki Donalda Trumpa wobec Ukrainy i Unii Europejskiej? Co to oznacza dla inwestycji w Polsce, których stopa w latach 2016-2023 wyniosła zaledwie 17,9 proc. PKB, znacznie poniżej średniej unijnej?
Wielkim nieobecnym w dyskusji o niedostatecznych inwestycjach w Polsce jest kultura przedsiębiorczości i podejmowania ryzyka. Od 1989 r. rosła ona dynamicznie, ponieważ społeczeństwo chciało odciąć się od PRL-owskiej historii. Z czasem jednak ten trend zaczął słabnąć. Punktem zwrotnym stała się polityka poprzedniego rządu, promująca kapitalizm państwowy. Połączenie niekorzystnych zmian kulturowych z represjami wobec przedsiębiorców doprowadziło nas do obecnej sytuacji inwestycyjnej.
Przedsiębiorca to osoba, która podejmuje ryzyko, popełnia błędy i wyciąga z nich wnioski. Jeżeli cały aparat państwowy nastawiony jest na piętnowanie tych błędów – czy to poprzez tymczasowe aresztowania, czy poprzez ich penalizację – przedsiębiorcy przestają podejmować ryzyko. Wolą konsumować, czekać na lepsze czasy albo rozwijać działalność gdzie indziej.
Z perspektywy psychologii społecznej, gdy mówimy o inwestycjach, ludzie myślą głównie o dużych projektach infrastrukturalnych – drogach, portach, CPK czy przekopie Mierzei Wiślanej. Rzadko dostrzegają mniejsze inwestycje prywatne.
W przestrzeni publicznej praktycznie nie pojawiają się informacje o udanych inwestycjach polskich przedsiębiorców. Dlatego przeciętny odbiorca dostrzega wyłącznie projekty realizowane przez państwo.
Jednocześnie przedsiębiorcom rzuca się kłody pod nogi poprzez nadmierną regulację i niepewność prawa.
Państwo dysponuje dwoma rodzajami pieniędzy. Pierwsze pochodzą z podatków generowanych przez przedsiębiorców i ich pracowników, drugie – z długu. W trudnych latach 90. nikt nie chciał nam pożyczać pieniędzy. Z czasem nasze możliwości zadłużania się zwiększały, a obecnie mamy w tym zakresie prawdziwą bonanzę.
Problem polega na tym, że państwo może się łatwo zapożyczyć, ale zapomina, że dług trzeba spłacić, a pieniądze są obecnie drogie. Część nowego zadłużenia idzie wyłącznie na spłatę odsetek, inna część na konsumpcję, czyli programy socjalne, a na rzeczywiste inwestycje zostaje niewiele.
Rolą państwa powinno być tworzenie sprzyjającego klimatu inwestycyjnego.
Stąd koncepcja deregulacji, którą na wniosek premiera Tuska prowadzi Rafał Brzoska. Inwestycje prywatne to prawdziwy papierek lakmusowy rozwoju gospodarczego – mierzą skłonność gospodarstw domowych i przedsiębiorców do inwestowania. Aby ten obszar nie kulał, państwo powinno wspierać, a nie wypierać prywatny kapitał.
Jaka jest fundamentalna różnica między inwestycją prywatną a publiczną?
Prywatny inwestor dokładnie mierzy efektywność, stosuje różne narzędzia analityczne, musi wiedzieć, jaka będzie jego stopa zwrotu. Sprawdza, czy projekt jest opłacalny, czy zainwestowane sto złotych przyniesie mu za trzy lata 110, 115 czy 120 zł. Czy widziałeś jakąkolwiek analizę stopy zwrotu z wymienionych wcześniej inwestycji publicznych, na przykład z przekopu Mierzei Wiślanej?
Powszechnie wiadomo, że ta inwestycja się nie zwróci.
Przy każdej inwestycji powinna powstać rzetelna analiza stopy zwrotu, uwzględniająca wszystkie ryzyka i potencjalne korzyści. Niestety, takich analiz w przypadku wielu projektów publicznych nie widać.
W spółkach państwowych formalnie przeprowadza się tzw. test prywatnego inwestora, ale kluczowe są przyjęte założenia, które można odpowiednio „dostosować”.
Te założenia są kluczowe, szczególnie z punktu widzenia inwestorów prywatnych. Według danych OECD Polska ma największy udział kapitału państwowego wśród krajów tej organizacji. Moim zdaniem jednym z najważniejszych wyzwań na najbliższe 10-20 lat jest wyprowadzenie państwa z gospodarki.
Czy państwo powinno być właścicielem fabryki prefabrykatów budowlanych, firmy odzieżowej czy kopalni soli? Na pewno nie !
W wielu sytuacjach dochodzi do nieuczciwej konkurencji ze strony państwa wobec prywatnych przedsiębiorców. Państwo powinno wycofać się z takich podmiotów gospodarczych, niezależnie czy posiada w nich udziały bezpośrednio, czy poprzez różnego rodzaju agencje.
Jak postrzegasz rolę inwestorów zagranicznych?
Sam pracowałem w instytucjach zagranicznych i czerpałem stamtąd wiele inspiracji oraz otwarcia na świat. 30 lat temu rozpocząłem pracę w amerykańskiej firmie z siedzibą w Bostonie, gdzie zdobyłem cenne doświadczenie.
Obecnie jednak dysproporcje merytoryczne między polskimi firmami prywatnymi a firmami zagranicznymi praktycznie nie istnieją. Oczywiście, są branże, w których wciąż nie jesteśmy konkurencyjni i w tych obszarach warto przyciągać zewnętrzny kapitał. Cały świat zabiega o zaawansowane inwestycje na swoim terytorium, oferując różne zachęty. Jednocześnie państwa chronią swoich inwestorów poprzez aktywną politykę dyplomatyczną. Polskim firmom takiego wsparcia za granicą często brakuje.
Czy to oznacza brak patriotyzmu gospodarczego w Polsce?
Patriotyzm gospodarczy ma dwa wymiary. Pierwszy to hasło „kupuj polskie, wspieraj polskiego przedsiębiorcę”. Drugi, równie ważny, to wspieranie polskich firm poprzez dobre regulacje i rozwiązania prawne, bez koncentrowania się na wyszukiwaniu błędów i karaniu.
Każdy przedsiębiorca w wieloletnim procesie prowadzenia firmy popełnił błędy – to nieuniknione. Jednocześnie polska administracja od momentu wstąpienia do Unii Europejskiej często zaostrza implementowane prawo unijne. To bardzo szkodliwa praktyka, którą należy koniecznie wyeliminować.
Niestety, jesteśmy liderem w nadmiernym regulowaniu.
Dlaczego polscy ustawodawcy to robią? Ponieważ wychodzą z założenia, że Polacy są sprytni i trzeba ich dodatkowo uregulować. To nie tylko smutne, ale wręcz tragiczne.
Wracając do inwestorów zagranicznych – czy zgadzasz się, że mimo wszystko wokół potrzeby ich przyciągania panował w Polsce pewien konsensus, nawet za rządów PiS?
Zawsze będziemy potrzebować inwestycji. Jeżeli ktoś z zagranicy inwestuje swoje pieniądze i podejmuje ryzyko, żeby rozwijać polską gospodarkę, to świetnie. Ale polski kapitał nie może być dyskryminowany. Jeśli oferujemy określone ulgi inwestorom zagranicznym, powinny one dotyczyć także polskich przedsiębiorców.
Chodzi o równe pole gry ?
Dokładnie. Trzeba wyraźnie komunikować, że polski kapitał jest równie mile widziany. Równe zasady dla wszystkich powinny obowiązywać także w kontekście ochrony przed nadgorliwością urzędów. Za przedsiębiorcą zagranicznym często stają ambasady ich krajów i są w tym bardzo skuteczne. A kto stanie za polskim przedsiębiorcą?
Ciągle żywą przestrogą jest sprawa pana Romana Kluski. Pokrzywdzony przez polskie urzędy nie doczekał się prawdziwych przeprosin za dyskryminację i prześladowania, a działania urzędników nie zostały napiętnowane.
Żyjemy obecnie w turbulentnych czasach. Zapowiedzi protekcjonistycznej polityki handlowej Stanów Zjednoczonych zmieniają globalny układ sił. Czy w tych okolicznościach, które wpływają na relacje między Europą a USA, możemy liczyć na amerykańskie inwestycje?
Oczywiście. Stąd idea konferencji Warsaw Global Investor Summit, ze szczególnym uwzględnieniem Ameryki. Trzeba wykorzystać obecny trend geopolityczny do budowania silniejszej polskiej gospodarki – w sektorze finansowym, technologicznym oraz w produkcji militarnej i technologiach podwójnego zastosowania. Im więcej będzie dużych, silnych polskich firm prywatnych, tym lepiej dla Polski.