15.8 C
Warszawa
piątek, 21 marca 2025

Dziedzictwo Bidena

Wrogie Donaldowi Trumpowi środowiska z wielką satysfakcją odnotowują fakt, że w ostatnich dniach główne indeksy tracą na wartości. Ich zdaniem winna wszystkiemu jest polityka amerykańskiego prezydenta, który wszczął wojnę handlową z wieloma krajami naraz.

Niepewność czasów rewolucji

Nowojorski Nasdaq spadł do poziomu najniższego od września ubiegłego roku. Podobnie zachowały się w ostatnim czasie także inne czołowe indeksy. Znaczny udział w tych spadkach miały spółki technologiczne, w tym choćby Amazon, którego akcje od momentu zaprzysiężenia staniały o nawet 20 proc. Taki obrót wydarzeń nie jest z pewnością satysfakcjonujący dla liderów big techu, którzy ostatecznie opowiedzieli się za nowym prezydentem i pojawili nawet na inauguracji jego rządów.

Drugim najważniejszym powodem do zmartwień obecnej administracji wydaje się być prognoza spadku PKB w I kw. tego roku o 2,4 proc. Ostatecznie w perspektywie całego roku gospodarka ma się rozwijać w tempie 2,5 proc., lecz dla każdego rządzącego nawet przejściowe zawirowania zwiastują okres zmasowanej krytyki.

Trump eskaluje konflikt celny z Kanadą, Meksykiem, Unią Europejską i Chinami, co niewątpliwie przyczynia się do większej niepewności. Amerykańscy przedsiębiorcy robią już zapasy, ponieważ obawiają się dużo wyższych kosztów importu. Co jednak najważniejsze, wielu z nich wstrzymuje się z decyzjami inwestycyjnymi, wyczekując momentu, gdy nastąpi wreszcie pewna ogólnie pojęta stabilizacja. Trump dokonuje prawdziwej rewolucji w wielu obszarach, co wiąże się z koniecznością dostosowania do nowych warunków.

Za najbardziej zabawny element zbiorowego larum, jakie podniosło się przeciwko poczynaniom Trumpa, uznać można jednak alarm wszczęty w związku z redukcją etatów dokonywanych przez DOGE (Departament Wydajności Rządu). Zdaniem wielu poważnych, zdawałoby się, tytułów prasowych i portali zwolnienia urzędników mogą przyczynić się do spadku konsumpcji w stołecznym regionie, a następnie do recesji. Na tym jednak nie koniec, ponieważ ostatecznie miałoby to nawet wywołać efekt domina i przyczynić się do poważnych kłopotów w całej narodowej gospodarce.

Terapia szokowa

Idąc tokiem myślenia proponowanym przez media głównego nurtu, należałoby zatem pobudzać gospodarkę kolejnymi rządowymi etatami. Donald Trump i Elon Musk stoją jednak na stanowisku, że Stanom Zjednoczonym potrzebne jest coś diametralnie innego. Pod pewnymi względami proponowany przez nich zestaw zmian stanowi rodzaj terapii szokowej. USA nie były do tej pory krajem socjalistycznym, ale pod rządami Joe Bidena w niebezpieczny sposób zwiększyły poziom swojego zadłużenia. W latach 2021-2025 całkowity dług publiczny wzrósł z poziomu 123 proc. do aż 130 proc. PKB.

Biden wydawał ogromne sumy na różnego rodzaju pakiety stymulacyjne (jak choćby American Rescue Plan) czy też infrastrukturalne (Build Back Better), które miały w zamyśle doprowadzić do znacznego ożywienia gospodarki, wzrostu zatrudnienia i większej dynamiki wzrostu płac. W rzeczywistości poprzedniemu prezydentowi udało się przede wszystkim drastycznie zwiększyć poziom wydatków publicznych, które w latach
2021-2024 wzrosły z 22 do 25 proc. PKB. Zwiększone wydatki rządu federalnego przyniosły zaś ze sobą zwiększoną inflację, która w 2022 r. osiągnęła długo nienotowany poziom 8 proc. Znaczny wpływ na to miały oczywiście także wydatki związane z polityką pandemiczną.

Administracja Joe Bidena starała się napędzić wzrost gospodarczy przy pomocy wydatków publicznych, ale i tak nie odniosła w tym względzie zamierzonego sukcesu. Największy wzrost PKB notowano w 2022 r., w czasie gdy gospodarka odbudowywała się po wcześniejszej zapaści. Im dłużej zaś trwał karnawał wydatków publicznych, tym bardziej niemrawe efekty obserwowano w realnej gospodarce. Na całym świecie nie było praktycznie żadnego innego państwa, które wydawałoby tak wiele, aby osiągnąć tak skromny ostatecznie wzrost.

Donald Trump postanowił powstrzymać politykę opartą na nierozsądnym zadłużaniu się, ponieważ dotychczasowy przyrost zobowiązań amerykańskiego państwa zagrażał mu niewypłacalnością. Roczne koszty obsługi długu urosły już do astronomicznego poziomu 1,2 bln dol., co stanowi aż 4,3 proc. całego PKB. To wynik gorszy nawet od Grecji, która ponosi obecnie koszty rzędu 4,2 proc. swojego PKB.

Każdy rozsądny analityk gospodarczy powinien niewątpliwie docenić działania Trumpa, który, nie szukając wymówek i nie czekając na lepszy moment, zabrał się za najbardziej niepopularne decyzje na samym początku swoich rządów. Zredukowawszy biurokrację i wydatki, amerykański prezydent może w dłuższej perspektywie liczyć na to, że kapitał zacznie zasilać dużo bardziej produktywne gałęzie gospodarki i napędzać wzrost. Trzeba bowiem mieć świadomość, że dokonane przez Trumpa odejście od polityki klimatycznej czy też Agendy 2030 pozwoli amerykańskiej gospodarce wyplątać się z sideł, w których wciąż tkwi choćby gospodarka europejska. Setki miliardów dolarów nie będą już dłużej marnowane na utopijne schematy i projekty, lecz zaczną zasilać przedsięwzięcia sprzyjające dobrobytowi.

Atak na Muska

W ramach buntu przeciwko poczynaniom nowej administracji wśród celebrytów i polityków zapanowała moda na publiczne pozbywanie się aut marki Tesla. Zabiegi te przyjmowały nierzadko dość komiczny charakter, ponieważ deklaracje bojkotu firmy Elona Muska wygłaszano m.in. na należącym do niego portalu X. Przeciwnikom obecnej ekipy najwidoczniej bardzo zależałoby na tym, aby wyczekiwana przez nich recesja przyczyniła się do upadku biznesmena z Kalifornii. W twardych danych trudno jednak dopatrzeć się jakichkolwiek istotnych powodów, aby zakładać, że tak się właśnie stanie. Giełdowa wartość Tesli dalece odbiega od odnoszonych przez spółkę zysków, ale to samo można powiedzieć o wielu innych czołowych spółkach. Tesla odnotowała w ostatnich miesiącach zauważalne spadki sprzedaży swoich aut w Europie czy Chinach, gdzie coraz bardziej daje o sobie znać chińska konkurencja.

Wobec wzbierających ataków wsparcia Muskowi udzielił wreszcie sam Donald Trump, który zaprosił bilionera z jego pojazdami do Białego Domu. Prezydent ogłosił, że kupi sobie Teslę Model S i przedstawił jej producenta jako wzór przedsiębiorczości i patriotyzmu. Decyzja Trumpa ma raczej nikłe szanse na wydatne zwiększenie sprzedaży, podobnie jak celebrycki bojkot na jej spadek, ale niewątpliwie najbardziej wpływowy biznesmen na świecie będzie musiał w końcu dogłębnie przemyśleć swoją biznesową strategię. Wiadomo, że Musk wielkie nadzieje z rozwojem swojej firmy wiąże m.in. z elektrycznymi taksówkami i pojazdami autonomicznymi, ale minie jeszcze sporo czasu, zanim będą one sprzedawane w masowych ilościach.

Nie ze wszystkimi Trump dogaduje się jednak tak gładko jak z Elonem Muskiem. Pokazał to choćby jego niedawny konflikt z kongresmenem ze stanu Kentucky Thomasem Massim. Znany z libertariańskich poglądów polityk pozwolił sobie w ostatnim czasie na otwartą krytykę Trumpa, który jego zdaniem nie ogranicza wydatków w takim tempie, w jakim obiecywał. W odpowiedzi prezydent nie tylko określił go przeszkodą w realizacji agendy Republikanów, ale wręcz zażądał jego usunięcia z Izby Reprezentantów. Jak widać, nie wszyscy członkowie Partii Republikańskiej przepadają za Trumpem, ale społeczeństwo wciąż darzy go ogromnym zaufaniem. Najnowsze sondaże pokazują, że jeszcze nigdy dotąd akceptacja dla jego poczynań nie była na tak wysokim poziomie.

FMC27news