Złoto wyprzedza euro
Drugim najważniejszym środkiem rezerwowym na świecie nie jest już euro ani żadna
z walut bloku BRICS, lecz po prostu złoto.
Informacje o sukcesie żółtego kruszcu obiegły w zeszłym tygodniu serwisy ekonomiczne na całym świecie, wywołując u jednych radość, a u innych frustrację.
To się musiało stać
Dzięki stale rosnącej cenie oraz intensywnym zakupom dokonywanym w ostatnim czasie przez banki centralne złoto odpowiada już za 20 proc. wszystkich rezerw na świecie. Pierwsze miejsce zajmuje wciąż dolar (46 proc.), a euro spadło na trzecią lokatę (16 proc.). Taki obrót spraw był do przewidzenia już od dłuższego czasu. Po tym, jak w 2022 r. banki centralne zakupiły 1082 t złota, a w kolejnym roku 1037 t, udział tego metalu wzrósł najpierw do 17, a następnie do 18 proc. W tym samym czasie tendencja dla euro była coraz bardziej spadkowa. Startując z 20,5-procentowego udziału w 2022 r., wspólna europejska waluta systematycznie traciła, aż wreszcie nastąpiła symboliczna mijanka.
Wyprzedzenie euro przez złoto nie jest oczywiście czymś nieodwracalnym. Niedługo może się przecież okazać, że przy spadku cen złota czy rewizji polityki części banków centralnych wszystko zmieni się jak w kalejdoskopie. Nowy kierunek może nadać także kondycja dolara, który wciąż dominuje, ale coraz większe obawy o możliwość naprawienia amerykańskich finansów publicznych mogą osłabić jego pozycję kosztem innych głównych walut.
Polska w nieoczekiwanym gronie
Kto dokładnie odpowiada za to, że złoto przypuściło tak udany atak na drugie miejsce podium? Licząc od 1 stycznia 2020 r., największe zakupy poczyniły kolejno banki centralne: Chin (409 t),
Polski (316,5 t), Turcji (308 t), Indii (211 t), Uzbekistanu (94,5 t) oraz Singapuru (92 t). W pierwszej dziesiątce znalazły się jeszcze Czechy, lecz wśród głównych nabywców dominują podmioty spoza świata zachodniego.
Nasze miejsce w tym zaszczytnym gronie zawdzięczamy głównie Adamowi Glapińskiemu, który bez względu na inne błędy (popełniane głównie w okresie pandemicznym) zapewnił już sobie miejsce w historii Polski. Od maja tego roku Polska posiada już nawet większe rezerwy złota niż cały Europejski Bank Centralny. Polskie starania na rzecz zbudowania trwałych fundamentów dla systemu pieniężnego są jednak swego rodzaju anomalią w porównaniu z większością państw europejskich i zachodnich. Banki centralne strefy euro w ostatnich latach skupiły się głównie na skupie aktywów finansowych w ramach Programy Skupu Aktywów (APP) Kryzysowego Pandemicznego Skupu Aktywów (PEPP). Tłumacząc to na nieco bardziej zrozumiały język, europejskie banki centralne podjęły się dzieła stymulacji gospodarki poprzez ogromne zastrzyki pieniężne skierowane zarówno do sektora korporacyjnego, jak i rządowego.
W oczywisty sposób dużo lepszej inwestycji dokonała m.in. Polska, która być może nie posiada własnych, liczących się w świecie korporacji, które mogłaby wspierać tego rodzaju programami, lecz przynajmniej mądrze lokuje zgromadzony kapitał. Polska w mądry sposób nie zgodziła się też jeszcze na przyjęcie euro, co wobec jego coraz większej słabości sprzyja scenariuszowi, w którym nie trzeba będzie nigdy rezygnować ze złotówki.
Wielkie zakupy złota przeprowadzane przez banki centralne państw rywalizujących z Zachodem mają oczywiście na celu podkopanie pozycji dolara. Gdyby co roku dalej kupowano 1 tys. t złota, to przy obecnych cenach detronizacja amerykańskiej waluty mogłaby się jednak dokonać dopiero za ok. 30 lat. Przy szybko rosnącej cenie złota oraz stopniowej utracie wiarygodności przez dolara wszystko mogłoby się dokonać dużo szybciej.
Powody do zmartwień
Prawdziwe powody do zmartwienia ma jednak Unia Europejska ze swoją wspólną walutą. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, które pod przewodnictwem Donalda Trumpa próbują się podźwignąć i zdołały już wyzwolić się z ograniczeń wynikających z polityki klimatycznej, na Starym Kontynencie wciąż nawet nie widać, skąd potencjalnie mógłby nadejść ratunek.
Komisja Europejska pod przywództwem Ursuli von der Leyen forsuje zieloną politykę w skrajnym wariancie, powodującym masowy exodus biznesu do innych regionów świata.
Zauważalne coraz bardziej dla wszystkich słabnięcie Unii Europejskiej, które teraz dodatkowo dało o sobie znać w obszarze walutowym, może niestety skłonić jej przywódców do podjęcia jeszcze bardziej radykalnych kroków. Eurokraci będą w najbliższym czasie jeszcze bardziej zdeterminowani, aby przyspieszyć budowę federalnego państwa poprzez zaciągnięcie wspólnotowego długu. Determinację tę było widać niedawno choćby w czasie sporu z Donaldem Trumpem o traktowanie Ukrainy i Wołodymyra Zełenskiego. Unia z jednej strony daje do zrozumienia, że chciałaby się pozbyć Stanów Zjednoczonych z Europy i wziąć na siebie zapewnienie bezpieczeństwa, ale nie mając wciąż do tego narzędzi, jest zmuszona do odbywania upokarzających wizyt w Białym Domu, takich jak niedawna Friedricha Merza.
Wiele wskazuje więc na to, że tendencja spadkowa euro jako światowej waluty rezerwowej będzie się nasilać, a złoto będzie zdobywało coraz silniejszą pozycję. Już teraz osiągnęło ono tak znaczny udział w światowych rezerwach, jakiego nie miało od lat 60. ubiegłego wieku. Według Światowej Rady Złota w 2026 r. możemy się spodziewać, że banki centralne nie tylko podtrzymają dotychczasowy poziom zakupów złota, lecz także bardziej go zwiększą. Pewną komplikację może jedynie stanowić fakt, że tak duży popyt może się w końcu przełożyć na wyższe ceny kruszcu, co może nieco ograniczyć możliwości zakupowe części banków. Wiadomo jednak, że główna motywacja dla tego rodzaju działań jest ściśle polityczna.
W oficjalnym komunikacie Europejskiego Banku Centralnego na temat wyprzedzenia euro przez złoto znalazła się tradycyjna formułka głosząca, że „międzynarodowa rola wspólnej waluty pozostaje stabilna”. Rzeczywiście, euro od lat traci pozycję w światowych finansach, a im więcej sygnałów potwierdza tę stopniową degradację, tym bardziej decydenci z Brukseli czy Frankfurtu starają się zakłamywać rzeczywistość drętwymi formułkami.
Główny ekonomista EBC Philip Lane, odnosząc się zaś do kłopotliwego wyprzedzenia przez złoto, zachęcił jedynie do przyjęcia jego propozycji wyemitowania „syntetycznych” obligacji strefy euro, stanowiących swego rodzaju portfel obligacji państw członkowskich. Tego rodzaju instrument finansowy miałby jego zdaniem zwiększyć atrakcyjność euro, upodabniając się nieco do amerykańskich obligacji. Większego entuzjazmu dla takiego rozwiązania w Europie jednak nie widać, w szczególności w krajach, które byłyby poszkodowane wyższymi kosztami obsługi swego długu.