Dożynanie europejskiego rolnictwa
W ostatnim czasie dotarły do nas trzy informacje, z których jednoznacznie wynika, iż Unia Europejska z maniackim uporem dąży do ostatecznego zaorania własnej gospodarki.

Piotr Lewandowski
Pierwsza wiadomość – Komisja Europejska ogłosiła nowy cel klimatyczny, zgodnie z którym do 2040 r. należy zredukować emisję gazów cieplarnianych o 90 proc. w porównaniu z 1990 r. Przypomnę, że dotychczasowy cel klimatyczny zakładał zmniejszenie emisji o 55 proc. do 2030 r. – tak więc nowe założenia oznaczają radykalne przyspieszenie wdrażania zielonej agendy. Najwyraźniej Ursula von der Leyen uznała, iż europejska gospodarka umiera zbyt wolno, a rosnące koszty energii nie dość skutecznie likwidują przemysł i zbyt płytko drenują kieszenie europejskich konsumentów – należy więc wszystkim hurtowo zadać swoisty „klimatyczny cios łaski”, żeby się dłużej nie męczyli. Muszę się tutaj przyznać do pewnej intelektualnej bezradności. Na ogół staram się wyjaśniać różne zjawiska w sposób racjonalny, jednak w tym przypadku poziom odklejenia brukselskich decydentów jest tak porażający, że zdrowy rozsądek musi skapitulować. Tego nie sposób bowiem wytłumaczyć inaczej niż tylko jakimś zbiorowym, ideologicznym zaczadzeniem – a gdy w grę wchodzi obłęd, rozum nie ma już nic do powiedzenia.
Wiadomość druga – 30 czerwca KE poinformowała o zakończeniu negocjacji z Ukrainą w sprawie dalszej liberalizacji handlu produktami rolnymi. Nawiasem, negocjacje te zostały dopięte podczas polskiej prezydencji, tymczasem strona polska (podobnie jak pozostałe rządy państw UE) nie miała żadnego wpływu na ich przebieg ani wglądu w szczegóły ustaleń, o czym świadczy rozpaczliwy komunikat ministra Czesława Siekierskiego opublikowany na stronach Ministerstwa Rolnictwa. Minister podnosi w nim m.in. brak transparentności procesu negocjacyjnego oraz brak konsultacji z państwami członkowskimi i organizacjami rolniczymi. Wygląda więc na to, że Komisja Europejska wynegocjowała newralgiczną dla unijnego rolnictwa umowę ponad głowami wszystkich zainteresowanych. Przeciwko umowie solidarnie zaprotestowali ministrowie rolnictwa Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii, czyli państw najbardziej narażonych na destabilizację rynków rolnych. Szczegóły porozumienia ujawniła dopiero strona ukraińska – z podanych przez min. Tarasa Kaczkę danych wynika, iż kwoty na szereg produktów wzrosły nawet o kilkaset procent. Przykładowo: miód o 583,3 proc., cukier o 500 proc., kasze i zboża przetworzone o 435,8 proc., mleko w proszku – 308 proc., jaja – 300 proc. itd. Zważywszy na to, iż rolnictwo ukraińskie nie musi spełniać rygorystycznych wymogów, jakim poddani są unijni producenci, a powszechna na Ukrainie korupcja sprawia, iż kontrole fitosanitarne i inne są fikcją, oznacza to zalew europejskiego rynku nieprzebadaną żywnością po dumpingowych cenach. Wszystko w interesie dominujących na Ukrainie wielkich agroholdingów, należących zresztą przeważnie do zagranicznego kapitału i zarejestrowanych w rajach podatkowych.
No i wiadomość trzecia – Polska i Francja zrezygnowały z poszukiwania mniejszości blokującej dla umowy z Mercosur, poprzestając na wspólnym oświadczeniu, w którym domagamy się jedynie specjalnej klauzuli ochronnej dla wrażliwych produktów rolnych i wdrożenia mechanizmów skutecznej kontroli sanitarnej dla południowoamerykańskich produktów. Czyli w najlepszym razie otrzymamy nic nieznaczący plasterek, w żaden sposób niechroniący europejskiego rynku rolnego przed zalewem żywności zza oceanu – podobnie jak w przypadku Ukrainy dumpingowej, bo niespełniającej kosztownych, europejskich wymogów. Wszystko to razem wzięte oznacza pogrzeb dla europejskiego rolnictwa. Głównym beneficjentem będą natomiast Niemcy – największy europejski partner handlowy państw Mercosur z eksportem wynoszącym w 2023 r. 15,4 mld euro.
Unia Europejska od dłuższego już czasu traktuje własne rolnictwo jak kłopotliwą kulę u nogi, konsekwentnie dążąc do jego unicestwienia. Uderzenia wyprowadzane są dwutorowo: za pomocą polityki klimatycznej skutkującej radykalnym wzrostem kosztów produkcji oraz poprzez otwarcie europejskiego rynku na dumping z Ukrainy, a wkrótce także z Ameryki Południowej. Bruksela najwyraźniej wymyśliła sobie, że zniszczy ostatnią liczącą się grupę klasy średniej – indywidualnych właścicieli ziemskich (użytki rolne zajmują 38 proc. powierzchni UE), podrywając podstawy ekonomiczne jej funkcjonowania i dokonując outsourcingu produkcji żywności za granicę, co jako żywo przypomina współczesną wersję bolszewickiej walki z „kułakami”. To polityka samobójcza, łatwo sobie bowiem wyobrazić jakąś kolejną wojnę czy pandemię i zerwanie globalnych szlaków handlowych. Cóż zrobi wtedy Europa pozbawiona własnego rolnictwa? Warto mieć tego świadomość: kierując się ideologicznymi urojeniami oraz partykularnymi interesami różnych grup nacisku, ze szczególnym uwzględnieniem niemieckiego przemysłu, Komisja Europejska igra z elementarnym bezpieczeństwem żywnościowym nas wszystkich.