Budżet państwa pod presją: wyzwania fiskalne i podatkowe
Podatnicy dość powszechnie zgłaszają swój niepokój dotyczący stanu finansów publicznych, a przede wszystkim konsekwencji podatkowych dla poszczególnych podmiotów, w tym zwłaszcza podmiotów gospodarczych. Rzecz jest powszechnie znana, natomiast postarajmy się ją tak rozłożyć na czynniki pierwsze, aby zrozumieć, z czego ów niepokój, zasadny zresztą, wynika.

prof. Witold Modzelewski
Instytut Studiów Podatkowych
To, że mamy do czynienia ze spadkiem nominalnym – po raz pierwszy od bardzo wielu lat w przypadku dochodów budżetu państwa z najważniejszych podatków – już wiemy. Nawet oficjalne dokumenty potwierdzają, że pieniędzy – uwaga – nominalnie, nie realnie, tylko nominalnie, będzie mniej nie tylko niż zakładano w projekcie budżetu na ten rok, ale także w stosunku do wykonania roku zeszłego.
Stan finansów publicznych i spadek dochodów budżetowych
Jeżeli dochody budżetowe spadają realnie, czyli rosną nominalnie, bo spada wartość pieniądza, jest to oczywiste. To, że wraz z inflacją – wbrew często powtarzanym tezom – automatycznie nie daje wzrostu realnych dochodów budżetowych, natomiast powoduje zawsze spadek ich realnej wartości, tak jak spadek realnej wartości naszych dochodów, które uzyskujemy jako przedsiębiorcy czy konsumenci.
Ale przede wszystkim, jeżeli następuje wzrost inflacyjny dochodów budżetowych, system działa, można powiedzieć, tak samo jak w roku zeszłym. Jeżeli natomiast następuje spadek nominalny dochodów budżetowych, szacowany na kilkadziesiąt miliardów – nie kłóćmy się o końcówki, bo wszystko zależy od tego, w jaki sposób rozliczy się grudzień tego roku – jaka część dochodów, które wpłyną w roku przyszłym, zaliczy się jeszcze do tego roku?
Tu istnieją niestety pewne, nazwijmy to, metody retuszowania i poprawiania złej sytuacji.
Wszystko się zgadza, tylko inna jest metodologia liczenia. Nie tylko my tak robimy, więc nie ma co popadać w kompleksy.
Nominalnie spadają dochody budżetowe, a władza już nie mogła ukryć, że sytuacja fiskalna jest bardzo zła. Deficyt budżetowy w tym roku przekroczy 7 proc. PKB, co jest wielkością alarmową. Tak wysoki deficyt zdarzał się w tym trzydziestoleciu bardzo rzadko.
Nie tylko nie sposób ukryć wielkości deficytu, ale przede wszystkim niezdolności – przynajmniej tej potencjalnej i uświadomionej – do zwiększenia dochodów budżetowych metodami, nazwijmy je, niekonwencjonalnymi. Chodzi o działania polegające na tym, że w ten czy inny sposób ten sam system dałby lepsze efekty fiskalne, czyli, mówiąc obrazowo, wyciśnie się w tym samym systemie, przy zasadzie „ceteris paribus”, większe pieniądze.
FAKTURY VAT ZNIKAJĄ?! Nadchodzi chaos podatkowy! I Prof. Modzelewski
Wyzwania fiskalne, podatki i ograniczenia w działaniach władzy
Władza już wie, że tego nie umie zrobić albo nie zrobi, i zaproponowała podwyżki. Ciężar spadku efektywności fiskalnej, który jest oczywisty z systemu, będzie rekompensowany wzrostem podatków, między innymi podatku akcyzowego, podwyższeniem podatku dochodowego od banków oraz zmianą koncepcji podatku tzw. instytucji finansowych. To będzie istotne przynajmniej dla części podatników.
Plan naprawy – użyjmy takiego słowa – mający na celu poprawę sytuacji fiskalnej na przyszły rok, miałby być zbudowany na podstawie podwyżek. Ale wiadomo, że prezydent podtrzymuje swoje zobowiązania wyborcze, w tym odmowę podpisania ustaw podwyższających wysokość podatków, i prawdopodobnie te zobowiązania będzie realizował wobec wyborców, co jest oczywiście nie bez znaczenia.
Dlaczego? Bo przecież wiemy, że najwięcej pretensji mamy do naszej klasy politycznej za to, że co innego obiecuje, a co innego robi. Dlatego dla jakości demokracji podtrzymanie tych obietnic, wierność danemu słowu, jest bardzo ważne, abyśmy tę demokrację jako taką jeszcze raz uznali i w nią uwierzyli.
Przyjmijmy więc hipotezę – bardzo ważną – że poza oczywiście pewnymi igrzyskami politycznymi wokół tego zjawiska prawdopodobnie nie uda się przerzucić ciężaru, a przynajmniej istotnej części ciężaru spadku efektywności fiskalnej, na podatników przy pomocy dodatkowych podwyżek stawek podatkowych.
Będzie to wymagało zastosowania tak zwanego „wyciskania”, czyli przy pomocy konwencjonalnych, niepodwyżkowych metod, próby zwiększenia dochodów budżetowych. Dotyczy to przede wszystkim tych najważniejszych podatków – a niestety jest ich już tylko trzy. Wypadł nam podatek dochodowy od osób fizycznych.
Przypomnę, że w 2023 r. w budżecie państwa wpływy z tego podatku wynosiły 97 mld. zł, a planowano nawet 107 mld. Natomiast po zmianie koncepcji – mówiąc wprost, po kompletnie katastrofalnej zmianie podziału wpływów z tego podatku między jednostki samorządu terytorialnego a budżet państwa – obecnie mamy ujemne dochody budżetowe. Miało być 32 mld zł, czyli spadek o dwie trzecie.
Prognozy do końca roku mówią, że tych 32 mld na pewno nie będzie – przewiduje się raczej 28 mld zł. Prawdopodobnie tej kwoty również nie uda się osiągnąć.
Ale co jest ważne – dochody z tego podatku Rzeczpospolitej przestały mieć jakiekolwiek istotne znaczenie w strukturze. Podatek dochodowy od osób fizycznych był drugim co do wielkości podatkiem Rzeczpospolitej, z kwotą grubo ponad 200 mld zł, z czego samorządy miały otrzymać prawie 200 mld, czyli około 190 mld. Te końcówki niech nie będą przedmiotem uwagi – tyle ma dostać samorząd w tym roku.
Pozostały więc tylko trzy podatki: podatek dochodowy od osób prawnych (licząc od końca), podatek od towarów i usług (na początku i w środku), oraz podatek akcyzowy. Podatek akcyzowy kształtuje się w granicach 100 mld. zł, a przewiduje się bardzo niewielki przyrost – do 103 mld. Już widać, że bez podwyżki podatku akcyzowego od alkoholu, a przy spadku (na razie prognozowanym zawyżonym w stosunku do wykonania w tym roku), jeśli wpływy z podatku od towarów i usług wyniosą 320 mld. zł, to będzie dobrze.
Prognozuje się nawet, że będzie to poziom nominalnie niższy niż prognoza na ten rok, która wynosiła prawie 350 mld zł. Oczywiście prognoza była zawyżona. Prognoza na 2026 r. ma być na poziomie nieco niższym.
I co może zrobić władza? Gdzie są rezerwy w konwencjonalnych metodach zwiększenia efektywności fiskalnej w tych trzech podatkach? Co może zrobić władza? Może zrobić to, czego na razie nie robi. Na razie uwierzono w różne „bajeczki”, że jakieś JPK, instrumenty informatyczne i inne systemy – Bóg wie czego – mają zwiększyć dochody budżetowe.
Jakieś wymysły informatyków zwiększą dochody budżetowe. Dochody budżetowe zwiększą się wtedy, kiedy podatnik będzie sam lepiej rozliczał swoje zobowiązania podatkowe oraz w przypadku, gdy ograniczy żądania zwrotów podatków i nadpłat – w sytuacjach, kiedy naprawdę mu się należą. Im bardziej będzie rzetelny w wykonywaniu swoich obowiązków, tym lepsza będzie efektywność fiskalna, liczona kwotowo, realnie lub w określonym zakresie.
W ten czy inny sposób podatnik zostanie niejako do tego przymuszony. W jaki sposób można skłonić podatnika do rzetelnego rozliczania się ze swoich zobowiązań, czyli m.in. do mniejszego żądania zwrotów w przypadkach, kiedy nie poczuje się niczym zagrożony? Można to zrobić tylko w jeden sposób – w sumie jeden podstawowy, poza oczywiście wiedzą i świadomością podatkową, która jest niezmiernie ważna w całym tym chaosie legislacyjnym i interpretacyjnym. Przecież nikt tak naprawdę nie wie, jaki jest stan zgodny z prawem.
Zakładając, że ten wątek pomijamy jako niewykonywalny w państwach Unii Europejskiej, powiem tak: bez działań bezpośrednich, a przede wszystkim bez wywołania w podatniku bardzo ważnej obawy, że władza pojawi się jako organ kontroli i będzie sprawdzać bezpośrednio – niekoniecznie wszczynając od razu postępowania podatkowe – system nie działa skutecznie.
To jest zresztą stara wiedza, nic w tym oryginalnego. Można sprawdzić jedynie niewielki procent podatników, ale trzeba to sprawdzić i trzeba tworzyć taką, nazwijmy to, legendę. Legendę, która, jeśli upadnie, będzie katastrofalna dla dochodów budżetowych, bo tylko wtedy system przestaje działać.
prof. Modzelewski: Kryzys budżetowy! Władza już tego nie ukryje
Konstruktywna świadomość podatników i perspektywy na 2026 rok
Wszystko będzie już tylko zależało od tak zwanej konstruktywnej świadomości. Część, a właściwie większość podatników, rozlicza podatki, dokumentuje je, ewidencjonuje, deklaruje i płaci według swojej najlepszej wiedzy. Sama obawa, że ktoś kiedyś przyjdzie i wszystko sprawdzi, nie jest najważniejsza. Jest istotna, ale nie najważniejsza, ponieważ większość z nas chce uczciwie rozliczać podatki.
Natomiast zawsze będzie istniała grupa podatników, którzy traktują tę dziedzinę jak rodzaj hazardu i kalkulują w ten sposób: „na ile mogę sobie pozwolić”. Zresztą cały biznes jest z tym związany, więc nie jest to nic oryginalnego. Nie twierdzę, że w jakiś sposób można zaryzykować – chodzi o skalę ryzyka. To zjawisko nazywa się ucieczką od opodatkowania, biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo wykrycia tych działań.
Jeżeli władza przeżywa taki okres atrofii, który rozpoczął się już dość dawno, na początku lat dwutysięcznych, gdy zaczęto redukować jej obecność w działaniach bezpośrednich – do tego dorobiono absurdalną teorię, że instrumenty informatyczne mogą zastąpić działanie bezpośrednie władzy, która miałaby po prostu sprawdzać. Tak, sprawdzać, i niekoniecznie w sposób represyjny, ale po prostu bezpośredni.
Takie sprawdzenie wiąże się z następującym dylematem: istnieje dokument – protokół lub wynik kontroli – który określa nieprawidłowości. Podatnik ma wtedy dwa wyjścia: albo wejść w spór z władzą, albo samemu się skorygować. Jak wynika z naszej ponad 30-letniej praktyki, autokorekta pokontrolna jest jednym z najbardziej efektywnych sposobów zwiększenia dochodów budżetowych.
Bo jeżeli ktoś składa korektę deklaracji pokontrolną, to z reguły płaci ją w całości, ponieważ dzięki temu uzyskuje pewną korzyść. Mam osobistą satysfakcję, bo ten pomysł – i nie jest to żadną tajemnicą mojego autorstwa sprzed ponad 30 lat – gwarantuje przywilej niekaralności karnoskarbowej. I to szczęśliwie, mimo powszechnego psucia wszystkiego, co można było popsuć, przetrwało w całym tym stuleciu. W dalszym ciągu działa, pod warunkiem że władza jest aktywna.
Jeżeli władza nie będzie aktywna, będzie tylko robiła groźne miny, a liczba działań kontrolerskich – zwłaszcza urzędów skarbowych wobec podatników – będzie dramatycznie spadać. Wówczas ta legenda – że władza potrafi być skuteczna, że jest aktywna, że interesuje się tym, co my robimy – podlega coraz głębszej atrofii. Podatnicy zadają wtedy pytanie, które zacząłem dzisiaj: „A jak będzie w przyszłym roku?”
No chyba tak będzie. Chyba tak będzie, bo nie ma innego wyjścia. Brak możliwości przerzucenia ciężaru spadku efektywności fiskalnej na podatników przy pomocy podwyżek podatków lub wprowadzenia nowych podatków spowoduje, że należy odrzucić wszystkie głupstwa opowiadane o instrumentach informatycznych. Zacznie się wówczas rutyna działalności państwa – konieczna rutyna polegająca na tym, że po prostu się sprawdza.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby sprawdzać w sposób wrogi. To są moje ciche postulaty i marzenie, które staram się przedstawić. Sprawdzanie podatników, którzy unikają opodatkowania, wcale nie jest takie skomplikowane – wystarczy chcieć.
Miałem niedawno w Karpaczu dyskusję z grupą przedstawicieli Krajowej Administracji Skarbowej, którzy mówili, że mogą to sprawdzić. Publicznie padło stwierdzenie: jak można sprawdzić skuteczność zwrotów VAT, jeżeli te zwroty sięgają 200 mld. zł, a podstawą ich wypłaty jest ponad półtora miliona deklaracji rocznie? To oczywiście niemożliwe. Nikt nie jest w stanie tego sprawdzić, ani żaden instrument informatyczny nie poradzi sobie z tym samodzielnie – trzeba umieć.
Cała mądrość władzy polega na tym, że nie gnębi się uczciwych podatników, bo oni są naiwni – wierzą, że skoro robią dobrze, to nic złego się nie stanie. Trzeba skoncentrować się na specjalistach, którzy zajmują się ucieczką od opodatkowania. To wcale nie jest marginalna grupa – pieniądze, które uzyskują dzięki owej ucieczce i utrzymywaniu nienależnych zwrotów, są niewyobrażalne. Nawet Niemcy nigdy nie byliby w stanie wyobrazić sobie, że takie kwoty uciekają z budżetu państwa.
Bardzo ostrożnie szacuje się, że z podatku od towarów i usług nienależne zwroty stanowią około jednej czwartej. Gdyby zmniejszyć je o jedną czwartą, saldo nadwyżki wpływów nad zwrotami wzrosłoby o 50 miliardów złotych – czyli dokładnie tyle, czego brakuje.
Więc są pewne możliwości. Jak będzie, zobaczymy. W konkluzji można powiedzieć, że musimy brać pod uwagę możliwość zmiany – odejście od dotychczasowego, katastrofalnego z punktu widzenia fiskalnego i podatników stanu rzeczy. Można powiedzieć, że brak aktywności władzy publicznej był, w pewnym sensie, „sympatyczny”. Nikt się temu nie sprzeciwiał – nawet najuczciwsi podatnicy woleli być jak najdalej od takiej, czasami postrzeganej jako represyjna, działalności władzy. Nie twierdzę, że tak jest zawsze, ale czasami bywa. Możemy się więc liczyć z tym w przyszłym roku.
Co może się zmienić wraz z powrotem do pewnych konwencjonalnych zachowań władzy? Chyba – o ile nie utraciliśmy zbiorowej umiejętności, która jest tutaj potrzebna. Myślę, że jeszcze nie.
Kończąc, chciałbym podziękować za uwagę i powiedzieć: na pewno 2026 r. może być gorszy niż 2025 r., który również jest zły. Deficyt na przyszły rok również będzie przekraczał 6 proc. PKB – ma być niższy, ale nadal przekraczać 6 proc. W ujęciu kwotowym oznacza to nieco mniej niż 300 miliardów złotych.
Jeśli chodzi o podatki, będziemy mieli do czynienia z głównym polem aktywności władzy – lub jej braku. Od tego w dużym stopniu będzie zależeć nie tylko stan finansów publicznych, ale także kondycja podatników oraz ograniczenia i działania, które będą ich bezpośrednio dotyczyć.