||

Żółta kartka dla rządu od „swoich”

W ciągu zaledwie miesiąca już druga wiodąca agencja zmienia perspektywę ratingową polskiego państwa. Rząd Donalda Tuska musi pilnie zabrać się za naprawę finansów publicznych.

Miesiąc miodowy rządu Donalda Tuska ze środowiskami inwestorskimi definitywnie dobiegł końca. Tuż po objęciu władzy przez centrolewicowy rząd uwagę zwracała przede wszystkim sytuacja panująca na warszawskiej giełdzie. W przeciwieństwie do poprzedniej ekipy rządzącej, stawiającej głównie na siłę spółek skarbu państwa, nowy obóz od samego początku mógł liczyć na przychylność inwestorską.

Votum zaufania inwestorów

Znalazło to odzwierciedlenie w trwającej niemal nieprzerwanie aż do teraz hossie. Inwestorzy pojawili się tłumniej nad Wisłą nie tylko z nadzieją na prywatyzację części spółek, lecz pragnąc także skorzystać z okazji, jakie daje nowe polityczne otwarcie. Zainteresowanie Polską i jej rynkiem stanowiło zresztą swego rodzaju votum zaufania dla liberalnego rządu Tuska wyrażone przez środowiska inwestorskie, które wcześniej wielokrotnie sugerowały zaniepokojenie dryfem Polski ku „populizmowi”.

Powrót do władzy Donalda Tuska przebiega jednak pod znakiem niespełniania wiązanych z nim nadziei. Na samym początku lider Koalicji Obywatelskiej w spektakularny sposób nie wywiązał się ze swoich 100 obietnic na pierwsze 100 dni rządzenia. Swego rodzaju obietnicą, nie wyrażoną nigdy wprost, było także przekonanie, że powracający do władzy obóz liberalny udowodni wszystkim, że potrafi fachowo i odpowiedzialnie zarządzać państwem, a w szczególności finansami publicznymi. Tym bardziej, że przez minione lata ostrze jego krytyki wobec „dobrej zmiany” skierowane było w znacznym stopniu właśnie ku kwestiom finansowym.

Tymczasem w komunikacie, który w związku ze zmianą perspektywy polskiego państwa ze stabilnej na negatywną przygotowała agencja Moody’s, czytamy: „Prognozujemy wyższe i bardziej uporczywe deficyty sektora instytucji rządowych i samorządowych, a także wolniejsze tempo konsolidacji fiskalnej”. Podobny przekaz zawarty był w raporcie przygotowanym na początku września przez agencję Fitch: „zwiększone wyzwania polityczne związane z wdrażaniem środków fiskalnych oraz brak wiarygodnej strategii konsolidacji fiskalnej prawdopodobnie utrudnią Polsce znaczące zmniejszenie deficytu fiskalnego przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi w 2027 r”..


Miałem miliardy — i przyszedł kryzys życia. Jarek Tadla szczerze o upadku i odbudowie. | K. Krupa


Żółta kartka od „swoich”

Rząd Donalda Tuska mógł do tej pory zbywać wszelkie głosy krytyki pod swoim adresem, ukazując je jako element walki politycznej lub zwykłe partyjne krytykanctwo. Ostatnie decyzje Moody’s i Fitch mają już jednak zupełnie inny status, gdyż obawę o polskie finanse publiczne wyraziły podmioty zagraniczne, nie związane przecież w żaden sposób z opozycją. Ich głosu nie można wyciszyć i uznać za pozbawiony wartości.

Warto przypomnieć, że agencje ratingowe brały w latach 2015-2023 czynny udział w politycznej rozgrywce w Polsce, grożąc naszemu rządowi co najmniej kilkukrotnie obniżką ratingu czy właśnie zmieniając perspektywę na negatywną. Pretekstów do tego rodzaju działań dostarczała reforma sądownictwa, spory z Unią Europejską czy też wdrażanie programu 500 plus. Za każdym razem agencje wykraczały w działaniach zdecydowanie poza spektrum swojej zwyczajnej działalności, dając upust politycznemu zaangażowaniu.

I właśnie fakt, że na co dzień przychylne obozowi liberalnemu agencje wyraziły obawę co do kondycji polskiej gospodarki, stanowi najbardziej niepokojący aspekt całej sprawy. Co więcej, w poprawny sposób zidentyfikowały jedno z największych zagrożeń dla polskich finansów publicznych, którym są wybory parlamentarne z 2027 r. Teoretycznie są dopiero za dwa lata, ale związana z nimi kampania wyborcza właściwie już się zaczyna w związku ze spadającym poparciem dla rządu Tuska i nadziejami opozycji na przyspieszone wybory. Wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny ton kampanii wyborczej będą nadawały obietnice socjalne, stanowiące jedno z głównych obciążeń dla budżetu.

Niezrażony w najmniejszym stopniu takim rozwojem sytuacji minister finansów Andrzej Domański pochwalił się niedawno w mediach społecznościowych rzekomo dobrą sytuacją gospodarczą, na którą miałby się składać przyspieszający wzrost PKB, polepszenie nastrojów oraz spadająca inflacja. Mocno dyskusyjne jest już choćby to, jak dalece rzeczywiście wspomniane wskaźniki mogą dawać powody do szczególnego optymizmu. Wyjątkowo niepokojące jest jednak to, że z ust ministra finansów i premiera nie padają słowa świadczące o uznaniu pełnej powagi sytuacji. Wręcz przeciwnie, na ostatniej Radzie Gabinetowej minister Domański zapewniał, że nie ma żadnych powodów do obaw głównie dlatego, że dochody budżetowe rosną z dwucyfrową dynamiką, a luka VAT-owska się zmniejsza.

W sporze o ocenę stanu polskich finansów rację przyznać należy jednak agencjom ratingowym, dla których argumentacja Domańskiego nie stanowi wystarczającego powodu do rozwiania obaw. Sam minister finansów, zapewniając o świetnej kondycji budżetu, niemal jednym tchem wspomina zawsze o tym, że byłaby ona lepsza, gdyby nie przekazanie istotnej części dochodów z PIT-u samorządom. Zapewnienie swojemu środowisku politycznemu dodatkowej puli finansowych łupów ma niestety poważne konsekwencje dla budżetu centralnego.


Derlatka: Izrael się nie zatrzyma. Wojna tylko kwestią czasu?


Dług z księgowej sztuczki

Pogorszenie perspektywy ratingu polskiego państwa zbiega się niestety z bardzo niepokojącym zjawiskiem zwiększania zadłużenia publicznego poza wszelkimi regułami wydatkowymi. Pretekstu do tego dostarcza nadzwyczajny unijny fundusz SAFE, z którego Polska ubiega się aż o 45 mld euro w ramach preferencyjnych pożyczek. Zgodnie z ustaleniami państw członkowskich podmiotem zadłużającym się na łącznie 160 mld euro ma być nieistniejące jeszcze formalnie państwo europejskie, choć gwarantami pożyczki uczyniono wszystkie państwa z SAFE. Oznacza to, że rząd Donalda Tuska znacząco zwiększył ciężar zadłużenia polskiego państwa, korzystając ze zwykłej sztuczki księgowej. Fakt ten nie wywołał jednak żadnej ożywionej dyskusji, ani nie skłonił większości komentatorów politycznych do wyrażenia zaniepokojenia.

Pomimo tego że od przejęcia władzy przez „uśmiechniętą koalicję” minie już wkrótce dwa lata, jej wiodący przedstawiciele, na czele z ministrem finansów Andrzejem Domańskim, wciąż rutynowo przekonują, że większość problemów z jakimi się mierzą, wynika z błędów ich poprzedników. Tego typu usprawiedliwianie się musi wreszcie ustąpić wzięciu odpowiedzialności na swoje barki, ponieważ Polsce grozi naprawdę poważny kryzys finansów publicznych. Wielka czerwona lampka zapaliła się już w latach 2020-2022, gdy na skutek specyficznie rozumianej polityki pandemicznej deficyt budżetowy i dług rozrosły się do gargantuicznych rozmiarów. Po przejściowym załagodzeniu tego problemu sytuacja znów staje się bardzo napięta.

W planowanym na 2027 r. budżecie deficyt ma wzrosnąć do aż 270 mld zł, co ma stanowić 6,5 proc. PKB. Bez względu na to, jak bardzo minister Domański chciałby uspokajać i zapewniać, że wszystko jest pod kontrolą, tego rodzaju dane mówią same za siebie. Rząd dostał żółtą kartkę i wypada tylko mieć nadzieję, że poważnie potraktuje to ostrzeżenie.

Podobne wpisy