„Jesień reform” Friedricha Merza
Kanclerz Niemiec przedstawił niedawno swój plan poprawy konkurencyjności Republiki Federalnej. Trudno w nim jednak doszukiwać się prawdziwego przełomu.
Fatalne dane dotyczące spadku zatrudnienia, strat ponoszonych w przemyśle motoryzacyjnym oraz wzrostu cen energii sprawiły, że szef niemieckiego rządu znacząco przyspieszył prace nad swoim kluczowym pakietem reform.

Klimatyczny rewizjonizm
O tym, że niemiecka gospodarka znalazła się w poważnym kryzysie, wiadomo już od bardzo dawna, ale niemieckie władze najczęściej bardzo mocno ten fakt wypierały. Czynił tak również rządzący od maja bieżącego roku Friedrich Merz, przejmujący władzę po katastrofie tzw. wielkiej koalicji. W ostatnim czasie w jego wypowiedziach dostrzec można jednak pewien rewizjonizm, którego pojawienie się należy przypisać zapewne narastającej presji ze strony Alternative für Deutschland (AfD).
Sondaże partii, która obiecuje wyborcom zerwanie z polityką otwartych granic i klimatyzmem, rosną tym bardziej, im większe rozmiary przyjmują gospodarcze niedomagania. Inicjatywę Friedricha Merza należy więc uznać nie tyle za przejaw jego zdroworozsądkowej oceny rzeczywistości, co za polityczny manewr mający na celu utrzymanie władzy. Podległe mu CDU/CSU zaliczyło już nawet sondażową „mijankę” z AfD, dlatego potrzeba działania stała się bardziej pilna niż kiedykolwiek.
Plan Merza bywa czasami określany mianem „jesieni reform”, gdyż wielka ofensywa legislacyjna ma zostać zrealizowana w nadchodzących tygodniach. Jej motywem przewodnim jest chęć „dostosowania polityki klimatycznej do realiów konkurowania na światowych rynkach”. Co dokładnie kryje się za tym odstępstwem od klimatycznej ortodoksji?
W skład „jesieni reform” wchodzi cały pakiet zmian o charakterze fiskalnym, infrastrukturalnym i deregulacyjnym oraz pewne daleko idące propozycje związane z polityką międzynarodową. Zdaniem Merza przyjęta przez niego strategia ma podnieść produktywność o nawet 2 proc. rocznie do 2030 r., tworząc 500 tys. nowych miejsc pracy i zwiększając eksport o 15 proc.
Polska WINNA wojnie?’ Merkel odwraca fakty! | ANALIZA – AMB. DERLATKA
Trzy filary
Pierwszy filar Planu Merza dotyczy zwiększenia inwestycji. Kluczowe znaczenie będzie tu odgrywał specjalny fundusz o wartości 500 mld euro, dla którego zmodyfikowane zostaną konstytucyjne reguły zadłużania państwa. Wydatki na infrastrukturę oraz na obronność mogą być zwolnione z limitów wydatkowych, jeśli tylko nie przekraczają łącznie 0,35 proc. produktu krajowego brutto.
Wspomniane pół biliona euro zostanie wydane m.in. na budowę autostrad (tak, jakby w Niemczech ich brakowało), mostów i linii kolejowych oraz na rozbudowę sieci gazowo-wodorowych. Oprócz tego 100 mld euro zarezerwowano na badania i rozwój, przede wszystkim poprzez tworzenie nowych kierunków na uczelniach technicznych. Niemcy mają na nowo stać się liderem w zakresie technologicznym i tworzyć miejsca pracy dla wysoko wykwalifikowanych pracowników.
Drugi filar „jesieni reform” dotyczy deregulacji. Jeśli wierzyć zapewnieniom kanclerza Merza, liczba etatów w administracji federalnej ma zostać odchudzona o nawet 8 proc., a koszty wynagrodzeń zredukowane do 2029 r. aż o 25 proc. Każdego roku aparat biurokratyczny marnotrawi aż 100 mld euro, dlatego uznano, że lepiej, aby środki te zaczęły służyć gospodarce.
Friedrich Merz polecił także utworzenie specjalnej komisji, mającej na celu wyznaczenie zbędnych regulacji, które mogłyby zostać natychmiastowo zniesione. W tym przypadku istnieje jednak obawa, że skutek będzie podobny do tego, jaki odniesiono w Polsce za sprawą analogicznej komisji Rafała Brzoski. Świetnie opakowany marketingowo projekt okazał się całkowicie bezproduktywny i zakrojony wyłącznie na potrzeby kampanii wyborczej. Niemiecka komisja deregulacyjna ma przy tym jeszcze mniejsze szanse na odniesienie sukcesu, gdyż przewodzić jej ma Robert Habeck z Zielonych.
Zapowiedzi deregulacji oraz redukcji biurokracji od samego początku trzeba traktować z ogromną rezerwą. Już bowiem w chwili ogłoszenia planu wysupłania kolejnych 50 mld euro rocznie oszczędności pojawiły się ze strony rządzącej koalicji zapowiedzi, że nie może być mowy o demontażu państwa opiekuńczego ani o zbytnim „radykalizmie”. Kierując się skrajnie życzeniowym myśleniem, rząd Merza planuje podejść do całej kwestii „pragmatycznie”, ale nie dokonując żadnych cięć, tylko obiecując bardziej efektywne administrowanie dostępnymi środkami. Jak jednak pokazuje wieloletnie doświadczenie wszystkich państw na świecie, sama tylko reorganizacja i usprawnienie procesów nie wystarcza nigdy do zauważalnego efektu w postaci redukcji kosztów.
Trzeci najważniejszy filar Planu Merza dotyczy zmian podatkowych. Najbardziej radykalnym posunięciem jest bez wątpienia chęć obniżenia CIT do zaledwie 10 proc. w 2028 r. Gdyby udało się to zrealizować, Niemcy mogłyby rzeczywiście przyciągnąć znaczną liczbę międzynarodowych firm, dla których nasz zachodni sąsiad stałby się wręcz rajem podatkowym. Warto zauważyć, że stawka 10 proc. jest wyraźnie niższa niż proponowana wcześniej stawka globalnego minimalnego podatku CIT przewidzianego w ramach Planu Janet Yellen (15 proc.).
Wołodymyr Z. – bohater czy przestępca? Co zrobi TUSK? | Ziemiec
Wyścig z sondażami
Niezwykle godna uwagi jest także propozycja złagodzenia unijnego zakazu sprzedaży aut spalinowych od 2035 r. Friedrich Merz domaga się nie tyle poluzowania zasad, co całkowitego zniesienia obecnych ograniczeń i pozostawienia wszystkiego w gestii wolnego rynku. Inicjatywę tę można uznać z jednej strony za bardzo korzystną, lecz biorąc pod uwagę to, jak wielkie szkody poczynili do tej pory niemieccy kanclerze, narzucając całej Unii zakaz sprzedaży aut spalinowych, nie sposób nie kryć irytacji. Absurdalny przepis, który wciąż stanowi wyrok dla milionów kierowców w całej Unii, miałby teraz zostać błyskawicznie usunięty tylko i wyłącznie dlatego, że okazał się przeszkodą dla Niemców.
Szczególnie ważnym elementem Planu Merza, spinającym wszystko w jedną całość, jest oczywiście koncepcja uczynienia z Niemiec „globalnego gracza” światowej polityki. Najważniejszym instrumentem służącym do osiągnięcia tego celu ma być Unia Europejska, ograniczająca potencjał wzrostu pozostałych państw członkowskich. Jest bardzo charakterystyczne to, że Friedrich Merz zaproponował rewizję dotychczasowej polityki gospodarczej jedynie na poziomie swojego państwa, a nie całej wspólnoty. Domagając się bardziej elastycznego podejścia do polityki klimatycznej, zaproponował de facto zwolnienie niemieckiego państwa z ograniczeń wynikających z forsowania agendy zrównoważonego rozwoju.
Propozycje Friedricha Merza dają próbkę charakterystycznego dla niemieckich elit politycznych grzęźnięcia w sprzecznościach. Z jednej strony kanclerz mówi o potrzebie radykalnych działań i podejmowania wyrzeczeń w obliczu ogromnych wyzwań i zapóźnień, a z drugiej zdecydowana większość jego propozycji stanowi tak naprawdę manifest niewolniczego przywiązania do polityki klimatycznej. Pokazuje to choćby plan inwestycji, które mają być zgodne z agendą zeroemisyjną, czy też postulat ograniczenia biurokracji przy jednoczesnym upartym trzymaniu się rzekomych zdobyczy niemieckiego państwa socjalnego.
Tak jak w przypadku Planu Draghiego dla Unii Europejskiej, Plan Merza demonstruje co najwyżej pogłębiającą się chorobę intelektualną elit rządzących niemieckim państwem. Niezadowolenie z rządów Merza wyraża już rekordowe 62 proc. respondentów i wiele wskazuje na to, że półśrodki przez niego proponowane nie pomogą poprawić sytuacji.