O deficycie, finansach publicznych i ryzykach systemowych
Mamy dziś do czynienia z kryzysem finansów publicznych – gwałtownym wzrostem deficytu, spadkiem dochodów podatkowych, nieefektywnym prawodawstwem i brakiem refleksji politycznej. Zamiast dalej mnożyć problemy, czas przyznać, że potrzebna jest korekta – mądra, odpowiedzialna i oparta na faktach, nie na iluzjach.
Tematem moich rozważań będzie w tym tekście deficyt – bieżący deficyt budżetu państwa, czyli różnicy między wydatkami a dochodami państwa, liczonymi w warunkach porównywalnych. Nie chodzi więc o cały 2025 r., bo ten jeszcze się nie zakończył. Wiemy jednak, że deficyt to pojęcie odnoszące się do roku budżetowego, który w Polsce pokrywa się z rokiem kalendarzowym.
Według już opublikowanych danych (porównując wrzesień do września) deficyt przekroczył 300 miliardów złotych, co oznacza około 8 proc z PKB. Prognozy, które to przewidywały, okazały się trafne. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że do końca roku sytuacja nie tylko się nie poprawi, ale może być jeszcze gorsza. Krótko mówiąc: stan finansów publicznych jest zły.
Narastające problemy od 2022 roku
O tym zresztą mówiłem już wcześniej, korzystając z gościny mediów internetowych – od 2022 r. w systemie dochodów budżetowych obserwujemy bardzo groźne tendencje. Wtedy gwałtownie wzrosły zwroty podatku VAT, przekraczając 170 miliardów złotych. Dla porównania – w 2021 r. wynosiły 113 miliardów. W 2023 r. sytuacja była jeszcze gorsza – zwroty sięgnęły rekordowych 219 mld zł.
Dla osób, które nie śledzą finansów publicznych na co dzień, warto przypomnieć: dochody budżetu to saldo wpływów pomniejszonych o kwoty, które państwo ma obowiązek zwrócić podatnikom. W podatkach dochodowych są to nadpłaty, w podatku VAT – zwroty. Od 2022 r. te zwroty rosną w sposób lawinowy. Co więcej, do dziś nie mamy oficjalnych danych o kwocie zwrotów za 2024 r., ale wszystko wskazuje, że również była ona bardzo wysoka.
Zaplanowane dochody z VAT-u na 2025 r. – nieco poniżej 350 mld zł – już wiadomo, że nie zostaną osiągnięte.
Kryzys dochodów z PIT
Równie niepokojąca jest sytuacja z podatkiem dochodowym od osób fizycznych (PIT). Jeszcze w ubiegłym roku wpływy z tego źródła sięgały niemal 100 miliardów złotych. W 2025 r. planowano 31 miliardów, co samo w sobie oznacza dramatyczny spadek. Tymczasem obecnie mamy już minus 7 mld zł, czyli deficyt nawet w samych dochodach budżetowych z PIT-u.
To efekt nieprzemyślanego – uchwalonego już przez obecny rząd – sposobu dzielenia wpływów z tego podatku między budżet państwa a samorządy. W rezultacie nie tylko nie osiągamy planowanych 31 mld, ale mamy ujemne saldo. To stan alarmowy – sytuacja krytyczna.
Niestety, problem finansów publicznych nie budzi większego zainteresowania opinii publicznej. Ludzie wolą słuchać o polityce niż o pieniądzach, choć to właśnie one są fundamentem wszystkiego – bo pieniądze budżetowe to nasze wspólne środki, pochodzące z naszych podatków.
Państwo się wali! Modzelewski: 300 mld długu i chaos fiskalny
Nieskuteczne przepisy i nieudane reformy
Jeżeli nie wykonujemy dochodów budżetowych, to znaczy, że system nie działa. Inflacja o 1 proc. czy pół procenta nie ma tu znaczenia – to tylko zasłona dymna. Podatki nie istnieją same z siebie – są tworzone przez ustawodawcę. Albo przepisy są efektywne fiskalnie i przynoszą dochody, albo nie.
Niestety, w Polsce od lat zamiast poprawiać przepisy, mnożymy absurdy. Twory ludzkie – a więc i system podatkowy – z natury są niedoskonałe, ale można je ulepszać. Tymczasem nasze rozwiązania często są wyjątkowo nieudane.
Ostatnim przykładem była katastrofa tzw. Polskiego Ładu z 2022 roku. Reforma okazała się partacka – skutkowała chaosem w rozliczeniach, stratą wizerunkową i polityczną. Właśnie wtedy gwałtownie wzrosły zwroty VAT, co pokazało, jak bardzo system się rozszczelnił. Rekord padł rok później – w 2023. Od tamtego momentu państwo faktycznie utraciło kontrolę nad procesem zwrotów.
Mit „uszczelnienia” systemu
Warto przypomnieć, że właśnie w tym czasie wprowadzono tzw. nowoczesne narzędzia uszczelniające – informatyczne systemy raportowania, z których najważniejszy to JPK (Jednolity Plik Kontrolny). Zwolennicy JPK twierdzili, że przesyłanie ewidencji podatkowych do organów skarbowych pozwoli lepiej kontrolować system i zwiększyć wpływy. Rzeczywistość okazała się odwrotna: zamiast uszczelnienia nastąpiła erozja fiskalna.
Wszystko wskazuje, że podobny los czeka wkrótce CIT – podatek dochodowy od osób prawnych – gdzie również wprowadza się te same rozwiązania.
Brak debaty i odpowiedzialności
Niepokojące jest, że w Polsce nie toczy się żadna realna debata o kondycji finansów publicznych. Politycy – niezależnie od partii – kontynuują te same błędne kierunki, wprowadzając te same systemy, tylko z innym podpisem. Nikt nie analizuje danych o deficycie i długu. Tymczasem dług jest skutkiem, nie przyczyną – wynika ze spadającej efektywności fiskalnej państwa.
Ta obojętność wobec fundamentów finansowych państwa to problem nie tylko ekonomiczny, ale i cywilizacyjny. Zamiast troszczyć się o realne dobro kraju, karmimy się politycznymi sporami bez znaczenia dla gospodarki.
🔴 Palade: To koniec złudzeń. Rząd Tuska się sypie?”
Katastrofa organizacyjna z KSeF
W połowie 2023 r. poprzedni rząd przygotował bezprecedensową operację podatkową – zmianę formy najważniejszego dokumentu gospodarczego, jakim jest faktura VAT. Ustawa o Krajowym Systemie e-Faktur (KSeF) miała wejść w życie w połowie tamtego roku, lecz dzięki apelom środowisk ekspertów termin przesunięto na rok 2026.
Problem w tym, że właśnie 2026 rok może być jednym z najtrudniejszych fiskalnie okresów w ostatnich latach. Czy naprawdę warto w takim czasie przeprowadzać eksperyment, który może sparaliżować obrót gospodarczy?
KSeF zakłada, że podatnicy nie będą wystawiać faktur bezpośrednio kontrahentom, lecz wysyłać je do centralnego systemu. To rozwiązanie nie tylko skomplikowane, ale wręcz kuriozalne – wielu przedsiębiorców nie będzie w stanie z niego korzystać. Faktura to dokument powszechny – każdy przedsiębiorca, nawet najmniejszy, musi ją wystawiać. A od 1 kwietnia 2026 r. wszyscy, również zwolnieni z VAT, będą musieli korzystać z systemu elektronicznego, obejmującego aż siedem rodzajów faktur (papierowe, elektroniczne, ustrukturyzowane oraz cztery typy offline).
To ogromne obciążenie finansowe, techniczne i organizacyjne. Większość podatników nie zdąży się tego nauczyć, nie ma na to środków ani czasu.
Iluzoryczne korzyści
Zwolennicy KSeF-u przekonują, że reforma przyniesie wzrost dochodów budżetowych o 1,75 miliarda złotych. Trudno traktować to poważnie – przy planowanych dochodach z VAT-u na poziomie ponad 350 mld zł taka kwota mieści się w granicy błędu prognostycznego. Innymi słowy – nikt nawet nie zauważy tej różnicy.
Apel o rozsądek
Dlatego apeluję do całej klasy politycznej, niezależnie od barw partyjnych, aby skupiła się na sprawach naprawdę ważnych:
- na kontroli i weryfikacji zwrotów podatków,
- na zwiększeniu efektywności systemu,
- na rezygnacji z chaotycznych reform, które przynoszą więcej szkód niż korzyści.
W szczególności – aby zrezygnować z wdrożenia KSeF w roku 2026. W przeciwnym razie czeka nas dezorganizacja obrotu gospodarczego, ogromne koszty dla podatników i dalsze pogorszenie kondycji budżetu.
Fakturowanie to filar gospodarki – to najważniejszy dokument w systemie fiskalnym. Nie warto eksperymentować z czymś tak fundamentalnym w momencie, gdy i tak stoimy w obliczu kryzysu dochodów.
Podsumowując, mamy dziś do czynienia z kryzysem finansów publicznych – gwałtownym wzrostem deficytu, spadkiem dochodów podatkowych, nieefektywnym prawodawstwem i brakiem refleksji politycznej. Zamiast dalej mnożyć problemy, czas przyznać, że potrzebna jest korekta – mądra, odpowiedzialna i oparta na faktach, nie na iluzjach.