|

Między Brukselą a Waszyngtonem

Listopadowe sondaże przyniosły dalsze przetasowania na scenie politycznej, ale to nie one budzą dziś największe emocje. Uwaga opinii publicznej zwróciła się ku ostremu konfliktowi na linii Komisja Europejska – X, który urósł do symbolu znacznie głębszego sporu o granice wolności słowa, rolę unijnych regulacji i kierunek, w jakim zmierza Europa. W tle narastają napięcia w relacjach euroatlantyckich, strategiczne przesunięcia w polityce USA oraz coraz głośniejsze bunty państw członkowskich wobec brukselskiej centrali. A polskie elity polityczne? Wciąż zdają się nie nadążać za nową rzeczywistością, w której dotychczasowe filary bezpieczeństwa i porządku zachodniego właśnie pękają.

Za nami sondażowy listopad. Co przyniósł w największym skrócie? Na pozycji lidera umocniła się Koalicja Obywatelska, zwiększając o 4–5 punktów procentowych przewagę nad słabnącym Prawem i Sprawiedliwością, którego notowania zeszły poniżej 30 proc. Na wyraźnym trzecim miejscu jest Konfederacja, która utrzymuje poparcie na poziomie 14–15 proc. Dalej jest Lewica – 6–7 proc. Nieco poniżej tego poziomu znajduje się Korona Grzegorza Brauna, a pozostali – mam tu na myśli partię Razem, Polskie Stronnictwo Ludowe i PL 2050 – sytuują się pod progiem wyborczym.

Teoretycznie większością dysponowałaby koalicja Prawa i Sprawiedliwości i Konfederacji, ale jej powstanie wydaje się dziś trudne w obliczu systematycznej wymiany strzałów na linii Jarosław Kaczyński – Sławomir Mentzen.

Teoretycznie łatwe byłoby też powołanie koalicji, która teoretycznie jest możliwa, z udziałem sporej części Konfederacji oraz Koalicji Obywatelskiej. No i najmniej prawdopodobne – acz arytmetycznie możliwe – byłoby porozumienie Koalicji Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości.

Słowem: choć na horyzoncie jest kilka wariantów dających większość po 2027 r., w praktyce musimy szykować się na niestabilność polityczną.

Zostawiając na boku słupki sondażowe – uwaga opinii publicznej od kilku dni koncentruje się wokół wojny na linii Komisja Europejska – X, czyli dawny Twitter. Ma to związek z karą nałożoną przez Brukselę za niepodporządkowanie się platformy Elona Muska regulacjom unijnym dotyczącym rynku cyfrowego. Mają one z założenia chronić nas, Europejczyków, przed dezinformacją.


Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! ‪@PatrickNey


Wielu z pokolenia 50+ pewnie pamięta, że w trosce o to, byśmy otrzymywali tylko te dobre dla władzy, a niekoniecznie dla społeczeństwa informacje, mieliśmy w PRL urząd cenzury.

Teraz Bruksela ubrała tę swoją troskę w terminy i nazewnictwo, które dla ucha – przynajmniej w fazie wstępnej – brzmią przekonująco. Kto by nie chciał zwalczać przemocy czy agresji w mediach, w tym w mediach społecznościowych, których mamy zatrzęsienie. Tyle tylko, że gdyby się zagłębić w temat, to rzecz zaczyna jednak pachnieć nieco George’em Orwellem z „Folwarku zwierzęcego” czy „1984”. Jest bowiem cienka granica między tym, co jest zdefiniowane jako złe, a tym, co może zostać zdefiniowane jako złe.

Otwieranie w ten sposób pola do popisu dla ubranych w płaszczyki demokratyczne totalitarystów, którym marzy się ingerowanie w wolność słowa, nie jest niczym nowym. Marzy się im ujednolicenie wszystkiego i wszystkich.

Wróćmy jednsk do wojenki Brukseli z Muskiem. Rok temu jeden z najbogatszych ludzi świata poinformował opinię publiczną, że Komisja Europejska zaproponowała firmie X nielegalną, tajną umowę. Dodał, że gdyby platforma potajemnie cenzurowała wypowiedzi, nie informując o tym nikogo, wówczas nie nakładano by na nią kar w rozumieniu regulacji unijnych. Trudno w to uwierzyć.

Ponieważ Musk odmówił współpracy na warunkach Brukseli, pozostawało jedynie kwestią czasu, kiedy Unia Europejska zdecyduje się nałożyć karę na jego platformę. Tak też się stało, a spór, który dziś oglądamy, jest kolejnym aktem coraz głębszego konfliktu między unijną ambicją regulacyjną a platformami, które nie chcą wchodzić w rolę narzędzia cichej kontroli treści.

Decyzja Komisji Europejskiej wywołała natychmiastową reakcję samego Elona Muska. Do wymiany ostrych zdań włączyli się jednak także inni gracze po obu stronach Atlantyku – co jedynie potwierdziło, jak bardzo rozjechały się interesy, wyobrażenia o przyszłości i cały układ wartości między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Pojawia się więc fundamentalne pytanie: na ile jeszcze możemy mówić o wspólnocie euroatlantyckiej w takim wymiarze, w jakim funkcjonowała przez ostatnie ponad trzy dekady?

Wszystko to dzieje się w czasie, gdy opublikowano Strategię Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych, w której czarno na białym stwierdzono, że Europa się zwija, jest źle zarządzana i zmienia się w skansen. Waszyngton zapowiada jednocześnie, że na kontynencie europejskim będzie stawiał na rządy państw mocno akcentujących kwestie suwerenności i wspólnoty narodowej. Co więcej – Amerykanie regularnie wysyłają sygnały, że w gronie „tych lepszych” z perspektywy Białego Domu jest właśnie Polska.

W tych okolicznościach nasz mistrz dyplomacji, wicepremier Sikorski, zamiast podkulić ogon i siedzieć cicho, ciesząc się, że deklaracji o wsparciu nie dostał choćby taki francuski kogucik Emmanuel Macron – a pozycja Niemiec też nie prezentuje się w tej materii zbyt stabilnie – postanowił mimo wszystko przywalić w Muska, czytaj: w Donalda Trumpa. Mistrz dyplomacji twitterowej.

Swoje odpalił też sam premier Donald Tusk, pisząc – tu cytuję: „Drodzy amerykańscy przyjaciele, Europa jest waszym najbliższym sojusznikiem, a nie waszym problemem. I mamy wspólnych wrogów. Przynajmniej tak było przez ostatnie 80 lat. Musimy się tego trzymać. To jedyna rozsądna strategia naszego wspólnego bezpieczeństwa. Chyba, że coś się zmieniło”. Koniec cytatu.

Ano zmieniło się, jak widać. Służby dyplomatyczno-analityczne tak zwanego obozu demokratycznego są tak niezorientowane w tym nowym świecie – świecie, który na naszych oczach właśnie się dokonuje – że nie nakreśliły premierowi naszego kraju nowej agendy. Naszemu, drugiemu, obok Sikorskiego, mistrzowi dyplomacji twitterowej.

Zresztą to szerszy problem, sprowadzający się do tego, że zarówno po stronie Koalicji Obywatelskiej, jak i Prawa i Sprawiedliwości – dwóch wciąż wiodących formacji na polskiej scenie politycznej – panuje wśród polityków szok, że konstrukcja bezpieczeństwa obowiązująca od zakończenia zimnej wojny, czyli od 1989 r., przechodzi dziś głębokie przeobrażenia. Oni wszyscy byli przekonani, że to, co sobie wbili do głów na początku lat 90.: wystarczy wejść do NATO, wejść do Unii Europejskiej i Polska będzie bezpieczna, zasobna i nienarażona na żadne wstrząsy – będzie obowiązywało na zawsze. Jeden kierunek, brak myślenia o wariancie B czy C.

Takie niestety mamy infantylne, samozwańcze elity. A idzie nowe. Stany Zjednoczone muszą poszukiwać zbliżenia z Rosją, by odciągnąć ją od Chin – bo to Chiny i ich potęga są najważniejszym wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych. Wie to każde dziecko w przedszkolu, ale, jak widać, nie wie wierchuszka w Warszawie.


Polscy Politycy Śpią?! Europa Upada, USA Zmienia Strategię!


Dlatego spojrzenie USA na Europę będzie inne. Dlatego Europa będzie musiała o wiele spraw zadbać sama, nie oglądając się na przyjaciół zza Atlantyku. To zmusza do myślenia, zmusza do działania.

Do tego mamy kryzys w Unii Europejskiej – kryzys przywództwa i obranej drogi na przyszłość. Państwa narodowe zaczynają się buntować. Głośne „nie” od lat dla centralizacji, wariactwa religii klimatycznej i polityki imigracyjnej mówi Budapeszt Viktora Orbána, do którego dołączyła Słowacja premiera Ficy. A od niedawnych wyborów Czechy gotują się w sporze o złoto z Europejskim Bankiem Centralnym na linii Rzym–Bruksela – Włosi chcą mieć kontrolę nad swoimi zasobami. Do tego w Bułgarii mamy potężne demonstracje przeciwko wprowadzeniu euro.

Czy o konflikcie na linii Rzym–Bruksela, Rzym–Frankfurt (EBC) albo o demonstracjach w Bułgarii słyszeliście w wiodącym nurcie medialnym? Nic z tych rzeczy.

Tydzień temu doszło do aresztowania byłej szefowej dyplomacji Unii Europejskiej, Federiki Mogherini – w tle korupcja. Zresztą pytanie najważniejsze brzmi dla rozsądnych i przewidujących: nie „czy”, tylko „kiedy” przyjdą po samą von der Leyen? Choćby za skandaliczny zakup szczepionek od firmy Pfizer za miliardy euro.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że ta Unia Europejska – bez ładu i składu, chyląca się ku upadkowi – jeszcze fika, co drugi dzień coś tam przebąkuje o wspólnocie i świetlanej przyszłości.

Podobne wpisy