Prawo i Sprawiedliwość prowadzi zaciekłą batalię z karuzelami podatkowymi, lecz na wojnie tej giną także niewinni przedsiębiorcy.
Wicepremier i minister finansów Mateusz Morawiecki dwoi i się troi, aby na jesieni zachować piastowane stanowisko. Obejmując resort finansów po Pawle Szałamasze, dostał od prezesa PiS wyraźny sygnał, że ma rok na to, aby zademonstrować, że potrafi pozyskiwać do budżetu pieniądze, które do tej pory padały łupem mafii wyłudzających VAT. W jednym z wywiadów Morawiecki stwierdził, iż nie chce być Robin Hoodem, lecz jego zamiarem jest bycie niczym Sherlock Holmes. O ile jednak literacki bohater powieści Arthura Conan Doyle’a prowadził dyskretne i pełne finezji śledztwa, o tyle wielka akcja uszczelniania systemu podatkowego sterowana przez Morawieckiego staje się coraz bardziej uprzykrzająca dla tysięcy przedsiębiorców i nie przynosi spodziewanych efektów.
Miliardy do wzięcia
Wedle różnych szacunków na oszustwach związanych z wyłudzaniem podatku VAT budżet traci rocznie nawet 40–60 mld zł. Jak do tej pory Morawieckiemu udało się jednak odzyskać zaledwie cząstkę tej sumy. Wprawdzie przedstawiciele rządu chwalą się, że przychody budżetowe w 2016 roku były wyższe o 9 proc. od tych z 2015 roku (dochody z VAT wzrosły o ok. 9 mld zł), lecz gołym okiem widać, że resortowi finansów nadal nie udaje się pozyskiwać tak wielkich pieniędzy, jakich oczekiwałby Jarosław Kaczyński na sfinansowanie wszystkich programów socjalnych. Wicepremier Morawiecki wyraził niedawno optymistyczną prognozę, że jego formacja będzie rządziła co najmniej do 2031 roku. Wydaje się to możliwe, lecz Morawiecki najprawdopodobniej nie będzie już wówczas ministrem finansów, choć obecnie czyni co może, aby uszczelnić system podatkowy.
W ramach uszczelniania systemu podatkowego władza poddała kontroli jednoosobowe działalności gospodarcze, których w Polsce jest ok. 3 miliony. W całej Polsce urzędnicy odwiedzają lokale, pod którymi oficjalnie zarejestrowane są podmioty gospodarcze, co wprawdzie nie czyni żadnych większych szkód, lecz potrafi być dość uciążliwe. Tego typu poszukiwania „słupów” nie są zresztą w żaden sposób skuteczne, gdyż sprawdzając, czy dana firma faktycznie istnieje, kontrolerzy nie zawsze są w stanie wykryć ich przynależności do przestępczego schematu.
Kontrole w jednoosobowych działalnościach gospodarczych są jednak niczym wobec kontroli w dużych firmach prowadzących intensywną wymianę handlową. Jeszcze w czasach rządów Platformy Obywatelskiej głośno było o sprawie firmy Nexa Stanisława Kujawy z Zamościa. Jeden z zatrudnionych przez niego pracowników okazał się członkiem mafii wyłudzającej podatek VAT, a gdy zaniepokojony przedsiębiorca zgłosił ten przypadek do państwowych organów, w jego firmie zjawili się kontrolerzy. Trwająca wiele miesięcy kontrola sparaliżowała działalność Nexy, która ostatecznie upadła, a Kujawie pozostała jedynie sądowa batalia.
Bez zmian
Sprawa Nexy miała miejsce w 2011 roku, gdy nad organami kontrolnymi fiskusa czuwał jeszcze słynący z gnębienia podatników Jacek Kapica. Wydawało się więc, że „dobra zmiana”, która obiecywała zerwanie z patologiami w administracji publicznej, będzie się starała nie dopuszczać do tego typu incydentów. Niestety, okazuje się, że casus Nexy został właśnie powtórzony w równie niechlubny sposób.
Ofiarą wielkiej akcji uszczelniania systemu podatkowego stała się właśnie niemałych rozmiarów spółka MGM z podwarszawskich Marek, specjalizująca się w obrocie sprzętu elektronicznego i oprogramowania. W 2016 roku w firmie pojawili się kontrolerzy, którzy podejrzewali udział spółki w karuzeli podatkowej. Po kilku miesiącach badający sprawę inspektor zarządził zablokowanie należnego firmie zwrotu VAT na sumę 26,5 mln zł, pomimo braku jakichkolwiek dowodów na to, że dopuszczono się bezprawnego czynu. Co więcej, Wojewódzki Sąd Administracyjny wydał nawet wyrok nakazujący wstrzymanie decyzji inspektora, wskazując na ryzyko wyrządzenia szkód przedsiębiorstwu, lecz organy skarbowe, zamiast zastosować się do wyroku jedynie zintensyfikowały działania kontrolne. W rezultacie MGM zostało zmuszone ogłosić upadłość, za którą odpowiedzialność ponosi nadgorliwe państwo.
W sprawie MGM najbardziej uderza fakt, że organy skarbowe nie przedstawiły żadnego wiarygodnego dowodu na poparcie swoich zarzutów. Udziału firmy w karuzeli podatkowej nie można oczywiście wykluczyć, lecz na przedstawicielach fiskusa spoczywa odpowiedzialność dostarczenia niezbitych dowodów. Zamiast nich władza wykazała się jedynie nieporadnością, brakiem kompetencji i spójności swoich działań. O sprawie MGM może być wkrótce w mediach jeszcze głośniej, co na pewno nie polepszy wizerunku rządzącej ekipy.
Schemat, którego ofiarą padło MGM polega na tym, że organy skarbowe działają obecnie nie po to, aby złapać oszustów wyłudzających zwrot podatku VAT, lecz po to, żeby zarobić dla budżetu kolejne miliardy złotych. Premier Beata Szydło i wicepremier Mateusz Morawiecki ogłaszają nieustannie publicznie finansowe „cele”, które mają zrealizować podlegli im urzędnicy. Minister finansów ogłosił niedawno, że w 2017 roku zamierza uzyskać z uszczelniania podatkowego 15–20 mld zł, co należy odczytywać w ten sposób, iż jego podwładni otrzymali polecenie, aby na koniec roku w państwowym budżecie znalazły się dodatkowe fundusze bez względu na środki, jakich w tym celu należałoby użyć.
W podobny sposób funkcjonowało państwo w czasach Platformy Obywatelskiej, gdy m.in. do mediów wyciekła treść narady w toruńskiej policji, w czasie której miejscowy komendant w ostrych słowach ganił swoich podwładnych za to, że nie wyrabiają normy w postaci 12,13 mandatów na jednego funkcjonariusza. W przypadku uszczelniania systemu podatkowego można domniemywać, że poszczególne urzędy również otrzymały podobne dyspozycje, zgodnie z którymi na koniec roku wpływy z uszczelniania mają być większe o 15–20 mld zł. Morawiecki wie, że od sukcesu tej akcji zależy jego dalsza kariera polityczna, dlatego jego podwładni odczuwają zapewne szczególną presję na wykonanie zadania.
Walka z wiatrakami
Obecnej władzy trudno wprawdzie odmówić niektórych sukcesów w walce z mafiami vatowskimi. W lutym zatrzymano m.in. „Słowika”, „Wańkę” i „Parasola” z gangu pruszkowskiego, którzy w ostatnich latach specjalizowali się w wyłudzeniach VAT-u, a kilka dni później na próbie oszustwa zatrzymano kolejną grupę, która przeprowadzała fikcyjne transakcje m.in. czekoladą i kawą. Niemniej jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że przypadkowymi ofiarami zintensyfikowanych działań aparatu urzędniczego stają się także zwykli przedsiębiorcy nękani częstymi kontrolami oraz ponoszący istotne straty w wyniku niekompetencji działań pragnących się wykazać przed przełożonymi urzędników.
Sektor prywatny jest także zmuszany do kolejnych żmudnych obowiązków, do których zalicza się m.in. konieczność prowadzenia Jednolitego Pliku Kontrolnego. Rząd pracuje także nad kolejnymi rozwiązaniami mającymi pomóc mu w walce z wyłudzeniami VAT-u, takimi jak choćby podzielona płatność, lecz każdy kolejny nowy przepis jedynie zwiększa chaos w przepisach i biurokrację.
Z drugiej strony zaś ciężko jest obarczać polski rząd winą za próbę radzenia sobie z przepisami wręcz zapraszającymi do popełniania przestępstw podatkowych, a których źródłem jest ustawodawstwo unijne. Doświadczenia w walce z wyłudzeniami VAT-u w innych krajach europejskich są jednak takie, że na dobrą sprawę nie pomaga żadne uszczelnianie, wprowadzanie podzielonych płatności czy też wprowadzanie w życie mechanizmów analogicznych do polskiego Jednolitego Pliku Kontrolnego. W tej z góry skazanej na porażce walce polski rząd powinien mimo wszystko pamiętać, żeby nie zaszkodzić niewinnym obywatelom – na razie ta sztuka nie do końca się mu udaje.