Politycy PiS chcą głowy ministra infrastruktury, zanim afery jego resortu uderzą w rząd.
– Bardzo proszę, panie ministrze, aby nie zamieniano w przyszłości nazwiska Donalda Tuska na nazwisko Andrzeja Adamczyka – powiedział w ubiegłym tygodniu senator PiS Jan Żaryn podczas wystąpienia w Senacie. Żaryn nie jest sam – jest jednym z grupy senatorów PiS, sygnatariuszy wspólnego oświadczenia zaniepokojonych polityką resortu kierowanego przez Adamczyka.
Lista grzechów Adamczyka jest o wiele dłuższa. Pojawiają się zarzuty, że jego podwładni oszukali marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, a on sam nie dopilnował powstrzymania afery na PKP. Niewykluczone jednak, że to, co przeleje czarę goryczy prezesa PiS, to bliższa „suwerenowi” awantura medialna z pracą magisterską ministra.
Komu rośnie nos
Początkiem problemów Adamczyka była afera związana ze Światowymi Dniami Młodzieży. Podległa jego resortowi PKP zawarła umowę ze spółką Sensus Group, byłych oficerów służb specjalnych i ludzi związanych z PiS. Przedmiotem umowy było zabezpieczenie antyterrorystyczne dworców kolejowych podczas imprezy. CBA podejrzewa, że koszt (ok. 1,9 mln zł) był nieproporcjonalnie wysoki, a usługi tego typu mogła nieodpłatnie wykonać dla PKP policja (w marcu prokuratura postawiła wszystkim, byłym już, członkom zarządu PKP zarzuty niegospodarności i nieumyślnego wyrządzenia szkody wielkiej wartości). Sprawa wyszła na jaw dzięki dziennikarzom TVN 24 i „Gazety Wyborczej”.
I to pytania tych pierwszych stały się tydzień temu przedmiotem skandalu związanego z resortem Adamczyka.
Były dziennikarz śledczy, a obecnie kierujący własną firmą Keja PR Leszek Kraskowski, który od grudnia 2015 r. do września 2016 r. pracował dla resortu infrastruktury i doradzał ministrowi Adamczykowi, wyjawił, że PKP po otrzymaniu pytań próbowało wstrzymać materiał TVN, kontaktując się ze Scripps Networks Interactive (właściciel Grupy TVN).
– Jak jest możliwe powierzenie wszelkich tajemnic bezpieczeństwa infrastruktury spółce, która ma jedynie adres pocztowy, a nie posiada nawet siedziby? Maila otrzymuje sześć osób: minister, wiceminister odpowiedzialny za PKP, szef gabinetu politycznego ministra, szef biura ministra, rzecznik prasowy, naczelnik wydziału prasowego. (…) Nikt nie reaguje. Zero odpowiedzi. Kraskowski rozpoczyna więc wędrówkę od gabinetu do gabinetu. W wydziale prasowym ministerstwa ton odpowiedzi jest taki: „To nie nasza sprawa. To zmartwienie PKP. Zostaw to. Po co ci to? Mało mamy tu roboty?” – tak Kraskowski relacjonował swoje działania na profilu na Facebooku.
Według byłego doradcy ministra, Adamczyk poprosił go o przesłanie mu pytań od dziennikarzy TVN jeszcze 16 czerwca 2016 r. Pokłosiem wpisu byłego doradcy Adamczyka, była interpelacja posła Artura Dunina, w której zapytał szefa resortu infrastruktury, czy kierownictwo ministerstwa (w tym sam Adamczyk), rzeczywiście otrzymało pytania od dziennikarzy TVN dotyczące umowy PKP z Sensus Group.
Na interpelację posła, którą przekazał resortowi marszałek Sejmu Marek Kuchciński z PiS, odpowiedział zastępca Adamczyka – Andrzej Bittel, były funkcjonariusz CBA i zaufany ministra koordynatora Mariusza Kamińskiego. – Szanowny Panie Marszałku (…) Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa nie otrzymało od dziennikarzy TVN w pierwszej połowie czerwca 2016 r. pytań dotyczących zawarcia przez PKP SA umowy z Sensus Group sp. z o.o. Pytania będące zainteresowaniem posła Artura Dunina były kierowane do PKP SA.
Z kolei minister koordynator i były szef Bittela – Mariusz Kamiński, odpowiadając na drugą interpelację posła (w sprawie próby zablokowania materiału u właściciela TVN – red.) stwierdził: – Pragnę poinformować, że przedstawiciele rządu nie kontaktowali się z akcjonariuszami TVN SA w związku ze sprawą, o którą pan poseł pyta. W związku z powyższym pytania zadane przez pana posła są bezzasadne.
Kraskowski ponownie włączył się do sprawy po odpowiedziach udzielonych przez byłych funkcjonariuszy CBA i opublikował swojego maila do ministra i kierownictwa resortu z czasów, gdy dla ministerstwa pracował. – Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk i wiceminister Andrzej Bittel kłamią, zapewniając, że w pierwszej połowie czerwca ministerstwo nie miało pojęcia o aferze Sensus Group w PKP. Oto pytania od dziennikarza TVN, które 8 czerwca 2016 r., o godz. 11.45, przesłałem do sześciu osób w ministerstwie, z ministrem Adamczykiem na czele. (…) Byłem doradcą ministra ds. mediów. Moim zadaniem było kontaktowanie się z dziennikarzami przede wszystkim w sytuacjach kryzysowych. Właśnie dlatego mnie zatrudniono. Pani rzecznik zajmowała się „bieżączką”. Przekazałem natychmiast dalej pytania z TVN. Skontaktowałem się z dziennikarzem, pracownikami ministerstwa i z PKP. Zorientowałem się, że sprawa jest z gatunku „kryzysowych”. Nie leżała u mnie w szufladzie – napisał na Facebooku, załączając zdjęcie wspomnianego maila.
Na komentarze, że ministerstwo nie otrzymało pytań bezpośrednio od dziennikarzy – więc nawet jeśli on przekazał je dalej resortowi, to minister pisze prawdę – Kraskowski odparł: – Żadna semantyka, tylko ordynarne kłamstwa. TVN później wielokrotnie kontaktował się w tej sprawie z pracownikami Wydziału Prasowego MIB (Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa – red.).
Sprawie smaczku dodaje fakt, że badająca sprawę umowy PKP z Sensus Group CBA w czasie prowadzonych czynności dowiedziała się, że istnieje nagranie (dźwięk i obraz) z imprezy sylwestrowej, na której doszło do awantury między oficerami służb specjalnych. Wśród uczestników był podwykonawca Sensusa – major BOR Robert T., obecny szef CBA Ernest Bejda i obecny szef ABW Piotr Pogonowski. Sytuacja ma wyglądać szczególnie nieciekawie dla tego ostatniego. Pytane przez nas o sprawę CBA i ABW wysłały tożsame oświadczenia, w których przekonują, że wydarzenia miały charakter prywatny i miały miejsce przed objęciem przez obu panów obecnie piastowanych stanowisk.
Niewykluczone jednak, że PiS może obawiać się wybuchu nowej afery taśmowej – tym razem ze swoimi ludźmi w rolach głównych.
Wkurzeni przedsiębiorcy i PiS
Afera na PKP to jednak tylko czubek góry. – Zgłaszają się do nas, do naszych biur, właściciele firm budowlanych bardzo mocno pokrzywdzonych w związku z kontraktami, które były prowadzone przez Główną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Są to firmy, które zostały doprowadzone do ruiny. I do tej pory moglibyśmy mówić, że doprowadzone do ruiny tylko i wyłącznie przez poprzednie rządy, czyli koalicję PO–PSL. Niestety, dziś trzeba powiedzieć, że również obecne kierownictwo, a więc i pan, panie ministrze, nie może zdjąć z siebie odpowiedzialności za kondycję tych firm, ponieważ minęło już sporo czasu od momentu, kiedy przejął pan resort, o którym tu mowa – powiedział senator PiS Jan Żaryn, jednocześnie apelując do Adamczyka: – we wspólnym oświadczeniu, które zostało złożone, brakuje jednego wątku, który chciałbym potraktować jako moje własne, osobne pytanie. Mianowicie bardzo proszę o odpowiedź na pytanie, czy jest możliwa lepsza komunikacja między dwoma resortami, to znaczy resortem pańskim, panie ministrze, a resortem sprawiedliwości. Oto bowiem minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w jednym ze swoich ostatnich wywiadów, zamieszczonym w jednym z tygodników ogólnopolskich, na pytanie o oszustwa związane z budową dróg i autostrad odpowiedział jednoznacznie, cytuję: „Jestem zszokowany plagą oszustw wobec średnich i drobnych przedsiębiorstw. Wiele firm nie tylko przy okazji budowy dróg i autostrad zostało skrzywdzonych, oszukanych, zniszczonych. I można odnieść wrażenie, że państwo polskie to tolerowało, bo liczyło się tylko z najsilniejszymi, tylko z oligarchami, których noszono w lektykach. I chociaż Donald Tusk często się do tych przedsiębiorstw odwoływał, to na co dzień traktowano ich jak ludzi gorszej kategorii”. Bardzo proszę, panie ministrze, aby nie zamieniano w przyszłości nazwiska Donalda Tuska na nazwisko Andrzeja Adamczyka. Dziękuję – kwituje Żaryn.
Minister magister
Jeżeli nawet powyższe sprawy nie wpłyną na decyzję prezesa PiS o odwołaniu Adamczyka, to to, co może pozbawić go stanowiska i członkostwa w partii, to bliższy zwykłym wyborcom skandal obyczajowy. A takim jest rosnąca afera wokół wykształcenia ministra Adamczyka.
Gdy w 2014 r. szalała afera taśmowa, a politycy PiS, pewni, że za rok obejmą władzę, szykowali się do skoku na stanowiska, Adamczyk, (wówczas 55–letni), był zaledwie technikiem budownictwa. Jak na potencjalnego szefa resortu to trochę mało. Jednak jeszcze w 2014 r. obronił pracę licencjacką na prywatnej Społecznej Akademii Nauk w Łodzi. Ale – jak relacjonowały media – w oczach szefa PiS to wciąż miało być za mało.
W 2016 r. minister Adamczyk został magistrem. Uczelnią, na której obronił pracę, ponownie była Społeczna Akademia Nauk (w oddziale zamiejscowym w Olkuszu).
Sprawa kariery naukowej Adamczyka przykuła uwagę dziennikarzy, którzy nie mogli uzyskać wglądu do pracy magisterskiej ani licencjackiej ministra. Tajemnicą pozostawały zarówno tematy prac, promotorzy, jak i recenzenci. Sytuacja zaczęła się robić coraz gorętsza, a pod adresem Adamczyka zaczęły padać zarzuty m.in. o plagiat. Sam minister odniósł się do sprawy dopiero miesiąc temu.
– Zapraszam opozycję, niech wszyscy pokazują swoje prace. Pojawiły się pewne zarzuty, że jej nie ma, że to plagiat. Moja praca magisterska i moje studia są moim wewnętrznym zobowiązaniem wobec siebie. To był mój wewnętrzny problem i dla moich rodziców. Ja nie informowałem nikogo, że realizuję to swoje zobowiązanie. Ona została zaakceptowana, ona przeszła wszystkie procedury! (…) Czy uważa pan, że mogę sobie pozwolić na jakieś uchybienie w tej sprawie? Byłem na wszystkich zajęciach, wszystkie egzaminy zdawałem z moją grupą, tak licencjat, jak i pracę magisterską. Jestem magistrem w zarządzaniu ekonomią, to był też temat pracy – przekonywał Adamczyk w rozmowie z Radiem Zet, jednocześnie nie podając żadnych szczegółów (tytuły prac, promotorów, recenzentów), o które prosili dziennikarze.