Katarski właściciel PSG żąda za Neymara 400 mln euro. Tylko jeden klub może wydać taką sumę.
6 marca na paryskim stadionie Parc des Princes (Park Książąt) Real Madryt ostatecznie pogrzebał marzenia miejscowego Paris Saint-Germain na sukces w prestiżowej Lidze Mistrzów. W dwumeczu drużyna ze stolicy Hiszpanii strzeliła Paryżanom aż pięć goli, tracąc zaledwie dwa. To już kolejny raz, kiedy finansowany przez katarskiego miliardera Nassera Al-Khelafiego klub żegna się z europejskimi rozgrywkami. W minionym sezonie katem PSG w jednej ósmej finału była inna hiszpańska drużyna – FC Barcelona. Natomiast dwa lata temu ekipa z Paryża musiała uznać wyższość angielskiego Manchesteru City. Latem minionego roku katarski szejk stracił cierpliwość do regularnych porażek w Lidze Mistrzów. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę i wyciągnąć z kieszeni 222 mln euro na transfer Brazylijczyka Neymara z Barcelony. Do kolekcji dorzucił Francuza Kyliana Mbappe za 180 mln euro kupionego od rosyjskiego miliardera Dmitrija Rybołowlewa, właściciela AS Monaco. To miało otworzyć PSG drogę do triumfu na europejskich stadionach. Tak się jednak nie stało. Na nieszczęście dla katarskiej dynastii Al-Khelafich Neymar na kilka dni przed rewanżowym meczem z Realem doznał poważnej kontuzji, która stawia pod znakiem zapytania jego dalsze występy w tym sezonie.
Przegrana Paryżan z Królewskimi dla szejka Nessera jest podwójnie bolesna. Po pierwsze – idea bezgranicznego pompowania setek milionów piłkarsko-marketingowy projekt znów nie zdała egzaminu i po raz kolejny PSG wylądował za burtą europejskich rozgrywek. Po drugie – coraz głośniej mówi się, że szejk stracił zaufanie swojej największej gwiazdy, Neymara. Po kompromitacji z Realem 26-letni Brazylijczyk miał zrozumieć, że w barwach paryskiego klubu nigdy nie zdobędzie upragnionej „Złotej Piłki” – nagrody przyznawanej przez prestiżowy magazyn „France Football” dla najlepszego piłkarza globu. Od 10 lat wyróżnienie to jest zarezerwowane dla dwójki piłkarzy: Cristiano Ronaldo (Real Madryt) i Leo Messiego (FC Barcelona). Neymar czuje się naturalnym następcą Portugalczyka i Argentyńczyka, jednak by zająć ich miejsce, potrzebuje dołączyć do klubu dającego gwarancję sukcesów na europejskiej arenie. W Barcelonie spalił za sobą wszystkie mosty. Zostaje więc Real Madryt. Dobrze poinformowani hiszpańscy dziennikarze nie mają wątpliwości – Brazylijczyk jest o krok od porozumienia z Królewskimi. Wszystko zależy od ceny, jaką poda katarski szejk Al-Khelafi. Licytacja rozpoczęła się od 400 mln euro. Tyle „na dzień dobry” życzy sobie za Neymara miliarder z Bliskiego Wschodu
400 mln euro i ani centa mniej
O niepisanym porozumieniu pomiędzy Neymarem a prezesem Realu Madryt Florentino Perezem mówi się od dawna. Zanim Brazylijczyk w 2013 roku dołączył do drużyny z Katalonii, jego ojciec i agent w jednej osobie prowadził gorące negocjacje w stolicy Hiszpanii. Ostatecznie to oferta FC Barcelony okazała się dla 26-letniego zawodnika korzystniejsza. Dziś już wiadomo, że za transferem piłkarza z brazylijskiego Santosu do Katalonii kryły się wielomilionowe przekręty podatkowe oraz urywanie rzeczywistej ceny transakcji w różnych prowizjach, oraz tajemniczych opłatach. Pomimo przegranej batalii o Neymara z odwiecznym rywalem, Florentino Perez nigdy nie porzucił projektu sprowadzenia gwiazdora na Santiago Bernabeu. „Operacja Neymar” została odłożona do szuflady, by poczekać na lepszy moment. Ten właśnie nadszedł. (…)
Cały artykuł w Gazecie Finansowej 11/2018
{source}
{/source}