Czym skończy się wojna Marka Zuckerberga z Georgem Sorosem?
“The New York Times” ujawnił, że portal Facebook wynajął speców od czarnego PR, firmę Definers Public Affairs, by ci przekierowali falę oburzenia, po skandalach z wyciekiem danych, na miliardera-filantropa Georga Sorosa. Firma Zuckerberga przyznała się do wynajęcia takich specjalistów, ale zaznaczyła, że przekroczyli oni swój kontrakt. Teraz otoczenie miliardera wzywa kongres USA do wszczęcia śledztwa.
Fakty i akty
Najnowsza burza wokół najpopularniejszego portalu społecznościowego wybuchła po publikacji „The New York Times”. Dziennikarze ujawnili w niej, jak zachowała się firma Marka Zuckerberga w reakcji na narastający kryzys wizerunkowy. Po pomoc zwróciła się do waszyngtońskiej agencji PR Definers Public Affairs. Sprawa jest o tyle ciekawa, że agencję stworzyli republikańscy spece od kampanii, czyli ludzie, których liberalni sympatycy Facebooka nie darzą wielką miłością.
– Przedsiębiorstwo, założone przez byłych republikańskich speców kampanijnych, specjalizuje się w stosowaniu politycznych sztuczek wizerunkowych na potrzeby korporacji. Definers na zlecenie Facebooka promowali artykuły oczerniające największych rywali medium (m.in. Google i Apple) i uderzali w krytyków przedsiębiorstwa Zuckerberga. Jedną z ofi ar negatywnej kampanii stał się związany ze środowiskiem demokratów liberalny filantrop George Soros. Pracownicy Definers rozpowszechniali informacje, jakoby wspierał on finansowo krytyków Facebooka – w rzeczywistości nie było na to dowodów. Zuckerberg zerwał współpracę z Definers po publikacji „The New York Times” – wyjaśnia red. Jan Szyszko z tygodnika „Polityka”.
W praktyce oznaczało to wiązanie osób krytykujących Facebooka, których po wyjściu na jaw afery Cambridge Analytica i wycieków danych nie brakowało, z węgierskim miliarderem, znienawidzonym i demonizowanym przez prawicę. Tym samym próbowano doprowadzić do tego, by dwa środowiska uznawane za „wrogie” Facebookowi, zaczęły walczyć między sobą. Scenariusz, którego nie powstydziliby się twórcy klasycznego już filmu „Wag the dog” (pol. „Fakty i akty”).
– W oczach ludu reputację internetowego giganta miał ratować m.in. atak na Sorosa. Miliarder miał być siłą napędową krytyków Zuckerberga. Na prośbę Facebooka, Definers Public Affairs opublikował raport badawczy, którego wyniki sugerowały, że grupy krytyków serwisu są ściśle powiązane z węgierskim miliarderem. W raporcie zapisano, że biznesmen miał rzekomo finansować działania anty-Facebookowych stowarzyszeń: Freedom from Facebook i Colour of Change. Opublikowane przez agencję badania sugerowały też, że Soros, wykorzystując swoje stosunki handlowe, miał lobbować w żydowskiej grupie praw obywatelskich, by krytykować serwis jako antysemicki – mówi Marta Szymczyk z „Newsweeka”. Inną metodą republikańskich PR-owców, jaką opisał „The New York Times”, było tworzenie negatywnych publikacji wymierzonych w innych technologicznych gigantów jak Google czy Apple. Czyli próba przerzucenia uwagi na problemy innych.
Soros oburzony
Sam miliarder nie ukrywał swojego negatywnego stosunku do biznesu Zuckerberga. Sporym echem odbiło się jego tegoroczne wystąpienie w trakcie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, w którym ostro skrytykował zarówno Facebooka, jak i Google.
– Chcę poświęcić większość mojego pozostałego czasu na rozmowę o innym globalnym problemie: rosnącym i monopolistycznym zachowaniu gigantycznych firm z branży IT. Przedsiębiorstwa te często odgrywały rolę innowatorów i wyzwolicieli. W miarę jak Facebook i Google stawały się jednak coraz potężniejszymi monopolami, stały się przeszkodami dla innowacji i wywołały szereg problemów, z których dopiero teraz zaczynamy zdawać sobie sprawę. Te firmy zarabiają na wyzysku swojego środowiska. Firmy wydobywcze i naftowe wyzyskują środowisko fizyczne, przedsiębiorstwa z branży mediów społecznościowych – wyzyskują środowisko społeczne. Jest to szczególnie niegodziwe, bo firmy z branży mediów społecznościowych wpływają na to, jak ludzie myślą i się zachowują – i nie zdają sobie z tego przy tym sprawy. Ma to daleko idące negatywne konsekwencje dla funkcjonowania demokracji, w szczególności dla integralności wyborów.
Cechą wyróżniającą spółki zarządzające internetowymi platformami jest to, że są to sieci i odnotowują rosnące przychody krańcowe; stanowi to o ich fenomenalnym wzroście. Efekt sieciowy jest naprawdę bezprecedensowy i przekształca nasz świat, ale jest również nie do utrzymania. Facebook potrzebował ponad 8 lat, by dotrzeć do miliarda użytkowników. Połowę tego czasu zajęło mu dotarcie do drugiego miliarda. W tym tempie Facebookowi w ciągu trzech lat skończą się ludzie – brzmi fragment przemówienia miliardera, cytowany przez „Business Insider”. Soros zwrócił też uwagę na gigantyczny udział Facebooka i Google w rynku reklam. Kluczem do sukcesu gigantów – według miliardera – jest natomiast unikanie odpowiedzialności za zamieszczane na platformach treści oraz unikanie płacenia za nie.
– Twierdzą, że są jedynie dystrybutorami informacji. Fakt, że są to niemalże monopolistyczni dystrybutorzy, czyni z nich przedsiębiorstwa użyteczności publicznej i sprawia, że powinny podlegać bardziej rygorystycznym przepisom mającym na celu ochronę konkurencji, innowacyjności oraz sprawiedliwego i otwartego powszechnego dostępu – przekonywał Soros w Davos, podkreślając przy tym problem wykorzystywania przez gigantów danych ich użytkowników oraz spolegliwości wobec niedemokratycznych reżimów, rządzących rynkami, na które chcą wejść. Po ujawnieniu przez „The New York Times” jak wizerunek miliardera został wykorzystany, przez wynajętych przez Facebook speców, głos zabrali najbliżsi współpracownicy Sorosa. Prezes Fundacji Społeczeństwa Otwartego George’a Sorosa Paul Gaspard skierował list do dyrektor operacyjnej Facebooka Sheryl Sandberg, w którym nie szczędził gorzkich słów. Metody Definers określił mianem zagrażających dla wartości leżących u podstaw demokracji.
Facebook się tłumaczy
Po zamieszaniu, jakie wywołała publikacja „Th e New York Times”, głos zabrali również przedstawiciele Facebooka. Firma Zuckerberga broniła się, że regularnie przeciwdziała (odszukuje i kasuje konta) szerzeniu fake newsów i działaniom trolli. Firma publicznie poinformowała też o zakończeniu współpracy z Definers… mimo że nie doszukała się w jej działaniach niczego nieetycznego.
– W opinii serwisu agencja postępowała rutynowo, informując o konkretnych działaniach podejmowanych przez Facebook i inspirowała dziennikarzy, by zbadali źródła finansowania organizacji krytycznych wobec Facebooka, jednak nie było w tym elementów czarnego PR, a zarzuty dotyczące braku etyki są po prostu nieprawdziwe – wyjaśnia branżowy portal „Wirtualne Media”. Ujawnienie działań wynajętej przez firmę Zuckerberga agencji PR zbiegło się w czasie z publikacją raportu przejrzystości Facebooka. A dane z niego płynące wzbudziły niemałe kontrowersje. Okazało się m.in., że od października 2017 roku portal odkrył ponad 2,83 mld fałszywych kont. Liczba ta jest o tyle zatrważająca, że na świecie z tego portalu korzysta ok. 2 mld ludzi. Oznacza to, że na każdego prawdziwego użytkownika przypadało więcej, niż więcej niż jedno fałszywe konto. A proceder ten bynajmniej się nie zakończył.