Gianni Infantino miał wprowadzić nową jakość w zarządzaniu Międzynarodową Federacją Piłki Nożnej (FIFA). Dziś już wiemy, że jest to kolejny czarny charakter, balansujący na granicy korupcji i niemoralnych interesów.
Kiedy w 2015 roku z fotelem prezesa FIFA żegnał się Sepp Blatter, świat futbolu odetchnął z ulgą. Kadencja Szwajcara pękała od korupcyjnych szwindli, których finałem były spektakularne zatrzymania czołowych działaczy Federacji, oskarżonych o przyjmowanie milionowych łapówek w zamian za poparcie dla organizatorów kolejnych mundiali. Umoczonego po uszy w aferach Blattera zastąpił jego rodak Gianni Infantino, który wcześniej przez lata piastował stanowisko sekretarza generalnego Unii Europejskich Związków Piłkarskich (UEFA). W tym okresie dał się poznać jako sprawny menadżer, ze stabilnym kręgosłupem moralnym; jako biała owieczka w stadzie skorumpowanych hien z Blatterem i Michelem Platinim na czele.
Nie była to jednak prawdziwa twarz Szwajcara. Przywdziana maska stopniowo opadała z każdym miesiącem jego rządów w FIFA. Potajemne rozmowy z arabskimi szejkami, handlowanie prawami do transmisji międzynarodowych turniejów, w końcu – tuszowanie przekrętów najbogatszych klubów świata. To krótka lista „osiągnięć” Gianniego Infantino. Niedługo może się ona wydłużyć o kolejne pikantne historie. Portal Football Leaks, który regularnie ujawnia brudy piłkarskiej elity, zapowiedział, że Szwajcar będzie bohaterem jeszcze niejednej afery.
Pocałunek śmierci od Platiniego i Blattera
W 2016 roku wygrana Infantino w wyborach na prezydenta FIFA wcale nie była przesądzona. Do przypieczętowania swojego zwycięstwa Szwajcar potrzebował dogrywki w drugiej turze głosowania. Ostatecznie zdobył 118 głosów, czyli o 27 więcej niż jego najgroźniejszego rywal, szejk Salman bin Ebrahim al-Khalifa. Za wyborem Infantino głosowali przedstawiciele niemal wszystkich europejskich federacji zrzeszonych w UEFA (w tym PZPN) oraz większość południowoamerykańskich federacji (CONMEBOL). Szejka poparła natomiast Azja i Afryka.
Wygrana Szwajcara miała stanowić dla FIFY nowe otwarcie, zrywające z 17-letnią kadencją Blattera, zwieńczoną prokuratorskimi zarzutami. Młody, energiczny, niezblatowany ze skorumpowaną elitą. Tak przeszło dwa lata temu media opisywały sylwetkę Infantino. Jednak już pierwsze przemówienie elekta wprowadziło w zakłopotanie nawet jego największych entuzjastów. „Dziękuję Michelowi za wszystko, co dała mi współpraca z nim, za każdą rzecz, której mnie nauczył, możecie wierzyć na słowo, często myślę o nim i sytuacji, która go spotkała” – stwierdził Szwajcar tuż po zakończeniu głosowania w Zurychu, gdzie mieści się siedziba FIFA.
Adresatem jego wypowiedzi był oczywiście Michel Platini, oskarżany wówczas przez szwajcarski wymiar sprawiedliwości o korupcję, której miał się dopuścić na stanowisku szefa UEFA. Chodziło o głośny przelew na kwotę dwóch milionów dolarów, który Francuz otrzymał z prywatnego konta Blattera. Dowody były na tyle jednoznaczne, że Komisja Etyki FIFA zawiesiła byłego zawodnika Juventusu Turyn na osiem lat w pełnieniu jakichkolwiek funkcji w profesjonalnym futbolu, a prokuratura postawiła mu zarzuty. Nawiązanie do „dorobku” legendarnego piłkarza stało w jawnej sprzeczności z zapewnieniami Infantino o „nowym otwarciu”. Mimo to Szwajcar stał murem ze swoim byłym przełożonym. Z wyborem nowego szefa FIFA i jego przyjaźnią z Platinim nie mógł pogodzić się Diego Maradona, słynący z kontrowersyjnych wypowiedzi. Argentyńczyk nazwał Infantino zdrajcą oraz wezwał go do złożenia dymisji. „Pracuje dalej, jak gdyby nic się nie stało, podczas gdy jego szef znalazł się między młotem a kowadłem, prawie trafił za kratki, w takiej sytuacji nie powinien w ogóle kandydować” – rzucał gromy „boski Diego”.
Byłemu sekretarzowi UEFA na początku kampanii nie pomogła również laurka wystawiona przez skompromitowanego Seppa Blattera. „Jest młody, wpływowy, ma dużo energii. Jestem pewien, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. On ma wszystkie cechy potrzebne do kontynuowania mojej pracy” – chwalił swojego następcę 80-letni wówczas Blatter. Ta swoista laudacja słusznie została wówczas określona mianem „pocałunku śmierci” od skompromitowanego działacza.
Ciemne interesy z arabskimi szejkami
Tuż przed wyborem Infantino na prezesa FIFA Maradona wypowiedział słowa, które dziś możemy uznać za prorocze. „Chciałbym zobaczyć prezydenta, którego nie interesuje bogacenie się na piłce, sponsorach czy mistrzostwach świata, bo w ten sposób działacze zbijają ogromne majątki” – rzucił w swoim stylu Argentyńczyk. Po dwóch latach kadencji Szwajcara już wiemy, że nie spełnia on wymagań postawionych przez legendarnego Diego. Wręcz jest ich zaprzeczeniem. Najnowsze pomysły Infantino tylko potwierdzają, że piękno futbolu, piłkarska rywalizacja i etos sportowca to dla niego sprawy drugorzędne. Liczą się wyłącznie kontrakty marketingowe, hurtowa sprzedaż praw do transmisji i szemrane interesy. Te ostatnie najchętniej robi z szejkami z Arabii Saudyjskiej.
Jak bowiem donosi niemiecki „Der Spiegel”, Infantino w ostatnich miesiącach kilkakrotnie spotkał się saudyjskim królem oraz jego następcą, którzy ostatnio nie mają najlepszej prasy po tym, jak świat obiegła wiadomość o zamordowaniu i poćwiartowaniu dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego. Do tej makabrycznej zbrodni miało dojść w konsulacie Arabii Saudyjskiej w Stambule. Co łączy prezydenta FIFA z szejkami, którzy publicznie przyznają się do wspierania organizacji terrorystycznych? Jak donoszą zagraniczne media, Gianni Infantino szuka wśród nich sponsorów na swój najnowszy pomysł. Jest nim rozbudowanie Klubowych Mistrzostw Świata (KMŚ) poprzez zwiększenie ilości uczestników z 7 do 24. Do tego potrzeba jednak nie milionów, a miliardów dolarów. A tych najlepiej szukać na Bliskim Wschodzie. Wie o tym nie tylko szef FIFA, ale również kilka europejskich klubów, w które szejkowie pompują swoje petromiliardy.
Plan Infantino zakłada aż 75-krotne zwiększenie budżetu KMŚ z 37 mln do 3 miliardów dol. Szwajcar nie chce jednak zdradzić, skąd miałyby pochodzić te pieniądze. Równocześnie nie zaprzecza, że potencjalne źródło finansowania leży na Półwyspie Arabskim. Z dziennikarskich przecieków wynika, że sponsorzy już zdążyli założyć specjalny fundusz inwestycyjny w japońskim konglomeracie kapitałowym SoftBank. Infantino ponoć rozważa dwa warianty. Pierwszy zakłada, że KMŚ byłyby rozgrywane raz na cztery lata, zastępując w kalendarzu Puchar Konfederacji, czyli rozgrywany na rok przed mundialem turniej, traktowany jako próba generalna w kraju gospodarza mistrzostw świata. Drugi pomysł to coroczny, przedsezonowy turniej w lipcu lub sierpniu. Obie propozycje spotkały się z ostrą krytyką zarówno ze strony UEFA, jak i klubowych organizacji takich jak Europejskie Stowarzyszenie Klubów oraz World Leagues Forum – federacji skupiającej 38 zawodowych lig.
– Nie potrafię pogodzić się z tym, że niektórzy ludzie zaślepieni żądzą zysku rozważają sprzedaż duszy turniejów piłkarskich mętnym prywatnym funduszom – pienił się szef UEFA Aleksander Ceferin na wieść o najnowszym pomyśle Infantino. – Futbol nie jest na sprzedaż, nie pozwolę, by został złożony na ołtarzu wysoce cynicznego i bezwzględnego merkantylizmu – dorzucił.
Reelekcja pod znakiem zapytania
Lista „grzechów” prezesa FIFA jest znacznie dłuższa. Niemiecki „Sueddeutsche Zeitung” twierdzi, że działania 48-letniego Szwajcara prowadzą wprost do „wyprzedaży” światowego futbolu. Dziennikarze mają na to mocne dowody. Podają, że jeden z projektów Infantino zakłada utworzenie zupełnie nowego turnieju – Ligi Światowej, który swoją formułą przypominałby organizowaną przez UEFA Ligę Narodów. Biorąc pod uwagę napięty kalendarz piłkarski, uruchomienie nowych rozgrywek nie ma żadnego sensu. Jednak nie o sens sportowy tu chodzi, lecz o grube miliardy. Jak bowiem wynika z ustaleń niemieckiego dziennika, w projekcie nowych rozgrywek znalazły się dodatkowe zapisy o sprzedaży praw do mundialu, w tym do transmisji telewizyjnych oraz internetowych, a także archiwów, filmów, a nawet gier wideo. Na całej operacji FIFA zarobiłaby ok. 25 miliardów dol. Wdrożeniem i realizacją projektu miałaby się zająć nowopowołana spółka FIFA Digital Corporation, w której światowa federacja uzyskałaby 51 proc. udziałów w kapitale. Jej prezesem zostałby nie kto inny, jak Gianni Infantino. Z tego tytułu co roku na jego konto miałoby wpływać ponad 2 mln dol.
W maju 2019 roku kadencja Szwajcara dobiega końca. Infantino już zapowiedział, że będzie ubiegał się o reelekcję. Jego plany mogą jednak pokrzyżować najnowsze doniesienia portalu Football Leaks. Wynika z nich, że prezes FIFA doradzał klubom Paris Saint-Germain oraz Manchesterowi City jak obejść przepisy zakazujące wydawania gigantycznych milionów na transfery. Jeżeli te doniesienia się potwierdzą, wówczas Infantino będzie mógł pożegnać się z ciepłym stołkiem szefa federacji, a swoje kontrowersyjne projekty wyrzucić do kosza.