W Polsce trwa spór dotyczący kształtu regulacji rynku aptecznego. Jedna z jego stron optuje za rynkiem otwartym, konkurencyjnym i propacjenckim. Druga forsuje model rynku zamkniętego i skoncentrowanego na realizacji interesów wąskiej grupy farmaceutów.
W ciągu ostatnich lat prawodawca przychylał się raczej do tej drugiej koncepcji, osiągając zresztą rezultaty odwrotne do zamierzonych. Najlepszym przykładem może być „apteka dla aptekarza”, która – będąc regulacją mającą poprawić dostępność aptek na terenach wsi i małych miasteczek – doprowadziła do likwidacji ponad tysiąca placówek, w kilkudziesięciu przypadkach będących jedyną w okolicy.
Równolegle, coraz większą rolę w polskim systemie aptecznym odgrywa samorząd zawodowy aptekarzy. Coraz częściej pragnie też przejmować rolę regulatora rynku, wykraczając poza przewidzianą przepisami konstytucji rolę samorządu zawodowego.
Powyższemu zjawisku, tj. konsekwentnym próbom poszerzania zakresu kompetencji samorządu zawodowego, towarzyszy zjawisko „drzwi obrotowych” na rynku aptecznym. Polega ono na stosunkowo swobodnym przepływie osób pomiędzy poszczególnymi podmiotami budującymi rynek apteczny i wykonywaniu przez te same osoby wielu funkcji w relatywnie krótkich odstępach czasu. Farmaceuta prowadzący aptekę może stać się członkiem organu władz samorządu aptekarskiego, który z kolei dzięki swoim szerokim kompetencjom ma możliwość skutecznego ustanawiania reguł funkcjonowania na rynku. Nic nie stoi na przeszkodzie, by farmaceuta taki w kolejnym kroku objął stanowisko Wojewódzkiego, czy nawet Głównego Inspektora Farmaceutycznego, czyli realizował funkcję nadzoru nad rynkiem. Przepisy stanowią bowiem wprost, że inspektorem farmaceutycznym może być wyłącznie farmaceuta. Po zakończeniu pracy jako Inspektor, farmaceuta może wrócić do funkcjonowania na rynku jako przedsiębiorca prowadzący aptekę. W rezultacie, Główny Inspektor Farmaceutyczny może być byłym przedstawicielem władz samorządu aptecznego, a przedstawiciel władz samorządu aptecznego – byłym Inspektorem. Taka sytuacja tworzy swoisty „układ zamknięty”, którego ofiarami stają się w pierwszej kolejności właściciele aptek, dla których organy samorządu nie widzą na rynku miejsca, a w drugiej kolejności – pacjenci, dla których dostępność leków zmniejsza się.