Strach wyrządził więcej szkód niż koronawirus.
Spotykają się COVID-19 i zwykła grypa. Ta ostatnia puszy się, że wszyscy mówią o koronawirusie, a przecież ona zabija znacznie więcej ludzi. „No tak – mówi Covid-19 – ale ja mam lepsze public relations”. To, że wizerunek stał się ważniejszy od faktów, nie jest wynalazkiem XXI i XX w. Tak było od zawsze, jednak po raz pierwszy w historii ludzkości epidemia strachu jest groźniejsza niż sama choroba. Historia zapamięta lockdowny (zamykanie gospodarki) jako produkt pseudonaukowej ideologii, przejawów bezprecedensowej masowej histerii i strachu. Co takiego się stało, że ludzie zaczęli się bać czegoś, co było i jest relatywnie niegroźne? Szansa zgonu na COVID-19 w zależności od grupy wiekowej wynosiła 1 na 1,71 mln w grupie 0-4 lata, 1 na 3,59 mln w grupie 5-14, 1 na 219 tys. w grupie 15-24, 1 na 34,3 tys. w grupie 25-44, 1 na 3,45 tys. w grupie 45-64, 1 na 887 w grupie 65-77 i 1 na 186 w grupie 75-90 lat. Dla porównania szansa dla dorosłego człowieka, że umrze na raka, jest 1 do 7, na to, że umrze na serce 1 na 6, na udar słoneczny 1 na 7,7 tys., a że zadławi się jedzenie 1 na 2,6 tys. Mieliśmy (i mamy!) do czynienia z fenomenem epidemii strachu, a nie faktycznej epidemii.
Potęga strachu
W popularnym dowcipie 400 Arabów ucieka przed jednym Żydem. Zapytani o powód ucieczki (was jest 400, a on jeden!) odpowiadają zgodnie: a bo to wiadomo, kogo strzeli w mordę? Ta anegdota pasuje do histerii z koronawirusem. Znacznie więcej Polaków zmarło z powodu tej histerii niż z powodu koronawirusa. Stosunek zgonów na „koronę” do tych, którzy umarli z powodu braku pomocy lekarskiej jest 1 do 2. Czyli na każdego, kto umarł na koronawirusa, przypada dwóch, którzy zmarli, bo zamknięto dostęp do służby zdrowia.
Za tą ogólnoświatową histerię odpowiada Bruce Aylwarda z WHO (Światowej Organizacji Zdrowia), który ogłosił, że zamknięcie Chin ograniczyło epidemię. To z kolei opierało się na spekulacjach, że każdy jest podatny na COVID-19 i że bez blokady wzrost zachorowań i śmierci był nieunikniony. Ta histeria nie miała żadnych naukowych podstaw. Od lutego 2020 r. było wiadomo, że wirus SARS-CoV-2, który powoduje COVID-19 u osób podatnych, był bardzo blisko spokrewniony z innymi koronawirusami, z których niektóre są szeroko rozpowszechnione. Układ odpornościowy ludzi nie mógł uznać tej choroby za całkowicie nową.
Strach jest adaptacyjnym mechanizmem obronnym zwierząt, który ma zasadnicze znaczenie dla przetrwania. Żyjemy dzięki strachowi, tak w skrócie. Ci z naszych krewnych, którzy byli zbyt odważni, nie przekazywali swoich genów dalej. Jednak gdy strach jest przewlekły lub nieproporcjonalny, staje się szkodliwy. To, co wydarzyło się w sprawie epidemii koronawirusa, było zwykłą paniką. Więcej ludziom zaszkodziła histeria niż sam koronawirus. Przykładem szkodliwości histerii są właśnie lockdowny, czyli zamykanie gospodarki.
Podczas epidemii liczba osób, których zdrowie psychiczne jest zagrożone, jest zwykle większa niż liczba osób dotkniętych infekcją. Koszty ekonomiczne związane z zaburzeniami psychicznymi są wysokie, czego kompletnie nie wzięto pod uwagę, rozkręcając spiralę strachu.
Szczytem absurdu było w Polsce przejście z normalnego leczenia na teleporady. Zupełnym absurdem jest utrzymywanie tychże teleporad, gdy personal medyczny został zaszczepiony. Po części doszło do patologicznej sytuacji, gdy lekarz „do 16.00” udzielał tylko teleporad, ale po 16.00 prywatnie już leczył „normalnie”.
Agresywna grypa
Koronawirus jest stary jak świat. Genom tego wirusa zbudowany jest z pojedynczej nici RNA, wirusy te atakują głównie ssaki i ptaki. Nazwa zaś pochodzi od otoczki, która widoczna pod mikroskopem przypomina koronę. Koronawirusa wyizolowano już na początku lat 60, jako przyczynę przeziębień. Według oficjalnych statystyk koronawirus, z którym walczymy obecnie, jest 20 razy bardziej śmiertelny niż grypa (ok. 2,3 proc. zakażonych umiera). Faktycznie jednak wcale nie jest to takie jasne, bo nikt nie wie, ile osób przechodzi zarażenie koronawirusem bezobjawowo.
Rocznie ginie na drogach w Polsce lub w wyniku wypadków drogowych ok. 5 tys. osób. Nikt z tego powodu nie próbuje zamykać dróg, aby ratować życia ofiar. A przecież giną młodzi ludzie, ewentualnie w sile wieku. Podobnie wygląda sprawa z grypą. Umiera na nią rocznie ok. 4 tys. osób. Po cichu. Nikogo to nie obchodzi.
Późną jesienią 2009 r. cały świat wpadł w panikę z powodu wirusa grypy A/H1N1, potocznie nazywanego „świńską”. Wówczas Polska okazała się jednym z nielicznych państw, które nie dały nabić się w histerię promowania rzekomo koniecznego zakupu szczepionek. Francja na ten cel wydała wówczas około 1 mld euro (ok. 4 mld zł) i już na początku 2010 r. nie miała co
z zakupionym towarem robić. W Polsce, gdyby prześledzić ówczesne media, w nawoływaniu do zakupu szczepionek przez ówczesne polskie władze prym wiodły te należące do niemieckich koncernów (m.in. tabloid „Fakt”). Suche fakty na temat koronawirusa pokazują, że mamy do czynienia z podobnym mechanizmem co w 2009 r. Ponieważ koronawirus jest groźniejszy, to i strach jest większy. Zamykanie gospodarki nie ma żadnego sensu. Spadek PKB powoduje śmierci takie same jak wirus. Zgony „zaoszczędzone” na koronawirusie pojawią się gdzie indziej. A skoro nie ma różnicy, to po co przepłacać?
18 lat temu wybuchła w Chinach epidemia SARS (zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej), przypominającej ostrzejsze zapalenie płuc. Poprzednika koronawirusa. W sumie zmarło na nią ok. 800 osób. Śmiertelność więc była niższa niż w wypadku obecnej odmiany koronawirusa. Straty światowej gospodarki oszacowano na utratę ok. 0,1 proc. PKB. To, co dziś robią państwa, walcząc z koronawirusem, przypomina gonitwę za muchą z maczugą w składzie porcelany. Żadnej apokalipsy jednak nie będzie. Na koronawirusa należy patrzeć tak samo, jak na globalne ocieplenie. Oba zjawiska są faktem, ale także oba są używane jako pretekst do sięgnięcie do kieszeni podatników i uszczęśliwienia ich na siłę (dla ich własnego dobra i bezpieczeństwa). Są pretekstem do odebrania ludziom wolności i prywatności.
Koncerny farmaceutyczne pochyliły się nad strachem nakręconym przez media i dostarczą wszystkiego, co będzie potrzebne do zażegnania globalnej epidemii i uratowania ludzkości. W rzeczywistości ten ratunek wygląda jak w znanym kabaretowym żarcie z lat 80.: dwóch skinów uratowało życie staruszce, bo przestało ją kopać. Mówiąc prościej, pompowanie światowej histerii wokół koronawirusa, ma na celu tylko i wyłącznie biznes. Bezpieczeństwo i zdrowie ludzi nie mają tutaj nic do rzeczy.
W tym kontekście warto przypomnieć, że pod koniec lat 90. wszyscy mieliśmy umrzeć na „chorobę wściekłych krów”. Chodziło o gąbczaste zwyrodnienie mózgu, na jakie chorowało bydło. Mózgi smakoszy wołowiny miały być zmienione w papkę. Plajtowały całe firmy i restauracje, gdyż wołowiny nikt nie chciał jeść. Mechanizm szerzenia paniki był wówczas identyczny, jak w wypadku koronawirusa, tylko zyski będą płynęły gdzie indziej.
Czy epidemia koronawirusa jest realna? Jest. Czy będą umierać na nią ludzie? Będą. Musimy mieć świadomość, że tego nie da się zmienić. Ludzie muszą spojrzeć prawdzie w oczy: tak, jesteśmy śmiertelni i będziemy umierać. Na skutek epidemii strachu umrze nas jednak znacznie więcej.