Joe Biden, jako prezydent USA. udał się niedawno w jedną ze swoich ostatnich międzynarodowych podróży. Wziął udział w spotkaniu przywódców Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) w peruwiańskiej Limie. Ten układ integracyjny z siedzibą w Singapurze istnieje od 1989 r., kiedy to powołano go do życia w australijskiej Canberze, w trakcie nieformalnego spotkania Australii, Nowej Zelandii, USA, Kanady, Korei Południowej, Japonii i sześciu państw członkowskich Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN – Filipiny, Indonezja, Malezja, Singapur, Tajlandia, Brunei, Wietnam, Laos, Mjanma oraz Kambodża). Łącznie w tym układzie zrzeszonych jest 21 państw.
APEC nie ma statusu organizacji międzynarodowej i opiera swoją działalność na deklaracjach politycznych dotyczących poszczególnych gospodarek. Pośród celów jej działania znajdziemy więc współpracę technologiczną, dążenie do ściślejszej integracji gospodarczej, popieranie rozwoju gospodarczego i znoszenie barier celnych.
W związku z tym, że w USA wybory prezydenckie wygrał Donald Trump, którego zapowiedzi stoją w niejakiej sprzeczności z niektórymi z tych założeń zwłaszcza w kontekście przyszłej amerykańskiej polityki celnej, Biden nie znalazł się w centrum uwagi. To miejsce zajął przywódca chiński, także obecny na szczycie. Xi Jinping swoją wizytę rozpoczął wspólną z prezydent Peru inauguracją (poprzez łącze wideo) megaportu Chancay wartego 1,3 mld dol. Port, leżący 60 km od peruwiańskiej stolicy, już jest określany mianem bramy z Ameryki Południowej do Azji. Dzięki niemu bezpośrednia trasa do Chin zmniejszy czas podróży dla statków do 10 dni. Do tej pory droga ta, z przystankami w Ameryce Środkowej, Meksyku lub USA, zajmowała ponad 45 dni. Oferując port głębokowodny, Chancay będzie w stanie obsługiwać kontenerowce, które nie mogą cumować w innym miejscu Ameryki Południowej. Port jest oficjalną częścią chińskiej inicjatywy Jednego pasa, jednej drogi. W jej ramach funkcjonują już podobne porty m.in. w Grecji, Hiszpanii, Afryce i w wielu innych miejscach globu. Obecnie na świecie istnieje już blisko 100 portów obsługiwanych w całości lub dużej części przez kapitał chiński. Chancay jest strategiczną inwestycją dla COSCO, największej na świecie państwowej firmy zajmującej się transportem morskim. To także ważny punkt dla reorientacji gospodarczej Ameryki Łacińskiej.
Podczas uroczystości inaugurującej szczyt prezydent Peru Dina Boluarte podkreśliła, że celem APEC jest wyrównanie szans, zapewnianie niezbędnych narzędzi do integracji w przestrzeni społecznej, finansowej i handlowej. Powiedziała też, że „wzrost zaczyna się od integracji i że jest to możliwe tylko poprzez wzmocnienie pozycji obywateli, którzy są motorem gospodarek”.
Najważniejsze rozmowy odbywały się oczywiście za zamkniętymi drzwiami, a szczyt w Limie był niepowtarzalną okazją do spotkania się głównych, światowych graczy, dlatego też rozmowy w cztery oczy prezydent Biden przeprowadził z przywódcami zarówno Peru i Chin, jak i Korei Południowej oraz Japonii. Omawiano sprawy klimatyczne i współpracę na polu walki z terroryzmem. Wielce prawdopodobne jest, że poruszano kwestie wojny w Ukrainie, Strefie Gazy i Libanie. Wiadomo, że w trakcie rozmów z południowokoreańskim prezydentem Yoon Suk-yeol i japońskim premierem Shigeru Ishiba Biden podkreślał wagę kooperacji ich krajów z USA w przeciwważeniu „niebezpiecznej i destabilizującej współpracy Korei Północnej z Rosją”. Już w drodze na szczyt na pokładzie samolotu Air Force One doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan, odpowiadając na pytania dziennikarzy, podkreślał, że prezydent USA będzie zabiegał o zacieśnienie współpracy z tymi dwoma politykami, w obliczu bardzo napiętych relacji z Chinami i Koreą Północną, szczególnie wobec zasilenia armii rosyjskiej żołnierzami północnokoreańskimi. Powiedział im także, że urzędnicy Białego Domu wskazują temat stosunków z Chinami w kontekście sporu o Tajwan jako „priorytet dla przyszłej administracji”, podkreślając, iż zachwianie stabilności w tym regionie świata byłoby katastrofalne dla wszystkich. Pekin twierdzi bowiem, że Tajwan jest jego własnym terytorium i przysięga, że zaanektuje go siłą, jeśli będzie to konieczne. Stany Zjednoczone są największym nieoficjalnym sojusznikiem Tajwanu i są prawnie zobowiązane do zapewnienia wyspie środków do obrony.
Kończący wkrótce swoje urzędowanie w Białym Domu prezydent powiedział, że prawdopodobnie to jego ostatnie spotkanie z liderami tych państw, ale jest dumny, że pomógł być jednym z elementów budowania tego partnerstwa i myśli, że jest ono zbudowane tak, aby trwać. „Taka jest moja nadzieja i oczekiwanie. Naprawdę wierzę, że współpraca naszych krajów będzie podstawą pokoju i stabilności w regionie Indo-Pacyfiku przez wiele lat” – podkreślił Joe Biden.
Także prezydent Chin skorzystał z okazji, by porozmawiać z przywódcami. W dyskusji z Yoon Suk-yeolem zachęcał do zacieśnienia współpracy obu państw dla ochrony międzynarodowego systemu wolnego handlu i zapewnienia stabilności globalnych łańcuchów dostaw, co staje się tym ważniejsze, że przyszły prezydent USA już grozi nałożeniem ceł na chińskie towary, nawet do 60 proc. Przypomniał też, że od 1 listopada tego roku obywatele Korei Południowej mogą podróżować do Chin bez wiz na okres do 15 dni.
Pierwsze w historii spotkanie Xi Jinpinga z premierem Japonii nie przyniosło wymiernych ustaleń, niemniej jednak premier Ishiba zadeklarował chęć odwiedzenia Chin.
Wizytę na szczycie wykorzystał także sekretarz stanu USA Antony Blinken, przypominając dokonania administracji na rzecz ożywienia relacji międzynarodowych, zgodnych ze wspólną wizją przyszłości. Podkreślił też zwiększenie współpracy z takimi organizacjami, jak APEC.
Należy przyznać, że Joe Biden, lecąc na szczyt APEC nazajutrz po rozmowie z Trumpem, nie miał sprzyjających warunków, a dodatkowo znalazł się w sytuacji podobnej do tej z 2016 r., kiedy podczas spotkania APEC pytano ówczesnego prezydenta Baracka Obamę o jego oczekiwania wobec Donalda Trumpa, który po raz pierwszy wygrał wtedy wybory do Białego Domu. Dziś wiadomo dużo więcej od samego Trumpa, który już rozpoczyna realizację swych wyborczych obietnic, choćby przez nominację dla członków przyszłego gabinetu. Ogłosił, że następnym doradcą
ds. bezpieczeństwa narodowego zostanie Mike Waltz, a Sekretarzem Stanu będzie senator Marco Rubio. Obaj politycy podzielają twarde stanowisko Trumpa w sprawie Chin i Iranu. Są jednak konserwatystami z dużym doświadczeniem w polityce zagranicznej, którzy mieli okazję różnić się z Trumpem, choćby w podejściu do Rosji czy przyszłej wizji NATO.
Światowi przywódcy z uwagą wsłuchują się w wypowiedzi Donalda Trumpa, wielu telefonowało do niego po wygranym wyścigu wyborczym z gratulacjami. W depeszy gratulacyjnej Xi Jinping zaapelował, by oba kraje minimalizowały różnice i doprowadziły do porozumienia między Chinami i USA. Warto przypomnieć, że stosunki między obu przywódcami podczas pierwszej prezydentury Trumpa układały się wręcz wzorowo. Popsuły je dopiero spory dotyczące handlu, a także pochodzenia słynnego, a niesławnego wirusa. Jeden z najbliższych współpracowników Donalda Trumpa, Elon Musk, ma zresztą doskonałe relacje z chińskim przywódcą, już choćby jako poważny odbiorca akumulatorów do Tesli produkowanych w Szanghaju. Być może istnieje więc platforma do odtworzenia ówczesnego poziomu zaufania.
Joe Biden, w drodze do Rio de Janeiro w Brazylii na szczyt G20, odwiedził po raz pierwszy w życiu amazoński las deszczowy, robiąc przerwę w podróży w brazylijskim Manaus. Miejmy nadzieję, że ten widok zaowocuje zrewidowaniem poglądów i powstrzymaniem zakusów niektórych jego politycznych towarzyszy wobec tych terenów.
Jak podawał Reuters1, napięcia dyplomatyczne związane z globalnym ociepleniem znajdą się w centrum uwagi na szczycie G20 w Brazylii, ponieważ negocjatorzy ONZ podczas niedawnych rozmów w Azerbejdżanie (szczyt klimatyczny COP29) znaleźli się w impasie w sprawie finansowania wyzwań związanych ze zmianami klimatu. Mają go nadzieję przełamać przywódcy 20 największych gospodarek świata.
Przyszłoroczny szczyt klimatyczny COP30 odbędzie się również w Brazylii. Jego głównym celem będzie „Misja 1,5”, czyli dążenie do utrzymania założeń porozumienia paryskiego, jakim jest ograniczenie globalnego ocieplenia o 1,5 st. C. Tymczasem kraje rozwijające się twierdzą, że mogą podnieść swoje cele w zakresie redukcji emisji tylko wtedy, gdy bogate narody, które są głównymi winowajcami zmian klimatycznych, pokryją koszty.
Wydaje się jednak, że i w tym przypadku wizja prezydentury Donalda Trumpa zaczyna podkopywać dotychczasowe przekonania wyznawców klimatyzmu. Niedawną konferencję COP29 niespodziewanie opuściła delegacja Argentyny, a rzecznik prasowy prezydenta tego kraju powiedział, że „posunięcie to pozwoli Gerardo Wertheinowi, nowemu ministrowi spraw zagranicznych, na ponowną ocenę sytuacji i zastanowienie się nad stanowiskiem”. Prezydent Argentyny Javier Milei, który wcześniej nazwał globalne ocieplenie mistyfikacją, ma wkrótce spotkać się z Trumpem, również wątpiącym w zmiany klimatyczne.
Spotkanie G20 nie musi zatem zakończyć się jakimś wybitnym akordem w marszu na walkę ze zmianami klimatu, tym bardziej że amerykański prezydent elekt zamierza wprost wycofać USA z porozumienia paryskiego. Wspominał też, że waszyngtońską Agencję Ochrony Środowiska ma zamiar usunąć ze stolicy i przenieść w jakieś odległe miejsce Ameryki.
Ponadto Amerykański Instytut Paliw (API) wezwał kilka dni temu Donalda Trumpa do zniesienia licznych polityk klimatycznych wprowadzonych przez ustępującego prezydenta Joe Bidena. W dokumencie opublikowanym 12 listopada API, wiodąca grupa sprzedawców ropy i gazu w USA, nakreśliła szereg działań, które Trump i jego administracja powinny podjąć w celu odwrócenia przepisów środowiskowych i wzmocnienia krajowego sektora energetycznego. Wszystko wskazuje na to, że i w tym przypadku Trump dotrzyma swoich wyborczych zobowiązań, ponieważ wybrał właśnie Chrisa Wrighta, dyrektora ds. paliw kopalnych, na stanowisko Sekretarza ds. Energii w swojej administracji.
Jak podaje APNews, „Wright, dyrektor generalny Liberty Energy z siedzibą w Denver, jest głośnym zwolennikiem rozwoju ropy i gazu, w tym szczelinowania, kluczowego filaru dążenia Trumpa do osiągnięcia »dominacji energetycznej« USA na rynku globalnym”.
Wright był jednym z najgłośniejszych głosów branży przeciwko wysiłkom na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi i może dać paliwom kopalnym impuls, w tym szybkie działanie w celu zakończenia rocznej przerwy w wydawaniu zezwoleń na eksport gazu ziemnego przez administrację Bidena. Często krytykując to, co nazywa „odgórnym” podejściem do klimatu przez liberalne i lewicowe grupy, Wright argumentował, że ruch klimatyczny na całym świecie „załamuje się pod własnym ciężarem”. Nigdy nie pracował w rządzie, ale twierdzi, że na całym świecie potrzebna jest większa produkcja paliw kopalnych, aby wyciągnąć ludzi z ubóstwa. Kandydatura Wrighta na szefa departamentu energetyki administracji zyskała poparcie wpływowych konserwatystów, w tym potentata naftowego i gazowego Harolda Hamma. Hamm, prezes wykonawczy Continental Resources z siedzibą w Oklahomie, dużej firmy zajmującej się ropą łupkową, jest wieloletnim zwolennikiem i doradcą Trumpa, który odegrał kluczową rolę w kwestiach energetycznych za jego pierwszej kadencji2.
Wycofywanie się USA z wojny o klimat powinno pozwolić przywódcom innych państw, w tym przede wszystkim Unii Europejskiej, zrewidować sprzeczne z logiką i nauką założenia Zielonego Ładu, zabójczego także dla Polski i jej mieszkańców.
1. https://www.reuters.com/world/americas/world-looks-g20-rio-breakthrough-climate-talks-2024-11-17/
2. https://apnews.com/article/trump-2024-election-energy-secretary-d546f5f81d7b2347b49905be924dfcd7