||

Od socjalu po wiatraki: co naprawdę dzieje się z finansami państwa?

Z Markiem Zuberem, ekonomistą, ekspertem Akademii WSB, rozmawiał Kazimierz Krupa

Budżet na przyszły rok to najgorętszy temat. Czy jest on realistyczny w kontekście prognoz gospodarczych?

To trudny temat. Lata 2024–2025 będą, moim zdaniem, najgorsze w ciągu ostatnich 30 lat pod względem dziury w finansach publicznych. Później być może uda się sytuację opanować, ale te dwa lata to będzie dno.

Skąd taki pesymizm?

Jest kilka powodów. Po pierwsze, PiS finansował swoje pomysły głównie dzięki dobrej koniunkturze i szybkiemu wzrostowi gospodarczemu. Gdy gospodarka spowolniła – zamiast 5–6 proc. mieliśmy około 3 proc. – pojawiły się problemy. To nie przez reformy, po prostu korzystali z koniunktury. Rumunia w tym czasie rozwijała się szybciej niż Polska.

A ściągalność podatków?

To drugi element. Uszczelnienie systemu podatkowego było sukcesem, ale też zależało od koniunktury. Gdy gospodarka zaczęła hamować, wpływy spadły. Już w 2023 r., za czasów premiera Mateusza Morawieckiego, słyszeliśmy, że ściągalność podatków maleje. Trzeci problem – cały czas mieliśmy deficyt i zadłużaliśmy się, podczas gdy większość krajów UE notowała nadwyżki budżetowe, np. Niemcy przez osiem lat z rzędu.

Pandemia też zostawiła ślad?

Oczywiście, pożyczyliśmy wtedy około 300 mld zł. Teraz trzeba ten dług rolować, czyli emitować nowe obligacje z wyższym oprocentowaniem. To obciążenie będzie trwałe.

Wydatki na obronność?

To kolejny ogromny czynnik. Trzeba wydawać 4–5 proc. PKB na armię, co jest konieczne. Martwi mnie jednak efektywność – sprzęt za miliardy może stać w magazynach. Ważne, żeby jak najwięcej pieniędzy zostało w Polsce – nasze firmy powinny uczestniczyć w produkcji i serwisie. Turecka potęga przemysłu obronnego powstała właśnie dzięki offsetom.


POLSKA GOSPODARKA W KRYZYSIE?! 800+ I WETO I BUDŻET 2025 I K. Krupa



A inwestycje cywilne?

O nich mówi się mniej, a są gigantyczne. Energetyka to 600–800 mld zł w kilkanaście lat, kolejnictwo kolejne setki miliardów, atom i sieci przesyłowe to 400 mld. CPK to głównie inwestycje kolejowe. Skala jest ogromna.

Czyli czas socjalu się skończył?

Powinien. Niestety politycy nie mają odwagi, wciąż słyszymy pomysły typu kwota wolna 60 tys. zł, co kosztowałoby budżet minimum 70 mld zł i destabilizuje sytuację.

Czy ustawa budżetowa nie jest demonizowana?

Absolutnie nie, odzwierciedla gigantyczne problemy finansów państwa. W praktyce za rządów Zjednoczonej Prawicy budżet przestał mieć realne znaczenie – setki miliardów były wyprowadzone poza kontrolę parlamentu. Szacujemy, że ok. 400 mld zł długu znajdowało się poza oficjalnymi wskaźnikami. To istotne, bo jeśli przekroczymy 60 proc. PKB, grozi Trybunał Stanu.

To zarządza całym systemem finansów publicznych.

Dokładnie. Obecny rząd scentralizował sporo finansów, ale BGK nie wchodzi w nie – a to mogłoby oznaczać dodatkowe 70–80 mld długu w tym roku. Budżet jest ważny nie tyle w szczegółach, co pod względem głównych wielkości, np. deficytu. Nowelizacje mogą zwiększyć go o 20–30 mld, ale to nie zmieni istotnie sytuacji.

Tak, jest to niemal pewne.

Pożyczki zagraniczne to dziś niewielka część długu – radzimy sobie własnymi środkami. Paradoks – w 2024 r. mocny wzrost wynagrodzeń nie spowodował boomu konsumpcyjnego, bo Polacy oszczędzali. Banki zyskały środki, które kupują obligacje, a nie kredytują firmy. Polska w tym i przyszłym roku będzie potrzebować ponad bilion złotych pożyczek.

Ryzyko realne, jeśli inwestorzy nie zobaczą działań wobec długu, mogą odmówić lub podnieść oprocentowanie.

Przykład Wielkiej Brytanii pokazuje, że takie sytuacje mogą być dramatyczne. Nawet jeśli mamy „tylko” 60 proc. długu do PKB, sytuacja nie jest bezpieczna. Rentowność polskich obligacji w pewnym momencie wzrosła z 6,5 do ponad 9 proc. w kilka godzin – BGK nie był w stanie sprzedać 4 mld obligacji.

Wzrosty inflacji i demografia działają przeciwko rządowi. Czy jest populistyczny?

W porównaniu do poprzedniego rządu – tak. Aby wygrać wybory, trzeba było obiecywać różne rzeczy. Próba poważnych reform prawie na pewno prowadziłaby do przegranej. Polityka przeważa nad ekonomią.

Czyli polityka nad ekonomią.

Tak. Nawet gdyby gospodarka przyspieszyła do 5 proc. w najbliższych miesiącach – co jest mało prawdopodobne – deficyt wyglądałby lepiej. Mocna gospodarka pomaga, ale nie rozwiązuje wszystkich problemów.

Ważne, żeby nie fałszować danych.

Zgadza się. Rząd działa populistycznie, poważne reformy prawdopodobnie będą możliwe dopiero w kryzysie. Nawet bogate kraje, jak Norwegia, ostrożnie zarządzają funduszami, np. podczas pandemii.

Margaret Thatcher mówiła coś podobnego?

Tak, że konserwatyści czasem muszą wygrywać wybory, by posprzątać po populistach. Reagan pod wpływem Miltona Friedmana działał podobnie.

Piękne stwierdzenie. Przejdźmy do energetyki. Górnicy zapowiadają protesty, weto do ustawy wiatrakowej blokuje gwarancję ceny, a premier Tusk zapowiada budowę wiatraków. Co z tego Pan rozumie?

Jak zwykle w Polsce – nikt nic nie wie.

Anglicy mówią: kto żyje w Polsce, w cyrku się nie śmieje.

Sytuacja z wiatrakami jest złożona. Offshore, czyli wiatraki na morzu, są trzy razy droższe niż lądowe. Koszty produkcji energii z wiatru spadły o połowę w ciągu 20 lat, a efektywność poprawiła się jeszcze bardziej. Dziś prąd z lądowych wiatraków jest ponad dwukrotnie tańszy niż z węgla.

Oczywiście.

Problemem pozostaje tylko wiatr – ile energii wyprodukuje wiatrak, zależy od warunków. Mamy mapy i audyty lokalizacji, ale gwarancji nie ma. Nie możemy abstrahować od limitów CO2. Nie możemy też przenieść kopalni poza UE. Niektóre banki nie finansują inwestycji węglowych. UE zapowiedziała mikro krok w tył w motoryzacji, spodziewam się większych korekt. Najtańszy prąd w Polsce dziś pochodzi z wiatru. Atom jest potrzebny jako stabilizator systemu, ale jego koszty są ogromne – pierwsza kwota podawana 7 lat temu to 37 mld zł, dziś budżet wynosi 194 mld zł, do tego dochodzi paliwo i czas budowy.

Podobne wpisy