|

F 44.3

Zaskoczeni tytułem? To numer statystyczny choroby. Jej nazwa to trans i opętanie. Pewnie zadają sobie Państwo pytanie, do czego nawiązuję. Otóż zastanawiałem się, co najlepiej opisze to wszystko, co dzieje się w ostatnich dniach w polskiej polityce. I doszedłem do wniosku, że właśnie ten kod. 

Od dwudziestu lat, czyli od początków rozłamu między PO a PiS, Polska polityka stoi na głowie. Z każdym miesiącem, tygodniem jest coraz gorzej. To jest konflikt przede wszystkim o charakterze personalnym między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim. Obaj chcieliby mieć „pod sobą” całą Polskę. Obaj próbują od dwóch dekad. Obu udało się mieć niemal pełną kontrolę przez dwie kadencje. Ale Polacy jeszcze nikomu nie dali szansy na trzecią kadencję i uważają, że jedna to już i tak dużo jak na nasze zszarpane nerwy, a dwie to już absolutnie wszystko, co może zrobić w wyborach suweren. Poległ Donald Tusk w 2015 r., poległ Jarosław Kaczyński w 2023 r. Ale mimo porażek i świadomości, że na za dużo suweren nie pozwoli, dalej chcą mieć całą Polskę. Energia, jaką owi przywódcy i stojące za nimi partie zużywają na codzienną bijatykę w polityce, nie jest wykorzystywana tam, gdzie powinna. Tracimy na tym jako naród, traci państwo. Ale tych wielkich, tam na górze, naród i państwo mało interesują. Ma iskrzyć, dymić się – bo wtedy są w swoim żywiole.

Niech Państwo popatrzą na ostatnie dni. Choćby na incydent na torowisku, a w zasadzie na torowiskach, bo tych miejsc, gdzie groziła nam katastrofa, było wiele. W każdym kraju z normalną klasą polityczną widzielibyśmy współpracę między rządzącymi a opozycją. Bo to nie jest problem wyłącznie rządzących. Jest wielu takich, tych rodzimych i tych zza granicy, którzy dobrze nam nie życzą. Tym bardziej teraz, w czasach wyjątkowo niespokojnych. Służby, koordynacja, rozwiązania systemowe – to wszystko powinno być ponad podziałami. A co mieliśmy? Momentalne wykorzystanie do wewnętrznej wojenki niewyjaśnionych do końca okoliczności wspomnianego incydentu w województwie lubelskim. Pojawiły się oskarżenia, kto jest bardziej agentem Rosji, a kto Ukrainy. Przepuszczony został atak na prezydenta. Do słownej bijatyki ruszyli, zaprawieni w boju, premier Donald Tusk i minister Sikorski. Szef rządu rzucił swoją piątkę, co w największym skrócie oznaczało: nie przeszkadzać, nie krytykować, bo kto przeszkadza i krytykuje, ten rosyjski agent. Poprawił wystąpieniem sejmowym minister Sikorski. Jaka była odpowiedź lidera największego ugrupowania, czyli PiS na ofertę premiera? Tak, ale bez premiera. Bez zaskoczenia.

Pewnie zastanawiają się Państwo, po co ekipie Tuska to podkręcanie stanu zagrożenia? Granie bezpieczeństwem? Wbrew narracji, że PKB rośnie, inflacja spada, a ludziom żyje się dostatnio, rządząca ekipa nie może liczyć na większość, która da jej pozytywne oceny. Potrzebne jest więc działanie służące wywoływaniu stanów lękowych, bo nie wszyscy są odporni na podprogową manipulację. Gra nie toczy się o twardych sympatyków PiS. Oni nigdy nie przejdą na drugą stronę barykady. Gra toczy się o tych, którzy są pośrodku, których centrolewica straciła w ostatnich miesiącach. Przez to przegrała wybory prezydenckie i drży o to, co będzie po wyborach parlamentarnych w 2027 r. Po drugiej stronie jest prezydent z pozytywnymi wskazaniami dochodzącymi do 60 proc. „Jeżdżenie” po głowie państwa w wykonaniu notabli rządzących, to nie jest przypadek. Celem jest osłabić i nie dać możliwości wejścia w nowe buty prezydentowi Nawrockiemu.

Stąd próba przeciągnięcia pod flagę, do rządzących, tych niezaangażowanych. Bo to jest być może ostatni moment, by wykorzystując wojnę za naszą południowo-wschodnią granicą, wzmocnić się przed niezwykle trudnym dla rządzących 2026 r. Prąd pójdzie w górę o 50 proc., czyli wszystko pójdzie w górę. Jeśli miałaby się skończyć wojna, nie będzie można wszystkiego zwalić na Rosję i Putina. Nie będzie można grać strachem. Trzeba będzie wziąć się za realizację 100 postulatów, bo większość nieruszona. Rządzący wiedzą, że to jest czarny scenariusz dla nich. Dlatego, jak wspomniałem, nie koncentrują się na Jarosłąwie Kaczyńskim czy Sławomirze Mentzenie. To nie jest dla nich zagrożenie. Zresztą obaj wymienieni, okładając się po głowie, działają na korzyść rządzących, dobrze i skutecznie odstraszają tych, którzy już za Tuskiem nie przepadają, do wędrówki na prawo. Dopaść Nawrockiego? To jest cel rządzących. Jak najszybciej. I próby, by na tym polu być skutecznym będziemy, ze strony centrolewicy, oglądać. A to, że będziemy obserwować jako obywatele jeszcze większy trans i opętanie? To nikogo, tam na górze, nie interesuje.



Wspomniałem o incydencie z torowiskiem. Dodajmy jeszcze rozmowy pokojowe, których celem jest zakończenie wojny na Ukrainie. U nas wewnętrzny ostrzał na linii KO – PiS, a o Polsce i Polakach będą, w nowym rozdaniu, decydować inni. Toczą się negocjacje. Bez polskich przedstawicieli. Nie zaprosił Waszyngton, Berlin czy Paryż. Bo kto by zaprosił reprezentantów państwa z klasą polityczną, łagodnie rzecz ujmując, infantylnych, w ostrzejszej, z dominującą chorobą o numerze F 44.3? Tych napuszonych, którzy mówili, że to w Warszawie przegrana Rosja będzie padać do stóp prezydenta Zełenskiego i błagać o łagodniejszy wymiar kary za napaść w lutym 2022 r. Będziemy centrum wszechświata. Potem przyszli demokraci. Ci mówili, że w Europie nikt ich nie oszuka, nie ogra. To, że się liczymy, a w zasadzie, że się z głosem Warszawy wszyscy liczą. I co? Kiedy o pokoju możni tego świata rozmawiali w Szwajcarii, premier Tusk poleciał to robić do Angoli. To tak jak podczas pamiętnej wyprawy do Kijowa, gdzie wielcy byli w salonce, a premier Tusk w wagonie pocztowym. Na naszych oczach ostatecznie bankrutuje polska polityka wschodnia. Polski nie chce nie tylko Berlin czy Paryż. Nie poważa też Praga, Budapeszt czy Bratysława. Nie wspominając o Kijowie, który wziął za darmo wszystko, co można było, w zamian nie dając nic. 

Żeby zakończyć wątek dobrowolnego oddawania się przez różnej maści politycznej rządzących nad Wisłą wszystkim i za darmo, czytali Państwo, jak Instytut Jad Vashem napisał, że Polska była pierwszym krajem, w którym Żydzi zostali zmuszeni do noszenia charakterystycznej odznaki, mającej na celu odizolowanie ich od okolicznej ludności? Miało to miejsce za Hansa Franka, gubernatora Generalnej Guberni. Obrzydliwy fałsz. Reakcja rządzących? Minister Sikorski bardzo delikatnie. Gdybyśmy mieli elitę z prawdziwego zdarzenia, a nie uzurpatorów, wszystkich po 1989 r., mielibyśmy do czynienia, co najmniej z wezwaniem ambasadora państwa położonego tam gdzie chce. Ale nie będzie. Bo tu wszyscy z chorobą F 44.3 i nieustającym piekiełkiem, a wobec wszystkich, którzy nas poniżają, gardzą, szydzą, fałszują historię – na miękkich kolanach. Politycy polscy czy polskojęzyczni?

Podobne wpisy