Zniekształcanie rzeczywistości gospodarczej
Czy Marian Banaś wpadnie w sidła Krajowej Administracji Skarbowej, instytucji, którą sam stworzył?
Fiskus nie lubi, kiedy podatnicy zaniżają lub całkowicie ukrywają swoje przychody, bo to oznacza mniejsze wpływy z podatków do budżetu państwa. Za takie postępowanie grożą poważne sankcje karnoskarbowe oraz oczywiście zapłata zaległej daniny wraz z odsetkami. Obecnie polska skarbówka jest na tyle zinformatyzowana, że ukrycie przed nią nawet drobnych przychodów jest nie lada wyzwaniem. Fiskus ma dostęp do naszych kont bankowych, śledzi portale aukcyjne, może stosować techniki operacyjne, współpracując w tym zakresie z innymi służbami (głównie CBŚP oraz ABW). W takiej rzeczywistości skuteczne ukrycie przed urzędem skarbowym wysokich dochodów może wynikać z dwojakich okoliczności: albo z fachowej wiedzy o podatkach i o technikach działania fiskusa, albo ze znajomości z odpowiednimi osobami, na odpowiednich stanowiskach. Marian Banaś miał jedno i drugie. Jako twórca i wieloletni szef Krajowej Administracji Skarbowej znał większość podatkowych sztuczek. Jednocześnie miał też znajomości. I to nie byle jakie, bo aż sięgające na Nowogrodzką, do gabinetu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Niewątpliwie obie te okoliczności należy wziąć pod uwagę, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie: jak to jest możliwe, że Banaś wynajmował 400-metrową kamienicę za jedynie ok. 4 tys. złotych miesięcznie, a więc za cenę kilkukrotnie niższą od rynkowej?! Gdyby na jego miejscu znalazł się zwykły Kowalski – kontrola podatkowa murowana. Obecny prezes Najwyższej Izby Kontroli twierdzi, że tak niska cena wynikała z porozumienia, jakie zawarł z najemcą, który miał w przyszłości kupić od niego nieruchomość. Sądy administracyjne odpowiadają jednak, że zwykła umowa cywilno-prawna nie może zniekształcać rzeczywistości gospodarczej.
Wiele wątków jednej afery
Afera, którą w połowie września ujawnili reporterzy „Superwizjera” (TVN), ma wiele wątków i każdy z nich zasługuje na wnikliwe wyjaśnienie przez odpowiednie służby. Po pierwsze, wciąż niejasny pozostaje sposób, w jaki Marian Banaś wszedł w posiadanie 400-metrowej kamienicy na krakowskim Podgórzu. On sam twierdzi, że nieruchomość podarował mu „były żołnierz AK”, z którym zaprzyjaźnił się w czasach PRL-u. Powiedzieć, że są to dość osobliwe okoliczności to tak, jakby nie powiedzieć nic. Po drugie, nadal nie wiadomo, jakie dokładnie relacje łączyły byłego szefa KAS z niejakim Januszem K. ps. „Paulo” – właścicielem sieci krakowskich agencji towarzyskich, skazanym w przeszłości za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Banaś twierdzi, że gangster jest ojcem człowieka, któremu wynajął nieruchomość. „To nie jest żaden dobry znajomy, ja zresztą nie utrzymuję żadnych bliższych kontaktów z tamtym środowiskiem” – stwierdził w TVP szef NIK-u. Z reportażu TVN wynika jednak zupełnie co innego. A mianowicie, obaj panowie mają swoje numery telefonów, dobrze się znają i są na ty. Parafrazując Tadeusza Boya-Żeleńskiego można by rzec, że Banaś „nie bez udziału świadomości skłonny jest mijać się z prawdą”. Po trzecie, wyjaśnienia wymaga brak wykazania w oświadczeniach majątkowych szefa NIK-u hipoteki na wspomnianej kamienicy. Banaś tłumaczy, że hipoteka stanowiła zabezpieczenie rzeczowe kredytu, który wziął jego syn i dlatego nie wykazywał tego w oświadczeniach. Problem w tym, że przepisy regulujące kwestię oświadczeń majątkowych traktują hipotekę jako zobowiązanie pieniężne, z którego należy się publicznie wyspowiadać. Kto jak kto, ale Marian Banaś powinien o tym wiedzieć najlepiej. I zapewne wiedział.
Rynkowa cena za najem
I w końcu po czwarte: odpowiednie służby podatkowe powinny ustalić, czy ich były szef nie popełnił wykroczenia lub wręcz przestępstwa skarbowego, polegającego na zaniżaniu przychodów, a w konsekwencji na unikaniu opodatkowania. Jak bowiem wynika z oświadczenia majątkowego Banasia za 2018 rok, jego roczne dochody z najmu wspomnianej kamienicy oraz dwóch innych pomieszczeń wyniosły zaledwie 65,7 tys. zł, co średnio daje prawie sześć tysięcy złotych miesięcznie. Z kolei za samą kamienicę Banaś inkasował jedynie 40 tys. zł, co w realiach wolnorynkowych jest ceną absurdalnie niską. „Gazeta Finansowa” sprawdziła, za ile można wynająć podobną nieruchomość w Krakowie. Analogicznych ofert w Internecie nie ma zbyt wielu. Jednak te, które są, wskazują, że prezes NIK-u wynajmował kamienicę prawie za bezcen. Na popularnym portalu otodom.pl znajdziemy jedno ogłoszenie, które pod wieloma względami można porównać do kamienicy Banasia. Chodzi o 400-metrową kamienicę z 1919 roku, zlokalizowaną przy krakowskiej starówce, przystosowaną do prowadzenia hostelu, składającą się z 11 pokoi na 4 piętrach oraz z pubu, znajdującego się w piwnicy. Miesięczna cena najmu? 25 tys. zł, co w skali roku daje 300 tys. zł (7,5 razy więcej od czynszu, po jakim Banaś wynajmował swoją kamienicę). Nieruchomość byłego szefa skarbówki nie leży co prawda przy Rynku Głównym, niemniej krakowskie Podgórze jest jedną z bardziej prestiżowych dzielnic stolicy Małopolski (10 min piechotą do słynnego Kazimierza, 30 min – na Starówkę). Zdaniem agenta nieruchomości, znającego realia krakowskiego rynku, z którym rozmawiała „Gazeta Finansowa”, kamienicę Mariana Banasia można spokojnie wynająć nawet za 15 tys. zł miesięcznie. Dlaczego zatem jeden z najwyższych urzędników państwowych inkasował za swoją nieruchomość kilka razy mniej? Bohater afery twierdzi, że niska cena najmu miała zostać wyrównana przy ostatecznej sprzedaży kamienicy. Na antenie TVP tłumaczył, że właśnie taką umowę zawarł z najemcą, który po pewnym czasie miał od niego odkupić nieruchomość.
„Kwota była niższa z prostego powodu: zawarłem umowę przedwstępną i właśnie to, że najemca miał kupić tę kamienicę, spowodowało, że zgodziłem się na niższy czynsz, że pozostałe należności zostaną rozliczone przy sprzedaży” – doprecyzował Banaś w radiowej Trójce. Problem jednak w tym, że – jak twierdzi sam prezes NIK – do finalnej sprzedaży nie doszło, ponieważ najemca nie dostał kredytu. W konsekwencji były szef skarbówki nie dość, że nie zbył nieruchomości po ustalonej cenie, to jeszcze przez długi czas inkasował za jej wynajem symboliczny czynsz. Jeżeli rzeczywiście tak było, to albo Banaś nie ma nosa do interesów, albo sprawa ma swoje drugie dno. Pytanie, jakie?
Umowa umową, a podatek podatkiem
Umowy cywilne mają to do siebie, że można w nich zapisać wszystko, co nie jest sprzeczne z prawem i jednocześnie jest zgodne z zasadami współżycia społecznego. Nie oznacza to jednak, że mogą one służyć do unikania opodatkowania. Wręcz przeciwnie, zarówno sądy administracyjne, jak i organy podatkowe zgodnie stoją na stanowisku, że postanowienia cywilno-prawne nie mogą zniekształcać rzeczywistości gospodarczej tylko w celu wykazania niższego podatku, czyli osiągnięcia korzyści podatkowej. To nic innego jak niedozwolona optymalizacja podatkowa, której fiskus bardzo nie lubi. W sprawie Mariana Banasia posiadamy jednak zbyt mało informacji, by móc jednoznacznie stwierdzić, że ta absurdalna konstrukcja miała na celu jedynie zaniżenie daniny. Nie wiadomo nawet, czy odpowiednie organy podatkowe w ogóle zajęły się tym tematem. Rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Krakowie odsyła w tej sprawie do Ministerstwa Finansów. Resort z kolei zasłania się tajemnicą skarbową i twierdzi, że nie może podawać informacji w indywidualnych sprawach, na temat konkretnego podatnika. Nie brakuje jednak osób, które wprost twierdzą, że Marian Banaś popełnił przestępstwo skarbowe. Jedną z nich jest była wiceminister finansów Izabela Leszczyna. Jest jednak za wcześnie na ferowanie tego typu wyroków. Aczkolwiek już same doniesienia medialne i pokraczne tłumaczenia głównego bohatera wskazują, że coś może być na rzeczy.
Wewnętrzne gierki skarbówki?
W całej sprawie na uwagę zasługuje jeszcze jeden wątek, który umknął opinii publicznej. Otóż szef NIK-u, broniąc się w publicznej rozgłośni przed zarzutami, stwierdził, że „być może” za ujawnieniem sprawy z niskim czynszem stoją „niesprzyjające mu siły w samym KAS-ie”. Innymi słowy, Banaś zasugerował, że to jego własne środowisko mogło donieść na niego do mediów. Nie jest tajemnicą, że były szef KAS miał wielu wrogów w podległym mu aparacie skarbowym, szczególnie wśród celników, zrzeszonych w związku zawodowym. Ci ostatni mieli Banasiowi za złe, że ten nie upomina się w rządzie o ich podwyżki. Pod koniec 2018 roku celnicy na poważnie rozważali podjęcie protestów w tej sprawie, o czym pisaliśmy na łamach „Gazety Finansowej” (Celnicy wypowiadają rządowi wojnę, listopad 2018 r.). Niewykluczone zatem, że grillowanie Banasia za niski czynsz jest elementem wewnętrznych rozgrywek w aparacie skarbowym. Z drugiej strony „tonący brzytwy się chwyta”, a więc dwuznaczna sugestia Banasia może stanowić jedynie obronę przez kolejnymi oskarżeniami.