Z Cezarym Kaźmierczakiem, publicystą, przedsiębiorcą, prezesem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców rozmawiał Grzegorz Jakubowski
Rząd, aby wskrzesić polski przemysł okrętowy skieruje tam duże zamówienia cywilne i wojskowe. Chodzi m.in. o zlecenia Ministerstwa Obrony Narodowej, budowę jednostek do obsługi portów, platform gazowych czy promów pasażerskich. Jak pan ocenia te plany?
Cezary Kaźmierczak: Przemysł okrętowy wskrzesił się sam, kiedy politycy nie poświęcali mu znaczącej uwagi. Doskonale pamiętamy co się stało, gdy tylko zaczęli pomagać stoczniom. Dzisiaj nasze stocznie znajdują się w ścisłej europejskiej czołówce. Przeraża mnie informacja, że rząd chce się nimi zająć, bo to oznacza powrót do tego co było – czyli że wkrótce znowu nie będziemy mieli przemysłu okrętowego.
Skoro nie stoczniami, to czym powinien zająć się polski rząd?
Rząd mógłby poświęcić swoją uwagę „odradzaniu” polskich portów – np. budując autostradę odpowiednią. Jest planowana trasa A1, jedyna, jaką mamy zbudować w ramach zobowiązań międzynarodowych. I jakimś dziwnym trafem od 25 lat to ona właśnie nie może powstać.
Jakie mogą być tego przyczyny?
Budowa takiej autostrady może stanowić niebezpieczną konkurencję dla portów niemieckich. Cały system autostrad północ-południe powstał, a A1 nie. Dobrze byłoby, gdyby minister finansów Paweł Szałamacha zajął się więc autostradą A1 i ocaleniem polskich portów, a nie polskich stoczni.
Niedawno napisał Pan do niego dość krytyczny list otwarty. Czy jest jednak coś, za co może Pan pochwalić ministra finansów?
Na pewno wielkim plusem jest zatrzymanie działań przeciwko przedsiębiorcom. Przestaliśmy odbierać sygnały od przedsiębiorców o różnych wybrykach urzędników skarbowych. Minusem jest kontynuowanie wszystkich złych projektów, które rozpoczęła Platforma (np. o jednolitym pliku kontrolnym, o klauzuli obejścia prawa). Wszystko złe, co zostało wypracowane za rządów Kapicy, jest kontynuowane. Brak jest też projektów, które mniej lub bardziej oficjalnie rząd zapowiadał.
A jak ocenia Pan wielki plan wicepremiera Mateusza Morawieckiego? Czego w nim zabrakło z punktu widzenia przedsiębiorcy?
Projekt Morawieckiego oceniam pozytywnie. Pytanie tylko, jak będzie przebiegała jego realizacja? Jego brakiem jest to, że jest to plan czysto technokratyczny. Zakłada np. korzystanie z pieniędzy, które znajdują się na kontach przedsiębiorców. A przedsiębiorcy nie wydadzą złotówki, jeśli nie będą wierzyć państwu. Jeżeli więc robimy wielki narodowy plan, to powinno być to działanie pozaresortowe, obejmować m.in. podatki. A o podatkach tam cicho.
Rząd Beaty Szydło snuje wizje wielkich inwestycji. Czy dobre nastroje rządzących są uzasadnione?
Rząd twierdzi, że ma bilion złotych na inwestycje. Dobrze, ale warto przypomnieć, że (przeliczając na dzisiejsze pieniądze), swego czasu Portugalia miała kilkadziesiąt bilionów i jakoś jej to nie pomogło. Bogactwo bierze się z pracy, a nie z bilionów. Te 230 miliardów, które mają przedsiębiorcy na kontach, dalej będą na nich leżały, jako martwy kapitał, dopóki nie zostaną ożywione pracą. Trzeba dążyć do tego, aby uwolnić pracę.
Czego oczekują przedsiębiorcy od rządu Beaty Szydło? Jakie są ich najbardziej podstawowe oczekiwania?
Żądania przedsiębiorców są proste. Zatrzymanie nalotów urzędników na przedsiębiorców (co na razie się stało, ale co będzie dalej?), uproszczenie systemu podatkowego oraz uporanie się z biurokracją związaną z prowadzeniem działalności gospodarczej.
Co pan sądzi o podnoszonej przez PiS potrzebie reindustrializacji Polski?
Rozumiana jako zmiana struktury polskiego przemysłu, czyli wejście w produkty bardziej przetworzone, jak najbardziej jest godna poparcia. Powinniśmy przestać być montownią globalnych koncernów.
Często Pan mówi, że polska gospodarka potrzebuje imigrantów z Ukrainy.
Czy nie obawia się Pan, że Ukraińcy szybko opuszczą Polskę, kiedy tylko sytuacja w ich kraju lekko się poprawi?
To zależy, jak głęboko pozwolimy im zapuścić tu korzenie. Z moich znajomych na emigracji wrócili wszyscy, którzy nie mieli dzieci w szkole. Na razie nie mamy innego wyjścia. Do 2050 roku potrzebujemy 5 mln emigrantów. Przybysze z Ukrainy są najlepszymi, jakich możemy sobie wymarzyć. Rząd niby jest nimi zainteresowany, ale nie podjął żadnych kroków w tym kierunku. Przed recesją też było w Polsce sporo Ukraińców, którzy jednak ostatecznie znaleźli się w Czechach i na Słowacji. Teraz będziemy przyjmować Syryjczyków, z których z 60 proc. nie pracuje…
Czy program 500+ wystarczy, aby rozwiązać problemy jakie niesie ze sobą polska demografia?
Program 500+ powinien być jednym z elementów rozwiązania. Trudno przecież znaleźć jedno narzędzie, które rozwiąże cały problem. Powinniśmy sięgać po różne środki – a więc i po 500+, jak i przyjmowanie imigrantów. Pamiętajmy, że 500+ to nie jest tylko program prorodzinny, ale prosocjalny. W biedniejszych regionach, np. na Podlasiu, gdzie ktoś zarabia, powiedzmy, 1200 zł, to dodatkowe 500 zł jest już znaczącą kwotą.
Jakie zagrożenia związane z programem 500+ Pan dostrzega?
Istnieje ryzyko, że kilkaset tysięcy ludzi „przestanie pracować” i przejdzie do szarej strefy. Nie jestem także pewien, czy nas na ten program po prostu stać. Przy obecnym stanie finansów publicznych, w tym roku pieniędzy wystarczy. W przyszłym roku pewnie też, bo rząd weźmie się za resztę OFE. A co dalej? Z tego punktu widzenia, to bardzo ryzykowny program.
Gdzie rząd powinien szukać pieniędzy na finansowanie swoich programów socjalnych?
Problem rozwiązałoby odblokowanie polskiej gospodarki, przywrócenie wolności gospodarczej. To generowałoby wzrost gospodarczy na poziomie 5-6 proc. minimum, co oznaczałoby dodatkowe 40 miliardów wpływów do budżetu co rok. Ale nie słychać nic o projektach, które miałyby iść w tym kierunku.
Czy dopatruje się Pan w obecnej opozycji realnego zagrożenia dla rządów PiS?
PiS ma wielkie szczęście, bo opozycja zachowuje się jak szaleńcy. Większość energii wkłada w obszary, które ludzi nie obchodzą lub obchodzą w minimalnym stopniu. To, co dzieje się wokół Trybunału Konstytucyjnego ma zerowe przełożenie na sondaże.