0.3 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Gruziński eksperyment

Jeśli zamierzenia gruzińskiego rządu nie są kolejną obietnicą wyborczą, realizacja choćby połowy zapowiedzianych reform może uczynić z Gruzji lidera gospodarczego regionu.

W 2003 r. po demokratycznej Rewolucji Róż Gruzja wdrożyła program wolnorynkowych reform ekonomicznych. Po trzynastu latach eksperymentu można stwierdzić, że jego wyniki są niejednoznaczne, a gruzińska gospodarka przechodziła wzloty i upadki. Jakie czynniki zadecydowały o połowicznych sukcesach i co obecne władze robią, aby doprowadzić reformy do szczęśliwego finału? Czy Gruzja może stać się strategicznym partnerem polskiej przedsiębiorczości na Południowym Kaukazie? Może warto spróbować, bo na przykład Niemcy już w Tbilisi są.

Źle się dzieje w państwie gruzińskim

Takie wrażenie można odnieść analizując wyniki najnowszych sondaży opinii publicznej, a więc nastroje gruzińskiego społeczeństwa. Narodowy Instytut Demokracji, amerykańska agenda zajmująca się badaniami socjologicznymi na całym świecie twierdzi, że 66 proc. Gruzinów negatywnie ocenia stan swojej gospodarki. Przy czym, aż 40 proc. badanych określa jej kondycję jako złą, a 26 proc. jako katastrofalną. 29 proc. ankietowanych wyraża się o gospodarce w przedziale średnich ocen i tylko 2 proc. chwali obecne położenie. Nie ulega wątpliwości, że na poziom nastrojów społecznych wpływa bardzo wysokie bezrobocie, a zatem silne rozwarstwienie ekonomiczne, co łatwo udowodnić badając sytuację na rynku pracy. Otóż zgodnie z oficjalnymi wynikami, w ubiegłym roku bezrobocie sięgało 14,9 proc. aktywnej zawodowo ludności, przy całkowitej populacji Gruzji liczącej niespełna 4 mln mieszkańców. Ale dodatkowe badania ujawniły, że ponad 85 proc. Gruzinów jeśli nie czuje się w pełni bezrobotnymi, to z pewnością skarży się na brak pełnowymiarowego zajęcia, a już z całą stanowczością odczuwa niedobory finansowe związane z takim statusem zawodowym. Tajemnica rozbieżności tkwi w strukturze zatrudnienia, ponieważ, wg różnych statystyk od 58 proc. do nawet 86 proc. aktywnej zawodowo ludności to osoby związane z rolnictwem, głównie mieszkańcy wsi. Tymczasem ten sektor gospodarki wypracowuje nie więcej niż 11-12 proc. rocznego PKB Gruzji, podczas gdy segment małej i średniej przedsiębiorczości jedynie 6 proc. PKB. Tymczasem w krajach uznanych za gospodarczo rozwinięte, proporcje są odwrotne, bo rolnictwem zajmuje się od 5 do 8 proc. zatrudnionych, zaś sektor małej i średniej przedsiębiorczości wypracowuje 55-60 proc. PKB. Nic dziwnego, że oficjalna struktura gruzińskiego samozatrudnienia, bo taka forma aktywności gospodarczej przeważa w tym kraju, to nic innego, jak fikcja, za którą idą określone konsekwencje finansowe. 9,7 proc. (365 tys.) Gruzinów żyje poniżej statystycznego progu biedy. Najniższy poziom dochodów umożliwiających przeżycie, wyliczony przez państwową Agencję Obsługi Socjalnej dla przeciętnej, czteroosobowej rodziny wynosił w lutym 2016 r. 289 lari, czyli ok. 126 dolarów amerykańskich.

Tymczasem średni poziom dochodów większość gruzińskich rodzin nie przewyższa faktycznie 400 lari, co nie jest najwyższym wskaźnikiem społecznej zamożności. Takie dane także zafałszowują realny obraz życia, bowiem największym problemem Gruzji jest dochodowe rozwarstwienie. Ponad 70 proc. Gruzinów uzyskuje niskie bądź bardzo niskie dochody miesięczne, ok. 25 proc. – średnie i tylko 3-5 proc. społeczeństwa ma relatywnie dobrą sytuację materialną. Rektor Uniwersytetu Tbiliskiego Władimir Papawa twierdzi nawet, że dysproporcje są jeszcze większe, a wręcz drastyczne. Zgodnie z szacunkami tego ekonomisty za progiem biedy żyje faktycznie 40 proc. obywateli, a 64 proc. samozatrudnionych otrzymuje dochody na poziomie socjalnego minimum. Zatem trudno, aby nastroje ekonomiczne społeczeństwa i opinie o gospodarce były pozytywne.

Z drugiej jednak strony, gruzińska gospodarka stale rośnie, co widać szczególnie w porównaniu z innymi państwami strefy poradzieckiej. W zeszłym roku odnotowano wzrost PKB o 2,8 proc. Według prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, identycznym wynikiem zakończy się także obecny rok, a w 2017 r. PKB Gruzji przyspieszy o kolejne 3,5 proc. Rząd w Tbilisi jest większym optymistą szacując tegoroczny wzrost na 3 proc., zaś przyszłoroczny na 3,5-4,2 proc. Tymczasem najbliżsi sąsiedzi rozwijają się wolniej. Na przykład PKB Azerbejdżanu i Kazachstanu wzrosły w 2015 r. w przedziale 1,2-1,5 proc. A jeśli porównać Gruzję z byłą metropolią, to Tbilisi należy do liderów gospodarczego rozwoju, zważywszy na spadek rosyjskiego PKB o 3,5 proc.

Także poziom rocznej inflacji wyliczony w roku ubiegłym na 4,5 proc. lokuje Gruzję w gronie stabilnych gospodarek tej strefy. Optymizmem napawają rezultaty gruzińskiego handlu zagranicznego w pierwszym kwartale 2016 r. Jakkolwiek wymiana towarowa z krajami Wspólnoty Niepodległych Państw zmalała o 15 proc., to straty z nawiązką odrobił wzrost obrotów z Rosją. Po dziewięciu latach blokady ekonomicznej Gruzji, Moskwa zdecydowała się na jej znaczące złagodzenie. Przyczyna jest prosta, Kreml boleśnie odczuwa skutki zachodnich sankcji i własnej decyzji o blokadzie importu rolno-spożywczego z UE. Dlatego gruzińskie warzywa i owoce, a przede wszystkim wina, w cudowny sposób zaczęły spełniać wyśrubowane normy fitosanitarne zadeklarowane przez Rosję, jako warunek dopuszczenia do obrotu. Przecież pod takim pretekstem Moskwa blokowała gruzińskie (i nie tylko) rolnictwo w ubiegłych latach.

Nic dziwnego, że w równie czarodziejski sposób tegoroczna wymiana handlowa Gruzji z Rosją podskoczyła, aż o 42 proc. Podobna tendencja wystąpiła także w handlu z Unią Europejską. W pierwszym kwartale tego roku wzajemne obroty podniosły się o 11 proc., choć w tym przypadku jest to zamierzony i wręcz oczekiwany efekt działania umowy stowarzyszeniowej z UE, której główną częścią jest porozumienie o strefie wolnego handlu.Aż chce się zapytać, jeśli jest tak dobrze, to dlaczego równocześnie jest tak źle? A raczej, dlaczego pozytywne wskaźniki makroekonomicznego rozwoju nie przekładają się na poprawę sytuacji materialnej społeczeństwa? Wiadomo za to na pewno, że Gruzja rozwija się w myśl powiedzenia – dwa kroki w przód i jeden wstecz. Lub jak ujął to rektor Papawa, gospodarka podąża swoistym slalomem.

Miejsce startu

Aby zrozumieć specyfikę oraz obecny stan gospodarki Gruzji trzeba koniecznie przypomnieć okoliczności, z jakimi kraj wchodził w niepodległość, a zatem jaki był faktyczny poziom ekonomicznego startu. A warunki były naprawdę dramatyczne. Deklaracja suwerenności stała się bowiem jednocześnie katalizatorem wojny o integralność terytorialną. Abchazja i Południowa Osetia odpowiedziały na gruzińską niepodległość aktami secesji, które rozpaliły etniczny i terytorialny konflikt zbrojny. Dwa lata militarnych klęsk Gruzji doprowadziły do zamachu stanu i zmiany władz w Tbilisi, a co gorsza wywołały ogromne straty ludzkie i materialne, wojenną migrację ludności i w konsekwencji gospodarczą ruinę. W 1993 r., czyli w chwili podpisania rozejmu pomiędzy walczącymi stronami, PKB Gruzji stanowił 33,7 proc. produktu krajowego brutto gruzińskiej republiki radzieckiej z 1990 r. W 1994 r. poziom inflacji przekroczył 7840 proc.

Co nie znaczy, że Gruzini się poddali. Wręcz przeciwnie, prezydent Eduard Szewardnadze przeforsował reformę pieniężną, która ustabilizowała narodową walutę i sytuację makroekonomiczną kraju. Efekt w postaci 24 proc. wzrostu PKB nadszedł w latach 1996-1997, po to jedynie, aby rosyjski kryzys finansowy 1998 r. wprowadził gospodarkę w nową strefę turbulencji. Zabuksowały także demokratyczne reformy i kraj pogrążył się w urzędniczej korupcji, a także kryzysie energetycznym, które skutecznie wyhamowały gospodarkę. Taki stan, którego następstwa w postaci bariery niskich dochodów społeczeństwa są odczuwalne do dziś przerwała Rewolucja Róż 2003 r.

Po zmianie ekipy rządzącej, nowy prezydent Michaił Saakaszwili zadeklarował, a co najważniejsze wdrożył strukturalne reformy w duchu liberalnym, co natychmiast odbiło się na gospodarce. Oczywiście pozytywnie, bo tylko w ten sposób można określić efekt ukrócenia powszechnej korupcji, uporządkowania wymiaru sprawiedliwości i systemu ochrony porządku publicznego. Gruzji udało się pokonać barierę energetyczną, ustabilizować budżet państwa, a reformy kodeksów pracy i podatkowego oraz uproszczenie warunków prowadzenia działalności gospodarczej ożywiły znacząco biznes. A jednak gospodarka nie uniknęła jazdy slalomem, bo w tym samym czasie zachodziły również negatywne zjawiska, które w znacznym stopniu zniwelowały pozytywny efekt reform. Chodzi o to, że mimo etykiety neoliberalnej gospodarki, w Gruzji zakiełkował system oligarchiczny oparty o ścisłe związki wielkiego biznesu i administracji. Takie ryzyko wynikło z reliktu klanowej struktury społecznej uwarunkowanej z kolei wieloetnicznością kraju. Sami Kartwelowie, czyli rdzenni Gruzini dzielą się na kilka podgrup, a kraj zamieszkują liczne narody Kaukazu, takie jak Ormianie, Azerowie czy Turcy meschetyńscy, wszyscy nastawieni do siebie niezbyt przyjaźnie. Całość przekłada się na nieprzejrzystą strukturę związków lokalnych i biznesowych.

Niestety, zamiast kontynuacji demokratycznych reform, w postaci konsekwentnej budowy instytucji, Michaił Saakaszwili dostrzegł ratunek w podporządkowaniu biznesu władzom państwowym. Zlikwidowano urząd antymonopolowy i odpowiednie ustawodawstwo, co natychmiast i negatywnie wpłynęło na konkurencję wolnorynkową i warunki biznesowe. Sytuację gospodarczą pogrążył do reszty światowy kryzys ekonomiczny, a przede wszystkim wojna z Rosją, która wybuchła w tym samym 2008 r. Wprawdzie tuż po niej UE zadeklarowała Tbilisi ogromną pomoc finansową i co ważniejsze zaproponowała przyspieszenie negocjacji stowarzyszeniowych. Jednak ówczesna ekipa rządząca, mimo oficjalnych deklaracji nie spieszyła się z podpisaniem porozumienia. Jak w 2014 r. oceniał przyczyny Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, chodziło o korupcję. Mimo że neoliberalne reformy zahamowały tę plagę w wymiarze społecznym, a Transparency International uznawał Gruzję za kraj o bardzo niskim wskaźniku łapownictwa, to kwitła korupcja na bardzo wysokich szczeblach władzy. Ponadto warunkiem zbliżenia z UE było przestrzeganie standardów demokratycznych, podczas gdy Saakaszwili realizował model tzw. liberalizmu autorytarnego, czyli konkurencja polityczna miała spore kłopoty z funkcjonowaniem. Sytuacja zdawała się ulec zmianie po wyborach 2012 r., gdy do władzy doszła opozycyjna koalicja Gruzińskie Marzenie. Za jej sprawą w 2014 r. Gruzja podpisała wreszcie umowę stowarzyszeniową z UE, wraz z porozumieniem o strefie wolnego handlu. Jaki jest zatem dzisiejszy stan gruzińskiej gospodarki?

Bariery

Czym naprawdę jest gospodarka Gruzji najlepiej zobrazować strukturą eksportu. Zdaniem Władimira Papawy cała bieda wynika ze stymulowania wzrostu ekonomicznego konsumpcją, a nie produkcją, bowiem import jest czterokrotnie większy niż eksport. W strukturze tego ostatniego jeszcze w 2013 r. 22 proc. przypadało na samochody osobowe, których jak wiadomo Gruzja nie produkuje w ogóle, to znaczy, że największa pozycja handlowa sprowadzała się do reeksportu, czyli pośrednictwa w obrocie pomiędzy krajami trzecimi. Z kolei następną pozycją na liście był eksport złomu – 8 proc. W 2015 r. struktura handlu zagranicznego wyglądała nieco inaczej, bo 19 proc. stanowiły rudy miedzi i jej koncentraty. Eksport samochodów osobowych spadł do 9 proc., ale stanowi mocną, drugą pozycję. Trzecie miejsce i 7 proc. wartości eksportu to różnego rodzaju orzechy. Aż chciałoby się zapytać, a gdzie gruzińskie wina, ze względu na oryginalną recepturę wytwarzania uznane przez UNESCO za dobro kulturowe ludzkości? Są obecne, niestety zajmują miejsce pod koniec dziesiątki głównych produktów.

Jak zatem widać, co najmniej 9 proc. eksportu nie stanowią towary wyprodukowane realnie w Gruzji. W liczbach bezwzględnych bieżącego kwartału, obroty handlu zagranicznego wyniosły 2,14 mld dolarów, z czego import był wart 1,7 mld, zaś eksport jedynie 445 mln dolarów. Jak widać ujemne saldo handlu zagranicznego wyniosło 1,2 mld dolarów, czyli 59 proc. całego handlu. Jeśli nie eksport, to co? Na pewno nie mały i średni biznes. Przez chwilę szansą był sektor rolno-spożywczy, który faktycznie daje pracę większości zatrudnionych. Jednak jego wkład w PKB jest również niewielki, a potencjał został pogrzebany długoletnim rosyjskim embargiem. Okazuje się, że około 90 proc. PKB wypracowuje wewnętrzna konsumpcja i związane z nią usługi. Skąd więc Gruzja czerpie środki na finansowanie takiego modelu gospodarczego? Około 20 proc. obywateli kraju żyje i pracuje za granicą, z czego ponad dwie trzecie w Rosji, a reszta na Zachodzie. Gruzińscy gastarbeiterzy dostarczają swoim rodzinom około miliarda dolarów rocznie.

Ważną rolę finansową odgrywa grupa zagranicznych darczyńców, zarówno państw, jak i organizacji międzynarodowych. W latach 1995-2015 przyznały one w formie grantów ok. 3 mld dolarów. Wspólnota międzynarodowa przeznaczyła także 5,8 mld dolarów na cele rekonstrukcji i odbudowy po wojnie 2008 r. Obecnie do głównych sponsorów Gruzji, czyli źródeł pomocy bezzwrotnej należą USA, Niemcy, Chiny oraz Holandia. Wniosek jest generalny, jak twierdzą miejscowi ekonomiści, kontynuowanie takiego modelu gospodarczego mija się z celem, gdyż nie tworzy realnych podstaw rozwoju w dłuższej perspektywie. Tym bardziej, że ze względu na skomplikowane uwarunkowania międzynarodowe i wewnętrzne przypływ zagranicznych inwestycji stoi pod znakiem zapytania. Dotychczas takie inwestycje w formie bezpośredniej lub kredytów zaciąganych w europejskich bankach służyły finansowaniu sfery usług i konsumpcji, szczególnie sektora budownictwa oraz zakupów sprzętu domowego, od samochodów po AGD, co nie stymulowało wzrostu krajowej produkcji. Inwestycje napłyną, jeśli władze zdecydują się na wybór innej opcji ekonomicznej. Inaczej mówiąc, cała nadzieja w umowie stowarzyszeniowej z UE i strefie wolnego handlu.

————————————————

Więcej w najnowszej „Gazecie Finansowej”

FMC27news