Spadkobiercy najbogatszego Polaka boją się wyników kontroli interesów seniora rodu. Chcą zamknąć usta dziennikarzom!
36-letni Sebastian i 39-letnia Dominika zostali oficjalnymi spadkobiercami swojego ojca Jana Kulczyka (zmarł 29 lipca 2015 r.). Stało się to po nagłej, pełnej niedomówień i tajemnic śmierci kontrowersyjnego biznesmena, uważanego za najbogatszego Polaka, a zarazem pierwszego oligarchę III RP. Człowieka, który łączył posiadanie ogromnego majątku z wpływami wśród kolejnych ekip polityków rządzących Polską. Jan Kulczyk ogromnego majątku dorobił się na interesach z państwem polskim, zyskując sobie medialny przydomek Majster-styka, czyli specjalisty od zarabiania na styku biznesu i polityki. W 2014 r. Jan Kulczyk kupił od państwa, za pośrednictwem giełdy kontrolny pakiet chemicznego giganta Ciech. Transakcje rok później zakwestionowała Najwyższa Izba Kontroli, zarzucając Ministerstwu Skarbu Państwa niegospodarność przy tej transakcji, a także zwyczajny brak dbałości o zyski państwa. Teraz prowadzone jest prokuratorskie śledztwo (z udziałem Centralnego Biura Antykorupcyjnego), wzmocnione zapisem rozmów Jana Kulczyka, jakie zostały podsłuchane przez kelnerów w słynnej aferze taśmowej.
Zastraszanie dziennikarzy pozwami
Parę miesięcy temu analizowaliśmy na łamach „Gazety Finansowej” fenomen nagłej śmierci słynnego doktora Jana Kulczyka. Przypomnijmy, że w prawdziwość jej publicznie powątpiewali prof. Andrzej Zybertowicz (specjalista od służb specjalnych) i doradca prezydenta, a także wicepremier Jarosław Gowin. My dodaliśmy od siebie, że informacje o możliwym sfingowaniu własnej śmierci badają tajne służby (Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencja Wywiadu) i chociaż nie potwierdziły prawdziwości tej spiskowej teorii dziejów, to – zaznaczyliśmy – będą szukać do skutku, bo doktor Kulczyk, dla obecnej władzy jest kopalnią wiedzy o wszystkich biznesowych układach. Nadmieniliśmy też, że zdaniem naszych informatorów śmierć doktora Jana Kulczyka poprzedziły intensywne kontakty z oficerami Agencji Wywiadu, którzy mieli dawać mu do zrozumienia, że w związku z nadchodzącą zmianą władzy ich relacje muszą ulec zmianie. Za podanie tych informacji do przeprosin wezwał „Gazetę Finansową” reprezentujący rodzinę Kulczyków, były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. A wobec odmowy zadośćuczynienia jego prośbie, pozwał w imieniu dzieci Kulczyka, autorów tekstu (Jana Pińskiego, Krzysztofa Galimskiego i spółkę wydającą tygodnik do sądu z żądaniem tychże przeprosin plus 300 tys. zł, część na drobne wydatki, a część na cel społeczny). Ta nerwowa reakcja spowodowana jest bez wątpienia próbą zastraszenia środowiska dziennikarskiego i sprawienia, iż nie będą podejmować niewygodnych tematów dla rodziny doktora Kulczyka.
Trupy w rodzinnej szafie
Największą bolączką spadkobierców fortuny jest właśnie posprzątanie wszystkich „trupów” w odziedziczonym majątku. Zakup CIECH-u jest doskonałym przykładem. Już wcześniejsze krytyczne publikacje na ten temat spotykały się z groźbami pozwów od firm Kulczyka i zmuszaniem redakcji do porzucenia śledztw, pod groźbą procesów. Nawet pobieżna lektura NIK pokazuje, jak bardzo patologiczna była to transakcja. Skarb Państwa sprzedał 37,82 proc. akcji CIECH, które stanowiły pakiet kontrolny bez żadnej premii z tytułu oddania spółki. Sama cena, wedle NIK była znacznie niższa od bieżących i rosnących notowań CIECH. Do tego dochodził także oczywisty konflikt interesów. Otóż przy prywatyzacji doradzało Ministerstwu Skarbu Państwa ING Securities SA, które jest częścią tej samej korporacji, co OFE ING, udziałowiec 8,65 proc. akcji Ciechu. A OFE ING, zamiast sprzedawać, to… dokupił akcje CIECH-u. Na to nakładają się dokonane z ukrycia nagrania doktora Kulczyka, który zdradza w jednej z rozmów informacje o tym, że wezwanie na zakup CIECH-u poprzedził szeregiem rozmów, aby upewnić się, iż czołowi polscy i zagraniczni biznesmeni nie będą z nim licytować. Takie działania noszą znamiona manipulowania rynkiem akcji.
Nadchodzący proces „Gazeta Finansowa” kontra dzieci Kulczyka będzie unikalną okazją prześledzenia dwóch podniesionych w pozwie kwestii. Relacji z polskimi służbami specjalnymi Jana Kulczyka i jego rodziny (senior rodu, założyciel fortuny Henryk Kulczyk, był zarejestrowanym tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, prowadzonym przez samego generała Władysława Pożogę). Kontakty Kulczyka z Agencją Wywiadu ujrzały światło dziennie ponad dziesięć lat temu, gdy wyszła na jaw notatka ówczesnego szefa AW, który zanotował relację biznesmena dotyczącą jego spotkania z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem w lipcu 2003 r. A także wiedzy Kulczyka na temat patologii w III RP (co jego dzieci uznały za zarzut partycypowania w korupcji). Na świadków powołamy wszystkich szefów służb (a także oficerów operacyjnych) w ostatnich latach, którzy zajmowali się biznesami Jana Kulczyka. Także tych – jak gen. Gromosław Czempiński, który po odejściu ze służby robił z Kulczykiem intratne interesy. Mamy tylko nadzieję, że na potrzeby naszego procesu premier zwolni szefów służb z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej. Przebieg sprawy sądowej będziemy relacjonować na bieżąco.