14.4 C
Warszawa
piątek, 29 marca 2024

Kukułcze jajo Platformy Obywatelskiej

Koniecznie przeczytaj

Gdyby ziścił się najgorszy scenariusz i Polska faktycznie musiałaby zapłacić karę za tę, trącącą PRL-em, decyzję nadzoru finansowego, byłaby to sankcja za nieprecyzyjne reguły oceny inwestorów przez urzędników. Trudno obecnie określić dokładną wartość odszkodowania. Spodziewane jest „nie mniej niż 2 mld zł”.

Na początku kwietnia 2014 r. nadzór finansowy nakazał zbycie wszystkich akcji FM Bank PBP posiadanych przez PL Holdings S.a.r.l., spółkę celową Abris Capital Partners (decyzję cofnięto w lipcu, ale po ponownym postępowaniu w KNF przywrócono), ale zakazał wykonywania prawa głosu z akcji FM Banku PBP przez obu jego akcjonariuszy – spółkę PL Holdings i fundusz inwestycyjny Abris Capital Partners. Urząd Komisji Nadzoru Finansowego (UKNF) ubezwłasnowolnił właścicieli, fatycznie go wywłaszczył, wystawiając bank na sprzedaż. Była to pierwsza i jedyna w historii RP po 1989 roku operacja, w której prywatny właściciel został de facto pozbawiony majątku. Nic dziwnego, że sprawa trafiła do międzynarodowego arbitrażu, a Prokuratoria Generalna drży o wynik sprawy, która w wyniku działań byłego szefostwa KNF może kosztować Skarb Państwa nawet do 2 mld złotych.

Jak powstał FM Bank PBP

W 2010 r. w konsekwencji wytycznych Komisji Europejskiej został sprzedany niemiecki WestLB Bank Polska. Był to bank przez wielu kojarzony ze służbami specjalnymi PRL (finansował m.in. budowę gazociągu przez EuRoGol Gaz oraz autostrad A2 i A4). Czy to prawda, ciężko jest jednoznacznie stwierdzić.

Faktem jest jednak, że przez prawie 20 lat na jego czele, pomimo różnych przekształceń, stał Maciej Stańczuk – dobry znajomy Krzysztofa Pietraszkiewicza oraz Wojciecha Kwaśniaka, przez wielu określany mianem „tuba ZBP”. Stańczuk jest przeciętnym managerem, a bank pod jego przywództwem nie osiąga jakichś oszałamiających sukcesów. Co więcej, wiecznie cierpi na niedofinansowanie.

Nowymi właścicielami (wtedy już FM Banku) zostali: fundusz private equity Abris Capital Partners oraz Dom Maklerski IDMSA. Jego wartość księgowa na koniec III kwartału 2009 r. wynosiła ok. 270 mln zł. Abris zdecydował się kupić Polski Bank Przedsiębiorczości, bo „podobał mu się bilans tego banku, plany, a szczególnie zarząd”. Prezesem pozostał Maciej Stańczuk. Bank został zaprojektowany jako wyspecjalizowany bank komercyjny. Miał obsługiwać średnie i małe firmy, przygotował ofertę dla samorządów. Starał się dotrzeć do mniejszych firm.

Po jakimś czasie IDMSA chciało pozbyć się z zarządu Macieja Stańczuka, w obronie którego solidarnie stanęli: główny akcjonariusz, czyli Abris oraz… Wojciech Kwaśniak, wówczas już wiceprzewodniczący KNF. W konsekwencji Abris odkupił udziały IDM-u. 18 marca 2013 r. FM Bank i Polski Bank Przedsiębiorczości złożyły wniosek o połączenie. Tak powstał FM Bank PBP, którego głównym akcjonariuszem jest fundusz Abris Capital Partners (wcześniej większościowy akcjonariusz FM Banku i jedyny PBP Banku). Wszystkie transakcje odbywały się za zgodą i wiedzą wysokich urzędników państwowych, podległych pośrednio lub bezpośrednio przewodniczącemu KNF. Byli nimi wówczas: Andrzej Jakubiak i, jego zastępcą odpowiedzialnym za nadzór bankowy, Wojciech Kwaśniak.

Dziwna reakcja KNF z opóźnionym zapłonem

Następca FM Banku, PBP zanotował poważne straty z powodu bankructwa Dolnośląskich Surowców Skalnych i PBG. Żeby ratować sytuację, Abris musiał wykupić od banku obligacje DSS za 60 mln zł. To jednak nie był koniec kłopotów, ponieważ w DSS był zaangażowany także ówczesny drugi udziałowiec banku – Dom Maklerski IDMSA. Bankructwo DSS i w tym samym czasie sklepów Bomi, było początkiem końca IDM, który boryka się obecnie z upadłością układową. Abris jednak nie czekał tak długo i już w lipcu 2012 wykupił udziały IDM w PBP za 95 mln zł. Abris starał się zachowywać jak odpowiedzialny i długoterminowy inwestor. Od tych problemów minęło trochę czasu i dopiero kilka miesięcy później nadzór zakazał wykonywania prawa głosu z akcji FM Banku PBP przez obu jego akcjonariuszy. Zbiegło się to z… próbą zmiany na stanowisku prezesa zarządu banku, jaką podjął Abris. Zamiast Stańczuka, Abris widzi na stanowisku prezesa Sławomira Lachowskiego, niezłego bankowca, twórcę mBanku. W obronie Stańczuka po raz kolejny staje Wojciech Kwaśniak, tym razem jednak Abris nie zmienia zdania. Lachowski jest „czołgany” przez KNF i media. Bank już wtedy miał niezłe wyniki finansowe, spełniał normy bezpieczeństwa. I w takich oto okolicznościach na inwestora spada zdumiewająca decyzja szefostwa KNF Andrzeja Jakubiaka i Wojciecha Kwaśniaka o wywłaszczeniu z akcji. Rzecz bez precedensu w najnowszej postkomunistycznej historii Polski.

A kukułka na to: „To nie moje, to nie ja”

W maju 2014 r. Leszek Czarnecki był zainteresowany przejęciem FM Banku PBP. Propozycja została odrzucona. Abris Capital Partners w grudniu tego roku odrzucił również ofertę kupna FM Bank PBP złożoną przez BOŚ Bank.

Abris nie złożył broni i złożył oficjalną notę ówczesnym ministrowi skarbu i ministrowi spraw zagranicznych w rządzie Platformy Obywatelskiej, w której zapowiedział wszczęcie postępowania arbitrażowego przeciwko Polsce, w ramach którego będzie się domagać co najmniej 100 mln euro odszkodowania, w związku z decyzją Komisji Nadzoru Finansowego. Złożona przez Abris notyfikacja była pierwszym krokiem, a postępowanie arbitrażowe wszczął Instytut Arbitrażowy przy Izbie Handlowej w Sztokholmie. Trudno obecnie określić dokładną wartość odszkodowania. Gdyby ziścił się najgorszy scenariusz i Polska faktycznie musiałaby zapłacić karę za tę, trącącą PRL-em, decyzję nadzoru finansowego, byłaby to sankcja za nieprecyzyjne reguły oceny inwestorów przez urzędników. Sąd arbitrażowy rozstrzygnie, czy Polska bezprawnie wywłaszczyła fundusz z FM Banku. Spodziewane jest „nie mniej niż 2 mld zł” odszkodowania, a w Prokuratorii zaczynają rozglądać się, kto jest winien. Warto sobie uzmysłowić, że kwota, jaką może stracić Skarb Państwa, jest prawie trzy razy większa niż pieniądze, jakie są w grze, w przypadku afery „Amber Gold”, w której zeznawali ostatnio Andrzej Jakubiak i Wojciech Kwaśniak.

Latem 2014 r., na dzień przed upływem sześciomiesięcznego terminu, fundusz Abris Capital otrzymał pismo z Ministerstwa Finansów (MF), że resort nie uznaje roszczeń funduszu. Był to jedyny oficjalny kontakt ze strony administracji z inwestorem. Resort stwierdza w swoim piśmie, że KNF, wydając decyzję, opierała się na przepisach prawa stosowanych w całej UE i przyjęte przez nią rozwiązanie nie odbiega od standardów obowiązujących w Luksemburgu czy innym kraju wspólnoty. MF nie oceniało, czy decyzja była słuszna, czy nie. MF stwierdziło, że nadzór mógł w drodze decyzji odebrać prawo wykonywania głosu i nakazać sprzedaż banku i nie ma podstaw do odszkodowania. W środowisku inwestorów i specjalistów zawrzało. Nikt z szanujących się ekspertów nie ma wątpliwości, że ta decyzja cofała Polskę do czasów sprzed 1989 roku. Tym bardziej, że wg ekspertyz nie było podstaw merytorycznych do takiego kroku. Mało tego, taka decyzja to uderzenie w podstawy zaufania do państwa polskiego, które powoduje, że kapitał zagraniczny może od nas odpłynąć. A jesteśmy krajem, który potrzebuje kapitału, by się rozwijać. Taka decyzja KNF daje też asumpt do bardzo smutnych dywagacji. Jeżeli dziś można pozbawić własności zagranicznego właściciela, to czy za chwilę to samo będzie można zrobić z polskim przedsiębiorcą? Takim zapędom urzędników trzeba stawiać tamę i określać jasne reguły gry, wskazywać dobre praktyki, a nie jak ministrowie z czasów PO umywać ręce jak Piłat, któremu nie starczyło odwagi i uczciwości, by właściwie ocenić postępowanie KNF. Obecna władza jest przez opozycję z Platformy Obywatelskiej często oskarżana o chęć powrotu do PRL, a czy takie decyzje nie trącają czasami słusznie minionymi? Prezes Chrzanowski czym prędzej powinien przeprowadzić audyt działań swojego poprzednika i zdymisjonowanych zastępców, bo nikt nie wie, ile kukułka mogła podrzucić takich „nomen omen” jaj, za które solidarnie jako obywatele być może będziemy musieli wkrótce zapłacić.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze