e-wydanie

3.6 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia 2024

Polsko-ukraińska wojna rolna

Unia chce zniszczyć polskich rolników przy pomocy taniej ukraińskiej żywności.

Parlament Europejski zaoferował dodatkowe preferencje handlowe dla Ukrainy. W ten sposób Unia Europejska chce wesprzeć transformację naszego wschodniego sąsiada i umożliwić większą niż do tej pory wymianę handlową pomiędzy Ukrainą a Unią Europejską. Nie ma najmniejszych złudzeń, że chodzi o wzmocnienie gospodarcze Ukrainy od kilku lat walczącej z rosyjskimi separatystami. Europosłowie zgodzili się, że pomidory, pszenica oraz mocznik nie zostaną objęte koncesjami, poza tymi, które zostały uzgodnione na podstawie strefy wolnego handlu DCFTA, czyli UE–Ukraina. Preferencje handlowe zostaną przyznane w zamian za walkę z korupcją na terenie Ukrainy.

DCFTA jest częścią Umowy o Stowarzyszeniu, która obowiązuje od stycznia 2016 roku, zapewniając otwarcie rynków dóbr i usług dla krajów wspólnoty i Ukrainy. W połowie czerwca Parlament Europejski oraz unijna Rada doszły do porozumienia wobec tzw. autonomicznych środków handlowych. Polska, Węgry i Bułgaria sprzeciwiały się propozycjom Komisji Europejskiej. Jednak ostatecznie zostaliśmy przegłosowani. Akcja polskich eurodeputowanych ograniczyła propozycję Komisji Europejskiej. Obecnie Ukraina ma prawo eksportować do UE określone kontyngenty takich towarów jak kukurydza czy pszenica. Nie są one objęte cłem. Przekroczenie limitu przyznanego kontyngentem oznacza konieczność oclenia każdej tony zboża wprowadzanego z Ukrainy na rynek europejski.

Limity przyznane na 2016 rok zostały wykorzystane już po 7 miesiącach. Unijni urzędnicy chcieli więc ich zwiększenia, co miałoby być korzystne dla ukraińskiej gospodarki. Komisja Europejska zaproponowała, aby rokrocznie zwiększać kontyngenty pszenicy o dodatkowe 100 tys. ton rocznie. Do tego mocznik jako produkt przemysłowy miałby być zwolniony z cła. Polska była przeciwna tym propozycjom od samego początku. Nasz rząd chciał bronić polskich producentów rolnych przed zalewem taniej ukraińskiej żywności, jednak bezskutecznie.

Polski poker w Brukseli

Ponieważ zostaliśmy przegłosowani na posiedzeniu Rady Europejskiej, jedyną szansą na minimalizowanie strat polskich producentów było storpedowanie pomysłów Brukseli w Europarlamencie. Zaskakująco polscy europosłowie potrafili wznieść się ponad podziały polityczne. To efekt nie tyle myślenia w kategoriach interesów narodowych, ile politycznych. Gdyby europosłowie z PO i PSL pozostali obojętni na działania Brukseli, mogliby stracić resztki swojego poparcia na wsi, a to oznaczałoby polityczny i finansowy koniec PSL.

Polscy europosłowie wskazywali, że oferta wyrządzi poważną szkodę europejskim producentom i że tak naprawdę pomaga potężnym oligarchom ukraińskim, a nie zwykłym Ukraińcom. Jednak według nieprzychylnej ostatnio polskim interesom Komisji Europejskiej jej propozycje były wyrazem ustępstw wobec małej Ukrainy i potężnej gospodarczo wspólnoty. Według jej przedstawicieli kwestia oligarchów jest przesądzona. Według unijnych komisarzy w Europie też istnieją wielkie koncerny rolne, a wybrane produkty nie zagrożą rodzimej produkcji w UE. Nie jest tajemnicą, że olbrzymie transporty ukraińskiego zboża przejeżdżają przez nasz kraj, jako adresowane do Hiszpanii. Jednak ostatecznie tam nie trafiają. Zostają w Polsce i negatywnie wpływają na ceny polskich płodów rolnych. W odpowiedzi na polskie postulaty Bruksela stwierdziła, że widocznie konieczna jest większa kontrola administracyjna ze strony polskich władz. Dzięki zabiegom polskich władz i europosłów nie wycofano kontyngentów na mocznik, a dodatkowe kontyngenty na pszenicę ograniczono do 65 tys. ton, zamiast proponowanych 100 tys. Również dodatkowy kontyngent na przecier pomidorowy został ograniczony na 3 tys. ton, zamiast 5 tys. ton.

Koniec polskiego rolnictwa

Według Prezesa Krajowej Rady Izb Rolniczych – Wiktora Szmulewicza, ukraińska żywność, na którą właśnie Bruksela zwiększyła bezcłowe kwoty eksportowe, zagroziła polskim rolnikom. Jego zdaniem podkreśla się sukces w postaci ograniczenia dodatkowych kontyngentów na niektóre produkty, a w rzeczywistości zapomina o tym, że ukraińscy rolnicy będą mogli wyeksportować do Polski dwukrotnie więcej kukurydzy i jęczmienia niż do tej pory. Zwiększy się też eksport pszenicy, owsa czy miodu. Według Szmulewicza to niedobra wiadomość dla polskich rolników.

Nie trzeba być geniuszem, aby zrozumieć, że ukraińska żywność najpierw trafi do Polski, gdzie może doprowadzić do załamania rynku żywności. Tak było w zeszłym roku, kiedy to ukraińskie zboże wywołało załamanie cen dla polskich producentów. Unia Europejska po raz kolejny poświęciła rolnictwo i interesy swojego państwa członkowskiego na poczet pomocy pogrążonym w wojnie z rosyjskimi separatystami Ukraińcom. Tylko dlaczego za pomoc naszemu wschodniemu sąsiadowi mają zapłacić polscy rolnicy, a nie bogaci rolnicy z Francji? Co ciekawe polskie zabiegi w Brukseli odbijały się niczym grochem o ścianę. Gdy natomiast wyłączenia mocznika z bezcłowych kontyngentów domagały się Włochy, uznano ich postulaty. Ukraińskie płody rolne już zalewają nasz kraj, zwiększenie kontyngentów tylko pogorszy sytuację polskiej wsi. Jest oczywiste, że gdy ukraińskie zboże trafi do polskich skupów, ceny proponowane polskim rolnikom natychmiast spadną.

Jan Kasprzak, rolnik z 20-letnim doświadczeniem, który prowadzi 17-hektarowe gospodarstwo w pobliżu miejscowości Sawin na Lubelszczyźnie, nie jest pewien przyszłości swojego gospodarstwa. – Ukraińskie produkty zalały nasz rynek. Konsumenci indywidualni wybierają tańsze płody od naszych. Skupy zaniżają ceny. Wkrótce produkcja jakiegokolwiek zboża może okazać się w Polsce nieopłacalna. Będzie trzeba się przerzucić na inną produkcję lub po prostu sprzedać gospodarstwo, na co się nie zgodzę nigdy – podsumowuje i przyznaje, że wśród rolników wrze. Planowane są akcje i protesty w obronie polskiego rynku, podobne do tych, które znamy z końca lat 90. Rolnicy chcą zablokować ruch na granicy z Ukrainą. Nie wiedzą dlaczego to oni mają ponosić konsekwencje hojnej polityki Brukseli wobec naszego wschodniego sąsiada. Według optymistycznych szacunków nawet 50 tys. polskich gospodarstw rolnych odczuje załamanie na rynku cen zbóż. Pesymistycznie ocenia się, że będzie to nawet 200 tys. gospodarstw. Dla 10 proc. z nich załamanie na rynku rolnym może oznaczać bankructwo. Tak więc pomoc Ukrainie będzie kosztowała nas upadek od 5 tys. do 20 tys. polskich gospodarstw rolnych.

Porażka

Zwiększenie kontyngentów na ukraińską żywność może być traktowane jako porażka polskiego rządu, w szczególności Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W rzeczywistości musimy pamiętać, że decyzje zapadły niejako ponad naszymi głowami. To, co możemy zrobić, to wzorem Rosjan dbać aż do przesady o jakość ukraińskiego zboża. Kontrole wyrywkowe czy systematyczne, mogą uzasadniać wprowadzenie swego rodzaju embarga. Oczywiście raczej nie będzie nas stać na taki gest z uwagi na konsekwencje polityczne.

Tak więc dla rolnictwa w Polsce nadchodzą ciężkie czasy. Opozycja, a zwłaszcza PSL, stara się skrzętnie wykorzystać zaistniałą sytuację. Z punktu widzenia polskiego rządu sprawę komplikuje fakt, że najbardziej skuteczne działania na arenie europejskiej podjęli eurodeputowani PO, w tym syn byłego prezydenta – Jarosław Wałęsa. PSL już punktuje rząd PiS i publikuje słowa Mirosława Maliszewskiego, który stwierdził, że: „PiS nie potrafi lub boi się przeciwstawić wielkim korporacjom. Potrafi tylko krzyczeć w kraju o podmiotowości Polski. Na arenie międzynarodowej kładzie uszy po sobie i siedzi cicho. Tak było w sprawie CETA, tak jest i teraz w sprawie zniesienia ceł na żywność z Ukrainy”. Czy opozycja będzie potrafiła wykorzystać niewątpliwe kłopoty polskich rolników, pokażą następne wybory.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze