Donald Tusk coraz bardziej myśli o powrocie do polskiej polityki. Powstaje tylko pytanie: w jakiej roli?
Według wyników ostatniego sondażu IBRIS dla portalu Onet, obecny przewodniczący Rady Europejskiej jest liderem rankingu zaufania do polskich polityków. Byłemu polskiemu premierowi ufa dzisiaj 42,8 proc. Polaków. Drugą pozycję zajął w tym sondażu prezydent Andrzej Duda, któremu zawierzyło 36,6 proc ankietowanych. Niewiele gorszy wynik odnotował premier Mateusz Morawiecki, któremu według sondażu IBRIS-u ufa obecnie 36,5 proc. Polaków. Na dalszych miejscach uplasowali się: szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer (33,4 proc.), przewodniczący PSL Władysław Kosiniak-Kamysz (31,1 proc.), lider Kukiz’15 Paweł Kukiz (21,8 proc.), przewodniczący PO Grzegorz Schetyna (18,1 proc.) i lider SLD Włodzimierz Czarzasty (17,3 proc). To kolejny sondaż, w którym Donald Tusk odnotowuje wzrost poparcia. Jeszcze kilka tygodni temu większość z tych badań wskazywała na prowadzenie obecnego prezydenta Andrzeja Dudy. Potem poparcie dla Dudy i Tuska oscylowało mniej więcej na tym samym poziomie (około 33 proc.)
Jak widać ostanie polityczne wydarzenia, jakie miały miejsce w naszym kraju, spowodowały nie tylko spadek poparcia dla PiS, ale także spadek poparcia dla urzędującego prezydenta. Być może w przypadku Andrzeja Dudy w grę weszło zawetowanie ustawy degradacyjnej, co dla części prawicowego elektoratu okazało się nie do przyjęcia. Tak czy inaczej, Tusk jest już liderem rankingu zaufania do polskich polityków. To wystarczający kapitał polityczny, aby obecny przewodniczący Rady Europejskiej realnie myślał o powrocie do polskiej polityki. Na co zatem mógłby liczyć Donald Tusk po powrocie do Polski? Jakie miejsce na polskiej scenie politycznej byłoby dla niego rozwiązaniem optymalnym?
Tusk może powalczyć o Pałac
9 marca 2017 r. Donald Tusk został wybrany ponownie przewodniczącym Rady Europejskiej. Formalnie jego druga kadencja upłynie 1 grudnia 2019 r. Były polski premier jako przewodniczący Rady Europejskiej jest w Brukseli politykiem bez większego znaczenia. A na pewno nie zalicza się do tych, którzy kreują najważniejsze decyzje. Jest tylko cieniem obecnego szefa Komisji Europejskiej, byłego premiera Luksemburga Jeana-Claude Junckera. Co więcej, ma raczej niewielkie szanse na to, aby powierzono mu w Brukseli kolejne, równie eksponowane stanowisko.
Z kolei inne unijne posady, nie wchodzą w grę, bo Tusk należy do ambitnych polityków i zazwyczaj nie ubiega się o polityczne „ochłapy”. Siłą rzeczy chcąc być dalej w polityce, Tusk musi patrzeć uważnie na sytuację w kraju i poszukiwać dla siebie nowych ról. Teoretycznie ma przed sobą dwie możliwości. Po pierwsze, może zawalczyć o władzę w PO, aby ponownie stanąć na jej czele i spróbować wygrać wybory parlamentarne jesienią 2019 r. Nie jest jednak możliwe, aby Tusk walczył o zwycięstwo PO, gdy partią dalej będzie kierował jego największy partyjny wróg, Grzegorz Schetyna. Krótko mówiąc: Tusk musiałby najpierw jednogłośnie pokonać Schetynę, a dopiero potem stanąć do walki o zwycięstwo w wyborach parlamentarnych.
Jednak w tym przypadku na drodze do realizacji takiego planu stoi piastowane przez Tuska stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej, którego kadencja upływa 1 grudnia 2019 r. Tusk musiałby zatem rozpocząć realizacje tego planu dużo wcześniej, co technicznie byłoby nader trudne. Druga możliwość to ponowne zawalczenie o fotel prezydenta, co na pewno jest łatwiejsze do wykonania. Kolejne wybory prezydenckie, najprawdopodobniej odbędą się w maju 2020 r. Tusk mógłby zatem zaraz po jej zakończeniu kadencji w Brukseli zgłosić swoją kandydaturę. Urząd prezydenta byłby ukoronowaniem jego całej politycznej kariery.
Czy ma szansę?
Donald Tusk na pewno jest politykiem bardzo doświadczonym. Startował już w wyborach prezydenckich w 2005 r. Wprawdzie wygrał wówczas pierwszą rundę, uzyskując 36,33 proc. poparcia wyborców, ale w drugiej turze, kiedy walczył już tylko z Lechem Kaczyńskim, uzyskał 45,96 proc. poparcia, co jednak nie wystarczyło do ostatecznego zwycięstwa (Lech Kaczyński zdobył wówczas 54,04 proc. głosów). Tamte wybory na pewno były największą przegraną Tuska, który już poczuł się prezydentem.
Ówczesne doświadczenia mógłby jednak wykorzystać w kampanii wyborczej w 2020 r. Co więcej, jest politykiem, który umie poddać się reżimowi wyborczemu, jaki z reguły kandydatom narzucają eksperci ze sztabu wyborczego. Potrafi również dobrze „czarować” wyborców i zdobywać ich zaufanie. Wprawdzie jego polityczna przeszłość niesie za sobą potężne obciążenie, związane z marną jakością rządzenia Polską w latach 2007–2015, ale w 2020 r. pamięć o tym nie będzie aż tak jednoznaczna.
Wracając do Polski, Tusk z pewnością kreowałby się na polityka europejskiego, który w imię polskich interesów zawsze potrafi dogadywać się ze wszystkimi. W wyborach prezydenckich w 2020 r. Tusk mógłby również liczyć na korzystniejszą sytuację, niż było to przed laty. Jak wiele wskazuje, drogi polityczne PiS i prezydenta Andrzeja Dudy rozchodzą się dzisiaj na dobre. Jest zatem wielce prawdopodobne, że Duda, który zapewne zechce ubiegać się o swoją reelekcję w 2020 r., nie otrzyma już poparcia swojej macierzystej partii. To ograniczy jego szanse. Duda będzie chciał kreować się na kandydata niezależnego, na którego zagłosują przede wszystkim ci, którzy nie mają sprecyzowanych sympatii politycznych. Z kolei PiS zapewne wystawi własnego kandydata.
Sytuacja, w której wyborach prezydenckich wystartuje Duda i kandydat prawicy osłabiać będzie obydwu. Skorzysta na tym tylko Donald Tusk. Siłą Tuska może być to, że nie będzie on tylko kandydatem samej PO, która siłą rzeczy będzie musiała go poprzeć. Tusk zapewne (a na pewno w drugiej turze wyborów) zyska również poparcie Nowoczesnej, PSL i Lewicy. A zatem szanse byłego premiera w wyborach prezydenckich w 2020 r. wydają się bardzo duże.
Co zrobi PiS?
Jeśli Tusk postanowi wystartować w wyborach prezydenckich w 2020 r., to partia Jarosława Kaczyńskiego będzie podejmowała próby, aby przekreślić bądź tylko uszczuplić jego szanse na zwycięstwo. W grę będą wchodziły przede wszystkim zarzuty prokuratury wobec Donalda Tuska, które mogłyby skutecznie wpłynąć na jego notowania. Już w marcu 2017 r. ówczesny szef MON Antoni Macierewicz złożył do prokuratury zawiadomienie w sprawie popełnienia przestępstwa przez Donalda Tuska. W skierowanym do prokuratury dokumencie mowa była o dopuszczeniu się przez byłego premiera zdrady dyplomatycznej. Miała ona polegać m.in. na zgodzie Tuska na zastosowanie do badania katastrofy smoleńskiej załącznika nr 13 konwencji chicagowskiej, co według byłego szefa MON całkowicie uniemożliwiło pełny udział strony polskiej w badaniu przyczyn tej katastrofy.
Zdaniem Macierewicza Tusk zaniechał również „poczynienia uzgodnień ze stroną rosyjską co do zagwarantowania udziału przedstawicieli RP we wszystkich czynnościach badawczych prowadzonych na miejscu zdarzenia, w konsekwencji czego, prowadzenie tych czynności strona rosyjska rozpoczęła bez udziału przedstawicieli RP, a następnie prowadziła je, ograniczając, bądź uniemożliwiając udział w nich przedstawicieli RP”.
Kolejny zarzut dotyczył zaniechania czynności zmierzających do wyegzekwowania zwrotu Polsce wraku samolotu Tu-154M oraz jego fragmentów, rejestratorów i urządzeń pokładowych, a także pochodzących z nich nośników danych. Tym samym Tusk miał działać na szkodę państwa i narażać na szwank interes obywateli, w tym rodzin ofiar katastrofy, oraz utrudniać prawidłowe zbadanie katastrofy smoleńskiej. Zdaniem Macierewicza jest to przestępstwo opisane w art. 129 Kodeksu karnego, zagrożone karą do 10 lat więzienia dla osoby, która w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej.
W ocenie byłego szefa MON podejrzenie popełnienia przestępstwa zdrady dyplomatycznej jest jak najbardziej zasadne, ponieważ to prezes Rady Ministrów jest osobą, która ma upoważnienie do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa, co w tym przypadku dotyczyło Federacji Rosyjskiej. Wokół doniesienia Macierewicza zrobiło się jednak cicho. Nie było też żadnego komunikatu prokuratury w tej sprawie.
Nie jest to jednak jedyne śledztwo, w którym Tusk będzie musiał zmierzyć się z „wątpliwościami” ze strony zarówno prokuratury, jak i sądów. Na 23 kwietnia zaplanowano jego przesłuchanie w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Ma to związek z procesem Tomasza Arabskiego, byłego szefa kancelarii premiera, któremu prokuratura zarzuciła niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 r. W zasadzie każde z takich przesłuchań może zaszkodzić Tuskowi, przynajmniej w wymiarze polityczno-medialnym.
PiS będzie ma jeszcze jedno narzędzie, aby pozbawić Tuska szans na zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2020 r.: to Sejmowa Komisja Śledcza ds. wyłudzeń VAT, której projekt został złożony w Sejmie przed dwoma tygodniami. Ma się ona zająć zbadaniem prawidłowości i legalności działań organów i instytucji publicznych, podejmowanych celem zapobieżenia zaniżonym wpływom do budżetu państwa z podatku od towarów i usług i podatku akcyzowego. Złożony w Sejmie projekt zakłada, że komisja miałaby zbadać okres od 2007 do 2017 roku. Na razie nie wiemy, kiedy projekt powołania takiej grupy zostanie rozpatrzony przez Sejm. Być może PiS celowo nie spieszy się z jego przeforsowaniem, chcąc, aby komisja mogła działać w okresie wyborczym (w 2019 r. mamy wybory parlamentarne a w 2020 wybory prezydenckie).
Tak czy inaczej, Sejmowa Komisja Śledcza ds. wyłudzeń VAT powstanie. A wtedy zacznie przesłuchiwać kluczowych świadków w tej materii. Jednym z nich jest Jacek Kapica były wiceminister finansów nadzorujący służby celne w okresie rządów Tuska. Musiałoby więc dojść do konfrontacji Kapicy z Tuskiem, co z pewnością obu uczyni głównymi odpowiedzialnymi za tak ogromną skalę wyłudzeń VAT. Dla Tuska takie spotkanie w okresie kampanii przed wyborami prezydenckimi byłoby przysłowiowym „gwoździem do trumny”.
Tusk nie jest bierny
Czy naszkicowany scenariusz jest tylko hipotetyczny? Raczej nie, bo obserwując zachowanie obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej widać, że przygotowuje się do walki politycznej w kraju. Coraz częściej w swoich wypowiedziach odnosi się do bieżącej sytuacji w Polsce. Daje sobie przestrzeń, unika jednoznacznych deklaracji, zwłaszcza tych, które odnosiłyby się do jego politycznej przyszłości. Nie ucieka od dosadnych sformułowań na temat rządzącej w Polsce ekipy. Zawsze jednak stara się uderzać w jej czułe punkty.
Tusk naprawdę chce sprowokować PiS do brutalnego ataku, aby móc potem odwrócić sytuację. Tak m.in. zrobił podczas swojego wystąpienia na uniwersytecie w Dublinie, które miało miejsce 10 kwietnia br. Skorzystał z okazji i umiejętnie odniósł się do spraw polskich. Powiedział wówczas, że „w moim kraju dzisiaj obchodzono ósmą rocznicę katastrofy lotniczej w Smoleńsku. Wspólna żałoba narodowa szybko zmieniała się w bolesny i szczególnie obrzydliwy spór, który podzielił mój naród” i oczywiście jak można było zrozumieć z jego wypowiedzi, on sam chciałby ten spór zamknąć i ponownie zjednoczyć Polaków. Chciał w ten sposób wysłać do Polski sygnał, że jest właśnie tym politykiem, który będzie łączył, a nie dzielił. Niewątpliwie Tusk szuka w ten sposób przestrzeni do ponownego zaistnienia na naszej scenie politycznej. Chce wrócić do polskiej polityki na koniec swojej politycznej kariery i tak jak kiedyś Jacques Chirac ukoronować ją prezydenturą, której wcześniej nie udawało mu się zdobyć.