Trwają przygotowania do rozpoczęcia działań prawnych w sprawie reparacji od Niemiec dla Polski za zniszczenia dokonane podczas II wojny światowej.
W wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Do Rzeczy” poseł Arkadiusz Mularczyk ( PiS) – przewodniczący parlamentarnego zespołu do spraw oszacowania wysokości odszkodowań wojennych, powiedział ważne słowa. Jego zdaniem, raport ma być gotowy jeszcze w tej kadencji Sejmu. W przyszłym roku zostanie oficjalnie zaprezentowany. Obecnie badacze różnych specjalizacji prowadzą „zaawansowane prace o charakterze archiwalnym, historycznym, ekonomicznym i statystycznym”.
Dokument szczegółowo wyliczający polskie straty wojenne nie tylko zmieni perspektywę patrzenia na Polskę i jej historię, ale przede wszystkim stanie się podstawą do podjęcia działań prawnych. Ważnym dla nich będzie również rozpatrzenie przez Trybunał Konstytucyjny wniosku, złożonego latem ubiegłego roku przez 100 posłów PiS, zmierzającemu w istocie do uchylenia immunitetu Republice Federalnej. Pozytywna opinia sędziów Trybunału będzie oznaczała, że Niemcy będą mogły być pozywane przed polskimi sądami zarówno przez pojedynczych obywateli, jak i np. miasta za straty i krzywdy doznane w czasie II wojny światowej.
Sygnał Prezesa
O sprawie reparacji wojennych od Niemiec mówiło się w Polsce od wielu lat. Przywoływano opinie ekspertów sugerujących, że nigdy ich nie otrzymaliśmy i prawomocnie się nie zrzekliśmy. Jednak ze strony polskiego państwa i jego instytucji nie były podejmowane działania, które uruchomiłyby ofi cjalną ścieżkę prawną. Przełom nastąpił dopiero w lipcu 2017 r. podczas konwencji Zjednoczonej Prawicy, gdy prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że Polska nigdy nie otrzymała odszkodowania za gigantyczne straty wojenne, których „nie odrobiliśmy do dziś”.
Dwa miesiące później z inicjatywy PiS powołany został parlamentarny zespół do spraw oszacowania wysokości odszkodowań należnych Polsce od Niemiec za szkody wyrządzone naszemu krajowi w trakcie II wojny światowej. Przewodniczącym wybrano Arkadiusza Mularczyka, w jego skład weszło zaś 25 posłów i senatorów PiS. Zespół zaczął swoje prace od zgromadzenia ekspertyz prawnych, które zostały przygotowane m.in. przez Biuro Analiz Sejmowych. Wynikało z nich, że zasadne jest twierdzenie, że Rzeczypospolitej Polskiej przysługują roszczenia odszkodowawcze wobec Republiki Federalnej Niemiec z tytułu start materialnych i osobowych, jakich doznała w czasie II wojny światowej. Mało tego, Biuro Analiz Sejmowych zwróciło również uwagę na fakt, że roszczenia te nigdy nie wygasły i nie uległy przedawnieniu. Krótko mówiąc, mamy zatem wszelkie podstawy, aby ich dalej dochodzić od RFN, prawnego spadkobiercy hitlerowskiej III Rzeszy.
Żeby jednak podjąć działania prawne, konieczne stało się oszacowanie strat wojennych poniesionych przez Polskę w czasie II wojny światowej na podstawie wszelkich dostępnych źródeł. Zespół Mularczyka skupił się właśnie na tym zadaniu. Efektem tego ma być zbiorczy raport na temat polskich strat wojennych i ich łącznej wartości. Mają się w nim znaleźć również rekomendacje dalszych działań politycznych i prawnych.
Jakiego rzędu odszkodowań możemy się domagać od Niemiec? W grę wchodzi ogromna kwota. Zdaniem Mularczyka, jeśli tylko oparlibyśmy się na opisie, jaki po wojnie przygotowało Biuro Odszkodowań Wojennych i zwaloryzowalibyśmy podane tam kwoty, to mówimy o niebagatelnej kwocie prawie 850 miliardów dolarów amerykańskich. Jednak dokument przygotowany przez Biuro Odszkodowań Wojennych nie zawiera pełnych informacji na temat strat wojennych Polski i muszą one zostać uzupełnione. Łączna wartość wszystkich polskich strat w czasie II wojny światowej będzie z pewnością większa niż 850 miliardów dolarów amerykańskich. Za co tak naprawdę chcemy otrzymać od Niemców pieniądze?
Polskie straty
W czasie II wojny światowej Polska doznała ogromnych strat gospodarczych, które były wynikiem rabunkowej polityki niemieckiego okupanta. Nasze straty gospodarcze to przede wszystkim olbrzymie zniszczenia majątku narodowego, sięgające średnio prawie 38 procent stanu sprzed wybuchu wojny. Przy czym straty te w poszczególnych działach naszej gospodarki są mocno zróżnicowane. I tak straty polskich kolei sięgały aż 84 proc. stanu posiadania sprzed wojny, przemysłu tekstylnego 70 proc., energetyki 65 proc., przemysłu chemicznego również 65 proc., poczty 62 proc., przemysłu elektrotechnicznego 55 proc., spożywczego 53 proc., metalowego 48 proc., górnictwa 42 proc., leśnictwa 28 proc.
W czasie drugiej wojny światowej zniszczeniu uległo ponad 20 proc. zagród wiejskich. Jednak największe zniszczenia dotknęły miasta. W Warszawie, między innymi zniszczono 80 proc. zabudowy miejskiej i aż 90 proc. przemysłu. W ujęciu szczegółowym stan zniszczeń w polskiej stolicy przedstawiał się jeszcze bardziej porażająco. Zniszczeniu uległy wszystkie mosty, 90 proc. budynków przemysłowych, 90 proc. obiektów zabytkowych, 90 proc. obiektów służby zdrowia, 70 proc. obiektów oświatowych, 50 proc. elektrowni i 46 proc. gazowni. W ogromnym stopniu zniszczone zostały również infrastruktura miejska w Warszawie: 85 proc. sieci tramwajowej, 70 proc. sieci telefonicznej, 60 proc. sieci elektrycznej, 30 proc. wodociągów i 30 proc. sieci kanalizacyjnej.
Poważnym zniszczeniu uległy także inne ośrodki miejskie w Polsce. Dopiero w ostatnich kilkunastu latach samorządy miejskie podjęły wysiłki, aby dokonać pełniejszego bilansu strat spowodowanych drugą wojną światową. Taką inicjatywę podjęto w Warszawie dopiero w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Odrębną kwestią jest sprawa wyceny utraconego majątku narodowego. W tym wypadku opinie cechuje znacznie większa rozpiętość. Już pierwsze powojenne szacunki dotyczące utraconego przez Polskę majątku narodowego, jakich dokonało Biuro Odszkodowań Wojennych, mówiły o kwocie co najmniej 100 miliardów przedwojennych złotych, ale wtedy nie obejmowały ona jeszcze Warszawy.
Potem kwotę tę Biuro Odszkodowań Wojennych określiło na 258 miliardów przedwojennych złotych, co stanowiło równowartość 50 miliardów dolarów według kursu z 1939 roku. Poseł Mularczyk, opierając się na danych Biura Odszkodowań Wojennych, wspomniał o zrewaloryzowanej kwocie 850 miliardów dolarów amerykańskich. Nie może być ona jednak uznana za ostateczną, bo nie uwzględnia m.in. wartości strat Warszawy i innych miast, które również poważnie zostały zniszczone w czasie II wojny światowej. Warto jedynie wspomnieć, że autorzy przygotowanego w 2004 roku z inicjatywy prezydenta Kaczyńskiego raportu o stratach wojennych Warszawy, wycenili je na 54 miliardy dolarów.
Na prawie 40 miliardów dolarów wyceniony został w 2006 roku przez naukowców z Łódzkiego Towarzystwa Ekonomicznego utracony w czasie wojny majątek Łodzi. Można zatem z dużym prawdopodobieństwem założyć, że kwota wartości naszych strat w czasie II wojny światowej, jak ostatecznie znajdzie się w raporcie zespołu posła Arkadiusza Mularczyka, znacznie przekroczy 850 miliardów dolarów amerykańskich.
Nie będzie to łatwe zadanie
Zapewne minie wiele lat, zanim pojawi się realna perspektywa na uzyskanie reparacji. Obok wyliczeń łącznej wartości strat, co jest niezbędne do uruchomienia ścieżki prawnej, równie ważne są działania polityczne. Niezbędne będzie wywieranie presji na Niemcy. To zadanie przede wszystkim dla polskiej dyplomacji. Jak na razie nie ma zbyt dobrej współpracy pomiędzy zespołem parlamentarnym Mularczyka a szefem naszego MSZ Jackiem Czaputowiczem. W styczniu br. Czaputowicz na wspólnej konferencji z ministrem spraw zagranicznych Niemiec Sigmarem Gabrielem opowiedział się za tym, aby dyskusja na temat ewentualnych reparacji wojennych dla Polski była prowadzona jedynie na poziomie ekspertów.
Do tych deklaracji szefa naszego MSZ krytycznie odniósł się poseł Mularczyk, uznając je za całkowicie niepotrzebne. Jak podkreślił wówczas Mularczyk, temat reparacji wojennych w oficjalnych rozmowach szefa polskiego MSZ z przedstawicielami niemieckiego rządu powinien być zawsze przedstawiany „w sposób bardziej jednoznaczny, ostry”. Berlin ze swojej strony obawia się tematu reparacji, podejmując kroki, aby nie dopuścić do postawienia tego tematu w sposób, w jaki chciałaby to zrobić Polska.
Jednym z takich działań był opublikowany 28 sierpnia 2017 r. 27-stronicowy raport Służby Naukowej Niemieckiego Bundestagu (odpowiednik polskiego Biura Analiz Sejmowych), w którym eksperci niemieckiego parlamentu odnieśli się do polskich (na razie nieoficjalnych) roszczeń dotyczących odszkodowań za II wojnę światową. Uznali, że Polska nie ma podstaw prawnych do reparacji, a rząd Polski zrzekł się ich wobec Niemiec już w 1953 roku, co miał później potwierdzić w zawartych z RFN traktatach w latach 1970 i 1990. Najbardziej kontrowersyjną tezą zawartą w niemieckim raporcie było stwierdzenie, że Polska wyraziła również „milczącą zgodę” na zrzeczenie się reparacji wojennych w „Traktacie 2+4” z 1990 r. który otworzył drogę do zjednoczenia Niemiec.
Fakty są jednak zupełnie inne. Nasz kraj nie był stroną tego traktatu, a poza tym, gdyby rzeczywiście takie zobowiązanie zostało przez którakolwiek ze stron tego traktatu a nam narzucone, to zgodnie z artykułem 35. Konwencji Wiedeńskiej o prawie traktatów musielibyśmy przyjąć ten obowiązek w sposób wyraźny, a nie dorozumiany i co jeszcze bardziej istotne, zrobić to na piśmie. Tymczasem polski rząd nigdy tego nie uczynił. Krótko mówiąc, Niemcy bronią się dzisiaj, przywołując fałszywe argumenty, które nie mają żadnego potwierdzenia w faktach. Oznacza to, że ich linia obrony nie jest najmocniejsza. Jeśli zdecydujemy się więc na uruchomienie oficjalnej ścieżki prawnej, to nie jesteśmy bez szans. Chodzi tylko o to, aby nasze działania zostały najpierw dobrze przygotowane zarówno pod względem prawnym, jak i dokumentacyjnym. Nasze podstawy prawne do dochodzenia reparacji od Niemiec są bardzo mocne. Nie będziemy mieli również problemów z wykazaniem strat, jakich doznała Polska w czasie II wojny światowej z rąk niemieckiego najeźdźcy i okupanta.