3.9 C
Warszawa
niedziela, 22 grudnia 2024

Rozejm w wojnie z Chinami?

Wojna handlowa Stanów Zjednoczonych z Chinami może przybrać nieoczekiwany obrót, gdyż obie strony są skłonne do zawarcia tymczasowego rozejmu.

 Jeszcze rok temu liberalne media na całym świecie biły na alarm, że Donald Trump wkrótce wywoła wielką wojnę z Koreą Północną i wplącze w nią niemal wszystkich. Świat miał rzekomo stać w obliczu globalnego konfliktu, a amerykańskiego prezydenta ukazywano jako bezmyślnego polityka mogącego doprowadzić do katastrofy. Nieoczekiwanie jednak 12 czerwca br. w Singapurze Trump i Kim Dzong Un podpisali porozumienie, które okazało się sporym sukcesem, zabezpieczającym interesy USA w regionie i oddalającym wizję militarnej konfrontacji. Zamiast katastrofy świat ujrzał triumfującego szefa amerykańskiego rządu.

Porozumienie już za miesiąc?

Podobne nastroje panują od wielu miesięcy w odniesieniu do relacji amerykańsko-chińskich. Podstawy do obaw są w tym przypadku o wiele bardziej uzasadnione, ponieważ obie strony zdążyły już na siebie nałożyć sankcje gospodarcze (w przypadku USA cła na chiński eksport są warte ok. 250 mld dolarów), lecz z drugiej strony ostatnie doniesienia pokazują wyraźnie, że zarówno Pekin, jak i Waszyngton pragną chwilowego zawieszenia broni i wypracowania porozumienia. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa kluczowe ustalenia zapadną w czasie zaplanowanego na przełom listopada i grudnia szczytu państw grupy G-20 mającego odbyć się w Argentynie. Niewykluczone nawet, że właśnie tam podpisane zostaną stosowne porozumienia pomiędzy obu krajami, kończące pierwszy etap nowej zimnej wojny.

Wbrew wszelkim pozorom Donald Trump nie jest politykiem, któremu w sposób szczególny zależałoby obecnie na eskalacji globalnego konfliktu. Jego rządy wiążą się ze sporym oporem tzw. deep state, które czyni nieustanne zabiegi na rzecz jego impeachmentu. Począwszy od oskarżeń o udział Władimira Putina w zwycięstwie wyborczym w 2016 roku, a skończywszy na aferze z aktorką filmów porno Stormy Daniels, funkcjonariusze amerykańskiego establishmentu nie ustają w wysiłkach na rzecz usunięcia Trumpa z Białego Domu. Mając to na uwadze, doprawdy trudno jest dziś sobie wyobrazić sytuację, w której mający wciąż nie najsilniejszą pozycję Trump, parł do intensyfikacji konfliktu z Chinami.

O wiele bliższa dla Trumpa jest w tej chwili perspektywa reelekcji w 2021 roku, na którą musi zapracować wymierną poprawą sytuacji materialnej swojego elektoratu (który w sporej mierze rekrutuje się z obszaru tzw. Bible Belt, czyli środkowo-południowych stanów). Zabezpieczeniem ich interesów, a dokładniej branży mleczarskiej czy też przemysłu stalowego, podyktowane były kluczowe porozumienia nowej umowy handlowej między Kanadą a USA podpisanej przed miesiącem. W podobny sposób nałożone na Pekin w ciągu ostatnich miesięcy cła dotyczą wielu towarów produkowanych na amerykańskiej prowincji. Donald Trump musi odpowiednio dopieścić swoich wyborców, gdyż tylko w ten sposób może myśleć o realizacji zamierzeń wykraczających poza jedną kadencję. Rozejm z Chinami jest mu więc zwyczajnie na rękę, ponieważ pozwoli w pewien ograniczony sposób zamknąć jeszcze jeden gorący front jego prezydentury.

Chiny wciąć rosną

Zapowiedzią możliwego porozumienia były nieoficjalne przecieki z Białego Domu wskazujące, że Trump polecił już nawet sporządzić ogólny zarys dokumentu oraz zamieszczone na Twitterze wpisy samego prezydenta, w których chwalił się owocnymi rozmowami z Xi Jinpingiem. Co prawda według oficjalnych komunikatów prezydenckiej administracji nie ma jeszcze mowy o żadnym porozumieniu, lecz wydaje się to być tylko grą. Na porozumieniu handlowym z Chinami zależy w tej chwili o wiele bardziej stronie amerykańskiej, gdyż największym sprzymierzeńcem państwa środka jest czas. Począwszy od reform z lat osiemdziesiątych, Pekin mozolnie buduje swoją potęgę jako państwo pozornie w pełni akceptujące amerykańską hegemonię, lecz w istocie wzmacniające nieustannie swój potencjał.

Na korzyść Chin działa demografia, bilans handlowy i wzrost gospodarczy, których żadna, nawet bardzo niekorzystna umowa handlowa ze Stanami Zjednoczonymi nie jest stanie naruszyć. Xi Jin-Ping, choć wygłasza coraz bardziej śmiałe deklaracje, z pewnością nie będzie stawiał wielkich problemów USA, gdyż zamiast otwartej konfrontacji zyska w ten sposób czas na dalsze wzmocnienie. Ewentualna umowa handlowa regulująca wymianę handlową pomiędzy USA a Chinami zwiększy na pewno presję na Europę Zachodnią, która w okresie prezydentury Trumpa jest coraz bardziej zagubiona. Dojść może nawet do tego, że umowa z Chinami zostanie podpisana jeszcze przed nową umową handlową między Unią Europejską a USA. Taki przebieg wydarzeń byłby najbardziej wymowną ilustracją obecnych relacji transatlantyckich, które od prawie dwóch lat należą do najgorszych od wielu dekad.

Rynki się cieszą

Wobec zapowiedzi rychłego osiągnięcia porozumienia na linii Pekin-Waszyngton praktycznie wszystkie główne rynki finansowe świata zareagowały zwyżkami. Biznes nie lubi niepewności, a nic tak nie wpływało na jej zwiększenie w ostatnim czasie, jak właśnie obawa wybuchu niekontrolowanej wojny handlowej. Wzajemne nakładanie na siebie ceł i sankcji znacząco wpływa na światową gospodarkę, a w szczególności wtedy, gdy dotyczy to Chin, które wypracowują obecnie aż 30 proc. rocznego wzrostu PKB całego świata (czyli więcej niż USA, Unia Europejska i Japonia razem wzięte). Ogłoszenie rozejmu i wstrzymanie walki między Stanami Zjednoczonymi a Chinami może więc oddalić nieco wizję spadków na giełdzie i wielkich gospodarczych zawirowań, lecz w dłuższej perspektywie konfrontacja jest nieunikniona. Donald Trump może jedynie osiągnąć względny spokój dla własnej prezydentury, lecz koniec końców obie potęgi i tak są na kursie kolizyjnym.

Chińczycy doskonale wiedzą, do czego dążą, o czym świadczy, chociażby to, że konsekwentnie przejmują nowoczesne technologie rozwijane w USA. Nieoficjalnie wiadomo, że Amerykanie spory nacisk we wspólnych rozmowach kładą właśnie na kwestie własności intelektualnej. W minionym tygodniu głośno było o sprawie kradzieży tajemnicy handlowej amerykańskiego producenta chipów Micron Technology. Biały Dom opublikował nawet niedawno specjalny raport ukazujący skalę przejmowania technologii przez chińskich szpiegów. W wielu amerykańskich firmach zainstalowani są agenci Pekinu, których celem działania jest pozbawienie USA prymatu w zakresie produkcji najbardziej zaawansowanych technologii. Zgodnie z przyjętym przez chińskie władze planem „Made in China 2025” już za kilka lat to właśnie Chiny mają zostać globalnym liderem w zakresie nowoczesnych technologii. Jeśli za niecały miesiąc ujrzymy na czołówkach gazet zdjęcie triumfującego z powodu zawartego porozumienia z Chinami Donalda Trumpa, to bez wątpienia będzie to radość nieadekwatna do sytuacji. Trump może uznawać za swój sukces porozumienie z Koreą Północną, renegocjację umowy NAFTA, czy też granie na nosie europejskim przywódcom, lecz treść ewentualnego porozumienia z Xi Jinpingiem może jedynie pokazać, jak szybko postępuje erozja dominacji amerykańskiego hegemona. Donald Trump odgraża się wprawdzie publicznie, że jeśli Chiny się z nim nie dogadają, to wprowadzi kolejne sankcje o wartości 500 mld dolarów, lecz jego adwersarze mają w ręku równie wiele argumentów, którymi nie chwalą się przed mediami.

FMC27news