Próba wprowadzania kar za „mowę nienawiści”, to nic innego, jak instalacja cenzury pod szlachetnymi hasłami.
– Czy za mowę nienawiści nie powinno się trafiać do więzienia, albo karać grzywnami? – dopytywała znana dziennikarka „Superstacji” Eliza Michalik w rozmowie z równie znanym celebrytą dziennikarskim – Jarosławem Kuźniarem z portalu Onet.pl. Wydawałoby się, że dziennikarze żądający cenzury dla dobra społeczeństwa, to przeżytek systemów totalitarnych. A jednak chęć u lewicowego mainstreamu, aby z braku argumentów zamykać oponentom usta przy pomocy paragrafów, jest wciąż silna. Lewica, która w Polsce walczy praktycznie z każdą ochroną zakazu obrażania uczuć religijnych (szczególnie gdy dotyczy to katolików), szermując oskarżeniami o cenzurowanie np. „artystów” (czyli byle głupek, który chce kpić – zwykle prymitywnie – z tego, co dla innych święte) w tym wypadku, chce stworzenia narzędzi prawnych do ścigania za „mowę nienawiści”.
Zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza to dla niektórych dziennikarzy i polityków pretekst do żądania wprowadzenia w Polsce cenzury. Oficjalnie ma ona nazywać się „zwalczaniem mowy nienawiści”. Problem w tym, że definicja co jest mową nienawiści, za którą będzie się karać – siłą rzeczy będzie – bardzo płynna i będzie wypadkową aktualnej sytuacji politycznej i społecznej. Ze zgodą na cenzurę jest jak ze zgodą na prostytuowanie się w znanej anegdocie. W tej historii szlachetnie urodzona dama jest nagabywana przez słynącego z zamożności dorobkiewicza, „czy odda mu się za milion funtów”. Gdy dama odrzuca te zaloty, to oferent podkreśla, że wypłata nastąpiłby natychmiast i na dodatek byłaby w gotówce. Gdy dama w końcu zgadza się przehandlować swoje ciało za ów milion funtów, to słyszy kolejne pytanie: czy odda się za funta. Oburzona krzyczy: za kogo mnie pan uważa? I słyszy w odpowiedzi: to już ustaliliśmy – teraz się targujemy.
Otóż jeżeli zgodzimy się wprowadzić cenzurę, pod pretekstem karania mowy nienawiści, to pozostanie nam już tylko targowanie się o to, aby ta cenzura była jak najlżejsza. Już dziś w obowiązującym prawie są wystarczająco mocne zapisy. Artykuł 256 kodeksu karnego przewiduje karę grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch za „nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych, albo ze względu na bezwyznaniowość”.
Celem lewicy będzie oczywiście próba wprowadzenia administracyjnej cenzury w internecie. To nie abstrakcja, ale realne zagrożenie. Taką ustawę w zeszłym roku uchwalono w Niemczech. Serwisy internetowe mają 24 h na usuwanie nieprawomyślnych komentarzy pod rygorem astronomicznej kary 50 mln euro (ponad 200 mln zł). Wprowadzić cenzurę będzie bardzo prosto. Zlikwidowanie jej zaś będzie bardzo trudne. Nie dajmy się szantażowi emocjonalnemu i postawmy tamę absurdalnym żądaniom: NIE dla cenzury!