Większość polityków PiS ma świadomość, że tym razem dojdzie do rozliczeń i można spokojnie przyjąć, że będą to rozliczenia dla ludzi obecnej władzy bolesne.
Pomysł, aby palić za sobą mosty, jest stary jak świat. W 1519 r. Hernán Cortés, najbardziej znany hiszpański zdobywca (konkwistador), nakazał na oczach swoich żołnierzy spalić statki. Chciał im bowiem uświadomić, że przeżyć mogą tylko dzięki walce. Motywacja do walki była potrzebna, bo stosunek sił był 10 tys. do 1, na niekorzyść Corteza. Determinacja zrobiła jednak swoje i Cortez wygrał. Tą samą logiką posłużył się Jarosław Kaczyński, demolując instytucje III RP i dokonując wymiany kadr na skalę wcześniej niespotykaną po 1989 r. w polskiej polityce. Tamę akcji Kaczyńskiego postawiła dopiero twarda postawa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. PiS musiał jak niepyszny wycofać się z prób przejęcia Sądu Najwyższego. Dlatego dziś wśród polityków partii rządowej trwa przekonywanie samych siebie, że w sumie tak dużo to nie nabroili i że trudno będzie całą formację sądzić.
Strach przed odpowiedzialnością w wypadku utraty władzy jednak jest, ale nie na tyle silny, aby zahamować walki wewnątrz koalicji rządowej. W cieniu słabnącego (przede wszystkim z powodu wieku) Jarosława Kaczyńskiego rosną frakcje premiera Mateusza Morawieckiego, Antoniego Macierewicza, Zbigniewa Ziobro, ojca Tadeusza Rydzyka. Poza PiS też jest ciekawie. Sojusz partii Korwin (wcześniej Wolność) z Narodowcami i Grzegorzem Braunem może przy sprzyjających okolicznościach mieć szansę na wejście do parlamentu (raczej krajowego niż europejskiego, ale zawsze). Wśród opozycji prym wiedzie Platforma Obywatelska, ale Grzegorz Schetyna jak nie miał charyzmy, tak wciąż jej nie ma. Ma pewne drugie miejsce w wyborach i na razie brak pomysłu na pierwsze. Na jego szczęście jednak wszystko wskazuje, że po jesiennych wyborach nastaną rządy koalicyjne. PiS, aby utrzymać władzę. musiałby mieć koalicjanta. Chociaż Kukiz 15 wciąż pozostaje nieco nad progiem w większości sondaży wyborczych, to raczej nie ma szans na ponowne wejście. W ugrupowaniu został już w zasadzie tylko Paweł Kukiz.
Ponieważ nie jest to partia polityczna, to nie dostaje pieniędzy od państwa. A to oznacza, że nie ma ich na kampanię. Przez ostatnie cztery lata Kukiz’15 specjalnie się nie wyróżniał. Lider Paweł Kukiz trochę współpracował z PiS, trochę go atakował. Wreszcie stracił większość rozpoznawalnych twarzy w klubie. Ci politycy (narodowcy, Marek Jakubiak, czy Piotr Marzec – Liroy) zamierzają ubiegać się o głosy samodzielnie. Wszystko to raczej nie daje wielkich szans Kukiz’ 15 na przeżycie. Formacja może nawet nie wystartować jesienią, jeżeli poniesie spektakularną klęskę w wyborach do europarlamentu. Dla większości polityków PiS i Jarosława Kaczyńskiego stawka w nadchodzących wyborach jest znacznie większa niż dla opozycji. Większość polityków PiS ma świadomość, że tym razem nie skończy się na procesie szefów służb specjalnych (jak miało to miejsce po pierwszym rządzie PiS w latach 2005–2007) i nieudolnych próbach postawienie byłych ministrów przed Trybunałem Stanu. Tym razem dojdzie do rozliczeń i można spokojnie przyjąć, że będą to rozliczenia dla ludzi obecnej władzy bolesne. Idąc po władzę, Jarosław Kaczyński miał trochę taki plan. Wychodził z założenia, że brak drogi odwrotu wymusi spójność formacji i determinację w wyborczej walce. Przeliczył się. Jednak dzięki tej zagrywce szykuje się gorąca wiosna i jeszcze bardziej parząca jesień. Można zaryzykować hipotezę, że od wyników tych wyborów zależy nie tylko to, kto będzie rządził Polską następne 4 lata, lecz nawet 8–12 lat. Przy czym dla polityków PiS przegrana oznaczać będzie długie lata tłumaczenia się z podjętych decyzji, a być może także odpowiedzialność karną.