2.6 C
Warszawa
środa, 25 grudnia 2024

Śmierć polskiej giełdy

Polacy nie chcą inwestować

Warszawska Giełda Papierów Wartościowych przeżywa poważny kryzys. Firmy z niej uciekają, a zwykli Polacy nie chcą inwestować.

Za półtora roku, w kwietniu 2021 r. warszawska Giełda Papierów Wartościowych (GPW) będzie obchodzić swoje 30-lecie. Już dziś widać jednak, że ta instytucja przeżywa poważny kryzys. Liczba notowanych spółek – 458 – jest o 29 mniejsza niż cztery lata temu. W porównaniu z 2016 r. wartość notowanych na GPW krajowych firm (kapitalizacja) spadła z 557,1 mln zł do 554,3 mln zł. Zmalała także wartość obrotów na sesjach, średnio o 20–30 proc. Mniejsza jest także liczba rachunków maklerskich, czyli kont, dzięki, którym można dokonywać transakcji na giełdzie. W 2018 r. ubyło ich ponad 100 tys. Co gorsza, 1,25 mln jeszcze istniejących, duża część jest już nieaktywna. Kryzys warszawskiej giełdy jest więc faktem.

Co jest zaś jego powodem? Przede wszystkim GPW utraciła dopływ gotówki z Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE), Polacy zaś nie traktują jej jako miejsca, w którym można pomnożyć oszczędności. Wszystko dlatego, że nadzór nad polskim rynkiem kapitałowym jest fikcją, a przestępcy giełdowi pozostają bezkarni. Polskie sądy i prokuratury traktują przestępców giełdowych w sposób ulgowy. Nie rozumieją olbrzymiej szkodliwości społecznej czynów, którymi jest wykorzystywanie informacji niejawnych (tzw. insider trading) czy też manipulowanie kursem akcji. Przez blisko trzy dekady działalności liczbę skazanych w Polsce za przestępstwa giełdowe można policzyć na palcach obu rąk. Karami są zwykle niewielkie grzywny i to po wieloletnich procesach. Fakt, iż zwykły Kowalski w takiej sytuacji traktuje GPW jak grę w trzy karty na bazarze, świadczy dobrze o naszym społeczeństwie.

Cios z Platformy
W 2011 r. na konta OFE trafiało 7,3 proc. naszych składek emerytalnych. Fundusze miały inwestować te pieniądze głównie na warszawskiej giełdzie. W ten sposób zapewniono jej stały dopływ świeżej gotówki. Tymczasem rząd Donalda Tuska zmniejszył składkę OFE do 2,3 proc. Następnie zaś przejął połowę z ok. 150 mld zł aktywów funduszy emerytalnych i dużą część przeniósł do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Dzieła dokończenia zniszczenia OFE dokonał rząd PiS – zabierając jego pozostałe aktywa. W ten sposób GPW straciła resztę „dopingu” lub może lepiej powiedzieć – kroplówki. Rząd PiS stworzył „nowe OFE”, czyli Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK), które zaczęły działać w październiku. Ma tam trafiać od 4 proc. do 8 proc. wynagrodzenia. Zasada jest taka, że gdy pracownik płaci na PPK 2 proc. swojej pensji, to pracodawca musi dorzucić drugie tyle. Termin wprowadzenia w życie PPK przesuwano, bo rządzący chcieli uniknąć sytuacji, w której Polakom przed wyborami parlamentarnymi zmniejszą się pensje. Ze wstępnych szacunków wynika, że z programu wypisało się dotychczas ok. 40 proc. uprawnionych. Ile zdecyduje się na dłużej oszczędzać w ten sposób, będzie wiadomo dopiero za kilka miesięcy. Część pracowników bowiem o tym, że jest w PPK, dowie się dopiero, gdy zobaczy, że na ich konto przychodzi mniejsze wynagrodzenie. Po tym, jak dwa kolejne rządy rozparcelowały OFE, trudno się spodziewać, aby dużo Polaków zawierzyło tej formie oszczędzania. A to właśnie miała być „kroplówka” ratująca warszawską GPW.

Bez szeryfa nie da rady
Inwestowanie na giełdzie jest banalnie proste. W latach 1964–2010 r. przeprowadzono w USA badanie, w którym wybierano spółki na podstawie rzutów małp strzałkami do tarczy. Małpy wygrały w tym czasie praktycznie ze wszystkimi zarządzającymi funduszami inwestycyjnymi. Stąd próbuje się wyprowadzić błędny wniosek, że giełdy to kasyna, gdzie czynnik losowy jest decydujący. Pomijając specjalistów, którzy jak wiekowy miliarder Warren Buffet (89 lat) inwestycje podejmują na podstawie badań kondycji i perspektyw spółek, reszta ludzi nie ma pojęcia, na co przeznacza pieniądze. Fundusze inwestycyjne, które wybiera większość Polaków, przegrywają z rynkiem. Czyli z indeksami giełdowymi. Po prostu, jeżeli gospodarka się rozwija, to indeksy giełdowe rosną. Dlatego inwestowanie w spółki, z których notowań składają się indeksy giełdowe, jest bezpieczne. Oczywiście można też stracić, ale jeżeli traktuje się oszczędzanie jako inwestycję, a nie spekulację, to wiadomo, że wcześniej czy później giełda pokona kryzys. Polacy, którzy to rozumieją, w dobie globalizacji wybierają jednak rynki krajów zachodnich.

Ogólnie znany jest fakt, iż w Polsce nie ściga się przestępców giełdowych. Część sędziów i prokuratorów zwyczajnie nie rozumie, jak działa giełda. Znane są wypadki, gdy sędziowie pytali się prokuratorów, o to, co jest złego w tym, że oskarżony coś wiedział i tę wiedzę wykorzystał? Tymczasem podstawą działania giełdy jest to, że inwestują na niej ludzie mający równy dostęp do informacji. W Polsce nie oskarżono nawet rodziny pewnego inwestora giełdowego z branży medialnej, która dokonywała zakupu akcji z siedziby tej firmy dzień przed publikacją korzystnego dla niej raportu. W USA w takim wypadku sprawa skończyłaby się nie tylko wysoką grzywną, przepadkiem korzyści z przestępstwa, ale także więzieniem. Tam bowiem przestępstwa giełdowe nie są traktowane pobłażliwie jak w Polsce, ale z wielką surowością. Podważają bowiem zaufanie do jednej z najważniejszych instytucji finansowych w gospodarce.

Na nic zdadzą się programy edukacyjne adresowane do Polaków, mające zachęcić ich do inwestowania na giełdzie, jeżeli za tym nie zostanie wprowadzony nadzór z prawdziwego zdarzenia. Plagą są nie tylko przestępstwa giełdowe, ale także traktowanie GPW jako sposobu na wyciągnięcie pieniędzy od ciułaczy. Szczególnie dotyczy to tzw. rynku równoległego. Wymagania, które muszą spełnić tam spółki, są dużo mniejsze. Publikuje się kilkanaście pozytywnych informacji w mediach o firmie, a następnie dokonuje emisji. Naiwni inwestorzy skuszeni taką propagandą kupują akcje, aby za kilka miesięcy dowiedzieć się, że coś jednak nie wypaliło. Pieniądze trafiły jednak już do spółki i zostały z niej błyskawicznie wytransferowane. Takich przestępstw, co do zasady działających jak Amber Gold, nikt w Polsce nie ściga. Zwykle łączone są one z manipulowaniem kursem akcji. Ci, którzy organizują całą akcję wiedzą jednak, kiedy należy „wysiąść z pociągu”, czyli sprzedać trefne papiery wartościowe.

1 października gabinet przyjął Strategię Rozwoju Rynku Kapitałowego. Dokument jest tajny, ale przedstawiciele rządu zapewniają, że zawiera 90 działań, które pomogą polskiemu rynkowi kapitałowemu. Jego celem jest skierowanie na giełdę nowych firm, tak aby inwestorzy mieli większy wybór. O walce z przestępstwami na GPW na razie nic nie słychać. Tymczasem bez tego żadne działanie nie pomoże jej rozwojowi. Polacy – słusznie – postrzegają GPW dziś nie jako „kasyno”, ale jako „bazar”, gdzie łatwo dostać po głowie i stracić portfel.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news