2.5 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Transferowe pudła

Jak kluby piłkarskie tracą pieniądze?

 W profesjonalnym futbolu piłkarskie transfery poprzedzone są wielomiesięczną obserwacją zawodnika. Podczas meczów oraz treningów klubowi wysłannicy śledzą każdy ruch piłkarza. Analizują jego zachowanie na boisku, ale również interesują się jego życiem prywatnym, nawykami żywieniowymi, znajomością języków obcych oraz umiejętnością aklimatyzacji w nowym otoczeniu. Z obserwacji sporządzane są szczegółowe raporty, które później lądują na biurkach klubowych włodarzy. Ci zaś podejmują ostateczną decyzję w sprawie transferu. Tak skrupulatna weryfikacja ma na celu wyłonienie najlepszego zawodnika przy określonym budżecie. Obserwując potencjalnych kandydatów do transferu, kluby starają się zminimalizować ryzyko wyrzucenia pieniędzy w błoto. Mimo tak drobiazgowej analizy rynku transferowego wciąż przytrafiają się kosztowne wpadki idące nierzadko w setki milionów. „Gazeta Finansowa” przygotowała zestawienie najdroższych transferowych porażek ostatnich sezonów. Znalazło się w nim miejsce dla reprezentanta Polski – Krzysztofa Piątka, który w AC Milanie uznawany jest najgorszą inwestycję od wielu lat.

Portugalski niewypał

Największym transferowym rozczarowaniem obecnego sezonu jest bez wątpienia Joao Félix, za którego Atletico Madryt zapłaciło Benfice Lizbona aż 127 mln euro. Do transakcji doszło latem ubiegłego roku, kiedy 20-letni Portugalczyk miał za sobą spektakularny sezon, zakończony 20 bramkami oraz 11 asystami, oraz zwycięstwem w prestiżowym plebiscycie „Złoty Chłopiec” organizowanym przez włoski dziennik „Tuttosport”. W przeszłości tę samą nagrodę otrzymywali m.in. Leo Messi oraz Kylian Mbappe. Wysoka kwota transferu była zatem w pełni adekwatna do potencjału piłkarskiego Félixa. Mimo to nie brakowało wówczas głosów, sugerujących, że cena 127 mln euro może stanowić dla piłkarza spore obciążenie psychicznie. Taką tezę postawił m.in. Jose Mourinho, który w swojej trenerskiej karierze widział wiele wzlotów i upadków. „Biorąc pod uwagę skalę jego (Joao Félixa – red.) talentu oraz inwestycje, jakie klub w niego poczynił, czeka go ogromne wyzwanie. Uważam, że nie ucieknie od tej odpowiedzialności” – przestrzegał 57-letni Portugalczyk. Czas pokazał, że były to słowa prorocze. Felix miał załatać dziurę po odejściu z Atletico Francuza Antoina Griezmanna oraz odbudować ofensywny potencjał 10-krotnego Mistrza Hiszpanii. Na razie nie udało się ani jedno, ani drugie. Prowadzona przez Diego Simeone drużyna zanotowała w tym sezonie jeden z najgorszych startów od wielu lat. Po 21. kolejkach zajmuje 5. miejsce, tracąc do lidera Realu Madryt 10 pkt. 20-letni napastnik brał osobiście udział w największej kompromitacji Atletico ostatnich lat, jaka wydarzyła się w Pucharze Króla, gdy madrycki klub został wyeliminowany przez trzecioligowy Cultural Leonesa (2:1 po dogrywce). Od początku sezonu Félix zdobył zaledwie cztery gole oraz dwa razy wykreował bramki dla kolegów. Ostatni raz pokonał bramkarza rywali 1 października ubiegłego roku w meczu z Lokomotiwem Moskwą. Jego statystki dalece odbiegają od osiągnięć Griezmanna, którego miał godnie zastąpić. Wystarczy powiedzieć, że Francuz w pięciu sezonach strzelił 133 gole, średnio 27 na rok. Hiszpańskie media powodów słabej gry Portugalczyka szukają w defensywnym stylu Atletico, z którego słynie szkoleniowiec Diego Simeone. „Kupili go, by strzelał i mu na to nie pozwalają” – podsumował problemy Félixa hiszpański dziennikarz Josep Pedrerol.


Przeczytaj też:

Najdroższa jedenastka futbolu

Piątek droższy od Lewego …

Top 10 polskich transferów


Klęska pod Arsenalem
Niedawno brytyjski dziennik „The Sun” opublikował jedenastkę największych transferowych niewypałów w obecnym sezonie Premier League. Na szczycie zestawienia nie bez powodu znalazł się Nicolas Pépé, za którego Arsenal Londyn w ubiegłym roku zapłacił rekordowe w historii tego klubu 80 mln euro. Kasa wpłynęła na konto francuskiego Lille, w którym 24-letni Iworyjczyk rozegrał pełne dwa sezony. Kanonierzy wiązali z napastnikiem spore nadzieje, jednak po 24. ligowych kolejkach można śmiało powiedzieć, że zostały one zawiedzione. Arsenal zajmuje dopiero 10. pozycję w tabeli, ze stratą 37 pkt do lidera Manchesteru City. Tak odległe miejsce oznacza dla londyńczyków brak awansu do europejskich pucharów, a w konsekwencji – brak dochodów z tego tytułu. W ostatniej kolejce trener Arsenalu Mikel Arteta stracił cierpliwość do nowego napastnika, ściągając go z boiska w 81. minucie zremisowanego 2:2 meczu z Chelsea Londyn. Jak do tej pory Iworyjczyk ma na koncie 21 ligowych spotkań, 3 bramki i dwie asysty. To zdecydowanie za mało jak na zawodnika wartego 80 mln euro.
„Chcemy go wspierać, a jeżeli przyjmie od nas pomocną dłoń i będzie ciężko pracował, jestem pewien, że dysponuje potencjałem, który zapewni mu miejsce w absolutnym topie” – stwierdził niedawno Arteta, jednocześnie sugerując, że Pépé nie przykłada należytej uwagi do treningów.

Porcelanowa inwestycja
Ousmane Dembélé jeszcze długo będzie śnił się po nocach włodarzom FC Barcelony. Wydanie na tego zawodnika 125 mln euro było bowiem największą transferową porażką ostatnich lat. Francuski pomocnik został sprowadzony do Katalonii latem 2017 roku, zaraz po tym, jak Barca sprzedała do PSG Brazylijczyka Neymara za rekordowe 222 mln euro. Złośliwi komentatorzy sugerowali wówczas, że Barcelona nie miała po prostu co zrobić z kasą za Brazylijczyka, co zostało podstępnie wykorzystane przez Borussię Dortmund, która wcisnęła Hiszpanom swojego zawodnika za astronomiczną kwotę. Już kilka tygodni po tym transferze okazało się, że Dembélé jest piłkarzem z porcelany, łapiącym kontuzję za kontuzją i spędzającym więcej czasu w klubowej klinice, aniżeli na boisku. Wystarczy powiedzieć, że w ciągu zaledwie 2,5 roku Francuz miał dziewięć różnych urazów. Ostatni raz pomocnik był widziany na murawie pod koniec listopada ubiegłego roku w wygranym spotkaniu Ligi Mistrzów ze swoim byłym klubem Borussią Dortmund (3:1). Dla Dembélé mecz ten zakończył się już w 26. minucie po tym jak nabawił się kontuzji uda, z którą zmaga się do tej pory. Dotychczas Francuz rozegrał 74 mecze w barwach Barcelony, w których strzelił 17 bramek oraz zaliczył 19 asyst.

Piątkowy niewypał
W zestawieniu transferowych niewypałów znalazło się miejsce dla jednego reprezentanta Polski. Jest nim Krzysztof Piątek – najdroższy piłkarz z polskim paszportem, za którego rok temu AC Milan zapłacił FC Genui 38 mln euro. Pierwsze występy 24-letniego snajpera w nowym klubie przerosły oczekiwania nawet krytyków tego transferu. Piątek strzelał bramkę za bramką, osiągając swój szczyt w pamiętnym meczu Pucharu Włoch z Napoli, kiedy dwukrotnie pokonał bramkarza rywali. Piątek szybko stał się ulubieńcem na San Siro, a kibice prześcigali się w stadionowych przyśpiewkach na jego temat. Niestety były to dobre złego początki. Końcówka poprzedniego i początek obecnego sezonu były w wykonaniu Polaka zupełnie bezbarwne. W ciągu kilku tygodni Piątek z bezwzględnego snajpera zamienił się w strzeleckiego abstynenta, regularnie marnującego dogodne sytuacje. Aktualnie po 21. kolejkach piłkarz ma na swoim koncie zaledwie 4 gole w lidze i jeden w krajowym pucharze.

Po kilku kiepskich spotkaniach kibice na San Siro stracili cierpliwość i ukarali Piątka głośnymi gwizdami.
„Nie zrobił nic, zaliczył kolejny anonimowy występ, w którym na dodatek popełniał proste błędy i odbijał się od rywali, to już nie jest ten sam Piątek, co kiedyś” – grzmiał włoski portal fantamagazine.com. Cierpliwość do piłkarza stracił również trener AC Milanu, Stefano Pioli, który od kilku kolejek pomija Polaka w podstawowym składzie. Przyszłość snajpera została definitywnie przesądzona, gdy ekipę „Rossonerich” zasilił napastnik Zlatan Ibrahimovic. Dla Piątka i jego agentów był to jasny sygnał do poszukiwania nowego klubu. Od kilku tygodni w mediach pojawiają się pogłoski o rzekomym transferze do Tottenhamu Hotspur. Jest to o tyle realne, że „Koguty” potrzebują klasycznego napastnika z powodu kontuzji największej gwiazdy tego klubu – Harr’ego Kane’a. W poniedziałek brytyjska prasa poinformowała, że Piątek odbył wideorozmowę z trenerem Tottenhamu José Mourinho. Wszystko zatem wskazuje na to, że 24-latek będzie pierwszym polskim napastnikiem w Premier League od czasu występów Grzegorza Rasiaka w FC Southampton (2008 r.). Okienko transferowe we włoskiej Serie A zamyka się 31 stycznia (piątek), a więc już po wydaniu „Gazety Finansowej”. Zatem czytający ten tekst być może będą już znali nowego pracodawcę Krzysztofa Piątka.

FMC27news