-0.8 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Chiny, koronawirus i tajemnice

Co ukrywają Chiny?

Czy świat pogrąży się w recesji? A może mamy do czynienia ze sprytnie podsycaną paniką?

Późną jesienią 2009 r. cały świat wpadł w panikę z powodu wirusa grypy A/H1N1, potocznie nazywanej „świńską”. Wówczas Polska okazała się jednym z nielicznych państw, które nie dały nabić się w butelkę promowania rzekomo koniecznego zakupu szczepionek. Francja na ten cel wydała wówczas około 1 mld euro (ok. 4 mld zł) i już na początku 2010 r. nie miała co zakupionym towarem robić. W Polsce, gdyby prześledzić ówczesne media, to w nawoływaniu do zakupu szczepionek przez władze prym wiodły media należące do niemieckich koncernów (m.in. tabloid „Fakt”). Dziś suche fakty na temat koronawirusa pokazują, że możemy mieć do czynienia z podobnym mechanizmem co w 2009 r. Liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa w Chinach na razie wynosi mniej niż 2 tys. Na razie zachorowania na świecie są liczone w setkach przypadków (w Polsce 13 osób jest podejrzewanych o bycie nosicielem wirusa). Nie dzieje się nic, co by uzasadniało panikę. A jednak pojawiają się już głosy o konieczności wykupienia… szczepionek.

– Polska jest gotowa zmienić stanowisko i przystąpić do wspólnych unijnych zakupów szczepionki przeciw koronawirusowi z Wuhanu − informowała brukselska korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Wiadomość kończyła informacja, że „prace nad wynalezieniem szczepionki trwają”. Prawda jest taka, że przy takim zagrożeniu i takim tempie prac szczepionka, która pojawiłaby się w najbliższych tygodniach, stanowiłaby dla ludzi nie mniejsze zagrożenie niż sam wirus.

Strach to biznes
Czym się różnią firmy farmaceutyczne od mafii? Otóż mafia ma mniej pieniędzy i więcej skrupułów – głośni popularny żart. Dosyć dobrze tłumaczy on histerię, która nakręcana jest w mediach przy okazji kolejnych zachorowań na wywołanych koronawirusem. To jest biznes, który może się opłacić. Oczywiście światowa gospodarka, szczególnie chińska, straci na wirusie jako takim. Przede wszystkim z powodu ograniczenia przemieszczania się ludzi. A także stworzenia czegoś w rodzaju martwych stref (gdzie ludzie zwyczajnie nie chodzą) w miejscach, gdzie były zachorowania. Dość dobrą ilustracją, jak zarabia się na strachu przed koronawirusem, jest brak maseczek ochronnych na ustach w większości krajów zachodnich, w tym także w Polsce. Nakręceni przez media ludzie zaczęli kupować maseczki ochronne „na zapas”. Zupełnie bez znaczenia jest tutaj fakt, że zdecydowana większość tych maseczek pomaga ustrzec się koronawirusa w takim samym stopniu, jak puder leczy syfi lis. Na tym trendzie zarabiają też przestępcy. Rozsyłając wirusy z informacjami dotyczącymi koronawirusa infekują komputery spragnionych informacji z pola walki z epidemią.

Skąd to się wzięło?
– To brednie! – tak skomentował ambasador Chin w USA Cui Tiankai informacje o tym, że nowy koronawirus jest bronią biologiczną, która wydostała się z laboratorium. Chińczycy jako źródło wirusa wskazują zwierzęta, nie potrafi ą jednak doprecyzować, jakie. Informacje o sztucznym pochodzeniu wirusa pojawiają się od samego początku. Nie bez powodu. Miejscem wybuchu epidemii jest chińska miejscowość Wuhan, w której znajduje się Krajowe Laboratorium Bezpieczeństwa Biologicznego. Od 2017 r. są tam badane i opracowywane najgroźniejsze wirusy na świecie. Fakt, iż Chińczycy dementują takie plotki, jest zrozumiały. Dzisiaj pochodzenie koronawirusa nie jest jednak tak oczywiste, jak by tego chcieli. W dzisiejszym wyścigu zbrojeń mocarstw broń biologiczna, mimo że formalnie zakazana, znajduje się w czołówce arsenałów, w które się inwestuje. Konflikt pomiędzy światowymi mocarstwami od lat nie przechodzi z zimnej fazy w gorącą, bo wiadomo, że wojny nuklearnej nikt nie może wygrać (przegrani będą wszyscy). Koncepcja jednak ataku biologicznego na przeciwnika, przy jednoczesnym pełnym (lub znacznym) bezpieczeństwie własnej populacji, jest zbyt kusząca, aby ją zarzucono.


Przeczytaj też:

Wirus, który wstrząsnął Chinami


Tylko spokojnie
17 lat temu wybuchła w Chinach epidemia SARS (zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej), przypominającej ostrzejsze zapalenie płuc. W sumie zmarło na nią ok. 800 osób. Śmiertelność więc była niższa niż w wypadku koronawirusa. Straty światowej gospodarki oszacowano na utratę ok. 0,1 proc. PKB. To wszystko pozwala stwierdzić, że cała panika związana z koronawirusem nie ma podstaw. Oczywiście im bliżej jakaś gospodarka związana jest z Chinami (a w szczególności z rejonami, w których doszło do epidemii), tym większe będą straty. Żadnej apokalipsy jednak nie będzie. Na koronawirus należy patrzeć tak samo, jak na globalne ocieplenie. Oba zjawiska są faktem, ale także oba są używane jako pretekst do sięgnięcia do kieszeni podatników i uszczęśliwienia ich na siłę (dla ich własnego dobra i bezpieczeństwa).

Koncerny farmaceutyczne pochylą się nad strachem nakręconym przez media i dostarczą wszystkiego, co będzie potrzebna do zażegnania globalnej epidemii i uratowania ludzkości. W rzeczywistości ten ratunek będzie wyglądał jak znanym kabaretowym żarcie z lat 80.: dwóch skinów uratowało życie staruszce, bo przestało ją kopać. Mówiąc prościej, pompowanie światowej histerii wokół koronawirusa ma na celu tylko i wyłącznie biznes. Bezpieczeństwo i zdrowie ludzi nie ma tutaj nic do rzeczy. W tym kontekście warto przypomnieć, że pod koniec lat 90. wszyscy mieliśmy umrzeć na „chorobę wściekłych krów”. Chodziło o „gąbczaste zwyrodnienie mózgu”, na jakie chorowało bydło. Smakosze wołowiny mieli mieć zmienione mózgi w papkę. Plajtowały firmy i restauracje, gdyż wołowiny nikt nie chciał jeść. Mechanizm szerzenia paniki był wówczas identyczny jak dziś, tylko zyski płyną gdzie indziej.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news