Dość nieoczekiwanie debata o ociepleniu klimatu przeradza się w dyskusję… o wolności słowa
Walka z domniemanym ociepleniem klimatu, któremu winna ma być ludzka działalność, dosyć nieoczekiwanie przybrała twarz Grety Thunberg. Jej płomiennych tyrad wysłuchują w pokorze najważniejsi współcześni politycy, łącznie z Donaldem Trumpem. Młoda Szwedka stała się symbolem pokoleniowego buntu młodzieży, utyskującej nad swoim „utraconym dzieciństwem”, bohaterką mediów i człowiekiem roku według amerykańskiego tygodnika „Time”. Na spotkania z nią przychodzą prawdziwe tłumy. Dość powiedzieć, że tylko w ubiegłym tygodniu Thunberg przemawiała do prawie 25tys. brytyjskich uczniów w Bristolu, strajkujących w imieniu „obrony klimatu”.
Nie wszyscy stracili rozsądek
Na taką uwagę nie może liczyć zaledwie 19-letnia Niemka z Münster, Naomi Seibt. Co więcej, jak sama przyznaje, musi się mierzyć z falą hejtu. Jak sama przyznaje, pod jej adresem kierowane są groźby ze strony bojówkarzy Anfity, telefony z pogróżkami stały się zaś powszedniością. Cóż zrobiła młoda Niemka? W największym skrócie można powiedzieć, że przejęła się sprawą ochrony klimatu podczas kolejnego, cotygodniowego szkolnego strajku na jej rzecz, który miał miejsce w jej rodzinnym Münster. Analizując dostępne dane dotyczące zmian środowiska doszła jednak do wniosku, że teoria o antropologicznych przyczynach ocieplenia jest w dużej mierze po prostu wyssana z palca i głoszona przez ludzi, którzy nie mają większego pojęcia o nauce.
− Myślę, że to źle, że pozwalamy ludziom takim jak Greta Thunberg, młoda dziewczyna, która nie ma doświadczenia naukowego ani ekonomicznego lub politykom czy celebrytom takim jak Leonardo Di Caprio, mówić na temat nauki − wyjaśniała swoje stanowisko.
Seibt od słów przeszła do czynów. Założyła na popularnym kanale YouTube profil, na którym zaczęła umieszczać swoje filmy, dotyczące naukowych prób wyjaśnienia i opisania ocieplenia klimatu. Tam zaczęła rzucać intelektualne wyzwania zjawisku, określanego przez nią mianem „alarmizmu zmian klimatu”, którego najbardziej rozpoznawalną twarzą stała się Thunberg. Jej zdaniem każda polityka musi być zakorzeniona w nauce, a nie bazować na emocjach i że trzeba zająć się realnym problemem, a nie tylko wywoływać globalną panikę.
Przeczytaj też:
Dziecięca krucjata Global Warming Industry
Chociaż Seibt nie neguje wpływu człowieka na ocieplenie klimatu, uważa jednak, że znacząco przeceniamy jego znaczenie. − Myślę, że gdy za 12 lat spojrzymy wstecz, to będziemy zawstydzeni na samą myśl, ile wydaliśmy, i w jaką przy tym popadliśmy w biedę z powodu przyjęcia rozwiązań, niejednokrotnie bardzo drastycznych, które okazały się tak fałszywe − mówi. Myliłby się jednak ktoś, kto mógłby przypuszczać, że jest to jedna z opinii, dopuszczalna w uczciwej debacie publicznej. Ocieplenie klimatu stało się obecnie kwestią wyjątkowo zideologizowaną, wywołującą tak silne emocje, że nawet umiarkowana krytyka spotka się z gigantyczną krytyką. − Z powodu moich poglądów w swoim rodzinnym mieście straciłam wielu przyjaciół. Kiedy przemawiałam w Münster, tysiące ludzi pojawiło się tylko po to, aby zaprotestować. Szkoda tylko, że nie posłuchali tego, co miałam do powiedzenia. Nie chcieli jednak rozmawiać − mówi Seibt.
Odsiecz zza Oceanu
Jej działania zostały jednak dostrzeżone przez Amerykanów. Seibt została zaproszona do wygłoszenia wykładów przez wpływowy amerykański think-tank Heartland Institute. W ubiegłym tygodniu była niekwestionowaną gwiazdą Conservative Political Action Conference (Konferencji Konserwatywnych Działań Politycznych; CPAC), jednej z największych organizacji skupiających ideowych Republikanów. A konkurencja była tutaj spora. Dość powiedzieć, że na tej imprezie mieli pojawić się zarówno Donald Trump jak i wiceprezydent Mike Pence. Na konferencji Seibt krótko zaś wyłożyła swoje przekonanie, że „człowiek zdecydowanie przecenia swoje znaczenie, jeśli myśli, że przy emisji CO2 może zniszczyć klimat”. Amerykanie docenili swojego europejskiego gościa. W kuluarach można było nabyć t-shirt z mottem niemieckiej aktywistki: „Nie chcę, żebyś panikował. Chcę, żebyś pomyślał”, samej zaś Seibt zaoferowano pracę w Heartland Institute.
W istocie rzeczy aktywność Seibt dotyczy nie tylko oceny zmian klimatycznych, ale i rzeczy nie mniej ważnej: wolności słowa we współczesnym świecie. Jej zdaniem instytucje i działacze, promujący obawy związane ze zmianami klimatu, w rzeczywistości planują wykorzystać to zjawisko do stworzenia sposobów „kontrolowania naszego życia”. Próbują też zmusić do milczenia ludzi mających odmienne opinie. − Tymczasem zawsze mówię ludziom: proszę, pytajcie mnie, róbcie własne badania. A jeśli dojdziecie do innych wniosków? To niesamowite! − podsumowuje swoje przesłanie Seibt.
Cóż zaś Seibt myśli o Thunberg? − Chętnie zgodzę się na swobodną z nią rozmowę. Nie chciałabym jednak dyskutować na tematy naukowe. Nie chcę jej niszczyć.
oprac. tp