Hiszpańska policja wystawiła europejski nakaz aresztowania za obywatelem Rosji
Nie powinno nas to dziwić, gdyby nie fakt, że chodzi o generała majora Denisa Siergiejewa, dowódcę komanda morderców GRU.
Co łączy próbę zabójstwa Siergieja Skripala w Salisbury i bułgarskiego eksportera broni Emeljana Gebrewa? Jaki jest związek separatystycznego referendum w Katalonii z próbą zamachu stanu w Czarnogórze? I do kogo wreszcie należała alpejska dacza w Szwajcarii?
Nicią łączącą wszystkie te znane i zapewne jeszcze nieznane wydarzenia jest jeden człowiek. Dzięki wspólnym wysiłkom europejskich i amerykańskich służb specjalnych oraz niezależnych dziennikarzy śledczych jego trop jest coraz wyraźniejszy. Dlatego wiemy coraz więcej o samym Denisie Siergiejewie.
Co prawda jego żona namierzona przez zachodnich dziennikarzy potwierdziła ogólnodostępne dane biograficzne, stanowczo jednak zaprzeczyła kluczowym pytaniom mającym konsekwencje prawne. Widać, że została doskonale przeszkolona. Taka jest bowiem praktyka, jaką Rosjanie stosują od czasów KGB w przypadku aresztowania. Uprawdopodobniają własne zeznania, przejawiają chęć współpracy z drugą stroną, zaciemniając przy tym maksymalnie prawdę. Zatem na początek fakty, co do których nie ma wątpliwości. Denis Siergiejew, rocznik 1973, urodzony w mieście Uszarał w południowo- -wschodniej części dalekiego Kazachstanu. Wówczas jeszcze Kazachskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Bardzo wcześnie wybrał karierę wojskową. Fotografia człowieka niezwykle przypominającego młodego Siergijewa figuruje wśród wychowanków Jekaterynburskiej Szkoły Suworowskiej w 1990 r.
To oryginalnie rosyjski typ szkół kadeckich edukujących, a zarazem indoktrynujących młodych ludzi na potrzeby armii. Przy naborze preferowani są synowie zawodowych wojskowych, szczególnie takich, którzy służą w odległych garnizonach, o co w rozległej geograficznie Rosji nietrudno. Jeszcze bardziej wskazaną grupą naboru są dzieci, które straciły ojców lub oboje rodziców w gorących punktach militarnego zaangażowania imperium. Kasta wojskowa zastępuje im wtedy rodzinę, przekształcając w wiernych janczarów armii i systemu.
Po rozpadzie ZSRR suworowskie szkoły kadetów przeprofilowano na placówki opiekuńcze przygotowujące absolwentów do cywilnego życia. Armię zredukowano, a i militarne zaangażowanie Rosji w świecie zmalało. Jednak interwencja w Syrii, wojna na Ukrainie, obecność „prywatnych” firm wojskowych od Libii, po Republikę Środkowoafrykańską, a przede wszystkim rozbudowa sił zbrojnych wskazują, że wszystko wróciło do normy. Tym większa była zapewne determinacja Siergiejewa, aby obrać wojskową karierę. Armia doceniła upór, dlatego kolejne zdjęcie Denisa odnajdujemy w 2000 r. Był kapitanem jednej z dywizji powietrzno-desantowych. Wojska spadochronowe lub jak mówi rosyjski skrót: jednostki WDW to elita elit. Dlatego łowcy głów wywiadu wojskowego chętnie werbują oficerów tego rodzaju wojsk do służby szpiegowskiej. W każdym razie na początku XXI w. Siergiejew został przeniesiony do Moskwy i rozpoczął naukę w „Akwarium”, jak na świecie nazywa się Akademię GRU. Potem zachodnie służby bezpieczeństwa na długo straciły Denisa z oczu, aby około 2010 r. odnalazł się już pod przybranym nazwiskiem Fiedotow. Dziś wszelkie poszlaki i dowody wskazują, że cały czas służył w jednostce wojskowej 29 155, która zajmuje się tajnymi operacjami Kremla na terenie Europy. Zważywszy na długi okres służby, niewątpliwie pomyślnej, o czym świadczy generalska szarża, Siergiejew vel Fiedotow zajmuje w niej wysokie stanowisko. O jakie sukcesy chodzi?
Przeczytaj też:
Jak “turyści” Putina mordują i dokonują zamachów
Rosyjski test brytyjskiej demokracji
W toku długiego śledztwa, po próbie ataku chemicznego na Siergieja Skripala, brytyjska MI5 zyskała pewność, że to Siergiejew planował, koordynował, a wreszcie wydał rozkaz zamachu, który wykonali oficerowie znani jako Rusłan Boszyrow i Aleksander Pietrow. Jeśli obaj zyskali medialny przydomek „turystów z Salisbury”, to ich dowódcę nazwano „trzecim, a więc brakującym ogniwem”, o którego istnieniu MI5 było przekonane od początku.
Taką samą pewność zyskała policja hiszpańska, która od dłuższego czasu bada wątek rosyjskiego wpływu na niepodległościowych działaczy Katalonii. Jak informował dziennik „El Pais”, Fiedotow z wraz kilkoma kolegami został zidentyfikowany na barcelońskim lotnisku. Bywał w Katalonii kilkukrotnie, co ważne w dniach poprzedzających nielegalne referendum niepodległościowe. Obecnie policja bada trop jego wpływu na ubiegłoroczne rozruchy. Katalończycy wyszli wtedy na ulice, protestując przeciwko surowym wyrokom orzeczonym w madryckim procesie wobec przywódców secesji. Fiedotow został również zidentyfikowany przez władze Czarnogóry zaraz po tym, jak prorosyjscy bojówkarze planowali zerwanie wyborów parlamentarnych w tym kraju.
Stosunkowo świeżym jest trop bułgarski związany z próbą zabójstwa Emeljana Gebrewa, handlarza bronią, którego otruto środkiem podobnym do nowiczoka. W 2015 r. Siergiejew-Fiedotow przylatywał do Sofii co najmniej trzykrotnie. Już w 2020 r. został zidentyfikowany jako zabójca rozsypujący trujący środek na klamce samochodu ofiary.
Ostrzeżenie
Siergiejew wpisuje się w model działania Rosji w Europie. − Rosyjski wywiad przestawił się z operacji szpiegowskich na akcje wpływu – komentuje hiszpański ekspert Felix Arteaga z Królewskiego Instytutu Elcano w Madrycie.
Zgadza się z nim Mark Galeotti. − Operacje GRU przestały mieć charakter wywiadowczy, na rzecz dywersji i sabotażu. Ich celem jest bezpośredni wpływ na opinię publiczną, a mówiąc wprost, zastraszenie. Dlatego Rosjanie nie boją się dekonspiracji i oskarżeń o sprawstwo. Przysłowiowe złapanie złodzieja za rękę to raczej reklama, która dowodzi, że GRU jest wszędzie i robi, co chce. Nic tak nie podważa zaufania obywateli do władzy niż bezkarność przestępców − kończy swój wywód Galeotti. Ma rację, ponieważ zgodnie z maksymą Putina, że nie ma byłych czekistów, zdekonspirowane komanda GRU czeka w Rosji wdzięczność. Ich członkowie, nawet jeśli nie wjadą już do UE, zostaną w Moskwie obsypani orderami, intratnymi posadami w państwowych koncernach, wreszcie gratyfikacjami finansowymi. Jeśli więc nie plują na Zachód, to gardzą nim za bezsilność. Przede wszystkim czują się zaś bezkarni. Daleko ważniejsze dla naszego bezpieczeństwa jest pytanie o przyczyny europejskiej bezsilności. Okoliczności jest wiele, na czele z zasadą, że żaden europejski wywiad nie zdradzi agenturalnych źródeł.
Oczywiście na podstawie umów dwustronnych lub w ramach platformy Klubu Berneńskiego każda ze służb może, lecz nie musi podzielić się informacją z partnerem, jeśli tylko ma do niego zaufanie. Tymczasem innego organu instytucjonalnego nie ma, Europol może bowiem tylko prosić Paryż, Londyn lub Warszawę bez zbytnich oczekiwań. Drugą okolicznością są wartości, na jakich opiera się UE. Naczelną jest kompromis oraz zaufanie do partnera, wynikające z kluczowej zasady poszanowania prawa. Dlatego każdy rosyjski biznesmen, który przyjedzie do Paryża zawrzeć kontrakt na import bagietek, nie jest traktowany jak potencjalny zabójca, dywersant czy sabotażysta. Akurat o to w rosyjskiej przedsiębiorczości nietrudno zważywszy na liczbę funkcjonariuszy służb specjalnych oddelegowanych do kontroli dochodowych firm czy ilość podmiotów gospodarczych, które po bliższym sprawdzeniu okazują się tzw. spółkami przykrycia. Są zakładane przez FSB, GRU lub SWZ bezpośrednio do prowadzenia i finansowania zagranicznej działalności wywiadowczej.
I wreszcie rosyjscy mordercy wynoszą ogromną korzyść z instytucjonalnego zjednoczenia Europy. Kto stał się posiadaczem wizy szengeńskiej, może podróżować po całej UE. Taka możliwość niezwykle ułatwia operacje dokonywane pod obcą flagą. Przykładem jest Siergiejew, który nie przylatywał do miejsc dywersji prosto z Rosji, tylko z Rzymu, Paryża, Brukseli czy w najgorszym razie Stambułu. Rosyjskie firmy są zarejestrowane w UE, dlatego szpiedzy i dywersanci Kremla wcielają się w rolę biznesmenów lub rezydentów z całej Europy. Problem w tym, że nie można ograniczyć takiej swobody działania Rosji bez ograniczenia wolności społeczeństw UE, o wolnorynkowym przepływie kapitału i inwestycji nie wspominając. Potrzebne są więc środki nadzwyczajne, które nie wylałyby dziecka z kąpielą. To pytanie do polityków całej Europy wraz z brzydkim podejrzeniem, że nie są takimi rozwiązaniami zainteresowani. Po pierwsze, Rosja jest rynkiem zbytu europejskiej produkcji, a rosyjskie surowce kluczowym źródłem unijnej energetyki. Każde ograniczenie ze strony UE lub poszczególnych państw europejskich może wywołać retorsje Moskwy. Tymczasem wyborcy coraz uważniej przyglądają się zasobności swoich portfeli. Po drugie, Kreml włożył wiele wysiłku i pieniędzy w budowę klasy „pożytecznych idiotów”. Nie chodzi wyłącznie o polityków, ale również o ludzi kultury, intelektualistów czy naukowców. Wszystko razem uniemożliwia wspólne podejście do likwidacji rosyjskiego szpiegostwa lub dywersji. Niestety to bardzo prawdopodobne, że mordercy pokroju Siergiejewa mogą nadal działać bezproblemowo.