Kryzys gospodarczy wywołany epidemią koronawirusa w błyskawicznym tempie zmienił oblicze globalnego rynku najważniejszego surowca światowej gospodarki.
Ceny ropy w ostatnich dniach spadają w dramatycznym tempie. Po otwarciu giełd na początku tygodnia nastąpiły spadki rzędu 31 proc., a wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będą one jeszcze kontynuowane. W chwili, gdy powstaje ten tekst, za baryłkę ropy płaci się już tyle samo, co ponad 20 lat temu, a końca nerwowej atmosfery nie widać. Tak wielkich spadków na rynku ropy nie było od czasów 1991 r., gdy w Zatoce Perskiej trwały działania wojenne.
Zaraźliwa niepewność
Od czasu, gdy epidemia koronawirusa „zaraziła” światowe rynki finansowe i towarowe wielką niepewnością, nie ma praktycznie żadnego bezpiecznego punktu zaczepienia poza metalami szlachetnymi (choć nawet złotu przytrafiły się spadki). Jeszcze trzy tygodnie temu większość indeksów na całym świecie osiągała historycznie szczytowe wyniki, lecz z dnia na dzień sytuacja zmieniła się na tyle, że dziś mało kto już o tym pamięta.
Jedne z najwyższych spadków dotyczą w ostatnich dniach rynku ropy naftowej, choć przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać nie tylko w samej panice związanej z epidemią, lecz w zdecydowanej reakcji na zaistniałą sytuację ze strony największych producentów. Wobec nagłego spadku cen ropy Arabia Saudyjska postanowiła nie tylko znacząco zredukować jej cenę, ale także zwiększyć sprzedaż do 10 mln baryłek dziennie. Saudowie nie są zazwyczaj skłonni do redukcji ceny lub zwiększania produkcji ponad potrzebę, lecz tym razem takie działanie wymusił na nich brak porozumienia z Rosją. Od 2016 r. kraje OPEC i Rosja wspólnie regulowały podaż i cenę kluczowego surowca, lecz pomimo ogromnych zawirowań związanych z koronawirusem Moskwa odmówiła wspólnego działania. Na specjalnym spotkaniu zorganizowanym w Wiedniu Arabia Saudyjska zasugerowała, aby wspólnie ograniczać wydobycie o 15 mln baryłek dziennie, ale przedstawiciele rosyjskich władz nie wyrazili na to zgody. W odpowiedzi na to Saudowie zagrali va banque i postanowili zredukować cenę ropy na światowych rynkach do takiego poziomu, który ma docelowo zmusić Rosjan do współdziałania. Ropa naftowa i gaz ziemny zapewniają naszemu wschodniemu sąsiadowi łącznie aż 1/3 całego produktu krajowego brutto, dlatego nie można wykluczyć, że zagranie Saudów przyniesie w końcu zamierzony efekt.
Niższa cena, niższy popyt
Tak znacząca obniżka cen ropy może jednak sprawić, że na dłuższą metę kraje opierające swoje finanse na dochodach ze sprzedaży surowców mogą znaleźć się w niemałych tarapatach. Szacuje się, że Saudowie potrzebują ceny co najmniej 80 dolarów za baryłkę, aby zbilansować swój budżet (obecnie wynosi nieco ponad 30 dolarów). Dodatkowo dochodzi bowiem problem związany z tym, że w nadchodzących tygodniach spadnie globalne zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju paliwa m.in. ze względu na coraz większe ograniczenia w transporcie zbiorowym. Większość linii lotniczych odwołała już rejsy do Włoch, a równie drastycznych ograniczeń można się spodziewać także w przypadku podróży do wielu innych krajów.
Przeczytaj też:
Fiasko kremlowskiej wojny z dolarem
Dla Arabii Saudyjskiej panika na rynkach finansowych stanowi dodatkowy cios także w perspektywie największego w historii gospodarczej świata debiutu giełdowego firmy ARAMCO. Przeprowadzony w grudniu ubiegłego roku przyniósł rekordową sumę 25,6 mld dolarów, lecz pomimo tak oszałamiającego sukcesu spółka zaczęła w ostatnich dniach wyraźnie tracić na wartości i dziś ceny jej akcji są już wyraźnie niższe niż w dniu debiutu. Coś, co jeszcze niedawno wydawało się przedsięwzięciem wręcz skazanym na sukces, stało się dla domu królewskiego Saudów kolejnym, wielkim problem. Być może w Rijadzie wszyscy plują sobie dzisiaj w brodę, że jeszcze niedawno mieli całą spółkę pod kontrolą, a dziś są narażeni na wielkie komplikacje związane z giełdowym zamętem. O tym, że w ostatnim czasie na saudyjskim dworze zrobiło się niezwykle gorąco, świadczy to, iż doszło do uwięzienia dwóch członków rodziny królewskiej: księcia Ahmeda bin Abdulaziza oraz Mohammeda bin Nayef bin Abdulaziza. Zarzucano im, że przygotowywali zamach stanu, choć nie podano żadnych szczegółów dotyczących tego, jak dokładnie miał wyglądać. Obu książętom grozi obecnie kara śmierci.
Bardzo nerwowo musi być obecnie także w Rosji, która będąc krajem surowcowym par excellence śledzi zapewne z niecierpliwością rozwój sytuacji. Wypowiedziana przez Arabię Saudyjską wojna cenowa będzie wymagała uruchomienia wszelkich możliwych rezerw. Władimir Putin i jego doradcy liczą po cichu, że obecne zawirowania uderzą najmocniej nie w rosyjską ropę, lecz w amerykański przemysł wydobywczy. Według Rosjan amerykańska ropa naftowa i gaz wydobywane z łupków generują bardzo wysokie koszty, które przy obecnych warunkach cenowych mogą doprowadzić do tego, że Stany Zjednoczone będą musiały znacząco ograniczyć dostawy (również za sprawą rzekomo proekologicznej polityki Komisji Europejskiej).
Obecna sytuacja na rynku ropy stanowi więc tak naprawdę element wielkiego globalnego starcia o kontrolę rynku energetycznego. Rosjanie, jeśli przetrwają obecne zawirowania, mogą po cichu liczyć na to, że ostatecznie to właśnie oni przetrwają dzięki niskim kosztom eksploatacji. Zahartowani kryzysem z lat 2014–2017 wiedzą już jak radzić sobie w podbramkowej sytuacji.
Tańsze paliwo?
Ostatecznie jednak wysoce niepokojąca sytuacja na rynku ropy może przynieść także pewne korzystne efekty. Ceny ropy od lat były zdecydowanie zbyt wysokie, dlatego ich spadek może do pewnego stopnia zrekompensować część strat związanych z niepewnością wywołaną przez koronawirusa. Już dziś wiadomo, że w najbliższych miesiącach czeka nas spowolnienie wzrostu gospodarczego, a być może nawet recesja, którą bez wątpienia łatwiej będzie przeżyć mając do czynienia z tańszym paliwem, generującym niższe koszty dla całej gospodarki. Brak porozumienia między światowymi surowcowymi potęgami może czasami wyjść na dobre, jeśli skutkiem tego są przede wszystkim niższe ceny. W całej sytuacji największą zagadką pozostaje to, jak długo Arabia Saudyjska będzie w stanie wytrwać w swoim obecnym kursie. Kluczowym czynnikiem będą dostępne zasoby gotówki, lecz w kontekście narastających zawirowań w światowych finansach i transporcie poszczególne państwa biorące właśnie udział w wojnie surowcowej mogą napotykać dodatkowe trudności w innych obszarach gospodarki. W tej chwili dużego wsparcia wymagają m.in. branża transportowa, turystyczna, nie wspominając o bankach i innych instytucjach finansowych.
Trudno oczywiście przewidywać, jak dokładnie skończy się obecny kryzys, lecz z pewnością dobiegła końca pewna epoka. Ceny ropy nie powrócą zbyt wcześnie do niedawnych poziomów, a to może z kolei znacząco przemodelować układ sił nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale także na całym świecie. Już dziś bardzo prawdopodobne wydaje się to, że część firm zajmujących się wydobyciem nie przetrwa nadchodzących dni. Czy z wyścigu o dominację na rynku ropy odpadną także całe państwa?