3.5 C
Warszawa
wtorek, 24 grudnia 2024

Teraz Azja?

Rok 2020 może w sposób symboliczny przenieść środek ciężkości światowej gospodarki do Azji.

Światowa produkcja przemysłowa już od wielu lat przenosiła się na wschód, lecz w najbliższych latach proces ten może znacznie przyspieszyć. Wedle danych z 2018 roku Chiny, Japonia i Korea Południowa odpowiadały łącznie za aż 39 proc. globalnej produkcji, a należy pamiętać, że na azjatyckim kontynencie są jeszcze takie kraje jak choćby Indie, Wietnam czy też Tajlandia, które posiadają ogromne zasoby siły roboczej. Kraje zachodnie od wielu lat przenosiły produkcję do regionów świata, w których oferowane są znacznie niższe stawki wynagrodzenia, co z jednej strony umożliwiało im rozwój bardziej zaawansowanych branż, a z drugiej strony naraziło na wielkie komplikacje. Dały one o sobie znać w pełni w trakcie epidemii koronawirusa, która na dobrą sprawę wstrzymała wymianę handlową w wielu obszarach. Z dnia na dzień okazało się, że tysiące firm z półkuli zachodniej nie jest w stanie funkcjonować, nie mając dostępu do materiałów i części produkowanych w Azji.

Mocno zadłużony Zachód
Po opanowaniu epidemii można się spodziewać, że wiele firm będzie dążyło do większej dywersyfikacji łańcuchów dostaw oraz sieci produkcyjnej tak, aby zminimalizować ryzyko ponoszenia niespodziewanych strat. Być może spowoduje to, że rola Azji w globalnym systemie podziału pracy zostanie nieco zredukowana. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak raczej to, że pomimo spodziewanego spadku produkcji kraje azjatyckie, a przede wszystkim Chiny, zyskają na całym zamieszaniu, gdyż ich pozycja względem krajów Zachodu wzrośnie. Od wielu lat Stany Zjednoczone były największym na świecie dłużnikiem (ponad 8 bln dolarów), a wśród najbardziej zadłużonych państw na świecie znaleźć można także kraje zachodniej Europy.

Z kolei krajem posiadającym największe oszczędności i finansującym cudze zadłużenie pozostaje wciąż Japonia. Nagły wzrost zadłużenia związany z kryzysem 2020 roku sprawi niewątpliwie, że Azja będzie jeszcze bardziej występowała w roli wierzyciela półkuli zachodniej, gdyż stan zadłużenia najbardziej dotkniętych kryzysem państw może niedługo osiągnąć poziom nawet 300 proc. PKB. Wpływ na to będzie miał także fakt, że podczas gdy państwa europejskie, Stany Zjednoczone oraz pozostałe światowe potęgi nie doświadczyły jeszcze szczytu zachorowań na koronawirusa, Japonia, Chiny, czy też Korea Południowa powoli wracają już do w miarę normalnego życia. Jak pokazały ostatnie dni, praktycznie każdy tydzień przymusowego zamrożenia gospodarki może wyrządzić ogromne szkody, dlatego czas gra niewątpliwie na korzyść całej Azji.

Wady demokracji liberalnej
Świat Zachodu szczyci się swoją liberalną demokracją, przedstawiając ją jako najbardziej doskonały z ustrojów na świecie. Brak realnego zabezpieczenia przeciwko globalnej pandemii pokazał jednak, że procedury demokratyczne nie są w stanie zapobiec wyborowi na ważne urzędy polityków zwyczajnie nieodpowiedzialnych. Decyzje hiszpańskiego rządu premiera Pedro Sáncheza podejmowane w pierwszych dniach wybuchu pandemii znajdą zapewne finał przed Trybunałem Stanu, a wiele zastrzeżeń budzić może także błędna strategia wybrana początkowo przez brytyjskiego premiera Borisa Johnsona. Liberalna demokracja niestety raczej rzadko idzie w parze z polityką odpowiedzialności i zapobiegliwości, a górę w niej biorą instynkty stadne nakazujące lekceważenie wszelkiego rodzaju zagrożeń: począwszy od problemu muzułmańskiej imigracji, a skończywszy na tworzeniu procedur epidemiologicznych.

Rzecz jasna, dużo lepszym zabezpieczeniem przed tego typu czynnikami nie jest z pewnością model rządów, który obowiązuje w Chinach. Powszechna inwigilacja i łamanie praw obywatelskich z pewnością nie sprzyjają budowaniu społecznego kapitału. Państwom azjatyckim najzwyczajniej w świecie pomogło to, że wyciągnęły lekcję z wcześniejszych epidemii SARS czy też MERS i dzięki temu zdołały stłumić rozprzestrzenianie się wirusa, nim sparaliżował całą służbę zdrowia i gospodarkę.

W czasach nadchodzącej depresji azjatycki model sprawowania władzy (w skład którego wchodzi zarówno chiński autorytaryzm, jak i japoński czy koreański demokratyzm o innej niż zachodnia specyfice) wydaje się jednak dodatkowym atutem ze względu na większą samodyscyplinę społeczeństwa i skłonność do podporządkowania się władzy. Przezwyciężenie kryzysu związanego z koronawirusem będzie najprawdopodobniej wymagało nie tylko sporych wyrzeczeń materialnych, ale także okresowego ograniczenia swobody w związku z monitoringiem zachorowań przy pomocy geolokalizacji czy też kamer. W Korei Południowej władza korzysta z tego rodzaju środków już od lat, dzięki czemu udało jej się wyjść z kryzysu z obronną ręką. Z perspektywy krajów zachodnich zetknięcie z koronawirusem stanowi zupełnie nowe doświadczenie i będzie dopiero wymagało opracowania nowych procedur.

Walutowa wojna
Najważniejsza rozgrywka najbliższych miesięcy będzie jednak dotyczyła kwestii walutowych. Chiny już od dawna budowały szeroką międzynarodową koalicję na rzecz odebrania dolarowi statusu globalnej waluty rezerwowej. Ogromny wzrost zadłużenia Stanów Zjednoczonych przy jednoczesnym zastoju gospodarczym jeszcze bardziej podkopał zaufanie do amerykańskiej waluty. Z pewnością za wcześnie na to, aby ogłaszać już triumf chińskiego juana, który odpowiada wciąż jedynie za ok. 4 proc. wszystkich światowych transakcji. Z drugiej jednak strony już od dawna rynki nie wyrażały tak wielkiego braku zaufania wobec dolara, o czym świadczy najlepiej kurs złota, który po początkowych zawirowaniach wystrzelił zdecydowanie w górę.

Choć chiński juan nie posiada lepszego zabezpieczenia niż dolar i ma wciąż skromny udział w globalnym handlu, najbliższe miesiące mogą znacząco zmodyfikować finansowe status quo. Jeżeli Chiny będą jednym z niewielu krajów zdolnych produkować cokolwiek i efektywnie wysyłać swoje towary zagranicę, mogą stosunkowo szybko zbudować silną pozycję swojej waluty. Tym bardziej, iż w wyniku drastycznego spadku cen ropy w ostatnich tygodniach dolar stracił jeden ze swoich fundamentów. Obecnie ciężko oczywiście przesądzać, czy sytuacja podąży w tym właśnie kierunku, lecz trudno byłoby oczekiwać, aby Chiny Xi JinPinga nie zechciały wykorzystać nadarzającej się sytuacji do wzmocnienia swojej pozycji, skoro od dawna nie kryły się ze swoimi zamiarami.

Przewagę Azji łatwo dostrzec także na przykładzie szeregu innych czynników, jak choćby oszczędności zgromadzonych w ostatnich latach przez biznes. W Japonii czy też w Korei Południowej oszczędności korporacji sięgają poziomu nawet 30–40 proc. całego PKB, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych czy też Europie Zachodniej są nawet kilkukrotnie niższe. Innymi słowy, azjatycki model prowadzenia biznesu okazuje się zapewniać o wiele lepsze zabezpieczenie przed możliwymi wstrząsami. Tymczasem jak ujawniło niedawno badanie przeprowadzone przez JP Morgan Chase Institute, amerykańskie firmy zatrudniające mniej niż 500 pracowników mają średnio zasoby gotówkowe wystarczające na zaledwie miesiąc działalności. Nastawiony silnie na konsumpcję i kredyt zachodni model biznesowy okazał się niezwykle podatny na zawirowania i dlatego zaczyna coraz szybciej przegrywać konkurencję ze swoim azjatyckim odpowiednikiem.

Najbardziej znaczącą sceną ostatnich dni był zaś moment, w którym chińskie władze zaproponowały ogarniętym epidemią Stanom Zjednoczonym pomoc medyczną. Do tej pory naczelnym „lekarzem” prowadzącym walkę ze światowymi epidemiami (m.in. SARS w 2003 roku) były USA. W 2020 roku bez chińskiej pomocy Amerykanie najprawdopodobniej nie będą w stanie poradzić sobie z epidemią koronawirusa. Na razie to jedynie symbol, lecz świat zmienia się ostatnio w tak szybkim tempie, że niemal żaden scenariusz nie wydaje się mało prawdopodobny.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news