-1.7 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Przekręty kowidowe

Thomas Sowell, profesor na Uniwersytecie Stanforda, ekonomista i komentator życia społecznego i politycznego zauważył: „oszustwa i nadużycia zdarzają się we wszystkich strukturach organizacyjnych, w tym zarówno w totalitarnych, jak i demokratycznych rządach, a także w organach Organizacji Narodów Zjednoczonych i organizacjach charytatywnych”. Wydarzenia mijającego roku zdają się potwierdzać słowa wybitnego czarnoskórego intelektualisty.

Świńska grypa czy świńskie interesy na grypie?

Dekadę temu media wielu krajów zdominował temat grypy A/H1N1, zwanej świńską grypą. Pandemia (dziś wiemy, że rzekoma) wybuchła wiosną 2009 r., a odwołana została przez WHO latem 2010 r. Globalny zasięg choroby, a nade wszystko powiązane z nią interesy ekonomiczne i polityczne niewielkich, ale za to ważnych grup społecznych praktycznie uniemożliwiły przedstawienie dokładnej liczby zgonów. Dostępne dane wahają się od 150 tys. do pół miliona ofiar śmiertelnych. Aby uzmysłowić sobie skalę niejasności w tym względzie zauważmy, że w chwili odwołania świńskiej grypy w sierpniu 2010 r. mowa była o 18,5 tys. zgonów z powodu A/H1N1!

Mieczysław Gałuszka, socjolog, w artykule „Medykalizacja w kulturze strachu: Przykład medialnej ekspozycji grypy A/H1N1”, napisanym niedługo po wygaszeniu pandemii, zauważył, że zarówno działania WHO podjęte w okresie zachorowań na świńską grypę, jak też ujawnione później związki ekspertów nakręcających w społeczeństwie kasandrycznymi wypowiedziami psychozę strachu z firmami farmaceutycznymi potwierdzają tezę sformułowaną przez Ulricha Becka, zmarłego przed kilku laty niemieckiego socjologa, mówiącą iż „system przemysłowy czerpie profity z zagrożeń, które sam produkuje” oraz że „zmieniające się definicje ryzyka pozwalają tworzyć zupełnie nowe potrzeby, a co za tym idzie, nowe rynki zbytu”. Gałuszka przypomniał też, iż dzięki pracy niektórych mediów, nieobawiających się dociekać prawdy, do opinii publicznej przebiły się informacje, „że wokół groźby pandemii grypy powstał układ interesów oparty na pieniądzach, wpływach, karierach i władzy różnych instytucji. Dziennikarskie śledztwa demaskowały dynamiczną sieć związków różnych podmiotów, którym zależało na wywołaniu globalnej psychozy”. Nic przeto dziwnego, że wielu obserwatorów życia publicznego uznało, że to właśnie interesy polityczne i ekonomiczne, a nie zagrożenia zdrowotne leżały u podłoża ogłoszenia przez WHO pandemii. – Ogłoszenie pandemii było irracjonalne – powiedział brytyjski parlamentarzysta Paul Flynn, autor sprawozdania „Zarządzanie pandemią H1N1”. Polityk ocenił na 570 mln funtów wydatki Wielkiej Brytanii na szczepionki, dodając, że przemysł farmaceutyczny zarobił miliardy euro.

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy (ZPRE) skrytykowało postępowanie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w przypadku grypy A/H1N1. Niepokój Zgromadzenia wzbudziła szczególnie odmowa podania przez WHO nazwisk i deklaracji interesów członków Komisji Nadzwyczajnej – ekspertów rekomendujących swym autorytetem zalecenia wydawane przez WHO. „Przy podejmowaniu decyzji powinni być wykluczeni eksperci, w przypadku których występuje konflikt interesów” – stwierdziło ZPRE. Sugerowano przy tej okazji pilną potrzebę powołania komisji, która zbadałaby wszystkie mechanizmy kryjące się za decyzjami podejmowanymi w związku z pandemią H1N1, „gdyż brak przejrzystości przy podejmowaniu publicznych decyzji podminowuje zasady demokratyczne i dobre rządy”, pisał przed dekadą Medonet.

Zaraza lubi się powtarzać: COVID-19

Brytyjski oddział Transparency International (TI) poinformował, że w wielu krajach – od Brazylii i Stanów Zjednoczonych na półkuli zachodniej, po Wielką Brytanię, Słowenię, Bośnię czy Rumunię na półkuli wschodniej, w ramach walki z kowidem lukratywne kontrakty przyznano dobrze żyjącym z władzami firmom, potencjalnie ze szkodą dla tych z większą wiedzą fachową, ale „bez dojść”. W niektórych przypadkach firmy bez żadnego doświadczenia w sektorze medycznym otrzymywały zamówienia za miliony funtów.

Niedawno Peter Geoghegan, autor książki „Demokracja na sprzedaż: ciemne pieniądze i brudna polityka” (Democracy for Sale: Dark Money and Dirty Politics, 2020) alarmował brytyjską opinię publiczną, że COVID-19 ujawnił głębię poplecznictwa i „podwieszeń” w brytyjskim życiu publicznym. W artykule pod wymownym tytułem „Kumoterstwo i klientelizm” (Cronyism and Clientelism) opublikowanym na początku listopada w „London Review of Books” Geoghegan przypomniał, że początkowo polityka konserwatywnego rządu Wielkiej Brytanii kierowanego przez Borisa Johnsona wobec COVID-19 była nastawiona na uzyskanie odporności stadnej. Johnson przyjął podejście leseferystyczne: ludzie powinni dokładnie myć ręce, ale poza tym mogli swobodnie zajmować się swoimi sprawami. Jednak pod koniec marca narracja uległa radykalnej zmianie.

W wystąpieniu telewizyjnym premier podkreślał grozę pandemii oraz narzucił Brytyjczykom narodową kwarantannę – „you must stay at home” (musisz zostać w domu) zdominowało przestrzeń publiczną Wysp. Kilka dni później Johnson zaraził się SARS-CoV-2 i trafił do szpitala, gdzie podano mu tlen. Po trzech dniach jego stan zdrowia poprawił się na tyle, że mógł opuścić OIOM. Później premier nie szczędził publicznych opowieści o tym, co czuł i jak czuł, gdy leżał w łóżku złożony kilkudniową niemocą. W ten sposób wzmógł sączony od tygodni przekaz medialny – kowid nie ma względu na osoby. Nawet ci na stanowiskach, nawet ludzie znani, o wysokim statusie społecznym i ekonomicznym nie wykupią się i nie wybronią swoimi wpływami przed „morem”. A co dopiero mówić o nas, szarych zjadaczach chleba? Dlatego nie dyskutuj, nie mędrkuj, tylko noś maskę, trzymaj dystans i myj ręce przez czas potrzebny do dwukrotnego zaśpiewania „Happy Birthday”. I słuchaj tego, co mówi premier, minister zdrowia i eksperci rządowi.

Bo cnotę funtami się mierzy

Kto zarobił na zmianie narracji, jaka dokonała się na Wyspach? Firmy reklamowe współpracujące z rządem, jeszcze w czasach kampanii wyborczej oraz podczas referendum w sprawie brexitu. To one wypichciły slogan „Zostań w domu. Chroń życie”, jak też wpadły na pomysł szafowania argumentem – szantażem moralnym, mówiącym że osoby nieprzestrzegające restrykcji doprowadzą do załamania sytemu opieki zdrowotnej, a co za tym idzie śmierci wielu tysięcy ludzi. W tym zwłaszcza osób starszych.

Jak pisał „The Guardian”, latem 2020 r. rząd udzielił „zaprzyjaźnionej” firmie Topham Guerin kontraktu o wartości 3 mln funtów na opracowanie polityki informacyjnej rządu w kwestii pandemii. Umowa – uzgodniona bez przetargu konkurencyjnego – została podpisana na początku maja, ale, co nietypowe, datowana była wstecz na 17 marca, na kilka dni przed zmianą narracji w sprawie COVID-19. Również Hanbury Strategy, firma public relations Paula Stephensona, dostała szereg kontraktów rządowych. Otrzymała 580 tys. funtów na badanie „postaw i zachowań społeczeństwa w odniesieniu do pandemii” bez żadnego przetargu. Stephenson był mocno zaangażowany w kampanię na rzecz brexitu. Drugi założyciel Hanbury, Ameet Gill, był dyrektorem strategii komunikacyjnej konserwatywnego rządu Davida Camerona.

Podane przykłady w żadnej mierze nie wyczerpują problemu korupcji. Peter Geoghegan pisze też o skandalicznym zjawisku outsourcingu jako powszechnie używanej w Anglii metodzie walki z „pandemią”. Przypomnijmy, że outsourcing polega na przekazywaniu, w tym wypadku przez agencje rządowe, zadań, funkcji, projektów i procesów do realizacji firmie zewnętrznej. Często są to agencje mające powiązania z politykami partii władzy, ale nieposiadające doświadczenia w zakresie otrzymanych zleceń. Firma, której współwłaścicielem był członek ugrupowania premiera Johnsona, dostarczająca produkty kosmetyczne do sieci handlowych, otrzymała kontrakt na 65 mln funtów na dostarczenie masek na twarz NHS. Mała, przynosząca straty firma zajmująca się dystrybucją urządzeń medycznych, prowadzona przez konserwatywnego radnego w Stroud, otrzymała z kolei kontrakty o wartości ponad 270 mln funtów na dostawę sprzętu ochrony osobistej. Ayanda Capital, rodzinna firma inwestycyjna specjalizująca się w handlu walutami, nieruchomościach, finansowaniu handlu, otrzymała kontrakt na 252 mln funtów na dostarczenie masek na twarz, z których 50 mln nigdy nie było używanych z powodu wad.

Być może tu należy szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego rządy wielu krajów tak bardzo naciskają na obowiązek noszenia masek, mimo że nawet najnowsze wytyczne WHO zatytułowane „Porady dotyczące stosowania masek w kontekście COVID-19” z czerwca 2020 r. ponownie podkreślają, że „nie ma bezpośrednich dowodów (pochodzących z badań) na skuteczność uniwersalnego maskowania zdrowych ludzi w społeczności w celu zapobiegania rozprzestrzenianiu się wirusów układu oddechowego, w tym COVID-19”. W związku z tym organizacja poleca, aby poszczególne państwa podejmowały decyzje odnośnie do obowiązku noszenia masek według własnego uznania.

Medycyna upolityczniona i zmonetyzowana

W listopadzie tego roku w „British Medical Journal’ (The BMJ), znanym naukowym piśmie medycznym, pojawił się artykuł „COVID-19: upolitycznienie, »korupcja« i tłumienie nauki” (COVID-19: politicisation, „corruption”, and suppression of science)1. Autor tekstu, dr Kamran Abbasi jest redaktorem naczelnym pisma oraz profesorem Katedry Podstawowej Opieki Zdrowotnej i Zdrowia Publicznego w Imperial College w Londynie. Uczony nie ma wątpliwości, że obecnie nauka medyczna jest pod bardzo silną presją. Przynosi to tragiczne skutki dla ludności.

Politycy i rządy tłumią naukę. Mówią, że robią to w interesie publicznym, aby przyspieszyć dostępność diagnostyki i leczenia. Robią to, aby wspierać innowacje i szybko wprowadzać produkty na rynek. „Oba te powody są częściowo prawdziwe, jednak największe oszustwa są ukryte w ziarnie prawdy”, zauważa dr Abbasi, dodając: „Za tę sytuację odpowiedzialni są politycy i przemysł. Podobnie naukowcy i eksperci w dziedzinie zdrowia. Pandemia ujawniła, w jaki sposób można manipulować kompleksem medyczno-politycznym w sytuacjach nagłych i kryzysowych ”.

Autor „The BMJ” krytykował brytyjską reakcję na pandemię przede wszystkim dlatego, że w zbyt dużym stopniu opierała się na naukowcach i innych pracownikach rządowych, którzy, mówiąc wprost, korzystali finansowo z „walki z COVID-19”. Stąd w ich interesie było, aby schorzenie wywołane przez SARS-CoV-2 urosło do rangi pandemii i aby pandemia ta trwała jak najdłużej. Angażowani eksperci bądź posiadali firmy produkujące testy diagnostyczne COVID-19 i szczepionki, bądź byli udziałowcami tych firm, bądź też w nich pracowali. Ludzie ci podejmowali działania wymierzone w firmy konkurencyjne, faworyzując te należące do nich, do ich przyjaciół bądź współpracowników.

Dr Kamran Abbasi powołując się na „Daily Mail” wskazał, że dr Patrick Vallance, główny doradca naukowy brytyjskiego rządu, ma interes finansowy w wyścigach koncernów poszukujących szczepionki. Gazeta poinformowała też, iż sir John Bell posiada ponad 773 tys. funtów udziałów w firmie farmaceutycznej Roche. Firma sprzedała do Wielkiej Brytanii milion „bezcelowych” zestawów do badań przesiewowych przeciwciał. Bell jest głównym doradcą rządowym w sprawie COVID-19 i profesorem na Uniwersytecie Oksfordzkim. W maju rząd zgodził się kupić za 13,5 mln funtów testy przeciwciał firmy Roche.

Szalony wyścig po szczepionkę

W sytuacji niebotycznej psychozy kowidowej, rozpętanej przez rządy i media wskazujące, że jedyną naprawdę skuteczną metodą, aby ujść przed „morowym powietrzem” i „śmiercią w męczarniach pod respiratorem” jest szczepionka, koncerny zajmujące się skutecznymi terapiami zakaźnych schorzeń stoją przed szansą złotych żniw. Brytyjski oddział TI zauważył, że „przy ogromnej liczbie firm biotechnologicznych i uniwersytetów konkurujących o stworzenie szczepionek i skutecznych terapii, pokusa pójścia na skróty będzie ogromna. Zbyt wiele firm farmaceutycznych i publicznych organów badawczych już teraz słynie z nieopublikowania pełnych wyników i braku przejrzystości dokumentacji, co stwarza możliwości manipulacji danymi. To z kolei może stanowić zagrożenie dla zdrowia publicznego”.

Nie ma podstaw, aby stwierdzić, że w przypadku badań nad szczepionką antykowidową będzie inaczej, ostrzega TI. Znaczna ilość pierwszej fali badań szczepionek przeciw SARS-CoV-2 miała istotne wady projektowe. Ponadto pokaźna część sponsorów studiów nad pozyskaniem szczepionki nie słynie z przejrzystości swych działań: są oni obarczeni zarzutami mówiącymi, że opłacane przez nich wcześniejsze badania kliniczne nie przestrzegały zwyczajowych standardów i wymogów obowiązujących w pracach doświadczalnych nad lekami. Niedawno głośno było o tym, że mała amerykańska firma farmaceutyczna sfabrykowała bazę danych. Miały one pochodzić rzekomo z dokumentacji medycznej prawie 100 tys. pacjentów z COVID-19 leczonych w 167 szpitalach, ale nie pochodziły. Dwie prace naukowe oparte na tych sfałszowanych danych zostały opublikowane w dwóch najbardziej wpływowych czasopismach medycznych na świecie.

Transparency International przypomniała też sprawę leku przeciwwirusowego o nazwie Tamiflu. Miał on bardzo skutecznie zwalczać świńską grypę, a w rzeczywistości panaceum, na którego wyprodukowanie wydano miliony dolarów, okazało się równie skuteczne jak paracetamol.

Cui prodest?

Wielu z nas, nie bez racji, uważa, iż „pandemia” potrwa bardzo długo, bowiem opłaca się to tym medykom, którzy są zaangażowani w jej „zwalczanie”. Również ekspertom, doradcom, utytułowanym krzykaczom, którzy ubliżaniem i wygadywaniem niestworzonych rzeczy na temat rzekomo czającego się zewsząd „śmiertelnie groźnego” wirusa wyładowują swoje frustracje wynikające z tego, że ich wątłe talenty nie pozwoliły im na zrobienie prawdziwej, a nie pustej, formalnej kariery. Jednak pieniądze, jakie w ten sposób zdobywają, są i tak niczym w porównaniu z zyskami osiąganymi przez poważnych graczy. Pod koniec października Business Insider pisał, że od marca do czerwca 2020 r. założyciel Amazona, Jeff Bezos odnotował wzrost swojego majątku szacunkowo o 48 mld dolarów. Założyciel platformy wideokonferencyjnej Zoom powiększył swoje zasoby o ponad 2,5 mld dolarów, a wartość netto byłego dyrektora generalnego Microsoftu Steve’a Ballmera wzrosła o 15,7 mld dolarów. Magnat kasynowy Sheldon Adelson odnotował wzrost swojego majątku o 5 mld dolarów, podczas gdy Elon Musk odnotował wzrost o 17,2 mld dolarów. Podsumowując, miliarderzy w Stanach Zjednoczonych zwiększyli do tej pory swoją łączną wartość netto o 637 mld dolarów. W tym samym czasie ponad 40 mln Amerykanów straciło pracę z powodu „pandemii”. Wiele małych firm zamknięto z powodu blokad i dystansu społecznego, a inne musiały próbować działać w warunkach pracy zdalnej, co nie zawsze kończyło się dla nich sukcesem.

Skoro dziesiątki milionów Amerykanów nie ma wypłaty, a giełda spadła w marcu o 37 proc., jak to się dzieje, że bogaci wciąż się bogacą? – pyta Business Insider. Podstawową przyczyną jest skrajnie niesprawiedliwy system pomocy udzielany firmom. Najwięcej w ramach walki z kryzysem otrzymują banki i korporacje. Sprawia to, że – mówiąc wprost – perturbacje opłacają się plutokratom. Im są one większe i im częściej występują, tym lepiej.

W 2008 r. podpisano ustawę o nadzwyczajnej stabilizacji gospodarczej, która stworzyła program o wartości 700 mld dolarów na zakup zdewaluowanych aktywów od banków. Nazywało się to „Troubled Asset Relief Program” (TARP). Później prezydent Obama przeznaczył 75 mld dolarów funduszy z TARP, aby pomóc zmniejszyć spłaty odsetek właścicielom domów pod wynajem. Oznacza to, że właściciele domów otrzymali około 10 proc. tego, co otrzymały banki i korporacje.

Ta sytuacja prowadzi do drugiego źródła sukcesów finansowych, które stały się udziałem najbogatszych podczas głębokich perturbacji gospodarczych. Kiedy giełda wydostała się z bessy, nierówne ratowanie podmiotów sprawiło, że bogaci wciąż mieli pieniądze na inwestycje, a tym samym na zysk, podczas gdy klasy średnie i niższe nie. W 2008 r. Rezerwa Federalna obniżyła krótkoterminowe stopy procentowe prawie do zera, które pozostały na tym poziomie prawie dekadę, przypomniał Business Insider. To utorowało drogę do historycznej hossy na Wall Street, która rozpoczęła się w 2009 r. i trwała do czasu, kiedy wybuchła histeria kowidowa, a wraz z nią pojawiła się kolejna hossa dla najzasobniejszych, tym razem wzięta z kieszeni dręczonego obostrzeniami podatnika.

„Kiedy rzetelne badania naukowe są tłumione przez medyczno-polityczny kompleks, ludzie umierają”, alarmuje dr Kamran Abbasi. Nie wszyscy, dodajmy. Bowiem ci, którzy w największym stopniu odpowiadają za to tłumienie, żyją i mają się dobrze, a nawet nadzwyczaj dobrze.

1. Za zwrócenie uwagi na ten artykuł dziękuję anonimowemu autorowi wpisu na stronie Do Rzeczy.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news