0.4 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Wojna Polaków z bankami

Już dziś liczba pozwów składanych przez Polaków przeciwko bankom szybko rośnie. Po wyroku z 25 marca, gdy sytuacja się wyjaśni, będzie tych pozwów jeszcze więcej.

16 lutego br. Sąd Najwyższy wydał wyrok korzystny dla tych, którzy mają kredyty we frankach szwajcarskich. Mogą oni dochodzić zwrotu zapłaconych bankowi pieniędzy, nawet jeśli nie przewyższają one kwoty wypłaconego kredytu. Spór pomiędzy kredytobiorcami a bankami trwa od kilku lat. Górą na razie są formalnie klienci. Większość umów kredytowych we frankach szwajcarskich została uznana za wadliwe, krótko mówiąc, za sposób na naciągniecie klienta. Wszystko ma rozstrzygnąć się 25 marca br., gdy wypowie się Izba Cywilna Sądu Najwyższego. Ta wypowiedź powinna być wiążąca dla większości sędziów i postępowań. I tak dowiemy się, czy można poprawiać umowę kredytową, jeżeli zawiera ona niedozwolone postanowienia. Czyli czy można zmienić ją tak, aby była zgodna z prawem? Czy sądy mogą usunąć wadliwy zapis, czyli zmienić pożyczkę tak, jakby była zaciągana w złotówkach, a nie we frankach? Kiedy zaczął się bieg przedawnienia roszczeń w wypadku stwierdzenia nieważności umowy kredytu? Czy bank może żądać wynagrodzenia za korzystanie z pieniędzy przez klienta, jeżeli zostanie stwierdzona nieważność umowy? Już dziś liczba pozwów składanych przez Polaków przeciwko bankom szybko rośnie. Według portalu Bankier.pl na jesieni 2020 r. w sądach trwało przynajmniej 24 tys. takich postępowań, a ich liczba w drugim półroczu wzrosła aż o jedną trzecią. Po wyroku z 25 marca, gdy sytuacja się wyjaśni, będzie ich jeszcze więcej.
Dziki wschód
Kampanię prezydencką w 2015 r. Andrzej Duda prowadził pod hasłem konieczności pomocy tym, którzy dali się nabrać na kredyty we frankach szwajcarskich (CHF). Generalnie banki chciały ich udzielać i zdarzało się, że ktoś, kto nie mógł w złotówkach pożyczyć 400 tys. zł, nagle uzyskiwał zdolność kredytową w CHF na poziomie ok. 500 tys. zł. Podczas gdy w walucie powinna być ona niższa, a nie wyższa, z powodu dodatkowego ryzyka kursowego. Trudno nie zgodzić się z tezą, że kredyty w CHF były pułapką założoną przez banki na naiwnych klientów, którzy bardzo pragnęli kupić własne mieszkanie. Po zwycięskich wyborach prezydent Duda odpuścił sprawę. Okazało się jednak, że rezygnacja prezydenta nie była taka zła dla kredytobiorców. Zaczęli bowiem wygrywać sprawy w sądach. Chociaż banki wciąż jeszcze twardo walczą i czasem idą z kontrpozwami (za bezumowne korzystanie z kapitału, skoro sądy unieważniają umowy), to widać wyraźnie, że sędziowie częściej stają po stronie kredytobiorców.
Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) postuluje zawieranie ugody między bankiem a klientem. Jeżeli nie staną się one powszechne, to banki utoną w pozwach. Problem w tym, że coś, co wydaje się groźne, ma też dobre strony. Lawiny pozwów sparaliżują sądy, a więc na rozstrzygnięcie sporów będzie czekało się latami. Banki mają pieniądze, prawników, im się nigdzie nie śpieszy. To przysłowiowy „Kowalski”, który ma nieokreślony prawny status nieruchomości i konflikt z bankiem, ma większy problem.
Potencjalnie do sądu może i powinien pójść każdy, kto ma kredyt hipoteczny w CHF. Według danych BIK takich kredytów jest 428 tys., czyli sprawa dotyczyć może około miliona Polaków (kredyty często brały pary lub małżeństwa). Do spłaty mają ok. 102 mld zł. Wiele z tych osób zaciągało kredyty, gdy frank kosztował 2 zł. Dziś spłaca go przy kursie ponad 4 zł. Po kilkunastu latach spłacania muszą oddać wciąż więcej, niż pożyczyły. To właśnie jest słynna pułapka na frankowiczów. Dla tych pechowców sprawa w sądzie to często jedyny sposób, aby wyjść z tej pułapki. I chociaż Polacy za chodzeniem do sądów nie przepadają, to będą próbować swojej szansy.
Obecnie ukształtowała się praktycznie jednolita linia orzecznictwa. Najczęściej oznacza ona unieważnienie umowy kredytowej. W niektórych wypadkach sędziowie decydują się przeliczyć kwotę długu na złotówki z dniem zaciągnięcia kredytu, ale oprocentowanie zostawiają jak przy pożyczce we frankach szwajcarskich. W obu wypadkach sytuacja klientów ulega radykalnej poprawie, a banki mają kłopot.
W wypadku nieważności umowy kredytowej pozostaje kwestia korzystania z kapitału banku przez kredytobiorcę. To właśnie na pytanie, co to może oznaczać, ma 25 marca odpowiedzieć Sąd Najwyższy. Największy problem z kredytami w CHF ma obecnie kontrolowany przez państwo PKO BP – 21 mld zł. Chociaż i tak nie jest to jakaś tragedia, bo to „tylko” 9 proc. portfela kredytowego banku. Drugi w kolejności Santander Bank ma kredyty frankowe warte 9 mld zł, stanowiące 7 proc. wartości udzielonych pożyczek.
Kłopoty mogą mieć mBank i Millenium. Ten pierwszy ma już 7,5 tys. spraw w sądzie, gdzie stawką jest 1,5 mld zł. Drugi 5 tys. spraw. Gorzej dla tych banków, że te kredyty w wypadku mBanku stanowią 12 proc. udzielonych pożyczek, a w wypadku Millennium aż 20 proc. Najgorzej ma się Getin Bank, tutaj aż jedna czwarta kredytów to właśnie pożyczki hipoteczne w CHF.
Długi bój
Korzystny dla frankowiczów wyrok z 25 marca może znacząco wpłynąć na perspektywy finansowe tych banków. KNF chce „sprawiedliwego” rozwiązania problemu, czyli systemowej zmiany kredytów we frankach na kredyty w złotówkach, jednak przy podniesieniu oprocentowania. Banki nie palą się do takiej formy porozumienia, bowiem nie gwarantuje ona, że kredytobiorcy nie skorzystają z ugody i mając bardziej komfortową sytuację, nie pójdą do sądu. Już dziś na rozprawy w sprawach kredytowych czekać trzeba wiele miesięcy, dlatego straszak w postaci kolejnych pozwów dla banków wielki nie jest – system nie jest w stanie ogarnąć tych, które już są złożone, o kolejnych dziesiątkach tysięcy nie wspominając. Dziś na pierwszą instancję trzeba liczyć czas 2,5-3 lat, a potem jest jeszcze 1-1,5 roku na wynik apelacji. Nie każdy ma czas na prawie pięcioletnią wojnę z bankiem. Dlatego w tej sprawie wszystko zależy od indywidualnej sytuacji kredytobiorcy. Im silniejszy jest finansowo, tym bardziej opłaca mu się twarda wojna. W dłuższej perspektywie bowiem nie może stracić na walce w sądzie. Jeżeli jednak „krwawi”, to wówczas ugoda z bankiem wydaje się być bardziej rozsądną ścieżką.
Pojawiają się też oferty od kancelarii, które szykują pozwy zbiorowe. Pozywać też mogą ci, którzy spłacili swoje kredyty, ale zawierały one klauzule niedozwolone. Jest w tym coś sprawiedliwego, że banki, które półtorej dekady temu założyły na klientów pułapkę, sprzedając im produkt przypominający bilet do kasyna, a nie pożyczkę, dziś same muszą się mierzyć z problemami. Jak zauważył jeden z adwokatów w tej sprawie, bankierzy za późno zrozumieli, że sędziowie to też ludzie i mają kredyty we frankach szwajcarskich lub rodziny, które je zaciągnęły.

FMC27news